19.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Hermiona miotała się po pokoju, wyciągając z szafy ubrania, które przydadzą jej się we Włoszech. Układała je na łóżku w równych stosikach, gorączkowo zastanawiając się nad tym, czego nie wolno jej zapomnieć, a co już znajdowało się na dnie kufra.

Żałowała, że nie może do niego zapakować Draco. Może i związane byłoby to z działaniem wbrew jego woli, ale przynajmniej miałaby swój największy problem z głowy.

Cieszyła się, że nie była sama i szybkim spojrzeniem zlustrowała towarzyszących jej przyjaciół.

Harry siedział na jednym z foteli i jadł prażynki o smaku krewetek, których zapach roznosił się drażniąco po pokoju. Całe palce miał zatłuszczone i uważał, aby nie ubrudzić nimi obicia mebla, chociaż widział, że jego przyjaciółka była na tyle skupiona, że wcale nie zwracała uwagi na to, czego dotykał. Mógł poplamić jej wszystko, co znajdowało się w zasięgu jego rąk, a ona nie powiedziałaby słowa. Było to do niej niepodobne, dlaczego on sam zachował czujność.

– Po co ci swetry w Bari? – rzucił pytanie, co na szczęście dość szybko i bezboleśnie wyrwało ją z transu.

– Co?

– Swetry w Bari – powtórzył, widząc, że Hermiona się zawahała.

– Masz rację, Harry. W Bari nie będą mi wcale potrzebne – Wzięła kilka z nich i odłożyła znowu na półkę, uderzając się przy tym o otwarte drzwiczki. – Niech to szlag!

– Jesteś zdenerwowana – stwierdził Ron, zajmujący drugi fotel. On dla odmiany niczego nie jadł, tylko popijał grzane piwo, w którym pływały goździki, które usiłował ukradkiem wyłowić, bo za nimi nie przepadał. – Gdzie twoja wyjazdowa euforia?

– Nie ma euforii – zmierzyła go spojrzeniem przepełnionym frustracją, rozcierając obolałe ramię. – Nie muszę jej czuć, gdy się pakuję.

– Ale bardzo chciałaś tej pracy – zauważył słusznie Harry, sięgając po kolejnego chrupka, którego wrzucił sobie do otwartych ust, po czym zaczął przeżuwać z głośnym chramaniem.

Hermiona zgromiła go wzrokiem, a on się jedynie uśmiechnął, szczerząc zęby.

– I wciąż jej chcę – warknęła, podchodząc ponownie do łóżka, gdzie zaczęła przeglądać stertę z sukienkami. Połowę z nich odłożyła znowu do szafy. – Ale...

– Zawsze jest jakieś ale – wtrącił się Ron, wyciągając rękę w stronę paczki z chrupkami, aby wziąć kilka.

Do odgłosu chramania dołączyło szeleszczenie opakowaniem.

– Czy możecie przełożyć je sobie do miski, tak jak wcześniej prosiłam, czy będziecie wystawiać moje nerwy na próbę? – warknęła, otwierając szeroko drzwi i machając w stronę korytarza różdżką.

– Ale co? – zdziwił się Ron.

– Co robisz? – Harry odłożył paczkę chrupek na stolik.

– Przywołuję miskę – wycedziła, łapiąc ją po chwili w dłonie. Podeszła do nich i wcisnęła ją zdziwionemu Harry'emu prosto w ręce. – Przesyp je, proszę, i ograniczcie te nieprzyjemne odgłosy, bo głowa mi pęknie.

– Znowu boli cię głowa? – zaniepokoił się Ron.

– Znowu – potwierdziła, nie chcąc kontynuować akurat tego tematu.

– Co się stało? – zapytał ponownie Harry wyraźnie zmartwiony grymasem na twarzy przyjaciółki.

– Czy to ta tleniona gadzina cię zdenerwowała? – Ron odstawił kufel i podszedł do Hermiony, kładąc jej ręce na ramionach. – Powiedz tylko, a go zabijemy.

Kobieta pokręciła głową, tamując łzy zbierające się w jej oczach.

– Nikogo nie będziecie zabijać – odparła z trudem, starając się zignorować nieprzyjemne pulsowanie w skroniach. – A na pewno nie jego.

– Ale jak coś to możemy – zapewnił ją Harry, również się podnosząc. – Albo, chociaż go trochę poobijać.

– Nie ma mowy.

– Albo, chociaż możemy mu przemówić do rozumu – dopowiedział z nieudolnie skrywaną nadzieją Ron.

– Pokrzyczymy na niego – zaproponował Harry, widząc, że Hermiona lekko się uśmiecha.

– Nie róbcie mu nic złego – poprosiła. – To nie jego wina.

– Na pewno jego – stwierdził Ron z miną znawcy. – Jesteśmy za tobą murem.

– Chyba popełniam wielki błąd – powiedziała cicho i powoli, jakby bała się wypowiedzieć tę kłębiące się w jej głowie myśli na głos. Jednocześnie zdjęła ręce przytrzymującego ją Rona i przez chwilę mocniej ścisnęła jego dłoń.

Usiadła z rezygnacją na końcu łóżka. Po jej obu stronach siedli przyjaciele. Milczeli, czekając, aż sama zacznie mówić. Harry oczyszczał dłonie z tłuszczu różdżką, aby nie dokładać jej zmartwień.

– No, mów – ponaglił Ron – przecież zawsze tak dużo mówisz. Głowa ci się zagotuje.

– Chodzi mi o to, że go kocham.

Harry i Ron skrzywili się jednocześnie jak dobrze naoliwiona maszyna.

– I? – drążył Harry.

– I sama nie wiem, jestem teraz w takim stanie, że bardzo chcę wyjechać, ale równie bardzo mocno tego nie chcę. Będę za nim cholernie tęsknić.

– Za Malfoyem – stęknął Ron.

– Tak, właśnie za nim. Jestem taka rozdarta. Wydawało mi się, że wyjazd da mi pełnię szczęścia i wypełni tę lukę, która tak mnie drażniła na co dzień. Gdy wyjeżdżałam ostatnio, byłam przepełniona entuzjazmem, zaaferowana całą akcją, pakowaniem, nowymi wyzwaniami. A teraz... teraz jest zupełnie inaczej. I zaczęłam zastanawiać się nad tym, czy dobrze robię. Czy przypadkiem za mocno nie wkręciłam sobie, że to jest jedyna i właściwa droga. Zawsze nauka, a później praca, były dla mnie najważniejsze. Strasznie się uparłam na te Włochy. Ale być może nie powinnam. Może powinnam postawić na Draco.

– Tego to chyba nigdy nie będziesz pewna i być może nie znajdziesz jednej jasnej odpowiedzi, dopóki nie spróbujesz – zauważył słusznie Harry. – Ale na pewno nie powinnaś robić niczego wbrew sobie.

– Chodzi mi o to, że teraz jestem w związku. Jestem cholernie mocno z Draco związana pod tyloma względami, na wielu płaszczyznach... I teraz, w tych konkretnych okolicznościach, wszystko jest znacznie trudniejsze, czego się kompletnie nie spodziewałam.

– Dla dobra naszego zdrowia psychicznego i przez wzgląd na naszą wieloletnią, nieśmiertelną przyjaźń bądź łaskawa ograniczyć się do opowiadania o tylko niektórych płaszczyznach, jak to ładnie ujęłaś, Hermiono, proszę. – Kobieta widziała w oczach Ronalda wielką prośbę, do której postanowiła się przychylić. Taki właśnie był problem z posiadaniem przyjaciół płci męskiej. Pewnych kwestii nie zamierzali z nią roztrząsać, czego była boleśnie świadoma.

– Nie zamierzam, bo i tak nie zrozumiecie, choć byśmy siedzieli tu tydzień – mruknęła zrezygnowana. – Co wcale nie pomaga mi podjąć decyzji.

– W zasadzie to chyba decyzja już jest podjęta – wtrącił Harry, poprawiając okulary i patrząc tęsknie w kierunku porzuconych chrupków. – Czy rozważasz jej zmianę?

– Nie – odparła szybko i stanowczo. – Wyjadę na pewno. Zobowiązałam się do czegoś i nie leży w mojej naturze unikanie wyzwań, szczególnie gdy jest szansa na to, że będę mogła się rozwijać. Ale wciąż mnie martwi to, w jakiej sytuacji się z Draco znalazłam.

– W jakiej? – zadał pytanie Ron, wstając i podchodząc do stolika, gdzie przesypał chrupki do miski i podał Harry'emu, który od razu się rozchmurzył.

– W takiej, że będziemy na odległość, a ja będę zazdrosna. I będzie za nim tęsknić. I martwi mnie również to, że nie potrafię znaleźć dla nas obojga jednego satysfakcjonującego rozwiązania.

– Może za dużo nad tym rozmyślasz i wszystko się jakoś samo ułoży. – Harry chciał ją pocieszyć, a sam powrócił do jedzenia.

– Na pewno jakoś się to ułoży, zdaję sobie z tego sprawę, ale ja nie lubię pozostawiania własnego życia losowi. Wolę i zawsze tak wolałam, sama o wszystkim decydować. Wtedy czuję się stabilnie i bezpiecznie.

– A o co ci chodzi z tą zazdrością? – zapytał Ron. – Przecież to Malfoy, kto by go chciał. Chodząca ponura maruda. – Hermiona zmierzyła go w tym momencie ostrzegawczym spojrzeniem, aby nie brnął w tym kierunku.

– Ty tego nigdy nie zrozumiesz, Ron. Nawet nie próbuj, bo polegniesz.

– Nie zamierzam, zdrowie moje własne jest mi drogie – odszczeknął się.

– No, dobra, to przedyskutujmy inne możliwe rozwiązania. Dlaczego Tleniony nie może jechać razem z tobą? – przejął inicjatywę Harry.

– Rozmawiałam z nim o tym długo, gdy ostatnio się widzieliśmy. – Zrobiło jej się gorąco, gdy wspominała wydarzenia ze spotkania na zapleczu apteki. – On po prostu nie chce tak nagle pakować całego swojego życia do walizki i wyruszać w nieznane. Być może to jest dla niego za dużo i zdecydowanie zbyt szybko. Poza tym nie chciałabym, aby kłamał mi w żywe oczy, że jest uradowany moim wyjazdem. Powiedział mi szczerze, że nie jest. I ja jestem w stanie to zrozumieć, ale...

– Ale ciężko jest ci się z tym pogodzić. My zawsze się ciebie słuchaliśmy, gdy na coś wpadłaś – stwierdził Harry.

– Albo i nie – zaprzeczył ze śmiechem Ron – bo wszystko tak naprawdę zależało od okoliczności.

– Ale czy on w ogóle rozważa taki wyjazd? – Harry odstawił pustą miskę na podłogę przy swojej nodze. – Czy jest szansa, że może zmienić zdanie?

– Nie wydaje mi się. Raczej woli przeczekać, aż ja wrócę znowu do Anglii.

– To, czy to zatem nie będzie jedynym wyjściem z sytuacji? – Ron się podniósł i przeciągnął, patrząc na nią wyczekująco.

– Byłoby, gdybym była pewna, że za pół roku wrócę. Ale nie mogę mu tego obiecać. Wszystko może się zmienić.

– To jakie widzisz rozwiązanie? Jesteś Hermioną, zawsze jesteś kilka kroków przed pozostałymi – ciągnął Ron.

– I w tym właśnie problem, że nie mam rozwiązania. Wyjadę. – Spojrzała niechętnie na otwarte kufry. – I będę musiała zdać się na scenariusz zaproponowany przez życie. Mam do was tylko jedną prośbę...

– Nie – odpowiedzieli razem.

– Nie przyjmuję takiej odpowiedzi. – Ona również wstała i odwróciła się do nich ze srogą miną, którą tak dobrze znali. Nie mieli z czym dyskutować, gdy była w takim stanie. – Macie się nim zaopiekować, a jak to zamierzacie zrobić, to mnie kompletnie nie interesuje. – Zerknęła tym razem na okazały, dębowy regał, na którego półkach piętrzyły się stosy książek. – Ja się teraz zajmę pakowaniem przyjemniejszych przedmiotów, a wy idźcie na dół wybrać z moją mamą pizzę, bo pewnie na was czekam. A potem pomożecie mi z resztą mniej ważnego bałaganu. – Machnęła ręką w stronę stert ubrań na łóżku.

Ron od razu wyszedł z pokoju. Uwielbiał studiowanie ulotki z lokalnej pizzerii i nie zamierzał dłużej czekać, chociaż i tak było pewne, że weźmie pizzę z chorizo. Harry jednak jeszcze został i podszedł do Hermiony.

– Bez względu na to, co się stanie, musisz wiedzieć, że zawsze będziemy po twojej stronie. I jeśli ze wszystkich dostępnych wolnych ludzi na świecie wybrałaś właśnie Malfoya na swojego towarzysza, to ci pomożemy ze wszystkim, czego tylko będziesz potrzebowała.

– Dzięki, Harry. – Była mu wdzięczna za to wsparcie, choć przecież wiedziała, że nie przychodziło mu z łatwością.

– Będziesz szczęśliwa, nawet jeśli jest to związane z obecnością w naszym gronie chmurnego gada. Będzie dobrze, czuję to.

Hermiona z całego serca chciała mu wierzyć. Uśmiechnęła się lekko i wyciągnęła pierwszą księgę, z której środka wyjęła zdjęcie Draco. Zamierzała je zabrać ze sobą. Patrząc na jego zadowoloną twarz, gdy pstryknęła mu znienacka fotografię, od razu poczuła się lepiej.

I w jej sercu zrodziła się pewność, że Harry miał rację.

Po prostu musiała jeszcze chwilę poczekać.



Od J.

A w następnym rozdziale, Moi Kochani, lecimy do Włoch.

Będzie gorąco, a jakże, bo przed nami wiele niespodzianek (OSTRZEGAM nie o takie 🔥🔥🔥 gorąco mi chodzi, tylko takie włoskie ciepełko, już ja tam wiem, co Wam chodzi po główkach), ale i tak będzie fajnie.

Nie mogę się doczekać 😎

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro