Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dedykuję ten rozdzialik (który jest totalnie do dupy, no ale sory)
Lennaa15 za cudowną okładkę. Jaram się tym, okej? ( Wiem, że minęło w chuj czasu, ale jest zajebista xd)

﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏

- Gotowa? - westchnął Gregor patrząc na zamknięte walizki stojące w przedpokoju.

- Tak, tak. Już idę. - mruknęłam zaczesując swoje włosy do tyłu.

Schlieri podszedł do mnie obejmując jedną ręką w pasie. Spojrzałam na niego smutnym wzrokiem jednocześnie się w niego wtulając.

- Ja chrzanię, ale jestem głupia. - mruknęłam. - Znam cię kilka godzin, a już pozwoliłam ci się do mnie zbliżyć. W ogóle nie powinnam z wami siadać przy stoliku. Ugh! Jebany Hayboeck! - warknęłam uderzając skoczka w pierś.

- Cii... - zaczął. - Nie jesteś głupia. - przytrzymał moje nadgarstki, bym nie mogła uderzyć go więcej. - Potrzebujesz tylko wsparcia, to zrozumiałe. No już, nie mazgaj się. Jedziemy. - pokiwałam twierdząco głową choć wcale nie zgadzałem się ze zdaniem Gregora. Za szybko ufam ludziom, zdecydowanie za szybko.

Trzymając w jednej ręce swoją torebkę ruszyłam w kierunku drzwi. Przez dłuższą chwilę kłóciłam się ze Schlierenzauerem, że sama zniosę swoją walizkę, ale jak to uznał "jest gentelmanem i pomoże kobiecie", więc dałam sobie z tym spokój.

Czekając na windę nerwowo przystępowałam z nogi na nogę. Chłopak ponownie objął mnie w pasie, po czym szepnął na ucho:

- Nie denerwuj się tak Sophie. Będzie w porządku. - szeroko się uśmiechnął patrząc na mój niewyraźny wyraz twarzy. Nie zdąrzyłam mu odpowiedzieć, bo drzwi windy otworzyły się ratując mnie od udowadniania swojej racji. Weszliśmy do środka, a całą drogę na parter przebyliśmy w ciszy.

Gregor przepuścił mnie gestem ręki, kiedy dźwięk wydany przez blaszaną puszkę oznajmił, że nasza podróż dobiegła końca. Pokręciłam lekko głową, a następnie szybkim krokiem udałam się na zewnątrz.

﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏

- Jezus, nie panikuj tak. Nic mi się nie stanie. - zaśmiał się Gregor pakując walizki do wypożyczonego wcześniej samochodu. Nie zarejestrowałam faktu, że skoczek dzwonił do wypożyczalni.

- Ale Kuttin cię... - nie dawałam za wygraną. Jutro jest drużynówka, więc Austriak nie powinien zawozić mnie na jakieś lotnisko, tylko porządnie się wyspać.

- Heinz nie jest mojm ojcem. - ponownie się zaśmiał ukazując szereg białych zębów. - Nie pierwszy raz tak robię.

- Jesteś tego pe...- zaczęłam, ale przerwał mi głos, którego nie miałam zamiaru słyszeć.

- Szybko zmieniasz chłopaków. - mruknął blondyn. - Najpierw Hayboeck, teraz Gregor.

- Zamknij się Kraft. - warknął Schlierenzauer. - Nie jesteś osobą, która powinna oceniać jej zachowanie.

- Bo ty nią jesteś? - prychnął odwracając się na pięcie. - Następnym razem uważaj jak dobierasz sobie przyjaciół.

- Co to właściwie miało być? - mruknęłam wsiadając do czarnego samochodu.

- To był zazdrosny Stefan. - Austriak pokiwał głową z politowaniem. - No nic. Czas w drogę. Komu kozak to nie kalosz.

- Jaki kalosz? - zaśmiałam się.

- No takie powiedzenie. Nie znasz? Wszyscy tak mówią.

- Nie, Gregor. Nikt tak nie mówi. - westchnęłam szczerząc się w stronę Austriaka.

- Wydaje ci się. - mruknął, a następnie otworzył mi drzwi samochodu.

- Dżentelmen. - wywróciłam oczami zajmując wskazane przez chłopaka miejsce.

﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏

- Odprowadzić cię? - spytał Gregor parkując samochód. Przez większą część drogi patrzyłam jak Austriak ze stoickim spokojem manewruje kierownicą auta. Nie przypuszczałam, że można być, aż tak dobrym kierowcą.

- Nie, nie. - zaprzeczyłam. - Dużo dla mnie zrobiłeś. Jedź do hotelu i odpocznij, dobrze?

- Sophie... - zaczął, ale w tym samym momencie mu przerwałam.

- Nie ma Sophie. Jedziesz i koniec. - warknęłam.

- W życiu bym nie pomyślał, że kobieta będzie mną rządzić. - westchnął ciężko rozkładając się na fotelu.

- Dziękuję Schlieri. To naprawdę wiele dla mnie znaczy. Jednak uważam, że bez sensu być ze mną szedł. - wytłumaczyłam patrząc na zamyślonego blondyna.

- Może masz rację. - przyznał. - Czyli to koniec?

- To nie musi być koniec. - zaśmiałam się. - Napiszę do ciebie jak wyląduje, dobrze? - chłopak pokiwał twierdząco głową. - A teraz muszę lecieć, bo odlecą beze mnie. - westchnęłam. - Cześć Gregor.

- Żegnaj Sophie. Miło było cię poznać. - nachylił się całując mnie w zaróżowiony policzek. - Uważaj na siebie.

- Ty też. - uśmiechnęłam się chwytając za klamkę.

Ruszyłam w stronę oszklonego budynku jakim było lotnisko. Westchnęłam poprawiając swoją torebkę, która wisiała na moim ramieniu. W ten sposób skończy się mój urlop? Jadę odwiedzić szpital?

Mruknęłam kilka niewyraźnych słów wchodząc na środek pomieszczenia. Do wylotu zostało dwadzieścia minut. Powinnam zdążyć.
Straciłam dobre pięć minut zanim znalazłam upragnione kasy biletowe. Tam nie odbyło się bez problemów jakim była starsza pani nie umiejąca obsłużyć się komupterem. Kto jeszcze zatrudnia takich ludzi? Naszczęście dalej wszystko poszło sprawnie i w ostatniej chwili zdążyłam na pokład.

Do Tyler:
Siedzę w samolocie.
Wiadomość wysłana o 23:30

Od Tyler:
Przyjechać po ciebie na lotnisko?
Wiadomość odebrana o 23:33

Do Tyler:
Jakbyś mógł to byłoby miło.
Wiadomość wysłana o 23:38

Od Tyler:
Ok.
Wiadomość odebrana o 23:39

Po krótkiej wymianie wiadomości wyłączyłam telefon. Przede mną kilka dobrych godzin lotu do Oslo.
Cicho westchnęłam rozkładając się na fotelu. Zeskanowałam ludzi siedzących wokół mnie. Nie było nikogo podejrzanego, więc uznałam, że się prześpię.
﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏

- Gdzie jesteś? - spytałam przykładając telefon do ucha. Niby był środek nocy, ale lotnisko w stolicy Norwegii wciąż żyło pełną piersią.

- Czekam przy wyjściu.

- Zaraz będę. - chwyciłam swoją walizkę w prawą dłoń w tym samym czasie się rozłączając.
Pognałam w stronę wyjścia z lotniska. Rozejrzałam się wokół szukając znajomej twarzy.

- Sophie! - usłyszałam krzyk Tylera. Odwróciłam się w jego stronę głośno wzdychając. Upuściłam swoją walizkę na ziemię podbiegając do brata.

- Przepraszam. - mruknęłam wtulając się w jego klatkę piersiową. - Tak bardzo cię przepraszam.

- W porządku. - odsunął mnie od siebie posyłając uspokajający uśmiech. - Mogłem cię zawiadomość, a po prostu zniknąłem.

- Spokojnie, wzięłam twoje rzeczy. - mruknęłam.

- Dzięki. Nie pomyślałem o nich. Dostałem telefon ze szpitala i od razu wsiadłem w samolot. - westchnął.

- Co z nim? - spytałam z lekkim niepokojem.

- Nie zbyt dobrze. - westchnął. - Teraz jest o wiele gorzej niż było przedtem.

- Znaczy? - dopytywałam.

- Jechał pod wpływem prawdopodobnie zażył jakieś białe gówno przed startem. Uszkodził sobie płuco, oprócz tego krwotok wewnętrzny i wstrząs mózgu nie licząc złamań.

- Boże. Miał z tym skończyć. Obiecał mi! Miał z tym skończyć! - krzyknęłam ponownie wtulając się w brata. - Obiecał.

- Wiem Sophie. - złapał mnie przygarniając do mocniejszego uścisku. - Nie zrozumiał tego, co obiecał.

- Nie wybaczę sobie jeśli już go nie zobaczę. - powiedziałam.

- Chodź już. - Taylor pokiwał twierdząco głową na moje wcześniejsze słowa, po czym oboje ruszyliśmy do samochodu.
Witaj Norwegio?

﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏﹏

Macie cieplutki rozdzialik prosto z Chorwacji. Jest do dupy, ale na swoje usprawiedliwienie pisałam go leżąc pod palmą xd

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro