12.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



Hermiona miała wrażenie, że tonie w ciszy. Nieprzyjemnym milczeniu, które zawisło między jej przyjaciółmi a Draconem. Odkąd Draco przyszedł, wypowiedział krótkie, skierowane tylko do niej "przepraszam", nie padło między nimi przy stole ani jedno słowo, choć wypełniony prawie do ostatniego stolika bar rozbrzmiewał gwarem rozmów, śmiechów i wesołych nawoływań. Kremowe piwo, jej ulubiony napój od niepamiętnych czasów, stało nietknięte na dębowym stole. Harry i Ron również nie ruszyli swoich kufli. Smutne, zimne kiełbaski stygły, całkowicie zapomniane.

Należało przerwać ten krępujący impas, a Hermiona nie znała innego sposobu, jak podniesienie głosu, aby pozostałych doprowadzić do porządku.

– Zamierzacie się do końca wieczoru odezwać? – mruknęła nieprzyjemnie.

– Nie – odpowiedzieli jednocześnie, na co Hermiona zjadliwie się uśmiechnęła.

– Ależ jesteście zgodni. Jak tak dalej pójdzie, jeszcze zdążycie się zaprzyjaźnić.

– To raczej jest niemożliwe, na pewno nie w tym stuleciu – odezwał się Draco, posyłając chłodne spojrzenie swojej dziewczynie, jak ostatnio lubił ją nazywać w myślach.

– Żebyście się nie zdziwili – odparła, lekko się uśmiechając, jakby już, na szybko w głowie knuła plan, jak tego dokonać szybciej. – Cała wasza trójka – dodała, wskazując na każdego po kolei palcem. – Już ja o to zadbam. A skoro nie macie ochoty na rozmowę, to ja zacznę. W sumie to powinnam zrobić to już wcześniej, ale pochłonęła mnie wasza gburowata aura. Harry, Ron, teraz już oficjalnie, chciałabym wam oznajmić, że spotykam się z Draco. – Pod stołem bardzo mocno ścisnęła jego dłoń, którą on, zupełnie naturalnie, położył wcześniej na jej kolanie.

– Teraz to już twoja nowina nie robi na nas takiego wrażenia, skoro dowiedzieliśmy się wcześniej nieoficjalnie – stwierdził rzeczowo Harry, prześwietlając wzrokiem swojego dawnego szkolnego wroga.

– Ale wciąż pozostaje ten specyficzny niesmak – wtrącił się Ron i zerknął na Hermionę. – Nie możesz mieć mi tego za złe, to odruch bezwarunkowy. – Spojrzał na Hermionę, jakby wciąż nie mógł uwierzyć w to, co wyprawiała.

– Oczywiście, że mogę mieć ci to za złe! – mruknęła. – Nie powinieneś reagować w ten sposób, bo to niczego nie zmieni. Jesteśmy dorośli i tak się zachowujmy, proszę.

Draco milczał, przysłuchując się wymianie zdań Gryfonów. Podobało mu się to, jak nieustępliwa jest Hermiona i to jak bardzo walczy o niego. Poznał już ją i wiedział, że waleczność jest jej naturalną cechą, ale nie sądził, że będzie się ona rozciągać tak daleko i zahaczy o każdą sferę jej życia. On sam miał niewiele osób wokół siebie, garstkę znajomych, spośród których próżno było szukać prawdziwie bliskich osób. Takich, którym bez wahania powierzyłby swoje największe sekrety. Wolał zawsze ciężkie sprawy, składające się na problemy i osobiste zmartwienia, zostawiać wyłącznie dla siebie. Niezrozumiała dla niego była więź łącząca Hermionę z Potterem i Weasleyem, ale musiał przyznać, że w pewnym sensie im tego zazdrościł. I podejrzewał, dlaczego Hermiona tak mocno walczy o ich aprobatę dla swojego nowego związku. Gdzieś skrycie, głęboko w swoim wnętrzu, nie chciał myśleć, że być może nawet w sercu, liczył na to, że o niego by też tak walczyła, nieważne w jakich życiowych okolicznościach.

– Pójdę po ognistą – zaproponował gładko, wstając od stołu. – Dla wszystkich – dodał bez wahania, zanim Hermiona zdążyła zaprotestować. Zanim odszedł od stołu, pochylił się i pocałował ją lekko w czoło, po czym odszedł w stronę kontuaru, uśmiechając się lekko, bez zbędnej przesady, do Rosmerty, właścicielki pubu.

– A to mnie zaskoczył – rzucił Ron, odprowadzając Ślizgona wzrokiem.

– To dopiero początek zaskoczeń. – Hermiona uśmiechnęła się radośniej, widząc niewypowiedzianą aprobatę w wyrazie twarzy milczącego Harry'ego. – Draco naprawdę jest inny, niż wam się wydaje.

Draco wrócił po chwili, zajmując wcześniejsze miejsce. Przesunął wzrokiem po twarzach swoich towarzyszy, po czym uniósł jedną brew, czekając na to, co mają mu do powiedzenia. Milczeli jednak dlatego wiedział, że czas na jego show. To on musiał zacząć tę rozmowę. Odczekał jeszcze chwilę, aby Rosmerta mogła dostarczyć im do stolika mocniejszy alkohol, sięgnął po swoją szklankę i wypił solidny łyk.

– Kawa na ławę – zaczął rozmowę.

– Nie ufam ci – od razu odpowiedział Harry, trzymając mocno w dłoni szklankę, z której jeszcze się nie napił. Chciał skorzystać z tego, że może mówić prawdę, zanim Hermiona się wtrąci i zarządzi inny sposób komunikacji.

– Nie wiem, dlaczego miałbyś. Nie znasz mnie.

– Mylisz się, Malfoy. Znamy cię i wiemy, na co cię stać – odgryzł się Ron, który nie sięgnął jeszcze po swoją szklankę.

– Naprawdę nie powinniście. – Hermiona chciała przerwać tę nieprzyjemną wymianę zdań, którego przebiegu się obawiała, ale Draco posłał jej znaczące spojrzenie. Nie chciał, aby im przeszkadzała, a ona siłą woli musiała powstrzymać się przed interwencją.

– Tak, jak mówiłem wcześniej, nie znacie mnie. – Draco ponownie zwrócił się do mężczyzn. – I wiem, że wcale nie macie zamiaru, ani tym bardziej ochoty, mnie poznawać. Z wzajemnością, oczywiście. Ważne jest jednak to, że to Hermiona zechciała mnie poznać. I mi zaufała. To mi w zupełności wystarczy.

– Malfoy – mruknął Harry, utkwiwszy spojrzenie w Ślizgonie. – Do tej pory twoja egzystencja była mi całkowicie obojętna, dopóki wiedziałem, że nie mieszasz się w żadne szemrane interesy.

– Dlaczego miałbym...?

– Bo wszyscy wiemy, kim byłeś i co zrobiłeś w przeszłości. Tego się nie da wymazać. To zawsze pozostanie skazą na twoim życiorysie. – Harry nie pozwolił sobie przerwać. Napił się ognistej, po czym kontynuował: – Poza tym, co robiłeś przed upadkiem Voldemorta, dobrze wiemy, jakim byłeś małym gnojem w szkole, w jaki sposób się zachowywałeś i jakie głupstwa wygadywałeś. Tego nie da się odciąć i wyrzucić jak niechcianej, twardej skórki dookoła kanapki.

– Cóż za zgrabne porównanie, Potter – zaśmiał się cicho Draco. – Nie spodziewałem się tego po tobie.

– Nie kpij – mruknął Harry, nieco zdziwiony jego reakcją.

– A czy ja kiedykolwiek prosiłem o wymazanie mojej przeszłości? – rzucił pytanie, patrząc uważnie na Pottera. – I ja, ale również i ty, mamy swoją przeszłość, która się będzie za nami ciągnąć do końca naszych dni. Ja jestem tym, który był po złej stronie, ty jesteś zbawicielem. Po mnie można spodziewać się wszystkiego, co najgorsze. A po was, waleczni Gryfoni, tylko tego, co najlepsze – powiedział z wyraźną goryczą w głosie, której nie udało mu się ukryć. – Nie zazdroszczę wam. W waszym życiu nie ma miejsca na błędy. A ciężko się spada z piedestału, na którym tak twardo stoicie. Wiem, doświadczyłem tego.

Nerwowym gestem poprawił okulary na nosie. Brakowało mu ciepłej dłoni Hermiony, ale ona tym razem celowo go nie dotykała, dając mu przestrzeń w czasie rozmowy.

– Dlaczego Hermiona zdecydowała się na coś tak szalonego? – zapytał Ron. – Dlaczego na ciebie?

– Warto byłoby zapytać jej, skoro jest tu z nami. – Draco spojrzał na nią krótko, lecz łagodnie. – Ale pokuszę się o odpowiedź – dodał od razu. – Sądzę, że czegoś jej w życiu brakowało.

– Czego dokładnie? – zdziwił się Harry.

– Lekarstwa na silne bóle głowy – odpowiedział lekko Draco. – Przyszła do apteki, a ja jej pomogłem.

– Z tego, co mi mówiła, to właśnie nie chciałeś jej pomóc.

– Ale głowa przestała ją i tak boleć, prawda?

Prawda, pomyślała Hermiona. I sama nie miała pojęcia, jak mogło to się stać. Wiele razy i na różne sposoby próbowała to wyjaśnić. Bo jak tak silne bóle mogły zniknąć samoczynnie i nigdy do niej nie powrócić z takim samym natężeniem? Nie wiedziała, a nie lubiła nie wiedzieć. Próbowała szukać odpowiedzi w księgach, tam, gdzie zwykle je znajdowała. Na próżno. Widocznie sam fakt, że odnalazła Draco i go do siebie dopuściła, wystarczył, aby ten nieprzyjemny wielotygodniowy dyskomfort zniknął, tak samo niewytłumaczalnie, jak się pojawił.

Oszukiwała samą siebie, bo doskonale wiedziała, że samo odnalezienie Draco po latach w niczym jej nie pomogło. To, że go do siebie dopuściła, dopiero dało tak spektakularny efekt. Od powrotu z Włoch była spięta, zapętlona w codziennych obowiązkach i presji znalezienie pracy. A tym samym celu w życiu, którego tak boleśnie jej brakowało.

Pracy nie znalazła, ale dostała zrzędliwego Dracona. I co zabawne, to w zupełności wystarczyło, by mogła w szarej rzeczywistości zimnego o tej porze roku Londynu poczuć spokój, tak silny, że otulił jej ciało i duszę ciepłym kocem. Całkowitym rozluźnieniem. Tego potrzebowała, choć kompletnie nie zdawała sobie z tego sprawy.

– A więc nosisz okulary – zmienił front rozmowy Harry, czując, że nie powinien już drążyć tematu zamkniętej na swój sposób przeszłości. Należało się teraz skupić na teraźniejszości. Na życiu. – Wcale ci w nich nie do twarzy.

– Jesteś w błędzie, Potter – odparł, kryjąc w sobie śmiech. – Hermiona jest tego żywym przykładem.

– Sądzisz, że to one ją przekonały? – zdziwił się Harry, poprawiając jednocześnie swoje na nosie.

– Raczej nie moja słodka gadka, bo na początku nawet nie starałem się być miły.

– Gdybyś się starał, Hermiona od razu wyczułaby w tak dziwacznym zachowaniu podstęp – zauważył słusznie Ron, nareszcie sięgając po swoją ognistą.

W tym czasie Draco wyciągnął różdżkę z rękawa swetra i szepnął zaklęcie, na którego skutek w każdej szklance zabrzęczały kostki lodu.

– Ciepła ognista jest niesmaczna – rzucił jakby od niechcenia.

– Malfoy, uspokój się – zaśmiał się Ron. – Bo jeszcze się okaże, że będę zmuszony ci dziękować, a na to nie jestem psychicznie przygotowany. I długo nie będę.

– I będziemy cię mieć na oku – dodał usłużnie Harry, pijąc przyjemnie schłodzony alkohol. – Żebyś nie poczuł się zbyt pewnie.

– Niczego innego bym się nie spodziewał – odparł nonszalancko Draco, jakby przyjaciele Hermiony i tak w niczym nie byliby mu w stanie przeszkodzić, pomimo usilnych starań, które go tylko bawiły.

Draco odetchnął głębiej, czując jednocześnie, jak jego ciało przyjemnie się rozluźnia, na skutek działania ognistej oraz przez sam fakt, że miał już za sobą najtrudniejszą część rozmowy, a przynajmniej taką właśnie miał nadzieję. Ujął dłoń Hermiony, która spoczywała swobodnie na blacie stołu i splótł jej palce z własnymi. W tym momencie na niego spojrzała, lecz Draco nie mógł rozszyfrować jej zagadkowego spojrzenia. Wydawało mu się, że poszło mu całkiem dobrze. Powinna być z niego zadowolona, lecz w głębi jej oczu dostrzegł jakiś niewytłumaczalny smutek. Na szybko próbował odtworzyć przebieg rozmowy, by upewnić się, że nie popełnił błędu, ale nic takiego w wypowiedzianych przez siebie słowach nie znalazł.

Postanowił pochylić się ku niej, na chwilę ignorując rozmowę o quidditchu, którą rozpoczął Potter.

– Co się stało? – szepnął.

– Nic, naprawdę – zapewniła go, uśmiechając się, choć trochę wyczuł fałsz w jej geście.

Zmartwił się, ale nie chciał, żeby zbudowana przez niego w mękach atmosfera siadła. Postanowił, że później z nią porozmawia, a teraz zrobi wszystko, aby poczuła się w jego obecności lepiej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro