13.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



Wyszli z gospody grubo po północy, idąc razem w ciszy i trzymając się za zmarznięte dłonie. Harry i Ron wyszli z knajpy chwilę przed nimi. Hermiona musiała przyznać sama przed sobą, że wieczór, którego tak bardzo się bała, okazał się wyjątkowo przyjemnym spotkaniem, czego kompletnie się nie spodziewała. Była pewna, że będzie uczestniczyła w katastrofie, nad którą pomimo starań i odpowiednich przygotowań, nie będzie w stanie zapanować. Została w bardzo miły sposób zaskoczona. Była bardzo dumna ze swoich przyjaciół. Również Draco pokazał się, zgodnie z jej oczekiwaniami, z jak najlepszej strony.

Jednak nie mogła, chociaż przez cały wieczór z całych sił starała się wyrzucić z głowy to, o czym mówili Harry z Ronem.

A Hermiona Granger nie była osobą, która tak łatwo odpuszczała sobie natrętne myśli zagnieżdżone w jej głowie. Miała w zwyczaju problemy rozwiązywać, nawet jeśli na pierwszy rzut oka wydawały się trudne do rozgryzienia.

Musiała teraz znaleźć tak wiele odpowiedzi, że z tej niemocy kręciło się w jej głowie, a nie mogła w tym nieprzyjemnym gąszczu odnaleźć choćby jednej myśli, której mogłaby się z powodzeniem uczepić.

Draco mocniej, całkowicie bezwiednie ścisnął jej dłoń. Poczuła to ciepło, którego tak bardzo jej brakowało. Zupełnie jakby wyczuł, że potrzebowała impulsu. Maleńkiego gestu. Symbolu. Czegokolwiek, co pozwoli jej się na nim całkowicie skupić tak, jak na to w pełni zasługiwał.

Zimny, zimowy wiatr zatańczył między nimi, uderzając z ogromną siłą o jej rozgrzane policzki. Drobny śnieg wirował nad ich głowami, Hermiona aż się do niego uśmiechnęła.

To jeszcze nie był czas na rękawice, chociaż Hermiona żałowała, że nie spakowała jednej pary do swojej przepastnej torby, z którą pomimo upływu lat, nie lubiła się rozstawać. Niedługo, zaraz za rogiem najstarszej kamienicy w wiosce, mieli się razem z Draco teleportować, by dosłownie za chwilę znaleźć w jego ciepłym mieszkaniu. Marzyła o kubku gorącej czekolady, cichym wieczorze, w którego trakcie mogłaby odpocząć, uporządkować rozbiegane myśli, a być może część z nich skutecznie wyrzucić z głowy.

Przyszło jej do głowy, że zamiast oddawać się kolejnemu zapomnieniu w jego ramionach, powinna wrócić do domu. Zastanawiała się również nad tym, czy nie powinna jednak natychmiast skrócić swojego szalika, by część poświęcić na transmutowanie go w coś, co ogrzałoby jej ręce. Obie myśli z równą siłą zajmowały jej umysł. Właśnie odtwarzała w głowie widok z podręcznika do transmutacji, jedną ze stron poświęconej domowym, użytecznym przemianom, gdy dotarło do niej, że Draco się zatrzymał.

Popatrzyła na niego zdziwiona jego obojętną miną.

– Co jest?

– Ty mi powiedz – mruknął, mierząc ją ostrym, przeszywającym na wskroś spojrzeniem. – Przyszedłem tu dla ciebie. Konwersowałem dla ciebie. Męczyłem się, żebyś była zadowolona. A ty... ty się nawet teraz nie odzywasz. I się obrażasz.

– Nie, Draco. Nie obrażam się. To zupełnie nie o to chodzi.

Stał naprzeciw niej, lecz patrzył na nią w taki sposób, jakby chciał, właśnie w tej chwili, znaleźć się daleko stąd. Hermiona domyśliła się, że być może chciał uniknąć konfrontacji. Założyła, że zwykle tak robił, choć wcale nie miała ku temu podstaw, jedynie własne przeczucie.

Jednak tu, gdy stali samotnie w dość spokojnej o tej porze uliczce czarodziejskiej wioski, nie było miejsca na ucieczki, ani te mentalne, ani tym bardziej prawdziwe, i Draco doskonale o tym wiedział. Nigdy nie lubił kłócić się z kobietami, z którymi zdarzało mu się spotykać. Wydawało mu się, że w tych sprzeczkach jest całkowicie bez szans. Kiedyś takie podejście do życia, w którym zawsze stawiał na swoim, mu się opłacało. Z czasem jednak zrozumiał, że nie tędy droga, a tupanie nogą i odwracanie się od problemu, wcale nie zbliża go do jego rozwiązania.

Miał ochotę zawalczyć o nią. Pierwszy raz w swoim życiu, będąc w bliskiej relacji z kobietą, zamierzał pokazać, że mu zależy. Głupi los zechciał, by Draco miał właśnie teraz przełamywać samego siebie i swoje zatwardziałe postanowienia, próbując dotrzeć do porozumienia z Hermioną Granger. Wydawało się to wielkim wyzwaniem, takim, z którego łatwo jest zrezygnować. Gdyby się postarał, znalazłby wytłumaczenie, którego chwyciłby się bez zastanowienia. Ale nie mógł pójść na łatwiznę. Nie tym razem. Nie w tym nowym życiu, które tak bardzo polubił. Choć pełno w nim było strachu przed porażką i odrzuceniem.

Draco już lata temu przestał się bać, dlatego i teraz nie zamierzał przestraszyć się własnych uczuć.

– To o co chodzi? – zapytał, z całych sił starając się, by ton jego głos złagodniał, pomimo szalejących w głowie negatywnych emocji.

– Zanim przyszedłeś, rozmawiałam z chłopakami.

– O mnie?

– O tobie – potwierdziła. – A raczej o nas – dodała po chwili, widząc w jego twarzy powstrzymywany gniew.

Miał ochotę prychnąć z rozbawieniem, gdy tylko wyobraził sobie, co Potter mógł o nim mówić, i przed czym Hermionę ostrzegać. Przecież nie istniało nic, co mogłoby przemawiać na jego korzyść. Nie w świecie, w którym kiedyś razem z rodzicami popełnił błąd decydujący o reszcie jego życia. Ale powstrzymał się przed złymi reakcjami. Milczał, czekając na jej odpowiedź.

– I zaczęłam się nad tym wszystkim zastanawiać – mówiła dalej, chociaż wiedziała, że wyznanie prawdy nie przyjdzie jej z łatwością.

– Nad czym? – Chciał, by wprost wyznała mu, co tak mocno wyprowadziło ją z równowagi.

– Nad wszystkim!

Widział, że jest zdenerwowana i ciężko jej zebrać myśli, ale nie miał pojęcia, w jaki sposób mógłby jej pomóc. Hermiona Granger, jaką pamiętał z czasów szkoły, gdy tak szczerze jej nienawidził, w niczym nie przypominała mu tej szczupłej, zmieszanej kobiety, która stała przed nim. Hermiona kiedyś była silna i wiedziała, co chce w życiu robić. Wiedziała, kim chce się stać. Miała plany, które skrupulatnie realizowała. Ale potem się pogubiła i ciężko jej było samą siebie odnaleźć w bałaganie, który sama sobie zafundowała.

Padający śnieg moczył jej długie włosy, których nie była w stanie ukryć pod ciepłym szalikiem. Drżały jej dłonie, a w wielkich, ciemnych oczach czaiły się powstrzymywane łzy. Myślał jedynie o tym, że powinien ją przytulić, pozwolić na to, aby mogła znaleźć w jego ramionach bezpieczne miejsce, którego tak długo szukała po świecie.

Czuł, chociaż bał się powiedzieć jej o tym wprost, że to on właśnie jest jedyną i właściwą odpowiedzią na wszystkie jej pytania.

Nie ruszył się jednak. Coś, co tkwiło w jej spojrzeniu, kazało mu niczego nie robić, dopóki nie będzie gotowa.

– Zastanawiałam się nad tym – zaczęła mówić, patrząc mu odważnie prosto w oczy. – Kim dla siebie jesteśmy. Kim ja jestem dla ciebie, a kim ty dla mnie. Czy to, co do ciebie czuje, jest prawdziwe.? I czym to tak naprawdę jest? Czy mogę na tym skupić całe swoje życie? Czy powinnam to w ogóle robić? Być może jest coś ważniejszego, na czym powinnam się skupić, a tego nie widzę, bo zajmujesz wszystkie moje myśli! – skończyła z wyrzutem.

– I zadręczasz samą siebie tymi pytaniami? – zapytał wyjątkowo spokojnie, robiąc krok w jej kierunku.

– Czy one nie są istotne, Draco? – Jej zdenerwowanie rosło z każdą chwilą przedłużającej się rozmowy. – Czy ty o tym nie myślisz?

– Myślę – potwierdził – ale staram się nie wybiegać tak daleko w przyszłość. To nie jest nikomu do niczego potrzebne. A mi na pewno nie. Tobie również.

Szybko zrozumiał, że popełnił błąd i użył nieodpowiednich słów, chcąc ją uspokoić, co dało odwrotny efekt.

Zrobił jeszcze jeden krok i dotknął jej ramienia, ale wyszarpnęła się i odsunęła.

Draco głębiej odetchnął i ze świstem wypuścił powietrze, co Hermiona uznała za wyraz jego niezadowolenia i zniecierpliwienia jej zachowaniem.

– Mieli rację.

– Nie mieli. – Od razu zaprzeczył. – Zrozum to wreszcie. Nikt nie ma prawa oceniać tego, co i z kim robisz.

– To moi przyjaciele!
– Ale nie potrzebujesz ich aprobaty ani tym bardziej pozwolenia! – krzyknął. – To twoje życie, z którym możesz zrobić, co tylko zechcesz. A jeśli męczą cię pytania, na których odpowiedzi znaleźć nie potrafisz...

– Nie przywykłam do tego, by nie znać odpowiedzi! – podniosła głos. – Zawsze wiedziałam! Zawsze byłam pewna tego, czego chcę.

– To mnie pytaj! – przerwał jej, podchodząc ponownie i chwytając ją rękami za ramiona. Tym razem się nie szarpała, tylko zapatrzyła się na niego zdziwiona tym, co słyszała. – Jeśli nie wiesz, jeśli nie jesteś czegoś pewna, mnie pytaj. Jesteśmy w tym razem, chociaż to dziwne i niezrozumiałe dla reszty przeklętego świata, jesteśmy razem. Pytaj mnie.

Chwycił jej zmarzniętą dłoń i przycisnął do swojej klatki piersiowej, w okolicy serca.

– Jestem tutaj.

– I będziesz nadal? – szepnęła, ale wiedziała, że ją usłyszy.

– Będę – zapewnił ją.

Pochylił się i musnął wargami jej usta. Po chwili pogłębił pocałunek, obejmując ją mocno ramionami. Poczuł, jak Hermiona przywarła do niego całym ciałem. Jakby tego właśnie potrzebowała, by mogła nareszcie uspokoić myśli.

Hermiona czuła pożądanie płynące w żyłach, rozpalające ją od środka. Dzięki niemu zapominała o zmartwieniach, zapominała o wszystkich rozdmuchanych przez obawy wątpliwościach.

– Zabierz mnie do domu, Draco – poprosiła, gdy tylko oderwał swoje usta.

Poprawiła na jego nosie lekko przekrzywione okulary, po raz pierwszy tej nocy uśmiechnęła się do niego szczerze, tak, że miękły mu kolana, i pozwoliła, by teleportował ją tam, gdzie najbardziej pragnęła się znaleźć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro