Epilog - Ti Amo.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Bez tej piosenki nie byłoby naszej kolejnej dramionowej przygody. To dzięki niej powstała w mojej głowie cała fabuła i mogłam z pełną świadomością tego, co robię, wrzucić Hermionę i Draco w nowy świat, nowe okoliczności. Draco - aptekarz ponownie odnalazł drogę do serca naszej kochanej Gryfonki. Dałam im masę wątpliwości, trochę uporu, małe zamieszanie, sami wiecie, ale na koniec, już tu, w tym momencie historii, możecie odpalić tę cudowną piosenkę Sara perche ti amo, ponucić, pośpiewać sobie w tle i dotrzeć razem ze mną i z nimi do samego końca.

Jednocześnie chciałabym Wam serdecznie podziękować, każdej osobie, która kiedykolwiek tutaj zajrzała, za obecność, za gwiazdki, za wszystkie komentarze, które mnie uskrzydlały, pomagały siąść i pisać.

Szczególnie dziękuję tym (Wy wiecie), którzy mnie popychali i przysłowiowo kopali w tyłek w chwilach zwątpienia i niemocy.

Bez Was wszystkich nie dałabym rady. Dzięki Wam będę pisać dalej. Dokąd będę tutaj na wattpadzie, zawsze będę tworzyć jakieś dramione, To jest takie moje safe place, pisanie właśnie o tej parze. Uwielbiam ich, mam w głowie jeszcze wiele pomysłów na nowe historie, które na pewno napiszę (szkoda ich nie wykorzystać).

Z tego miejsca, skoro tutaj już kończymy, chciałabym Was zaprosić do aktualnie publikowanego dramione - Mistrzostwa Świata, teraz tam będą się częściej pojawiać rozdziały.

Dziękuję, po prostu dziękuję. Za wszystko.

Wasza J. 🍓💚

A teraz, jedziemy!

Hermiona już przyzwyczaiła się do faktu, że Ti Amo jej nie opuszcza. Widziała je dosłownie wszędzie i za każdym razem, gdy tylko je dostrzegła, uśmiechała się tak bardzo, jakby Draco był tuż przy niej. W pewien zupełnie niewytłumaczalny sposób tak właśnie było. Tęsknota za nim utrzymywała się w jej sercu na stałym, niezmiennym poziomie. Przyzwyczaiła się do niej, bo stała się jej niechcianą przyjaciółką. Po stokroć bardziej wolałaby mieć go tutaj, przy sobie w słonecznym Bari, ale nie mogła przecież na to liczyć. Nie po treści listów od Draco, z których wynikało, że bardzo dużo pracuje i nie zmienił zdania w sprawie ewentualnej przeprowadzki do Włoch.

A tajemnicze zaklęcie Ti Amo dodawało jej otuchy w chwilach zwątpienia.

Czarownica starała się iść do przodu, nie zamęczając samej siebie zmartwieniami, na których istnienie nie miała wpływu. Chodziła do pracy, korespondowała z Draco oraz z Harrym i Ronem, a wieczory zwykle spędzała w gronie przyjaciół nad brzegiem morza. I tak jej mijały kolejne dni, których jednak nie żałowała. Wciąż kochała Draco i wiedziała, że on ją również kocha. Tyle jej w tym momencie musiało wystarczyć. Mogła jedynie snuć marzenia i mieć nadzieję, że kiedyś się ta sytuacja zmieni.

Pracowała ostatnio nad nowym zadaniem w pracy, które na szczęście pochłaniało jej umysł w takim stopniu, że nie miała zbyt wiele czasu na zastanawianie się nad czającym się w zakamarkach jej umysłu nieszczęściem. Było ono niewielkie, zduszała jej regularnie tak, aby mogła funkcjonować.

Coś nie dawało jej spokoju. Jeden fakt zaczął ją z każdym dniem coraz mocniej zastanawiać. Do tego stopnia, że wyszła wcześniej z pracy, wymawiając się przed przełożonym bólem głowy, który nie przechodził pomimo zażycia eliksirów. Na szczęście Włosi nie byli służbistami i szef jej nie zatrzymywał, życząc jej dobrego popołudnia. Ona sama wyskoczyła ze swojego biurka jak z procy, żegnając się współpracownikami jedynie machnięciem dłoni.

Coś nie dawało jej spokoju od dłuższego czasu, ale dopiero dzisiaj poczuła, że musi coś z tym zrobić. Szła szybko, zmierzając do swojego niewielkiego mieszkania. Po kilkunastu minutach wpadła do środka, zamykając za sobą drzwi. Otworzyła szeroko okno, bo potrzebowała świeżego powietrza. Usiadła przy biurku i wzięła do ręki wszystkie list od Draco. Rozłożyła je na blacie, przyglądając się im z uwagą. Coś jej nie pasowało. Uporządkowała je chronologicznie i westchnęła. Listy przychodziła w coraz krótszych odstępach czasowych, co dopiero do niej dotarło.

Poprzedniego dnia wysłała Draco list. Był długi, pisała go prawie przez cały wieczór. A odpowiedź sowa przyniosła już w środku nocy. Niezwykle szybko. Zdecydowanie za szybko na przyjęcie założenia, że Draco był w Anglii.

Draco musiał być zatem blisko.

Poczuła dreszcz ekscytacji rozchodzący się z zawrotną prędkością wzdłuż jej kręgosłupa.

Tuż przed jej nosem, na odsłoniętym fragmencie biurka. Pojawiło się Ti Amo napisane pięknym, eleganckim pismem, które tak dobrze znała.

– Nie teraz – burknęła, jednak i tak jej usta rozciągnęły się w uśmiechu.

Ti Amo posłusznie zniknęło.

Hermiona potarła zmęczone oczy i odwróciła się w stronę sowy, patrząc na nią z wyczekiwaniem wymalowanym na twarzy.

– Dokąd zaniosłaś list? – zwróciła się do Cleo, sowy, która towarzyszyła jej od ponad dwóch lat. – Pokaż mi.

Sowa nie zareagowała, jednak patrzyła na nią z mądrością wypisaną w oczach.

– Czy Draco jest niedaleko?

Wiedziała, miała pewność, że Draco jest w Bari.

Dlaczego się z nią nie skontaktował? Dlaczego jej nie odnalazł, skoro znał dokładnie adres i miejsce pracy?

Niepewność zmroziła krew płynącą w jej żyłach.

Odpowiedź na te pytania była jedna i oczywista, choć niepokojąca – coś przed nią ukrywał. Ale co to mogło być?

Ti Amo pojawiło się na skrawku podłogi, na który zerknęła mimochodem. Równie piękne i żywe jak za każdym razem. Zniknęło, by za chwilę rozbłysnąć jeszcze intensywniej na ścianie przy drzwiach.

– Mam za tobą podążać? – zapytała, sama nie wierząc w to, co właśnie robiła. – Zaprowadzisz mnie do niego?

Wstała z determinacją, którą podskórnie czuła w każdym skrawku swojego ciała.

Na drzwiach błysnęło ponownie zaklęcie.

– Daj mi chwilę!

Podeszła do szafy, skąd wyciągnęła świeżą sukienkę i ruszyła do łazienki. Zrzuciła ubranie i naciągnęła nowe. Szybko przejrzała się w lustrze. Nie chciała marnować czasu, dlatego machnęła różdżką, chcąc nieco ujarzmić swoje włosy, ale na niewiele się to zdało.

Ti Amo pojawiło się na tafli lustra.

– Teraz to ci się śpieszy – zaśmiała się cicho.

Wychodząc z mieszkania, złapała torebkę, do której w biegu upchnęła różdżkę.

Podążała za Ti Amo bez wahania. Wiedziała, czuła, że się nie myliło. Już za chwilę, już za moment miała się o wszystkim przekonać.

Trudne miesiące w Londynie, w których trakcie poznała, czym jest prawdziwa miłość, wspominała teraz ze wzruszeniem. To wszystko było po coś. Nic się przecież nie dzieje bez przyczyny. Być może właśnie oboje z Draco tego potrzebowali, tych wszystkich zawirowań życiowych, trudności i kłótni, by zrozumieć.

By mieć pewność.

Ona tę pewność w sobie miała. Wiedziała, z kim chce iść dalej przez życie, bez względu na wszystko.

Przez wszystko, co ich do tej pory spotkało.

Bo Draco był jej osobą i nic na świecie nie mogło już tego zmienić.

Ti Amo znaczyło jej szlak, mieniąc się różnymi kolorami, kusząc, by nie zbaczała z toru. Bo przecież nigdy tego nie zrobiła. Odkąd była pewna swojego uczucia, zawsze w nie wierzyła z mocą drzemiącą w jej sercu.

Wyszła zza rogu i szła szybko wąską uliczką, którą przemierzała codziennie. Jednak dzisiaj wszystko było inaczej. Słońce świeciło jaśniej, przechodnie uśmiechali się szerzej.

On gdzieś tu musiał być. Magia nie mogła się mylić.

Przystanęła i zamarła.

Zobaczyła go. Siedział na zewnątrz przy okrągłym stoliku. Przeglądał Proroka Codziennego. Przed nim stała nietknięta filiżanka z cappuccino. Na nosie miał ciemne okulary, w których wyglądał przezabawnie. Jego włosy trochę urosły, a on lekko jej zaczesał do tyłu.

Wyglądał tak dobrze, że przez chwilę, mały ułamek sekundy, walczyła ze sobą, czy powinna rzucić się mu na szyję, czy jednak najpierw zamordować z zimną krwią za to, że tu był, a wcale jej się do tego nie przyznał.

Wybrała pierwszą opcję.

Ruszyła przed siebie, wcale nie zastanawiając się na tym, co powinna mu powiedzieć. W jej sercu wybuchła wielka, potężna fala miłości i tęsknoty, i wcale nie zamierzała się jej przeciwstawiać. Zalana ogromem miłości zbliżała się do niego, przyspieszając. Jej buty lekko odbijały się od kamieni, którymi wyłożona była uliczka.

Draco uniósł wzrok w momencie, gdy dzieliła ich przestrzeń równa kilku krokom. Nie zdążył nawet się poruszyć, gdy Hermiona wpadła w jego ramiona, a on zachwiał się razem z krzesłem, na którym siedział. Przycisnął ją mocno do siebie, owładnięty nagłą, niepohamowaną potrzebą niewypuszczania jej z rąk już nigdy.

Gazeta, która utknęła między nimi, cała się rozdarła, a nieruszona filiżanka z kawą przewróciła się, zalewając Draco spodnie.

Hermiona odsunęła się od niego, usiadła na jego kolanach, ujęła jego zdziwioną twarz w dłonie i pocałowała go. Musiała to zrobić, zanim miała rozpocząć między nimi awanturę stulecia. A sam Merlin wiedział, że Draco sobie w pełni na nią zasłużył.

Draco natychmiast odpowiedział na pocałunek, wplatając dłoń w jej miękkie, nasycone morską bryzą włosy.

Usta Hermiona zsunęły się na jego policzek, zostawiając na nim serię słodkich, krótkich pocałunków.

– Teraz mogę cię zamordować.

– Teraz to byłaby wielka szkoda – odpowiedział z szelmowskim uśmiechem. – A tak w ogóle, to podarłaś mi gazetę, którą czytałem i wylałaś moje cappuccino.

– Nie wiem, kto sprzedał ci to cappuccino o godzinie szesnastej. To nie do pomyślenia. – Sięgnęła dłonią w stronę jego twarzy i zdjęła mu okulary z nosa, chcąc zobaczyć jego oczy, za którymi tak bardzo tęskniła.

– Pobrudziłaś mi też spodnie, skarbie. – Przesunął nogę, aby mogła wygodniej siedzieć na jego kolanach.

– Drobiazg do naprawienia – odparła, ponownie całując go krótko w usta.

– Lubiłem te spodnie.

– Kupię ci nowe. – Machnęła ręką lekceważąco. – Ty jeszcze wisisz mi stanik, nie zapomniałam o tym.

– Jak dla mnie możesz chodzić bez, nie będę narzekał. – Jego usta rozciągnęły się w zawadiackim uśmiechu.

– Co tu robisz, Draco?

– Przyjechałem.

– Tak zupełnie przypadkiem?

– Przypadkiem to nie.

– Mów, bo nie wytrzymam – ponagliła go groźnym spojrzeniem. – Jak długo tu jesteś?

– Od dwóch tygodni – odpowiedział nieco ciszej.

– Od dwóch tygodni?!

– A myślisz, że ile trwa wieloetapowa rekrutacja na eliksirowara w magomeczynym przedsiębiorstwie? – obruszył się, uśmiechając się szerzej.

– Eliksirowara? – zdziwiła się.

– W aptece włoskiej byłoby mi na początku ciężko. Ci Włosi są dość specyficzni, zbyt gadatliwi, abym bawił się w pracę obarczoną tak intensywnymi kontaktami z ludźmi.

– Zaraz, poczekaj, moment. – Zeszła z jego kolan i stanęła obok. – Ty starasz się o pracę? O pracę w Bari?

– Raczej nie spędzam tu z radością samotnie wakacji, gdy moja dziewczyna mieszka za rogiem. – Draco również wstał i machnięciem różdżki sprzątnął ze stołu. Potem rzucił zaklęcie na plamę na spodniach, ale bez powodzenia.

Hermiona, widząc jego starania, bez wypowiadania choćby słowa, zlikwidowała plamę i wpatrywała się w niego z napięciem.

– Szukasz pracy w Bari? – powtórzyła, a Draco spojrzał na nią głupkowato.

– Tak.

– Dlaczego mi nie powiedziałeś? – Nie rozumiała go i czekała na dalsze wyjaśnienia.

– Bo chciałem to zrobić sam. Zupełnie sam, bez pomocy.

– Gdybym wiedziała...

– Nie chciałem, żebyś wiedziała.

Okulary przeciwsłoneczne zmieniły się na zwykłe. Hermiona widziała szczerość w jego oczach.

– Pracę w Anglii załatwiła mi matka, o czym dowiedziałem się krótko przed twoim wyjazdem. To mną wstrząsnęło. To mnie zmusiło do tego, aby nareszcie zrobić coś samodzielnie. Nikomu nic nie zawdzięczać. Odciąć się na zawsze od tej sieci zależności, w której tkwiłem, odkąd urodziłem się w mojej rodzinie.

– Mogłabym cię wspierać.

– Mogłabyś się dodatkowo zamartwiać. Mogłabyś chcieć mi coś załatwić w swojej pracy. A ja potrzebowałem przejść tę drogę od początku do końca sam. Abym mógł teraz stanąć przed tobą i powiedzieć, że mi się udało. Zrobiłem to. Dostałem pracę we Włoszech.

– Draco...

– Jestem tu.

– I niczego więcej mi nie potrzeba – szepnęła, wspięła się na palce i go pocałowała.

Chwycił jej dłoń, uniósł i ucałował każdą kostkę z osobna.

– Też cholernie tęskniłem. Nie sądziłem, że tak się da.

– Dlatego coś kombinowałeś z magią, żeby mi to pokazać? – zapytała, gdy ruszyli powoli w stronę jej mieszkania.

– Kombinowałem z magią?

– Od mniej więcej dwóch tygodni, czyli od czasu, gdy byłeś we Włoszech, widziałam pojawiający się i znikający napis, napisany ewidentnie twoją ręką.

– Jaki napis?

Ti Amo – odparła i się uśmiechnęła, gdy właśnie ukazał się na ścianie mijanej przez nich kamienicy. – Sam zobacz.

Draco podszedł i przesunął palcami po naznaczonych upływem czasu kamieniach.

– Niezwykłe – stwierdził. – Ale to rzeczywiście moje pismo.

– Myślałam, że być może rzuciłeś jakieś niezwykle silne zaklęcie.

Draco się roześmiał.

– Nie jestem takim specjalistą od zaklęć. Ja to mógłbym co najwyżej rzucić coś, co znalazłabym w ostatnim wydaniu Nastoletniej Czarownicy.

– Więc co to jest?

– Jeszcze tego nie zgłębiłaś?

– Nie mogę znaleźć odpowiedzi – przyznała, splatając ręce przed sobą. – A z pomocą Florencii przetrząsnęłyśmy spory kawał działu ksiąg w bibliotece.

– Bo czasem nie można jej znaleźć – stwierdził Draco.

– Nie podoba mi się to. Zwykle wolę wiedzieć.

– To szukaj dalej. – Podszedł do niej i ujął jej lekko nadąsaną twarz w dłonie. – A ja będę obok i ci pomogę.

***

Hermiona leżała obok Draco niezwykle spokojna. Dawno nie czuła takiego szczęścia. Takiego obezwładniającego poczucia spełnienia. I chciała, aby to już trwało wiecznie. Tak właśnie powinno wyglądać jej życie.

Ona i Draco razem do końca świata.

– To wszystko miało wyglądać zupełnie inaczej. – Draco przeciągnął się i ułożył wygodnie na plecach.

– Jak? – Hermiona przysunęła się do niego bliżej, gładząc dłonią jego klatkę piersiową.

– Wiesz, miałem wparować do twojej pracy, zrobić wielkie show.

– Tak to sobie wyobrażałeś?

– Oczywiście, przywitałbym się z progu, powiedziałbym "Ciao, Bella". Wszystkie twoje koleżanki skręciłyby się z zazdrości na sam mój widok, a ty oniemiała, rzuciłabyś się w moją stronę. Koledzy pewnie też byliby zazdrośni.

– Ależ masz wybujałą wyobraźnię – zaśmiała się głośno. – I co dalej?

– Potem oznajmiłbym ci, jak wiele zrobiłem w ciągu ostatnich tygodni, żeby tu z tobą zostać, a twoje serce już na zawsze byłoby moje. To tak w największym skrócie.

– Piękna to byłaby scena, muszę to szczerze przyznać. – Pochwaliła go, czując jak Draco, zaczął przeczesywać palcami jej gęste włosy. – Ale wyszło zupełnie inaczej.

– Zepsułaś nieco scenariusz, ale wybaczam ci.

– Ciesz się, że nie zginąłeś śmiercią nagłą i brutalną, gdy cię tylko zobaczyłam – odparła. – Niewiele brakowało.

– Nie zrobiłabyś tego.

– Nie zrobiłabym, za bardzo cię kocham.

– I na tym możemy skończyć tę historię. Ja cię kocham, ty mnie kochasz. Na razie mieszkamy w Bari, a potem się okaże.

– Zostajemy? – zapytała, wpatrując się w jego łagodne oczy, w których kiedyś, w dawnych czasach nie widziała niczego dobrego.

– Zostajemy – potwierdził. – A potem i tak pojadę za tobą, choćby na koniec świata, jeśli będziesz tego chciała.

Draco nie mógł pragnąć niczego więcej. Dotarło to do niego w chwili, gdy Hermiona zniknęła z jego świata. Jeszcze tego samego dnia zaczął układać plan. Musiał zrobić wszystko, co było w jego mocy, aby mu się udało. Nie zamierzał jej mówić o tym, co musiał przygotować i z czym się zmierzyć. Przede wszystkim musiał pokonać własne słabości i uprzedzenia, a to nigdy nie jest proste.

Sam był wrogiem swojego szczęścia i wstydził się własnego uporu. Brakowało mu wiary w to, że nawet na drugim końcu świata, w obcym miejscu, poradzi sobie równie dobrze jak w Anglii. Brakowało mu odwagi.

To Hermiona była powodem, dla którego się przemógł.

Dla niej było warto i dla tej miłości, której moc tak bardzo dodawała mu siły.

Dlatego znalazł się we Włoszech. Dlatego magia pomagała mu w tym, aby Hermiona wciąż wiedziała, że on ją bezgranicznie kocha.

Leżeli na łóżku, nareszcie razem. Młodzi i odważni. Bez pamięci w sobie zakochani.

Na ścianie pojawiło się Ti Amo. Błysnęło, magia zawrzała w tym miejscu niespotykanym blaskiem. Ten ostatni raz, niczym przypieczętowanie tego, jak ich historia miała się skończyć.

I jednocześnie rozpocząć.

A potem zniknęło.

Już nie było im potrzebne, swoje zadanie wykonało.

KONIEC


Kocham ich takich, roześmianych i szczęśliwych, obrzydliwie truskawkowo zakochanych 🍓💚


* grafika znaleziona na pinterest.com

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro