15.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



Minął kolejny miesiąc. Nic złego się w tym czasie nie wydarzyło, chociaż Draco miał naprawdę złe przeczucia i obawiał się każdego kolejnego dnia. Codziennie wstawał do pracy, brał prysznic, ubierał się, jadł śniadanie i wychodził do pracy, by dostać jakoś na Pokątną. Wybierał różne sposoby, aby nie było nudno. Najrzadziej latał miotłą, bo musiał wtedy rzucać na siebie szereg zaklęć chroniących go przed londyńską pogodą. I czasem gubił okulary, a to tylko dokładało mu kłopotów. Chodził struty, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Zamartwianie się nie leżało w jego naturze, dlatego teraz nie bardzo wiedział, w jaki sposób powinien sobie poradzić z natrętnymi, niepokojącymi myślami. Najczęściej zaszywał się na zapleczu apteki, gdzie mógł zapomnieć o reszcie świata, przygotowując w ciszy szereg potrzebnych danego dnia eliksirów. Umiał to robić i dobrze mu to wychodziło, więc nie widział powodu, aby dopuścić do siebie coś zupełnie niepotrzebnego. Kogoś, kto stał się jego całym światem. Zbyt szybko. Zbyt intensywnie wkradł się do jego życia. Nudnego, normalnego, pozbawionego fajerwerków, a jednak spokojnego i tak dobrze znanego, na swój sposób bezpiecznego.

W tych chwilach, kiedy nie mógł skupić się na eliksirach, dużo rozmyślał, a to nigdy nie przynosiło nic dobrego. Zwykle wolał działać, ale teraz, zdał sobie z tego sprawę, prawie od razu, że niewiele miał tu przestrzeni do działania. To, czy Hermiona ostatecznie postanowi wyjechać z Anglii, było tylko i wyłącznie jej decyzją, z którą on, chcąc nie chcąc, zostanie zmuszony się zgodzić.

A musiał przyznać to sam przed sobą, że wcale nie miał na to ochoty. Nie miał ochoty godzić się na jej wyjazd, wypuszczać jej z rąk, pozwolić jej odejść. Uważał, że powinna z nim zostać, tu, w Anglii, znaleźć swoje miejsce u jego boku. I zbyt wiele w jego życiu nie zmieniać. Wiele go kosztowało zbudowanie samego siebie na nowo. Zdobycie wykształcenia, a następnie doświadczenia, choć wiele drzwi przed nim zamykano. Większość czarodziejów czuła do niego odrazę, której wcale nie starali się ukryć, a on o to nie zabiegał. Uznawał, że każdy ma prawo myśleć o nim, co tylko chce. On sam nie przepadał za ludźmi, uznając, że większość z nich jest zakłamanymi gburami. Musiał jednak znaleźć swoje miejsce w nowopowstającym społeczeństwie, chociaż na początku myślał jedynie o ucieczce. Jego dumna matka mu na taki krok nie pozwoliła, choć błagał ją o to, aby napisała do części rodziny mieszkającej we Francji. Odmówiła stanowczo, a on musiał się z tym pogodzić i jakoś stanąć na nogi. Nie było łatwo, ale wystarczyło mu samozaparcia, aby być właśnie tu i teraz w takim, a nie innym miejscu.

Ostatnie kilka miesięcy wszystko zmieniło. Zaburzyło. Rozjaśniło, to najlepsze określenie i Draco doskonale o tym wiedział. Wcześniej szedł w jednym kierunku, do przodu, przed siebie, sam. Teraz chciał już iść z Hermioną, a wcześniejsza tak prosta i oczywista dla niego droga, stała się kręta i upstrzona niespodziankami. Problemami.

Złościł się i czasem te negatywne uczucia zdecydowanie zbyt długo się w nim gotowały, aby mógł przejść z tym do porządku dziennego. Potrzebował odpowiedzi, których Hermiona nie zamierzała mu jeszcze udzielić. Potrzebował zapewnienia, że bez względu na wszystko będzie dobrze. Teraz i jutro. I już na zawsze.

Spotkania z Hermioną stały się dla niego rutyną, którą uwielbiał. Ciężko byłoby mu ukryć to, jak wiele radości sprawiała mu każda możliwość jej zobaczenia. Był kiepskim aktorem i jeszcze gorszym kłamcą. Kiedyś umiejętniej chował przed światem swoje emocje za skrzywioną w pogardzie twarzą. Teraz nie musiał tego robić, więc i nie zaprzątał sobie tym głowy.

Jeśli ktoś, kto pociągał za ludzkie sznurki, zdecydował o tym, że właśnie on, Draco Malfoy, miał odnaleźć swoje szczęście u boku Hermiony Granger, to nie zamierzał się temu sprzeciwiać.

Również jego matka była tego samego zdania, czego się po niej nie spodziewał. Na początku nie mówił jej wcale o tym, że się z kimś spotyka, jednak wcale nie musiał tego robić. Narcyza sama widziała na jego twarzy błąkający się, delikatny, niezwykle rzadko widziany uśmiech. I wiedziała, że w życiu jego jedynego syna pojawił się ktoś, kto go uszczęśliwia. Zdziwiła się tym, kim jest ta osoba, jednak nie powiedziała niczego, co mogłoby stać się początkiem kłótni. Draco dokładnie pamiętał tę rozmowę, lecz matka go zaskoczyła swoim spokojem. Powiedziała mu tylko to, że się o niego boi. Nie zrozumiał jej na początku, ale sama zaczęła mówić, zanim zdążył ją o to poprosić. Wyjaśniła mu, że taki ktoś jak Hermiona Granger, ktoś, czyje poglądy i życie od lat drastycznie różniły się od tych, z którymi zgodnie żyli Malfoyowie, może go zranić. Może go nie zrozumieć. Narcyza obawiała się, że po fali pierwszego zauroczenia, będzie im ciężko znaleźć wspólny język, dogadać się w codziennych sprawach. Obawiała się również, że przeszłość, choć daleka, dogoni ich i nie pozwoli na stworzenie czegoś mocnego, prawdziwego, na co gdzieś w głęboko w sercu Draco liczył. A Narcyza o tym wiedziała.

Draco nie bał się tego, że nie dogada się z Hermioną. Bał się, że go porzuci. Odejdzie i go zrani, ale tego nie zamierzał matce mówić, nie chcąc dokładać jej zmartwień.

Po wyjściu z Azkabanu ojca, życie jego rodziców uległo drastycznym zmianom. Musieli pożegnać się z dawnym bogactwem, godząc się z tym że od tego momentu będą musieli liczyć się z każdym wydanym galeonem. Zamieszkali w niewielkim mieszkaniu, na trzecim piętrze kamienicy. Utrzymywali się ze skromnych emerytur, które wystarczały im na przeżycie od początku do końca miesiąca. Nigdy nie przyjmowali pieniędzy od Dracona, dlatego wymyślił inny sposób na to, by im pomagać. Regularnie robił zakupy na Pokątnej, pamiętając o takich produktach, które rodzice zawsze lubili jeść, a na które teraz nie mogliby sobie pozwolić. Dodatkowo matce kupował perfumy, a ojcu ulubione cygara.

Jego ojciec był wrakiem człowieka. Azkaban wyssał z niego duszę. Wyrzuty sumienia zrobiły resztę. Odebrano mu różdżkę i majątek. Pozostała mu rodzina, lecz to mu nie wystarczało. Nie umiał się odnaleźć w tym nowym świecie, w którym nie było dla niego miejsca. Narcyza wciąż dumna i piękna starała się dostosować na tyle, na ile umiała.

A Draco, cóż, Draco był zbyt młody na to, aby poddać się nowemu, przygnębiającemu nastrojowi panującemu w domu rodzinnym. Musiał iść do przodu i walczyć o samego siebie. Dla niego jeszcze była szansa.

***

Zbliżały się Święta Bożego Narodzenia, które Draco szczególnie od dziecka lubił. Wiedział, że te święta będą pod wieloma względami wyjątkowe. Po pierwsze miał zamiar spędzić je z Hermioną, a po drugie miał poznać jej rodziców, co go wyjątkowo niepokoiło. Bał się tego, że nie wypadnie dobrze w ich oczach. Zastanawiał się, jak wiele wiedzą na temat tego, z kim spotyka się ich córka. I jak wiele wiedzą na temat tego, kim był w przeszłości, jak się zachowywał i jaką rolę odegrał w czasie wojny.

Stojąc przed drzwiami przystrojonymi kolorowymi światełkami i wieńcem z ostrokrzewu, starał się samego siebie uspokoić. Gdyby rodzice Hermiony mieli uprzedzenia co do niego, na pewno nie zaprosiliby go na święta do swojego domu. Mieliby również wątpliwości w sprawie tego, aby Hermiona nadal się z nim spotykała. Spytał ją o to, ale ona jedynie lekceważąco machnęła ręką i od razu zmieniła temat, gdy widzieli się ostatni raz przed świętami. Draco później zastanawiał się, czy zrobiła tak dlatego, że problem ten wcale nie istniał, czy raczej nie chciała, aby się tym przejmował. Wolałby opcję pierwszą, ale obawiał się, że każda z nich jest równie możliwa.

Teraz już nie miał jak uciec, a zgodnie z prawdą to nawet nie chciał. Zmierzenie się z rodzicami było kolejnym krokiem, który musiał zrobić, jeśli chciał czegoś więcej od Hermiony.

– Dobry wieczór – powiedział, gdy drzwi się otworzyły, a przed sobą zobaczył ojca Hermiony.

Mężczyzna o łagodnym spojrzeniu, tak bardzo podobnym do spojrzenia swojej córki, stał w szeroko otwartych drzwiach. Draco stał niepewnie, czekając na jego ruch.

– Dobry wieczór, zapraszamy – odpowiedział mężczyzna, uśmiechając się. – Wejdź, Draco i czuj się, jak u siebie w domu.

– Dziękuję – odparł sztywno, wchodząc do niewielkiego korytarza, gdzie zostawił ośnieżone buty, płaszcz i szalik.

– Jesteś nareszcie! – pisnęła Hermiona, wpadając prosto w jego ramiona, ale na szczęście w ostatniej chwili złapał równowagę, by ją przytulić.

Hermiona odsunęła się, spojrzała na niego i uśmiechnęła się szczerze. Uniosła dłoń, by strzepnąć płatki śniegu z jego włosów. Draco od razu uniósł rękę, by poprawić fryzurę.

– Ślicznie wyglądasz, niczym się nie martw.

– Wcale się nie martwię. – Ściągnął z nosa okulary, które mocno zaparowały. Przetarł je skrawkiem swetra, który wybrał na dzisiejszy wieczór i ponownie je nałożył.

– Chodź, wejdź dalej – mówiła Hermiona, prowadząc go do środka, gdzie czekali jej rodzice. – Mamo, tato – zwróciła się bezpośrednio do nich. – Chciałabym wam przedstawić mojego chłopaka, Draco Malfoy. Draco, to moi rodzice, Jean i John Granger.

Draco skinął głową, a następnie podał rękę matce i ojcu Hermiony. Czuł, jak z każdą chwilą jego stres wyparowuje. Nieprzyjemne uczucie gorąca go opuszczało.

– Przyniosłem Plum Pudding, który osobiście zrobiła moja mama oraz whisky – powiedział, podając pani Granger starannie przez Narcyzę zapakowany świąteczny przysmak, a ojcu butelkę z alkoholem.

– Ach, bardzo dziękujemy – odpowiedziała z uśmiechem. – Podziękuj koniecznie mamie. Ja jeszcze skoczę do kuchni, a wy zajmijcie się naszym gościem – dodała, spoglądając w stronę męża.

Hermiona chwyciła dłoń Draco i pociągnęła go w stronę niewielkiego salonu, gdzie wskazała mu miejsce do siedzenia przy stole. Sama usiadła tuż obok. Z zaciekawieniem przyglądał się licznym zdjęciom w kolorowych ramkach, które ku jego zdziwieniu, pozostawały nieruchome. Zapomniał całkiem, że znajdował się w domu mugoli. Stół dosłownie uginał się pod ciężarem dań i przysmaków, które musiała przygotować pani domu. Przyjemne zapachy drażniły mu nozdrza, pobudzając apetyt. Wnętrze było przyjemne, choć nie było w nim przepychu. Draco czuł się jednak tam dobrze, czego się nie spodziewał.

– Mama przeszła samą siebie.

– Ona zawsze przechodzi samą siebie, gdy ktoś ma do nas wpaść. A gdy ma to być ktoś, kto być może... – Ojciec Hermiony zrobił dramatyczną pauzę. – ... zechce naszą kochaną córeczkę, to wtedy pękają jej wszystkie hamulce.

– Tato! – skarciła go Hermiona wzrokiem, choć Draco w tym czasie cicho się zaśmiał, widząc zadowoloną minę pana Granger.

– Jak to mówią przez żołądek do serca – stwierdził Draco, ściskając pod stołem dłoń Hermiony.

– Święta prawda, a że nasza córka umie wszystko prócz gotowania, to kochana Jean musi w tym momencie zaszaleć, aby powiedzeniu stało się zadość – żartował dalej ojciec.

– Tato, nie przesadzaj, przecież upiekłam ciasto.

– Z wielką mamy pomocą – droczył się z nią dalej ojciec. – A z efektem my będziemy musieli się zmierzyć.

– Nie jestem zbyt wymagający pod tym względem – wtrącił się uprzejmie Draco. – Zjem w zasadzie wszystko, co jest słodkie.

– I to mi się podoba – zaśmiał się pan Granger. – Będzie ci się łatwiej żyło.

– Dosyć już tych żartów. – Do pokoju wparowała Jean, mierząc męża złowrogim spojrzeniem. – Hermiono, chodź ze mną do kuchni na chwilę, proszę.

Draco poczuł się nieco nieswojo, zostając sam na sam z obcym człowiekiem. Zapanowała między nimi nieprzyjemna cisza, którą należało jak najszybciej przerwać. Draco jednak nie miał pojęcia, jaki temat rozmowy powinien w tym momencie rozpocząć. Rozmyślał o tym wcześniej i wydawało mu się, że jest przygotowany na każdą ewentualność, ale teraz kompletnie się pogubił. Rozejrzał się ponownie po saloniku i zatrzymał wzrok na fotografii, na której uwieczniono na oko sześcioletnią, szczerbatą dziewczynkę z burzą brązowych włosów na głowie trzymającą w dłoni zabawkowy kij do jednej z mugolskich gier. Draco wyłowił z pamięci jego nazwę, trykiet, i był z siebie niezwykle dumny. Podszkolił się w kwestiach mugolskich przed świątecznym spotkaniem.

John Granger złapał wzrok młodego mężczyzny i również spojrzał w tym samym kierunku. Rodzinne fotografie, najważniejsze pamiątki przeszłego czasu. Uśmiechnął się, wspominając lato pełne wrażeń, które spędzili razem w południowej Anglii. Były to wakacje, podczas których zgodnie z Jean stwierdzili, że pracują zbyt dużo i coś wielkiego, dzieciństwo ich jedynego dziecka, bezpowrotnie ich omija. Zamknęli gabinet na całe dwa miesiące, wypełniając wolny czas wycieczkami i wspólnymi zabawami na świeżym powietrzu.

– A pod jakim względem jesteś wymagający, Draco?

Draco spojrzał na Johna, wyczuwając gęstniejącą atmosferę.

– Wiem o tobie wszystko, o czym opowiedziała nam Hermiona, a uwierz mi, spędziliśmy kilka wieczorów na tej historii. Od samego waszego początku aż do teraz. I szczerze? Sam nie wiem, co powinienem o tobie myśleć.

Z kuchni dochodziły do nich odgłosy cichej rozmowy między kobietami, ale Draco czuł, że nie powinien się tym rozpraszać. I podświadomie oczekiwać ratunku.

– Wiem, że nasza przeszłość jest paskudna, nie zamierzam owijać w bawełnę i niczego ukrywać.

– Delikatnie powiedziane, ale, owszem, zgadzam się z tym stwierdzeniem.

– I nie za bardzo umiem teraz tę przeszłość wytłumaczyć. Nie umiem ubrać w słowa tego jak bardzo mi przykro. Wstydzę się tego, jak ją traktowałem. Przeprosiłem ją za wszystko, a ona mi wybaczyła.

– Wydaje mi się, że nigdy nie nosiła urazy. Rozumiała to, w jaki sposób działał wasz świat i to już w momencie, gdy w niego z impetem wpadła, odbierając list z Hogwartu. Chociaż na pewno raniło ją to, że była traktowana jak człowiek gorszej kategorii. Była jeszcze dzieckiem, ale i ty nim wtedy byłeś, dlatego nie zamierzam i ja, jako jej ojciec, winić cię za to, co robiłeś.

– Jestem panu za to wdzięczny. Za to, że mnie pan nie skreśla na starcie, chociaż większość ojców na pewno to właśnie by zrobiła – odpowiedział Draco, czując na sobie spojrzenie mężczyzny. Wiedział, że powinien jeszcze coś wyjaśnić. – Przeszłości nie jestem w stanie zmienić, choćbym bardzo chciał to zrobić. – Wyprostował się na krześle i wypuścił powietrze, zyskując tym samym chwilę czasu. – Ale mogę panu obiecać, że teraz jestem inny. Zmieniłem się i bardzo mi na niej zależy. Zależy mi przede wszystkim na jej szczęściu. I nie zrobię niczego, co mogłoby ją zranić.

– Hermiona jest już dorosła i może robić to, co jej się żywnie podoba – powiedział John spokojniej. – I z kim – dodał po chwili. – Ale poprosiła, żebym jej zaufał. Bo ona tobie ufa i ci wierzy. A ja z kolei z całego serca, razem z Jean, wierzę jej.

– Nie jestem dobrym człowiekiem bez skazy, musi pan to wiedzieć, panie Granger.

– Nikt z nas nie jest – odparł John. – Ważne jest jedno, aby wiedzieć, że wszyscy jesteśmy ludźmi, bez względu na to, czy władamy magią jak ty i moja córka oraz wasi przyjaciele, czy tego nie potrafimy. Tak samo żyjemy, tak samo popełniamy błędy. Ludzkie błędy. A je należy naprawiać. I sobie wybaczać, bez tego ludzkość nie przetrwa, ale co ja ci tam będę mówił, sam dobrze wiesz. Przeżyłeś wojnę.

– Czego się napijesz, Draco? – Hermiona wróciła do pokoju, kładąc rękę na jego ramieniu, jakby chciała się upewnić, że nic się nie stało w międzyczasie, gdy go opuściła.

– Kawy.

– A później napijemy się whisky – dodał John Granger, posyłając córce uspokajające spojrzenie.

– Mama zaraz podaje indyka, a potem resztę dań i deserów. Do whisky jeszcze trochę czasu.

– Jesteśmy cierpliwi i poczekamy. Cały wieczór przed nami.

***

Draco siedział w fotelu i przysłuchiwał się opowieści Johna o tym, jakie czynności należy wykonać, aby zaleczyć zęba po mugolsku. Istny koszmar. Cieszył się, że dzierżył w dłoni szklankę z alkoholem, ponieważ bez tego, na pewno byłoby mu trudno przetrwać. Miał wrażenie, że co najmniej połowa jego własnych zębów rozbolała go okrutnie, gdy mama Hermiony zaprezentowała, jak mniej więcej może brzmieć wiertło rozwiercające zęba. Wypił kolejny łyk.

Spojrzał na Hermionę, szukając w jej twarzy pocieszenia. Wyglądała dzisiaj wyjątkowo ładnie i promiennie, chociaż dostrzegał także w jej oczach zmęczenie świątecznymi przygotowaniami. Miała na sobie bordową sukienkę z długimi rękami, które podciągnęła aż do łokci. W pokoju było wyjątkowo ciepło. Jemu również zrobiło się goręcej, gdy dłużej wodził po niej wzrokiem.

Hermiona przypatrywała mu się z rozbawieniem i zamierzała później dokładnie wypytać go o jego odczucia, które nim targały w czasie dentystycznych opowieści. Czasem dziwiła się temu, jak niewiele Draco wiedział na temat życia mugoli. Była pewna, że z dnia na dzień będzie wiedział więcej, już ona o to zadba. Siedziała obok mamy na niewielkiej sofie. Piły wino. Ojciec z Draco wybrali mocniejszy trunek, jak wcześniej zapowiadali.

Nie spodziewała się, że rodzinnie spotkanie przebiegnie aż tak dobrze. Jej rodzice początkowo byli mocno uprzedzeni do Dracona, ale postanowili dać mu szansę. Zawsze jej powtarzali, że każdy na nią zasługuje, więc i teraz nie zamierzali robić wyjątku.

Wszystko szło dobrze. Hermiona zerknęła na zegar wiszący nad spokojnie płonącym kominkiem. Uznała, że czas najwyższy, aby mogła razem z Draco udać się na górę do jej pokoju. Zastanawiała się, co powie, gdy zobaczy jej pokój, który niewiele się zmienił od czasów szkolnych. Była pewna, że gryfońskie dekoracje sprawią, że się skrzywi. Chciała zobaczyć jego minę.

– A zastanawialiście się nad tym, jak wszystko sobie ułożycie, gdyby udało ci się dostać tę pracę na uniwersytecie magicznym w Bolonii, Hermiono? – zapytała Jean, nie mając pojęcia, jak za chwilę cały spokój zostanie zburzony.

W pokoju zapadła cisza. Cisza, która nieprzyjemnie i złowrogo dźwięczała.

– Starasz się o pracę w Bolonii? – zapytał Draco.

Hermiona odstawiła kieliszek z winem na pobliski stolik. Spuściła nogi na miękki dywan. Bała się spojrzeć Draco w oczy. Zerknęła przelotnie na ojca.

Poczuła w lewej skroni silne pulsowanie i wiedziała, czego było zapowiedzią.

– Porozmawiamy na górze – rzuciła, wstając. – Chodź za mną, Draco. Pokażę ci przy okazji mój pokój – mówiła dalej swobodnie, starając się ukryć zdenerwowanie.

Draco się nie ruszył. Nie mógł. Miał wrażenie, że nogi odmawiają mu posłuszeństwa.

Hermiona dotarła już do schodów, gdy zorientowała się, że Draco za nią nie podąża.

Wróciła do salonu i stanęła w drzwiach.

– No, chodź – ponagliła go, jednak Draco nadal nie wstawał.

Uniósł do ust szklankę i wypił whisky do końca. Zapiekło go w gardle, ale nic nie dał po sobie poznać. Wstał i podszedł najpierw do mamy Hermiony.

– Bardzo pani dziękuję za ten uroczy wieczór. Jedzenie było wspaniałe – zwrócił się do Jean i uściskał jej dłoń, by następnie wyciągnąć rękę do Johna w geście pożegnania. – Panu również dziękuję, panie Granger. Powinienem już wrócić do domu, zrobiło się bardzo późno, a ja się zasiedziałem.

– Draco – szepnęła Hermiona. – Proszę, cho...

– Odprowadź mnie do drzwi – przerwał jej grzecznie, lekko się uśmiechając. – A państwu życzę dobrej nocy. I mam nadzieję, że będę mógł państwa w przyszłości gościć u siebie.

– Dobranoc, Draco. Zawsze jesteś u nas mile widzianym gościem – powiedziała Jean, podchodząc do męża. – Bardzo się cieszymy, że mogliśmy cię poznać. – Kobieta próbowała jakoś naprawić sytuację, ale było już na to za późno.

Draco ruszył w stronę Hermiony, która wciąż tkwiła w przejściu.

– Chodź, kochanie – powiedział, chwytając jej dłoń, gdy ją mijał. – Odprowadź mnie. – Pociągnął ją za sobą i miał nadzieję, że z boku nie wyglądało to zbyt brutalnie, bo nie taki miał zamiar. Chciał jedynie jak najszybciej wyjść. Uciec od konfrontacji.

– Draco, proszę, porozmawiajmy, chodź na górę. Wszystko ci wytłumaczę – mówiła przyciszonym tonem, gdy wkładał buty, a następnie okręcał szal wokół szyi.

– Wydaje mi się, a tak właściwie, to jestem całkiem pewien, że nie jestem w stanie teraz z tobą rozmawiać – odpowiedział, starając się, by jego głos brzmiał spokojnie.

Patrzył na nią z góry i nie mógł się przemóc, aby zrobić cokolwiek. Widział, że jest zdenerwowana. I wiedział, że nie chciała, aby ta informacja wypłynęła w czasie tak przyjemnego wieczoru. Stało się jednak inaczej.

Uniósł dłoń i pogłaskał delikatnie jej rozgrzany od emocji policzek.

Hermiona uznała to za pozwolenie. Podeszła jeszcze bliżej, tak blisko, że dotykała palcami jego butów. Położyła obie dłonie na połach płaszcza, chcąc poczuć rytmicznie poruszającą się klatkę piersiową.

Wspięła się na palce i delikatnie musnęła jego dolną wargę.

Draco nawet nie drgnął.

Hermiona jednak kontynuowała, złożyła kolejny pocałunek na jego ustach.

– Przepraszam, że ci nie powiedziałam. Zamierzałam to zrobić później – próbowała się tłumaczyć, ale on nie był gotowy by słuchać.

Draco napiął się, gdy ciepłe powietrze z ust Hermiony owiało jego policzek, a ich nosy się na chwilę zetknęły.

– Przepraszam, że jestem zły. – Pochylił się i lekko, krótko ją pocałował. – Przepraszam, że z całego serca życzę ci, żebyś tej pracy nie dostała i została tu ze mną – wyznał z trudem, głos mu się łamał. – Przepraszam, że nie jestem lepszy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro