5.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

25 gwiazdek = nowy rozdział!


Stanęłam przy stole bilardowym i kątem oka popatrzyłam na szatyna, który zmierzał w moją stronę. Westchnęłam, kręcąc głową, dlaczego dałam się w to wpakować? Jako człowiek mogłabym zacząć normalnie życie, ale nie! Ja muszę się bawić z najbardziej nieobliczalnym z Mikaelsonów. Pogratulować inteligencji. I jakim cudem mogłam zapomnieć o braniu werbeny, jako czarownica nie musiałam się tym przejmować, ale jako człowiek wszędzie czaiło się na mnie niebezpieczeństwo. Plus w mojej krótkiej karierze czarownicy zdążyłam narobić sobie sporo wrogów...

-Panie mają pierwszeństwo. - mruknął i skończył ustawiać bile. Szybko sięgnął po dwa kije i podał mi jeden. Niechętnie go przyjęłam i ustawiłam się przy stole. Nie grałam wiele razy, ale kiedy już mi się zdarzyło szło mi całkiem nieźle. Może młody Mikaelson, wcale nie jest taki dobry? Mam nadzieję... Westchnęłam i uderzyłam po raz pierwszy, dwie bile wpadły do łuzy. Nie jest źle.

Kol uśmiechnął się pod nosem i stanął obok mnie, nie czekając odsunęłam się od czekoladowookiego i spiorunowałam wzrokiem. Dystans, Kol. Proszę Cię tylko o dystans. Czy to dla niego zbyt wiele?

Nim się obejrzałam była moja kolej, później jego i ponownie moja. Gra toczyła się dość długo i szliśmy praktycznie łeb w łeb. Kol z całych sił robił wszystko, żeby mnie zdekoncentrować. I niestety szło mu to całkiem nieźle. Okey. Jeden dobry ruch i wygram, jeśli to spieprzę to on dostanie to czego chce... Skup się Bonnie. Wdech i wydech.

Ostrożnie przełożyłam kij na palce i gdy już miałam wykonać pchnięcie poczułam dłoń szatyna na mojej talii. Momentalnie na moim ciele pojawiły się ciarki i przeszedł mnie dreszcz. Nim zdążyłam zareagować, druga dłoń pierwotnego znalazła się na moim biodrze, spanikowana ruszyłam kij i bile, ale te nie wpadły w odpowiednie miejsce. Szybko się odwróciłam i oparłam plecami o stół by być jak najdalej od Mikaelsona.

-Oszukujesz. - syknęłam przez zaciśnięte zęby.

-Och kochanie, to nie moja wina, że mój dotyk Cię rozprasza. Zresztą... Nie tylko Ciebie - wzruszył ramionami - Podczas mojego tysiącletniego życia, nie jedna kobieta straciła głowę dla Kola Mikaeslona. - mruknął zadowolony.

Parsknęłam śmiechem.

-Dlaczego mam wrażenie, że traciły głowy dosłownie? - prychnęłam krzyżując ręce na piersi.

- Nie zaprzeczę, zdarzało się i tak, ale zdecydowana większość wolała jednak w sposób przyjemny spożytkować wolny czas. I powiem Ci, że nigdy nie słyszałem na siebie żadnych skarg. - uśmiechnął się przegryzając dolną wargę. Czy on właśnie ze mną flirtuje? Litości...

-Wampir ze słabym słuchem? - mruknęłam zaczepnie - Jesteś chyba pierwszy w historii. - prychnęłam. Lekceważąco przewrócił oczami.

-Mniejsza, zejdź mi proszę z drogi i daj wygrać grę. - wyszczerzył się i podszedł bliżej stołu. Spojrzałam na rozmieszczenie bili. Kurwa. On to wygra. Nie ma szans, żeby spieprzył tak banalny ruch. To jest przecież niemożliwe... Przygryzłam dolną wargę i z nadzieją w oczach patrzyłam na kij w dłoniach wampira. Chcę swoją moc! Wtedy mogłabym mu ten kij podpalić samym spojrzeniem.

Nim się obejrzałam ostatnia bila wpadła do łuzy. Wygrał. Sukinsyn wygrał...

Westchnęłam i załamana pochyliłam głowę. Nie tak miało być...

Uniosłam wzrok i zobaczyłam jak Kol unosi ręce w geście zwycięstwa. I co ja mam teraz zrobić? Gdzie jest jakiś kołek z białego dębu, kiedy jest potrzebny?!

-Wygrałem, kochanie. - mruknął z uśmiechem od ucha do ucha.

-W nieuczciwy sposób. - dodałam i posłałam w jego stronę, stał sztuczny uśmiech na jaki tylko było mnie stać.

-Cel uświęca środki. Zwycięstwo to zwycięstwo. - wzruszył ramionami.

-Więc czego ode mnie chcesz? - zapytałam niechętnie.

-Dowiesz się w swoim czasie. - puścił mi oczko i poprawił kurtkę, którą miał na sobie, następnie ze sprawnością wampira opuścił pub. Wypuściłam głośno powietrze. W co ja się wpakowałam...


*****
Rozdział się spodobał? Zastaw gwiazdkę i komenatrz! ❤
Do następnego rozdziału kochani!

Xoxo Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro