6.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

25 gwiazdek = nowy rozdział!



Siedziałam przy barze i popijałam whisky czekając aż Stefan się ocknie, co swoją drogą szło mu kiepsko, bo trwało już od czterech godzin. Westchnęłam patrząc na wskazówkę zegara, która przysunęła się o kolejną minutę.

-Salvatore. - syknęłam i szturchnęłam go nogą - Może już byś się łaskawie obudził? - prychnęłam. Przewróciłam oczami, gdy Stefan w dalszym ciągu leżał bez ruchu. - To się robi nudne... - marudziłam w dalszym ciągu.

Znudzona po raz kolejny sięgnęłam po szklankę i butelkę whisky, szybko napełniłam szkło do połowy i opróżniłam je, po czym usiadłam na ladzie patrząc na przyjaciela.

Dlaczego on nie może już wstać? Nie nudzi mu się bycie martwym? Patrzyłam na przyjaciela czekając aż wstanie. Nagle zielonooki wziął głęboki wdech i poderwał się w górę.

-W końcu! - krzyknęłam zeskakując z lady - Możemy wracać? - poprosiłam. Powoli wstał i podrapał się po głowie, mrużąc oczy.

-Gdzie Mikaelson? - mruknął rozglądając się. Przewróciłam oczy i skrzyżowałam ręce na piersi.

-Powiedzmy, że już sobie z nim poradziłam. - westchnęłam - Przy okazji, przypomnij mi żebym zaczęła znów brać werbenę. - mruknęłam. Pokiwał głową.

- Nie bierzesz werbeny? - zdziwił się.

-Kiedy byłam czarowanicą nie musiałam się martwić tym, że ktoś mnie zahipnotyzuje. - wzruszyłam ramionami - Całkowicie zapomniałam. - mruknęłam.

- Nie lepiej bransoletka albo coś w tym stylu? Możesz zapomnieć codziennie pić werbenę, a biżuterię będziesz miała cały czas przy sobie. - stwierdził.

- Nie głupie. - skinęłam głową z uznaniem.

-A co z Kolem? - zapytał marszcząc brwi, westchnęłam znudzona.

-Kol jak to Kol. Dałam się wciągnąć w te jego głupie gierki i teraz mam za swoje... - syknęłam, gdy ruszyliśmy do wyjścia. Otworzył i przepuścił mnie przodem.

-Zrobił coś głupiego? - spojrzał na mnie badawczo. Uroczo, martwił się o mnie.

-Tak. - skinęłam głową - Skręcił Ci kark. - warknęłam. Przewrócił oczami.

-Chodzi mi o Ciebie. - mruknął - Nie zrobił Ci nic?

- Nie. - pokręciłam głową - O dziwo nawet nie próbował. - westchnęłam - Chciałam się dowiedzieć co tutaj robi, zaproponował grę w bilarda. Odmówiłam, więc użył na mnie perswazji... - wyjaśniłam.

-Kto wygrał? - zapytał.

-On. - burknęłam.

- Co wygrał? Nie uwierzę, że to była gra bez żadnej stawki. To nie w jego stylu. - zacisnęłam usta.

-Powiedział, że się odezwie. - mruknęłam - Ale nie mam pojęcia czego może chcieć. - spojrzałam mu w oczy - I żeby nie było. On nie wygrał uczciwie! Oszukiwał. - warknęłam. Przecież to zwycięstwo to jeden wielki żart... Gdyby trzymał łapy przy sobie to nie wygrałby, na sto procent.

- Co to znaczy "oszukiwał"? - zainteresował się. Pokręciłam głową wzdychając.

- Nie ważne... Po prostu, muszę teraz uważać, bo wydaje mi się, że będę na celowniku najgorszego i najbardziej nieobliczalnego z Mikaelsonów. - westchnęłam.

-Myślisz, że chce Ci coś zrobić? - zmartwił się. Zastanowiłam się chwilę i zaprzeczyłam.

- Nie. - mruknęłam w końcu - Gdyby chciał mi coś zrobić to zrobiłby dziś, miał ku temu idealną okazję. Wydaje mi się, że jestem mu do czegoś potrzebna... Ale nie mam pojęcia do czego. - westchnęłam - Przecież nie mam już mocy. Jestem po prostu zwykłą dziewczyną...

- Nie pozwolimy mu się do Ciebie zbliżyć. - mruknął - Czegokolwiek by od Ciebie nie chciał, nie dostanie tego. - oznajmił dobitnie.

-Dziękuję. Myślisz, że wrócił sam czy z rodziną? - na samą myśl, że możemy mieć na głowie więcej niż jednego Mikaelsona robi mi się słabo. Tak gdzie Mikaelsonowie tam są kłopoty...

- Nie wiem. Mam nadzieję, że sam. On jeden to już masa problemów, a co dopiero oni wszyscy. - oznajmił - Zresztą Kol raczej był czarną owcą w swojej rodzinie. Wątpię, żeby nagle zabrało mu się na sentymenty i podróże rodzinnego. To całkowicie nie w jego stylu. - stwierdził po dłuższym zastanowieniu. Pokiwałam głową.

-Obyś miał rację. I oby Kol jak najszybciej się stąd ulotnił, jego obecność nie wróży nic dobrego dla nas. - skinął głową.

- To akurat racja. Tam gdzie Kol Mikaelson tam kłopoty, tak już było kiedy poznałem Klausa. Kol miał jakiś talent, żeby zawsze się w coś wpakować... - prychnął.

-Damon raczej nie będzie zachwycony jego obecnością. - dodałam.

-Taa... Nienawidzą się. - uniósł wzrok rozglądając się - Tak naprawdę to sam nie wiem czemu. - wzruszył ramionami.




*****
Podobało się? Zostaw gwiazdkę i komenatrz, do następnego rozdziału kochani! 🖤🖤

Xoxo Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro