Rozdział 24

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jechałyśmy już jakiś czas w milczeniu, zabawiane jedynie muzyką lecącą z radia, gdy niespodziewanie mój żołądek przyłączył się do melodii płynącej z głośników.

— Chyba ktoś tu zgłodniał — zaśmiała się Harper.

— Nie, po prostu mój brzuch chciał się przyłączyć do śpiewania piosenki — odpowiedziałam z wyczuwalnym sarkazmem w głosie.

— To chyba przydałoby mu się kilka lekcji muzyki — odpowiedziała z chichotem.

— Nic mi nie mów. — Przewróciłam oczami.

— Niedługo powinnyśmy mijać McDonald's — poinformowała mnie brunetka.

— Muszę przyznać, że niewiele dzisiaj zjadłam — odparłam zachrypniętym głosem, kładąc rękę na brzuchu i zaplatając na nim ręce.

Burczenie zaczynało stawać się nieco natrętne i denerwujące dla ucha.

— Tak myślałam — przyznała smutno dziewczyna, na pół sekundy spoglądając w moją stronę.

Po chwili zza drzew wyłoniły się dwa charakterystycznie żółte łuki, tworzące literę M, których nie dało się przeoczyć. Szczególnie w nocy, gdy logo było najjaśniejszym punktem w okolicy.

Brunetka zjechała na parking i ustawiła się na pasie do McDrive'a. Na szczęście o tej porze, w środku tygodnia i z daleka od centrum miasta, restauracja nie cieszyła się wielkim powodzeniem, więc byłyśmy jedynym samochodem w kolejce.

— Dzień dobry, co będzie? — spytał miły kobiecy głos, wydobywający się z głośniczka.

— Dla mnie Big Mac, shake waniliowy i średnie frytki — powiedziała dziewczyna, następnie zwracając się do mnie. — A ty co chcesz?

— McZestaw powiększony z McRoayal'em i colą zero — powiedziałam.

Dziewczyna spojrzała na mnie zaskoczona, ale ja naprawdę byłam potwornie głodna, a o kalorie nie musiałam się martwić. Wiedziałam, że spalę ich nadmiar na następnym treningu. Niestety dopiero za dwa dni...

— Och, wybacz, zapomniałam, że nie mam jak zapłacić, wzięłam tylko trochę drobnych, żeby kupić znicz i różę.

— W porządku, dzisiaj ja stawiam — odparła, puszczając mi oczko.

Gdy podjechała do kolejnego okienka, niska blondynka w pracowniczym uniformie wychyliła się przez szybę, wręczając nam ogromną torbę z naszym zamówieniem.

— Nie będę się zatrzymywać, do naszego celu już niedaleko — poinformowała mnie brunetka, uśmiechając się dalej tajemniczo.

Nie mogąc już wytrzymać obłędnego zapachu wydobywającego się z pakunku, który trzymałam na kolanach, rozchyliłam papierową torbę i zaczęłam zajadać się słonymi frytkami. Nie wiedziałam, jak to się działo, ale zawsze te kilka pierwszych, na szybko ukradzionych z torby, smakowało najlepiej.

— Dobre? — Uśmiechnęła się Harper.

— Tego mi było trzeba — powiedziałam z pełną buzią, co wywołało jej śmiech.

Uwielbiałam słuchać jej śmiechu, który nie był wcale tak częstym zjawiskiem. Gdy ja cieszyłam się słodkim dźwiękiem jej głosu, który wciąż odbijał mi się w uszach, Harper zjechała z głównej drogi. Przez kolejne pięć minut jechałyśmy wolno, zdradliwą, szutrową trasą, na której łatwo było o dołki, wprawiające pojazd w nieprzyjemne kołysanie. Zdecydowanie Mini Cooper był lepiej przystosowany do jazdy po mieście, chociaż i z tą trasą nie radził sobie źle. W końcu zza drzew zaczął wyłaniać się widok czarnego nieba. Harper zatrzymała swój samochód na środku drogi, po czym zgasiła silnik i światła. Miałam nadzieję, że uda mi się wypatrzeć jakieś gwiazdy, niestety niebo ozdabiały gęste chmury. Podążając za brunetką, wysiadłam z pojazdu i poszłam na jego przód. Dziewczyna od razu oparła się o maskę auta, ani na chwilę nie spuszczając oczu ze mnie. Gdy znalazłam się obok niej, dopiero dostrzegłam, że znajdujemy się na wzgórzu, a w dole rozciąga się widok rozświetlonego miasta. Stanęłam jak zahipnotyzowana, podziwiając ten widok. Wzgórze, na którym się znajdowałyśmy nie było może wysokie, ale widok mimo to robił ogromne wrażenie. Po chwili, do moich uszu dotarł słodki zachrypnięty głos brunetki, który przerodził się w śmiech.

— Wiedziałam, że ci się spodoba.

— Często tu przyjeżdżasz? — spytałam.

— Gdy chcę pomyśleć, odciąć się od wszystkiego i wszystkich. Raczej nie ma tu tłumów, na pewno nie o tej porze roku.

— Jak mogłam nie wiedzieć o tym miejscu — zdziwiłam się.

Między nami zapadła cisza, niezakłócana żadnymi dźwiękami miasta, które mogłam słyszeć każdego dnia. Tylko co jakiś czas, gdzieś w oddali przejeżdżał samochód, jednak główna droga znajdowała się na tyle daleko, że zupełnie nie było to uciążliwe. Dopóki mój żołądek ponownie nie dał o sobie znać, co natychmiast wywołało śmiech brunetki. Mogłabym głodować całe tygodnie, jeśli tylko to mogło ją utrzymać w radosnym nastroju.

— Chodź do auta, zjedzmy zanim wszystko wystygnie — odezwała się Harper, odpychając się od maski i kierując się do drzwi pojazdu.

— Zupełnie zapomniałam — zmartwiłam się, siadając obok niej.

— O czym? — spytała dziewczyna, przybierając przestraszoną minę.

— O twojej pracy. Nie musisz wracać? — Moje pytanie automatycznie wywołało ulgę widoczną na jej twarzy, a jej usta uformowały się pełny uśmiech.

— Nie muszę, wzięłam na dzisiaj wolne — odparła, sięgając po swoją kanapkę.

— Dlaczego?

Wyczekiwanie na jej odpowiedz trwało dla mnie wieki, gdy w rzeczywistości mogło to zająć kilka sekund.

— Martwiłam się o ciebie... Musiałam cię znaleźć — powiedziała, gdy przełknęła jedzenie.

Poczułam się głupio. Kolejny raz byłam powodem jej zmartwień, chociaż wcale tego nie chciałam. Wolałam widzieć ją zawsze radosną.

— Przeze mnie mniej zarobisz — odparłam smutnym głosem.

— Hej, każdemu należy się dzień wolnego. — Dziewczyna chwyciła mój podbródek, nakierowując na swoją twarz. — Nie mogłabym spędzić tego wieczoru lepiej.

— Dziękuję ci — odparłam tylko, nie mogąc się zdobyć na więcej słów.

— A teraz, gdzie jest reszta mojego zestawu? — spytała, grzebiąc w papierowej torbie.

Po chwili wyciągnęła ze środka swój shake i frytki. Dokładnie przyglądałam się jej działaniom, powoli sącząc colę, przez papierową słomkę, co było nie lada męczące. Brunetka ściągnęła górne nakrycie ze swojego napoju, po czym wzięła jedną frytkę i zanurzyła ją w środku.

— Ohyda — skomentowałam jej działania.

— Odezwała się ta, co pije colę zero — odgryzła się brunetka.

— Odczep się od mojej coli i zajmij swoim dziwnym połączeniem.

— To jest przepyszne! Nigdy tak nie jadłaś? — zdziwiła się Harper, robiąc wielkie oczy.

— Nie i nie zamierzam. — Pokręciłam głową, patrząc na nią z niesmakiem.

— Skoro ja musiałam spróbować pizzy z ananasem, ty musisz spróbować tego — przekonywała mnie.

Zaśmiałam się, na wspomnienie tamtego wieczoru. Zdawało się jakby nasza randka odbyła się wieki temu, a było to tylko kilka tygodni.

— Jeszcze lepsze są z lodami, ale bałam się, że i tak się rozpuszczą zanim tu dojedziemy — wytłumaczyła, pakując kolejną porcję frytek z polewą do ust. — Spróbuj.

— Jesteś niemożliwa — zaśmiałam się. — Dobra miejmy to już za sobą, wiem, że potrafisz być uparta tak samo jak ja, szczególnie jeśli chodzi o jedzenie.

Wybrałam jak najmniejszą frytkę i zanurzyłam sam koniuszek w waniliowym shake'u.

— Weź więcej, nawet nie poczujesz — przekonywała mnie.

— O to chodzi — odpowiedziałam, biorąc frytkę do ust i przełykając ją jak najszybciej mogłam, nim poczułam smak. — Już. — Ucieszyłam się, pokazując białe zęby.

— To się nie liczy, musisz spróbować jeszcze raz — zaprotestowała, robiąc minę obrażonego dziecka.

Przewróciłam oczami, zgadzając się na jej żądanie. Wzięłam kolejną frytkę, tym razem zanurzając ją do połowy. Ugryzłam kawałek, jako pierwszy na języku wyczuwając słodki smak wanilii, a następnie delikatny smak ziemniaka. Nie było to takie złe, jak się spodziewałam, ale nie koniecznie chciałabym jeść tak na co dzień.

— Może być — odpowiedziałam bez przekonania.

— Nie twój klimat?

— Nie koniecznie — przytaknęłam.

— Okej, więcej dla mnie — odpowiedziała, pokazując mi swój biały uśmiech.

***

Gdy zjadłyśmy, wyszłyśmy jeszcze na chwilę z samochodu, podziwiając widok w milczeniu, dopóki nie poczułam, że zaczynam się trząść z zimna.

— Wracajmy, nie chcę, żebyś się przeze mnie przeziębiła — zmartwiła się, tuląc mnie do siebie i pocierając moje ramie.

— Wiem jak możemy się rozgrzać — zaproponowałam z chytrym uśmieszkiem.

Dziewczyna uśmiechnęła się, dobrze wiedząc, co mam na myśli. Jej ręka wylądowała na moim policzku, odgarniając moje włosy za ucho, sekundę później poczułam jej usta na swoich.

— Chodź do auta — powiedziała, ciągnąc mnie za sobą do środka. — Powinnyśmy już wracać, jutro masz szkołę.

Czułam się zwiedziona jej słowami, ale gdybym poddała się tak łatwo nie byłabym sobą.

— Do jutra jeszcze dużo czasu — powiedziałam, chwytając za rozpiętą kurtkę brunetki i przyciągając ją do siebie.

Natychmiast złączyłam nasze usta razem, nie dając jej żadnej szansy na odpowiedź. Moje palce znalazły się w jej włosach, bawiąc się nimi delikatnie. Brunetka szybko poczuła dyskomfort, wywołany niewygodną pozycją, w jakiej się znajdowałyśmy. Na chwile rozłączyła nasze usta, szybko przechodząc na mój fotel i siadając na moich udach okrakiem. Jej ręce oplotły moją szyję, a palce zaczęły błądzić w moich włosach. Uwielbiałam to uczucie, gdy ktoś bawił się moimi włosami. Kiedy nasze usta na chwilę się rozkleiły, aby złapać oddech, postanowiłam wykorzystać tę okazję. Szybko odgarnęłam jej włosy na drugą stronę i przeniosłam swoje pocałunki na szyję. Harper odchyliła delikatnie głowę, ułatwiając mi dostęp. Moje dłonie znalazły miejsce na jej tali, mocno trzymając ją, aby w coś nie uderzyła, przez przypadek ześlizgując się z moich kolan. W środku auta zrobiło się maksymalnie gorąco. Dziewczyna natychmiast ściągnęła swoją kurtkę, a następnie pomogła mi się uporać z moim wierzchnim odzieniem. Moje palce wślizgnęły się pod jej gruby sweter, a w miejscu gdzie dotknęłam jej nagiej skóry, natychmiast pojawiła się gęsia skórka. Kiedy zamierzałam unieść jej sweter do góry, przeszkodził nam dźwięk dzwoniącego telefonu.

— Niech dzwoni — powiedziałam, biorąc jej twarz w dłonie i namiętnie całując jej miękkie wargi.

— Poczekaj, może to coś ważnego — zaprzeczyła Harper, odrywając się od mojej twarzy.

Brunetka przez kolejną minutę starała się zlokalizować swój telefon, szukając po wszystkich kieszeniach kurtki i w schowku, tak długo aż dźwięk nie ustał.

— Widzisz? To na pewno nic ważnego. Jak będzie chciał zadzwoni drugi... — nim zdążyłam skończyć, telefon ponownie się odezwał.

— Jednak to coś ważnego — stwierdziła Harper, gramoląc się z powrotem na swój fotel.

W końcu udało jej się namierzyć urządzenie, a jej brwi ściągnęły się w jedną linię. Nim zdążyła wcisnąć zieloną słuchawkę, na wyświetlaczu dostrzegłam imię Paige. Czy to była moja Paige, czy to tylko zbieżność imion?

— Hej — przywitała się Harper. Nastawiłam ucha, chcąc wyłapać jak najwięcej z rozmowy, niestety jej telefon był nastawiony dosyć cicho, więc nie słyszałam głosu po drugiej stronie, a jedynie odpowiedzi brunetki. — Tak, znalazłam... Acha... Co? Dobra, jasne, będziemy jak najszybciej — powiedziała przestraszonym głosem, po czym się rozłączyła.

— Kto to był? I dlaczego masz taką przestraszoną minę? — spytałam natychmiast.

— To była Paige. Musimy wracać. Twoi rodzice się martwią.

— Poczekaj, co? Skąd masz w ogóle jej numer?

— Wymieniłyśmy się dzisiaj na wypadek, gdybym nie mogła trafić na grób lub w ogóle cię tam nie znalazła.

— Okej... — powiedziałam, wciąż zaskoczona.

Dziewczyna w między czasie już zdążyła uruchomić silnik i zapiąć swoje pasy.

— Zapinaj się, musimy jechać — odpowiedziała. — Twoi rodzice się martwią, poszli sprawdzić do Paige, gdzie jesteś. Podobno dzwonili do ciebie wiele razy. Jak to możliwe że nie słyszałyśmy?

— Zostawiłam telefon w domu...

— Kto w dzisiejszych czasach rusza się z domu bez telefonu. — Harper niedowierzała.

— Nie planowałam z nikim rozmawiać, chciałam tylko odwiedzić Alice...

Na wspomnienie siostry automatycznie posmutniałam. Dziewczyna natychmiast to wyczuła, ściskając moje kolano.

— Trudno, stało się, teraz najważniejsze żebyśmy w miarę szybko dotarły do twojego domu.

— Już nic nie poprawi mojej sytuacji, a ty powinnaś trochę zwolnić — zauważyłam, z niepokojem patrząc na prędkościomierz.

Dziewczyna nerwowo popatrzyła na zegar, a następnie rzuciła okiem w moją stronę.

— Wybacz, dzisiaj byłaś taka dzielna, że zupełnie zapomniałam... — zmartwiła się.

— W porządku — odpowiedziałam, uśmiechając się delikatnie.

Było w porządku...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro