14.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



Draco Malfoy czuł się jak dzieciak. Dzieciak, który otrzymał niezwykle drogą, wymarzoną od lat zabawkę. Zabawkę, której nawet bał się dotknąć, tak bardzo mu na niej zależało. Gdyby obchodził się z nią w nieodpowiedni sposób, mogłaby się zniszczyć. Mógłby ją stracić. A przecież nie była zwyczajna. Była nadzwyczajnym zjawiskiem w jego do tej pory pustym, szarym życiu. Zamierzał zrobić wszystko, aby w nim została. Hermiona nie była zabawką i Draco sam siebie w myślach zbeształ za tak niefortunne porównanie, w niczym nieoddające rzeczywistości. Hermiona stała się dla niego wszystkim, czego potrzebował.

Przyzwyczaił się do niej. Zdumiał się, gdy dotarło do niego, jak szybko i bezproblemowo ten proces się tuż przed jego nosem wydarzył. Kiedyś nie było Hermiony, a teraz dzień bez niej wydawał mu się całkowitym zmarnowaniem czasu. A Draco nie lubił marnować czasu, dlatego dziwna i wyjątkowo mocno niepokojąca myśl zaświtała w jego głowie. Cieszył się, że Hermiona nie umie czytać w myślach. Sam nie wiedziałby, jak wyjaśnić jej to, że wyobraża sobie coraz częściej wizję wspólnego zamieszkania. Przyjemnie byłoby co wieczór kłaść się razem z nią, by następnie budzić każdego ranka.

Dokładnie tak jak dzisiaj.

Leżał teraz we własnym łóżku, w środku nocy, na boku, pogrążony w przyjemnej ciszy, i patrzył na śpiącą Hermionę. Nie traktował jej jak przedmiot. Była w jego oczach spełnieniem marzeń. Obawiał się tego, że może ją stracić przez głupotę. Przez swoje głupie gadanie albo skrzywioną minę. Przez swoje humory, których nigdy się nie wyzbył. Ciągle miał się na baczności. Uważał, by jej niczym do siebie nie zrazić. Nie mogła od niego uciec. Wiedział, że nie mógł sobie na to pozwolić. Utrata kogoś, do kogo tak mocno się przywiązał, oznaczałaby ból, na który wcale nie miał ochoty. Wolał spiąć się i nie dopuścić do sytuacji, w której coś między nimi miałoby się zepsuć.

– Nad czym tak rozmyślasz?

Draco nie odpowiedział od razu, całkowicie wyrwany z zadumy, udawał, że wciąż jest zamroczony snem.

Hermiona uśmiechnęła się i przekręciła leniwie na plecy. Wciąż otaczała ich czerń nocy. Uniosła dłoń i pogłaskała go po policzku. Po chwili cofnęła rękę. Ułożyła się wygodniej.

– Powiesz? – powtórzyła.

– O niczym konkretnym. – W życiu nie przyznałby się, a na pewno jeszcze nie teraz, że w swojej głowie tworzył wizje przyszłości. Z jedną konkretną osobą w roli głównej.

– Bo moje myśli zatrzymały się na zajebiście dobrym seksie, nie wiem jak twoje.

Hermiona złapała uśmiech Draco, chociaż niewiele światła do nich docierało z ulicznej latarni. Lubiła, gdy się tak lekko uśmiechał. Lubiła, gdy uśmiechał się właśnie do niej.

– I pod jego wpływem wydaje mi się, że zaczynam darzyć cię coraz większym uczuciem, Draco – mówiła dalej żartobliwym tonem.

– Cytujesz jakieś tanie mugolskie romansidło?

– To płynie prosto z mojego serca, niedowiarku. – Przeciągnęła się, wyciągając ręce za siebie i układając je wygodnie pod głową. – Dobra, odwołuję to. W tym momencie przestaję chwalić twoje łóżkowe umiejętności. Nie traktujesz mnie poważnie.

– Nigdy nie przestawaj mnie chwalić – mruknął, odgarniając pasmo włosów z jej twarzy. – Moje ego potrzebuje stałego dokarmiana.

– To takie typowe – zaśmiała się cicho. – I tak bardzo do ciebie pasuje, Draco. Okazuje się, że ludzie się jednak tak do końca nie zmieniają.

– Nie widzę powodu, dla którego powinienem to zmienić. Pochwały są dobre, jeśli są szczere, a jestem pewien, że takie właśnie są.

– Zawsze byłeś pewny siebie.

– Postawa dużo robi, chociaż, wiadomo, nie załatwi wszystkiego – odpowiedział, przysuwając się bliżej. – Trzeba jeszcze umieć różne rzeczy.

– Umieć? – zaśmiała się, gdy pocałował ją lekko w policzek.

Nagle znalazł się na niej, przyciskając ją swoim ciałem do miękkiego materaca. Wsunął nogę między jej uda.

– A ja umiem, sama mówiłaś wcześniej.

– Muszę przyznać, że zaskakująco dobrze ci to wychodzi. Myślałam, że będziesz egoistą w łóżku.

Uniosła biodra, ucierając się o jego ciepły brzuch.

– Zupełnie nie rozumiem, skąd takie założenie.

Pocałował ją lekko. Rozchyliła usta, na co od razu odpowiedział. Przygryzł jej dolną wargę. Potem musnął ustami jej szczękę, docierając do wrażliwej skóry na szyi, w okolicach ucha. Usłyszał jej rozkoszne westchnienie.

Do Dracona dotarło, że mógłby nie być egoistyczny w stosunku do niej przez resztę swojego życia.

Schodził pocałunkami niżej, muskając chłodnymi palcami wrażliwą skórę na brzuchu. Drażnił jej wrażliwe ciało, dotykając powoli policzkiem, na którym pojawił się lekki zarost.

W pewnym momencie Hermiona uniosła się, by móc pocałować go w usta. Oplotła ramiona wokół jego pleców, przyciągając go do siebie bliżej.

Różne myśli przelatywały Draconowi przez głowę, chociaż starał się je przegnać. To nie był odpowiedni moment.

Obserwował ją. Była zarumieniona. Jej oddech przyspieszył. Dokładnie wiedział, co chciał teraz zrobić. Jeszcze nigdy nie czuł tak wielkiego przywiązania do kobiety, która była w jego łóżku. Założył kondom, a następnie wsunął się w nią boleśnie powoli. Oparł ciężar ciała na łokciach. Wziął głęboki oddech, gdy zorientował się, z jak wielkim uwielbieniem Hermiona się w niego wpatrywała. Miał nadzieję, że właśnie w tym momencie czuła tak wiele ciepła, jak on.

Nigdzie się nie spieszył. Wykonywał powolne, leniwe pchnięcia, starając się, aby mogli złapać wspólny rytm.

Chciał przyspieszyć, ale się przed tym powstrzymywał. Był owładnięty miłością, wiedział o tym i nie zamierzał przed nią uciekać.

Uczucie, że Hermiona jest teraz właśnie z nim i mogłoby to trwać wiecznie, było jedynym, za którym zamierzał podążać. Choćby to miało być jego ostatnie zadanie na tym przeklętym świecie.

Zadziwiało go to, że właśnie w jego ramionach, kobieta tak idealna, jak Hermiona, tak kiedyś dla niego niedostępna, znajdowała spełnienie. Pozwalała mu na to, aby dawał jej rozkosz. Trzymała go mocno, nie pozwalając na to, by się odsunął. Dawała mu wszystko, czego potrzebował.

Wtuliła się w niego, gdy łapali oddech. Czuła się bezpiecznie.

Ją z kolei zadziwiało to, jak seks z Draconem wydawał jej się właściwy. Jak bardzo go pragnęła, jak niewiele miała oporów, by przekraczać z nim swoje własne granice.

Przeszłość odcięła wielką krechą i z wielką radością budowała z nim coś nowego.

– Czego chcesz? Tak najbardziej na świecie? – zapytał, wplatając dłoń w jej włosy. Czule ją głaskał, co jeszcze bardziej pozwalało jej się rozluźnić.

Hermiona leżała wygodnie z głową opartą o klatkę piersiową Draco. Ze spokojem wsłuchiwała się w równy rytm jego bijącego mocno serca. Ten stały, przyjemny dźwięk przynosił jej nieopisaną ulgę, której nie potrafiłaby żadnymi słowami wyjaśnić.

Zapytał ją o największe pragnienie. Od razu poczuła, że jego serce przyspieszyło.

Czy to był znak? Nie miała pojęcia. Bała się udzielić odpowiedzi. Obawiała się, że powie coś nieodpowiedniego. Coś, co Draco źle odbierze.

– Sama nie wiem. To jest wbrew pozorom trudne pytanie – odparła lekko zbita z tropu, bo nie miała pojęcia, do czego Draco zmierza. – A ty?

– To może spróbujmy powiedzieć razem – zaproponował.

– Jednocześnie?

– Tak.

– To liczę do trzech i mówimy. Raz, dwa, trzy...

– Ciebie.

– Wyjechać stąd.

Zapadła cisza. Hermiona odruchowo przesunęła dłoń na skórze Draco. Uniosła lekko głowę i oparła podbródek na dłoni. Mogła teraz spojrzeć mu w oczy, choć on uciekał wzrokiem.

– Naprawdę? – szepnęła wzruszona.

– Chcesz wyjechać?

– Tak. – Nie zamierzała go okłamywać. – Chciałabym wyjechać, gdybym miała taką możliwość. Ale nie mam, więc na razie nie mamy o czym rozmawiać. Wolałabym skupić się na tym, co ty przed chwilą powiedziałeś.

– Powiedziałem to, co czułem. To, co wiem dokładnie w tym momencie.

– I co z tym zrobimy? – zapytała wyraźnie przytłoczona ciężarem składanych przez mężczyznę deklaracji. – Czy musimy coś robić?

– Nie wiem – odparł zgodnie z prawdą, nareszcie spotykając jej wzrok. – Ale chciałem, żebyś wiedziała. Jeszcze wczoraj miałaś tyle wątpliwości i pomyślałem, że dobrze będzie, jeśli zaczniemy mówić wprost o tym, co się dzieje w naszych głowach.

Hermiona odwróciła się do niego plecami i usiadła, podciągając nogi pod brodę. Okryła się porzuconą z boku łóżka kołdrą. Draco mógł obserwować jej okryte wachlarzem włosów plecy.

– Spotkaliśmy się ponownie w dziwnym momencie naszego życia. Ja wróciłam z Włoch kompletnie pogubiona z szalejącymi migrenami. Ty pracowałeś w miejscu, gdzie wcale nie czujesz się dobrze.

– To wcale nie jest, że nie czuję się dobrze. Po prostu apteka to tylko praca. I do tej pory miałem tylko to w swojej codzienności. Odkąd wlazłaś do sklepu, wszystko się zmieniło.

– Wszystko, a jednak nic, jeśli można to tak ująć. Wciąż czuję się pogubiona. Wciąż nie znalazłam jednego jasnego celu mojego pobytu w Londynie. Tylko ty mnie tutaj trzymasz.

– Dlaczego ten Londyn cię tak dusi?

– Sama nie wiem. Na pewno męczy mnie to, że tutaj, w naszej małej magicznej społeczności jestem taka określona. Nazwana. Noszę łatkę, której za żadne skarby świata nie jestem w stanie ściągnąć. Ani jej zmienić.

– Czy to jest takie złe?

– Złe nie – zaczęła – ale dobre też nie. Ciężko jest mi to wytłumaczyć. Kiedyś, przed wojną, tak bardzo określony był tylko Harry. Każdy go znał, nawet nikomu nie musiał się przedstawiać, co było często dla niego frustrujące. Ty, pewnie zresztą miałeś podobnie. Malfoyowie od zawsze byli wpływowi i znani, przez samo nazwisko. A później przez całą smutną resztę. Ja byłam gdzieś z boku, robiłam swoje, przede wszystkim zdobywając wiedzę. Ale potem, gdy Voldemort rozpętał wojnę, a my szukaliśmy horkruksów, zaczęło się szaleństwo. Czułam ciągle spojrzenia obcych na sobie. I do tej pory je czuję.

– Na mnie też ciągle patrzą, tylko ich wzrok jest przepełniony pogardą. Chyba się już przyzwyczaiłem.

– A ja nie mogę. I teraz gdy szukam pracy, jeszcze bardziej mnie to podejście czarodziejów do mnie drażni. Wyobraź sobie, że otrzymuję listy, z których wynika, że są w stanie anulować całą rekrutację, jeśli zgodzę się u nich pracować.

– W zasadzie to powinnaś się cieszyć.

– Nie mogę się z takiego ich postępowania cieszyć. Zawsze walczyłam o równe traktowanie. Chcę być oceniana przez pryzmat mojej wiedzy, umiejętności i doświadczenia, a nie przez przeszłość.

– Trochę dramatyzujesz. – Draco usiadł obok niej i otoczył ją ramieniem.

– Wcale nie dramatyzuję, tylko nie chcę lepszego traktowania.

– Myślę, że pracodawcy ślinią się na widok twoich podań i listów motywacyjnych, ponieważ doskonale wiedzą kim jesteś. Wiedzą, że jesteś cholernie mądra. I tu nic do rzeczy nie ma twoja walka w Zakonie i czas wojny. I bez tych zasług braliby cię w ciemno.

– We Włoszech tego nie było. Byłam tylko i wyłącznie Hermioną Granger, zdolną i oczytaną czarownicą. Mogłam się rozwijać. Nie czułam żadnych niewidzialnych barier, które by mnie w jakikolwiek sposób powstrzymywały. Dziwnych spojrzeń. Przesadzonych pochwał. Tam byłam wolna.

– Tutaj też możesz być, jeśli zmienisz swoje nastawienie.

– Nie chcę musieć niczego zmieniać – powiedziała smutno. – Chcę po prostu móc być sobą i oddychać pełną piersią. Londyn przestał być dla mnie odpowiednim miejscem. Domem. Dobrze, że chociaż ty tu jesteś, Draco.

Draco nie był w stanie sformułować sensownej odpowiedzi. Wizja wyjazdu Hermiony sprawiła, że jego serce na chwilę stanęło, był o tym przekonany. Żałował, że już nie leżeli, a ona sama nie mogła się o tym przekonać, przykładając ucho do jego głuchej klatki piersiowej. Gdyby to usłyszała, być może zapewniłaby go o tym, że go nie zostawi, nawet jeśli pojawi się szansa na wyjazd, o którym tak marzyła.

On wiedział, że nie stanie na drodze jej marzeń. Nie byłby w stanie tego zrobić.

Pozwoli jej odejść, nawet jeśli potem jego serce pęknie na miliony maleńkich kawałeczków. Będzie musiał wtedy znaleźć zaklęcie lub eliksir, który pozwoli mu się poskładać. Ale to już nigdy nie będzie to samo. Nie bez niej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro