Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Głośno westchnęłam podchodząc do krzesła, które stało niedaleko stolika. Usiadłam na nim patrząc na czarnowłosego.

- Przyszłaś się na mnie pogapić? - prychnął. - Jak tak bardzo cię podniecam to wpisz sobie moje imię w wyszukiwarkę.

- Nie upadłam jeszcze tak nisko. - mruknęłam.

- To po cholerę tu przyszłaś? - warknął wstając z łóżka. No, nieźle wkurzyłam Manuela. Podszedł do mnie powolnym krokiem niczym napastnik do swojej ofiary.

- Wyjaśnić to i owo. - westchnęłam stając na przeciwko niego.

- Nie mamy nic do wyjaśniania. - wywrócił oczami, a we mnie się zagotowało.

- Uwarzam inaczej! - krzyknęłam w napadzie złości. Rozejrzałam się dookoła, ale kiedy nie znalazłam w środku Poppingera odetchnęłam z ulgą.

- Zaskocz mnie. - prychnął podchodząc jeszcze bliżej. Stykaliśmy się klatkami piersiowymi. - Co chcesz sobie wyjaśniać?

- Dlaczego traktujesz mnie jak śmiecia? - spytałam.

- Nie zasługujesz na inne traktowanie. Jesteś tu tylko dlatego, że lecisz na kasę Stefana. - warknął. - Dobrze ci radzę spierdalać z naszego życia.

- Zastopuj trochę. - mruknęłam. - Nie lecę na kasę Krafta...

- Jasne. - nie dał mi skończyć. - Wszystkie jesteście takie same. Co musiałaś zrobić, żeby się do niego zbliżyć, hm? Dałaś już mu dupy?

- Nie jestem dziwką, Fettner. - rzęchnęłam. - Poza tym jako pierwszego poznałam Gregora, a Kraft sam chciał mojego facebooka.

- I sądzisz, że uwierzę ci w jakąś gatkę szmatkę? - prychnął. - Kobiety nie myślą o niczym innym tylko o kasie.

- Wal się. Peter mówił prawdę. - powiedziałam odsuwając się od niego.

- Co ci ten gówniarz nagadał? - spytał. No proszę, jednak mamy coś wspólnego. Tylko ja nie uważam, że Prevc jest gówniarzem. Z resztą kogo ja oszukuje. Peter też gówniarz.

- Nie powinno cię to obchodzić. - wywróciłam oczami kierując się w stronę drzwi. - Mam pozdrowić od ciebie jakieś dziwki? Wiesz, w końcu idę do swojego domu. - prychnęłam.

- Nie jestem męską dziwką! - krzyknął zbliżając się do mnie. Przycisnął mnie do ściany, a jego niegdyś łagodne oczy stały się teraz czarne.

- Z tego, co mówił Prevc wywnioskowałam co innego. Masz problemy z kobietmi? Oj...bidulek. - zacmokałam.

- Teraz przesadziłaś. - warknął. Nim zdążyłam zareagować wymierzył mi mocnego plaskacza w policzek. Złapałam się za bolące miejsce.

- Może nie jesteś męską dziwką, ale z pewnością damskim bokserem. - zawołałam. Potem usłyszałam trzask drzwi.

Nie wierzę. On mnie uderzył. On naprawdę mnie uderzył. Przyszłam tu w celach pokojowych, a obrywam z liścia. Warknęłam odpychając się od ściany. Podeszłam do drzwi chcąc wyjść z pokoju. Niestety ktoś mi w tym przeszkodził. Mianowicie wpadający Michael.

- Manu słuchaj...- zaczął. - Sophie! Co ty tu robisz?

- Miałam małą kłótnie z Fettnerem. - warknęłam. Michi z przerażeniem zeskanował mnie od stóp do głów. Jego wzrok zatrzymał się na zaczerwienionym policzku.

- On ci to zrobił? - spytał. Pokiwałam twierdząco głową. Nim zdążyłam zareagować dłoń Hayboecka dotknęła mojej wargi. Jak się okazało zranionej wargi.

- Chodź. - złapał mnie za dłoń. - Trzeba to przemyć. Steffi nie może tego zobaczyć, inaczej mocno się wkurzy.

- Niby dlaczego? - wyrwałam swoją rękę z jego silnego uścisku.

- Ugh...jak z dziećmi, jak z dziećmi... - pokiwał głową. - Chodź i nie marudź.

- Nigdzie nie idę. - warknęłam siadając na łóżku. Mam nadzieję, że było to łóżko Poppingera, a nie Fettnera.

- I to niby ja jestem dzieckiem? - wywrócił oczami. - Chodź to opatrzeć, bo Kraft mnie za tłucze.

- Nie ruszę się stąd póki nie odpowiesz na moje pytanie. - postawiłam sprawę na swoim.

- Bo mu na tobie zależy? - spytał wywracając oczami. - A teraz zapraszam panią do wyjścia. - otworzył mi drzwi. Nie sprzeciwiając się więcej wyszłam za Hayboeckiem.

﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏

- Wejdź. - mruknął Hay otwierając drzwi do swojego pokoju.

- Krafta nie ma w środku? - spytałam patrząc na Michiego z niepokojem.

- Czekaj! Możliwe, że tam siedzi! Poczekaj tu! Nie może cię zobaczyć! - wykrzyczał i wbiegł do pomieszczenia. Nasza operacja pod tytułem zdezynfekuj ranę wyglądała jak misja tajnych służb specjalnych. - Pusto. - wychylił głowę z pokoju, a następnie wtoczył się tam spowrotem niczym ninja. Szkoda tylko, że przy okazji wpadł na szafkę nocną. Przybiłam sobie facepalma podchodząc do niezdarnego Michaela.

- Zaraz to ciebie będzie trzeba opatrzyć. - zaśmiałam się.

- To nie było śmieszne. - warknął podnosząc się z podłogi. Po raz setny tego dnia chwycił mnie za dłoń i zaprowadził do łazienki. Czemu to zdanie zabrzmiało niczym z pięćdziesięciu twarzy Grey'a? A Elenour mówiła: Nie oglądaj tego przed snem".

Michi kazał mi usiąść na skraju wanny, a sam wszedł po chwili do pokoju.
Wrócił niosąc w prawej ręce zmorę ludzkości. Apteczkę pierwszej pomocy.

- Trzeba przemyć twoją wargę. - mruknął. - Wygląda obrzydliwie.

- Dzięki. - prychnęłam. - To nie ty dostałeś po twarzy.

- Trzeba było do niego nie iść. - wywrócił oczami wylewając na wacik wodę utlenioną.

- To wina Prevca Złej Rady, czy jakoś tak. - broniłam się.

- A co ma do tego Peter? - zdziwił się. Michael przyłożył mi wacik do rany, na co cicho syknęłam.

- Gadałam z nim, a on powiedział, żeby pogadać z Fettnerem. - powiedziałam robiąc motorek z ust.

- Właśnie Sophie. Pogadać, a nie kłócić. - zganił mnie.

- To nie moja wina, że ten człowiek nie jest skory do rozmów. - prychnęłam.

- Staraj się go zrozumieć... - wystchnął.

- Nic nie usprawiedliwia tego, że mnie uderzył. - warknęłam patrząc Michiemu w oczy.

- Ta, masz rację. - wzruszył ramionami. - Nie mam pojęcia, co w niego wstąpiło.

- Michi...czy on, no ten. - Hayboeck popatrzył na mnie uważnie. - Czy on ma jakieś problemy z kobietami?

- Kilka razy się na nich mocno przejechał, ale nikt chyba nie wie, o co dokładnie poszło. W każdym razie odnosimy wrażenie jakby chciał nas chronić.

- Chronić przed czym? - mruknęłam nie rozumiejąc.

- Przed życiem. - westchnął. - No nic, poczekaj na mnie w pokoju, a ja skoczę po lód. Kiwnęłam twierdząco głową, a chwilę potem siedziałam już w fotelu naprzeciw szafy. Bardzo mnie korciło, żeby zwędzić Stefanowi jakąś koszulkę. Z resztą jak każda prawdziwa fanka zrobiłam to. Podeszłam na palcach do dużej szafy, jakby bojąc się, że ktoś przyłapie mnie na gorącym uczynku.

- Okej. Nie pierwszy raz kradniesz komuś koszulki Sophie. Dasz radę. - westchnęłam.
Po paru sekundach uznałam, że pożyczę sobie czarną koszulkę z nadrukiem Twenty One Pilots. Nigdy bym się nie spodziewała, że znajdę coś takiego w szafie Krafta. Przynajmniej myślę, że to Stefana, Hayboeck nie nosi takich małych ciuchów, nie?

Schowałam zdobytą rzecz za pasek spodni i ponownie usiadłam na fotelu. Nie siedziałam tam jednak długo, ponieważ pokój rozdarł dźwięk telefonu któregoś z chłopców. Warknęłam kilka przekleństw podchodząc do dzwoniącego urządzenia. Na ekranie wyświetlała się niejaka Marisa. Westchnęłam ponownie kierując się na fotel. W końcu wydepczę dziurę w tej podłodze.

Nie wiem ile czasu już minęło odkąd Hayboeck opuścił pokój, jednak poważnie zaczęłam się zastanawiać nad jego zmysłem orientacji. Co jest trudnego w zejściu do kuchni, a potem trafieniu spowrotem na trzecie piętro? To wie tylko sam Michael.
Drzwi do pomieszczenia powoli się otworzyły.

- Michael! No nareszcie!

- Michi! Gdzie jest mój...- krzyknęliśmy w tym samym momencie.

- Stefan?

- Sophie?

- Co ty tu robisz? - spytaliśmy jednocześnie. Nawet nie chciałam wiedzieć jak wyglądała moja mina. Patrząc na Krafta już nic nie chciałam wiedzieć.

- Mieszkam tu Sophie. I tak się składa, że szukam swojego współlokatora. - mruknął.

- No widzisz jaki zbieg okoliczności? Ja właśnie czekam, aż Hayboeck wróci z krwiożerczej wyprawy do kuchni. - wywróciłam oczmi.

- Po co miał iść do kuchni? - spytał.

- Po lód. - odpowiedziałam wygodniej rozkładając się na fotelu. Stefan podszedł do mnie, a następnie kucnął przed moimi nogami.

- Kto ci to zrobił? - warknął skanując moją twarz wzrokiem. - Michael?

- Nie! - krzyknęłam. - Z resztą co cię to obchodzi? Weź to, po co przyszedłeś i idź sobie.

- Rozumiem. Randka z Hayboeckiem. - warknął. - Już wam nie przeszkadzam.

- To nie jest kurwa randka! On mi tylko pomaga, czaisz? - krzyczałam.

- Jeśli ci pomaga, to czemu nie przyszłaś z tym do mnie?! - teraz to oboje darliśmy koty.

- Michael sam się przypałętał! Zresztą nie jesteśmy żadną, jebaną parą! Ba! My nie jesteśmy nawet przyjaciółmi! Znamy się raptem półtora dnia, więc nie powinno cię to obchodzić! - warknęłam.

- Masz całkowitą rację. - podszedł do szafy wyciągając świeży t-shirt. Może źle zrobiłam zwinając ten czarny?
Specjalnie przy mnie zdjął stary, a potem założył nowy. Jednak muszę przyznać, że kaloryfery ma niezły.

- Telefon ci dzwonił. Marisa! - zawołałam, gdy Kraft trzaskał drzwiami. Chłopak wrócił po urządzenie, by po chwili trzasnąć drzwiami jeszcze mocniej.

- Ile te drzwi już wytrzymały. - mruknęłam. Chwilę później do pokoju wpadł Michi.

- Co tu się działo? - spytał. - Stefan wyleciał wściekły jak osa.

- Pokłóciliśmy się o mój policzek. - westchnęłam. - Poleciało kilka słów za dużo. - Blondyn kiwnął głową. - Mogłeś przyjść szybciej.

- Wiem, przepraszam. Zabłądziłem. - mruknął, a ja wybuchnęłam śmiechem. Tylko Hayboeck potrafi zgubić się w hotelu.

- Daj mi ten lód. - poprosiłam wyciągając po niego rękę. Chwilę później przyglądałam już zimny okład do policzka. - Mogę mieć do ciebie małe pytanie Michi?

- Pytaj o co chcesz.

- Kim jest Marisa?

- Skąd o niej wiesz?

- Dzwoniła jak wyszedłeś. - przyznałam. - Spojrzałam tylko na wyświetlacz.

- To skomplikowane. Od pewnego czasu ona i Stefan się spotykają. - mruknął. - A co? Zazdrosna jesteś?

- Pfff...- walnęłam go ręką w klatkę piersiową. - W twoich snach chłoptasiu.

- Jasne, jasne.

- Masz jakieś plany na dzisiaj? - spytałam.

- O siedemnastej obiad z kadrą, a chcesz mnie gdzieś wyciągnąć? - poruszył zabawnie brwiami.

- Mamy niecałe pięć godzin. Szykuj się na miasto. Pokaże ci trochę Wisły. - zaproponowałam.

- Za piętnaście minut na dole. - potwierdził.

- Tym razem się nie zgub! - zawołałam na odchodne.

- Tym razem się nie zgubię! A tak w tajemnicy powiem ci, że nie lubię Marisy, więc wciąż masz szansę u Stefana!

- Wal się Hayboeck!

- Z tobą zawsze! - od krzyknął. Wyszłam z pokoju Michaela ze śmiechem. Może to południe przyniosło mi wiele strat, ale wyszłam z tych bitew zwycięsko, a nawet zdobyłam nagrodę.

Koszulkę Stefana.

Sprzedać ją na Allegro, czy może zostawić?

Jasne, że zostawię. Będę w niej spać.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Dzień można zaliczyć do udanych.

***************************

Zawaliłam rozdział i zdaję sobie z tego sprawę. Kilka razy pisałam go na nowo, a potem się wkurzyłam i wyszło z tego takie gówno.

Może przemyślałabym go bardziej, ale ktoś kazał mi go napisać...

*patrzy wymownie w stronę Lennaa15*

No cóż... mam nadzieję, że nie schrzaniłam go aż tak bardzo jak myślę xd

Macie trochę Fettnera i Hayboecka ☺☺☺

Co o nich sądzicie?

I co sądzicie o zachowaniu Stefana? 😢😢😢

Dobranoc / Miłego dnia / Miłego wieczoru! 👋👋👋

Wasza

Sophie ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro