Rozdział 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W niedzielę późnym popołudniem, wyszłam z domu, aby spotkać się z Harper. Najtrudniejszym zadaniem okazało się okłamanie moich rodziców, co do celu mojego wyjścia. A przede wszystkim musiałam obiecać, że nie wrócę później niż wpół do jedenastej, ponieważ kolejnego dnia miałam szkołę. I co z tego, że byłam już pełnoletnia...

Właśnie stałam pod jej uczelnią, obserwując wychodzących z budynku studentów i niecierpliwie wypatrując ciemnowłosej. Wreszcie zobaczyłam ją, jak wychodzi przez wielkie drzwi, wraz z trochę niższą blondynką. Obie rozmawiały w najlepsze, do momentu, gdy mój wzrok nie spotkał się z jej. Dziewczyny zamieniły jeszcze kilka słów, po czym blondynka rzuciła na mnie okiem i odeszła w drugą stronę. Brunetka natomiast zmierzała prosto w moim kierunku. Jak zwykle była ubrana w czarną kurtkę i czarne jeansy, a na głowie miała również czarną czapkę. Mimo tej monotonii w ubiorze, przy której jej jasna karnacja zdawała się jeszcze bledsza, jak zwykle na jej widok moje serce zaczęło bić mocniej. Zrobiłam kilka leniwych kroków do przodu, wychodząc jej na przeciw.

— Hej. Wstydzisz się mnie? — przywitałam się z nią, trzymając ręce w kieszeniach swojej kurtki.

— Co? Nie, dlaczego? — zmieszała się dziewczyna, zabawnie marszcząc brwi.

— Więc dlaczego nie przedstawiłaś mnie koleżance?

— To nie tak. Lisa po prostu spieszyła się na autobus i nie chciała nam przeszkadzać.

— Ach tak? — Uśmiechnęłam się.

— Tak — przytaknęła, również się uśmiechając.

— Dobrze się znacie? — spytałam.

— Trzymamy się razem na zajęciach i całkiem dobrze się dogadujemy — odpowiedziała krótko. — Tooo... gdzie mnie zabierasz? Moje auto jest na parkingu z drugiej strony budynku.

Już nie jest w naprawie? — zmartwiłam się.

— Może po prostu się przejdziemy? — zaproponowałam, dobrze wiedząc, że nie dam rady wsiąść do żadnego samochodu. — Zrobiła się całkiem ładna pogoda.

— Właściwie to przyda mi się trochę ruchu po całym dniu siedzenia na zajęciach.

— Świetnie — ucieszyłam się, odnosząc małe zwycięstwo.

Spacerując miejskimi szarymi chodnikami, szłyśmy przez chwilę w zupełnej ciszy. Na szczęście zza chmur wyszło trochę słońca, podkreślając piękny jesienny klimat, jaki tworzyły złociste barwy liści.

— Uwielbiam jesień — przyznałam, podziwiając kolory na drzewach.

— Muszę przyznać, że dawno nie byłam na takim spacerze, na co dzień żyje w biegu i nie mam czasu cieszyć się takimi momentami — wyznała brunetka.

— Ze mną będziesz miała sporo czasu, aby polubić spacery — ucieszyłam się, spoglądając na nią.

— To dlatego, że nie jeździsz samochodami? — spytała.

— Nie rozumiem — zmarszczyłam brwi, udając, że nie wiem, o co jej chodziło.

— Nie jestem głupia Shay. Za każdym razem, gdy proponuję przejażdżkę moim autem czy taksówką, w twoich oczach pojawia się panika.

Jak domyśliła się tak szybko?

— Nie, ja po prostu lubię spacerować. To jest zdrowe — grałam dalej na zwłokę.

— Nie uda ci się mnie oszukać — odpowiedziała stając w miejscu i zmuszając mnie do tego samego.

Teraz musiałam zrobić coś, czego bałam się najbardziej, czyli spojrzeć jej w oczy.

— Czy to ma coś wspólnego z twoją siostrą? — spytała.

— Ktoś mówił ci kiedyś, że byłabyś dobrym detektywem? — spytałam, dziwiąc się jej znakomitej drodze dedukcji.

— Shay, nie zmieniaj tematu — poprosiła, chwytając mnie za rękę.

Przygryzłam dolną wargę, przez chwilę patrząc na nią i błagając, aby to się nie działo.

— Odpowiedź chociaż na moje pytanie... Czy to ma związek z twoją siostrą? — spytała po chwili, widząc, że nie wiele uda się jej ze mnie wyciągnąć.

Pokiwałam głową na potwierdzenie jej słów, w tym samym momencie słysząc burczenie jej brzucha.

— Ktoś tu zgłodniał — stwierdziłam, odwracając jej uwagę.

— Jak na to wpadłaś? Mówił ci już ktoś, że byłabyś dobrym detektywem? — zaśmiała się.

— Bardzo zabawne — skomentowałam, nie mogąc jednak ukryć uśmiechu.

— Chodźmy coś zjeść, nie jadłam od rana — poskarżyła się.

— Mogłaś powiedzieć od razu — zmartwiłam się.

W moich planach i tak była wizyta w restauracji, ale nie chciałam jej dłużej trzymać na zewnątrz z pustym żołądkiem.

Dotarłyśmy do pierwszego baru jaki był na naszej drodze, w środku było sporo ludzi, co musiało oznaczać, że lokal był dosyć popularny. Na szczęście w drugiej sali udało nam się znaleźć wolny stolik. Rozsiadłyśmy się na wygodnych kanapach na przeciwko siebie. Gdy ja jeszcze ścigałam kurtkę, Harper już zabrała się do przeglądania menu. Pięć minut później podszedł do nas kelner.

— Mogę już przyjąć zamówienie?

— Dla mnie klasyczny burger i piwo — powiedziałam, spotykając się z zaskoczonym spojrzeniem brunetki.

— Dla mnie to samo i jeszcze dodatkowa porcja frytek. — Uśmiechnęła się.

Kelner spisał nasze zamówienia i odszedł od stolika, pozostawiając nam jedną kartę menu.

— Cóż za zgranie. Zamówiłyśmy to samo.

— Zauważyłam Sherlocku — zaśmiałam się.

Szybciej niż się spodziewałam, kelner przyniósł nasze piwa, a kilkanaście minut później, także jedzenie.

— Na reszcie. Umieram z głodu — skomentowała dziewczyna, od razu biorąc się do jedzenia.

Obserwując jej działania sama także wzięłam się do jedzenia. Szczerze nie mogłam się nadziwić, gdzie w tak chudym ciele mieści się taka ilość jedzenia. Po zjedzeniu naszym burgerów, przed nami została jeszcze pokaźna porcja frytek, która wyglądała niezwykle apetycznie. Dziewczyna nie przejmując się niczym, zaczęła je zajadać, a mi tylko ciekła ślinka. Nie mogłam się powstrzymać i sięgnęłam po jedną frytkę, aby podkraść ją z jej talerza, jednak nim zdążyłam cokolwiek ukraść, dziewczyna pacnęła moją dłoń.

— Hej! — upomniałam ją.

— Joey doesn't share food! — odpowiedziała, wystawiając mi język.

— Co?

— Nie oglądałaś nigdy Przyjaciół? — zaśmiała się.

— Nie... To straszny staroć. — Skrzywiłam się.

— Ale ponadczasowy — zachichotała.

— A co to ma wspólnego z tym? — spytałam, gestem dłoni wskazując na talerz.

— Joey, nigdy nie dzielił się jedzeniem, a ja jestem jak Joey. Jeśli chcesz, zamówię ci drugą porcję frytek.

— Nie jestem już głodna, chciałam tylko spróbować jedną.

— Jasne... Zawsze się tak mówi, ale ja wiem, jak to się kończy — wystawiła mi język.

Zaczęłam się śmiać, obserwując jak bierze kolejną porcję frytek do buzi.

— Nie mam pojęcia, gdzie ci się to wszystko mieści. Nie wyglądasz jakbyś miała tyle zjeść.

— Mam szybki metabolizm — odpowiedziała, uśmiechając się do mnie.

— W to nie wątpię. — Uśmiechnęłam się.

Gdy już zjadłyśmy i dopiłyśmy nasze piwo, postanowiłyśmy się zbierać. Po wyjściu przed lokal niestety okazało się, że zaczęło padać, a żadna z nas nie miała przy sobie parasola. Jedyne co mnie chroniło to mój kaptur, natomiast brunetka nie miała tyle szczęścia.

— Poczekaj jeszcze chwilę, to zapalę — poprosiła, stając pod daszkiem obok wejścia do baru, z którego właśnie wyszłyśmy.

— Ok — zgodziłam się, ustawiając się trochę z boku.

Skulona z zimna obserwowałam jak Harper wyciąga z kieszeni pudełko papierosów i wyjmuje jednego ze środka, następnie zaczęła macać się po wszystkich kieszeniach, szukając czegoś jeszcze.

— Cholera, chyba zgubiłam moją ostatnią zapalniczkę — zaklęła niezadowolona.

W tym momencie zauważyła dziewczynę stojącą kawałek dalej, która także paliła. Od razu podeszła do niej.

— Hej, masz może ognia? — spytała Harper.

— Jasne — przytaknęła szatynka obcięta na krótko, dając jej odpalić papierosowa.

— Dzięki — ucieszyła się Harper, podchodząc do mnie. — Chyba zaczyna padać coraz mocniej — zauważyła, a ja przytaknęłam.

— Może chcecie dosiąść się do mnie i do mojej koleżanki i przeczekać deszcz? — zaproponowała szatynka, patrząc raz na mnie, raz na brunetkę.

— No nie wiem, razem z koleżanką miałyśmy się już zbierać, to zależy od ciebie — dokończyła Harper, zwracając się do mnie.

— Koleżanką czy dziewczyną? — spytała szatynka z cwanym uśmiechem.

Chciałabym...

— Koleżanką — odpowiedziała Harper.

Auć.

— To jak będzie? Napijecie się z nami? — spytała ponownie nieznajoma.

— Ok, niech będzie — zgodziłam się, mając nadzieję, że w tym czasie przestanie choć trochę padać.

Do domu miałam kawał drogi, a godzina nie była jeszcze tak późna, abym musiała obawiać się rodziców.

— Świetnie — ucieszyła się dziewczyna. — Tak właściwie, to jeszcze się nie przedstawiłam, Ali — powiedziała, podając nam rękę.

Na dźwięk tego imienia zastygłam w bezruchu, od razu przyporządkowując ten skrót do mojej zmarłej siostry Alice. Natychmiast pożałowałam swojej decyzji.

— Wszystko w porządku? — spytała Harper podczas, gdy druga dziewczyna zajęła się prowadzeniem nas do odpowiedniego stolika.

— Tak, w porządku — skłamałam, wymuszając uśmiech.

Dziewczyna przytaknęła, przepuszczając mnie w przejściu, a następnie położyła swoją rękę na moich lędźwiach, zgrabnie przeprowadzając mnie między stolikami. Po moim ciele rozlało się przyjemne ciepło, wywołane jej gestem.

— Poznajcie się, to jest Brooke, a to Shay i Harper — przedstawiła nas drugiej dziewczynie, która siedziała przy stoliku.

Gdy podałyśmy sobie ręce, razem z Harper usiadłyśmy po przeciwnej stronie stołu. Na kanapie nie było za dużo miejsca, dlatego, gdy brunetka siadła obok mnie, nasze uda delikatnie się stykały. Czując jej ciepło i obecność tak blisko mnie, ciężko było mi skupić się na czymkolwiek innym.

— To ja pójdę zamówić — odezwała się Ali.

— Dla mnie tylko cola, prowadzę — poprosiła Harper.

Słysząc jej słowa bardzo ucieszyłam się, że nie chciała zamawiać kolejnego piwa, inaczej nie pozwoliłabym jej wsiąść do auta i byłaby zmuszona odbyć spacer powrotny razem ze mną.

Może to nie była taka zła opcja.

Gdy dziewczyna nas opuściła, zostałyśmy w trójkę, jednak Brooke niespecjalnie się nami interesowała. Cały czas była wgapiona w stół, a w jej oczach dostrzegłam łzy.

— Wszystko w porządku Brooke? — spytałam.

— Nie za bardzo — odpowiedziała.

— Coś się stało?

— Wczoraj rzucił mnie chłopak — odpowiedziała, pociągając nosem. — Podobno znalazł sobie ładniejszą.

— A to dupek — zdenerwowałam się.

— Wszyscy faceci są tacy sami — dodała Harper. — Nie przejmuj się, zasługujesz na kogoś lepszego.

— Ale ja wciąż go kocham — odpowiedziała dziewczyna.

— Każdy przechodził przez rozstanie, zobaczysz, że niedługo poczujesz się lepiej — pocieszyła ją Harper.

— Każdy mi to powtarza... A wy? Długo jesteście razem? — spytała.

Czy one się jakoś zmówiły?!

— My nie jesteśmy razem — odpowiedziała natychmiast Harper. — Właściwie to znamy się od tygodnia.

— A wyglądacie jakbyście się znały od zawsze.

Uśmiechnęłam się na jej słowa i spojrzałam na niebieskooką, siedzącą obok mnie. Ona również się uśmiechała, a w jej oczach odnalazłam znajomy błysk.

W tym momencie do stolika wróciła Ali, niosąc nasze napoje.

— O czym rozmawiacie? — spytała.

— Właśnie dowiedziałyśmy się o rozstaniu Brooke — wyprzedziła mnie Harper.

— Tak, przykra sprawa, ale mówiłam jej, że ten facet to dupek. Lepiej jej będzie bez niego — rzekła, kładąc rękę na ramieniu koleżanki. — Nie ma jak być singielką. Prawda Harper? — zwróciła się do brunetki.

— Nie zgodzę się z tobą. Miłość jest piękna, chociaż nieraz bolesna — odpowiedziała.

— To znaczy, że masz kogoś? — dopytywała.

— Nie mam.

Zobaczyłam błysk w oku szatynki. Bez wątpienia Harper wpadła jej w oko i na pewno nikomu nie zdoła zamydlić oczu gadaniem o tym, jak dobrze jest być niezależnym.

— Dlaczego musimy gadać ciągle o związkach i zasmucać biedną Brooke, skoro jest wiele lepszych tematów — szybko zmieniłam temat.

Spędziłyśmy w lokalu kolejną godzinę, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Gdy dziewczyny ponownie zebrały się, aby zapalić, zdając sobie doskonale sprawę z tego, że Ali będzie próbowała wykorzystać ten moment, aby zbliżyć się do brunetki, nie chciałam do tego dopuścić, jednak przymus pójścia do toalety po ilości wypitego piwa, okazał się większy.

Wychodząc z łazienki, byłam gotowa wyjść przed lokal, aby dopilnować towarzystwa, gdy na telefonie zobaczyłam nową wiadomość od Harper.

Co za nudy. Zbierajmy się stąd

Odczytując jej wiadomość, uśmiechnęłam się z ulgą, że nie tylko ja tak czułam. Z uśmiechem na ustach wróciłam do stolika, a zaraz za mną wróciły także Harper i Ali.

— Prawie przestało padać — odezwała się niebieskooka.

— To super. W takim razie powinnyśmy się już zbierać — odparłam.

— Tak szybko? — spytała zawiedziona Ali.

— Niestety, ale obowiązki jutro wzywają — dodała Harper.

Gdy pożegnałyśmy się z nowo poznanymi dziewczynami, wróciłyśmy tą samą drogą pod uczelnię starszej, gdzie czekał na nią jej samochód. Stanęłam przed jej autem z rękami w kieszeniach. Wcale nie chciałam się jeszcze rozstawać.

— A wiec... Jestem tylko koleżanką, a to było zwykłe spotkanie? — spytałam.

— Nie muszę się tłumaczyć obcym z tego, co jest między nami — odpowiedziała, dając krok w moim kierunku.

— A co jest między nami? — zadałam pytanie, patrząc w jej oczy.

— Na pewno nas do siebie ciągnie i nawet obcy to widzą — odpowiedziała, chwytając moją dłoń i zamykając ją w swoich dłoniach.

Moje serce zaczęło mocniej bić, gdy stałyśmy tak, bez słowa wpatrując się w siebie.

— Harper... Może to za wcześnie...

— Po prostu to powiedz — odparła z delikatnym uśmiechem.

— Zostaniesz moją dziewczyną? — spytałam.

— Pod jednym warunkiem.

— Jakim? — spytałam, momentalnie tracąc całą pewność siebie.

— Pozwolisz mi się odwieźć do domu?

— Nie ma takiej opcji — stanowczo zaprzeczyłam, odsuwając się od niej.

— Obiecuję, że będę jechać dwadzieścia na godzinę, nie szybciej.

— Nie chodzi o ciebie i o to jak ty jeździsz. Chodzi o to jak jeżdżą inni — powiedziałam.

— W końcu musisz się przekonać. Mieszkamy w dużym mieście, życie bez samochodu musi być strasznie uciążliwe.

— Jakoś daję radę — odpowiedziałam zła na nią.

— Tylko spróbuj... Proszę — przekonywała mnie dalej.

Gdy zamknęłam oczy, próbując pozbyć się tych obrazów z głowy, dziewczyna ponownie się do mnie zbliżyła, kładąc jedną dłoń na moim mostku, byłam pewna, że mogła doskonale wyczuć jak waliło mi serce.

— Zrób to dla mnie. Obiecuję, że nic się nie stanie — wyszeptała mi do ucha.

Poczułam w tamtym miejscu przyjemne ciepło jej skóry. A po moim ciele rozeszły się ciarki. Dziewczyna przyłożyła swoją głowę do mojej, delikatnie obejmując moje ciało i kołysząc nami delikatnie. Nie wiem, co takiego ze mną robiła, ale to podziałało na mnie kojąco. Moje serce załomotało chcąc się wyrwać z mojej piersi, jednak tym razem to nie była panika, tylko efekt tego, jak działała na mnie jej bliskość.

Nie wiem jak tego dokonała, ale w końcu zgodziłam się wejść do tego cholernego auta, jednak wtedy znów zaczęła we mnie narastać panika. Mój oddech stał się ciężki i czułam, że nie mogę złapać wystarczającej ilości powietrza. Podczas gdy dziewczyna wyjechała z parkingu, ja starałam się skupić na głębokich oddechach, ale nic nie pomagało.

— Powiesz mi, gdzie mam jechać? — spytała.

— Skręć tutaj w lewo — odpowiedziałam ciężko, gdy dziewczyna dojeżdżała do świateł.

Brunetka spojrzała na mnie przestraszona, podczas gdy zapaliło się zielone światło, którego nie zauważyła. Nim zdążyła ruszyć z miejsca, ktoś jadący na motocyklu już się zniecierpliwił i wyprzedził nas, wykonując gwałtowny manewr przed maską naszego auta.

— Co za wariat! — zezłościła się dziewczyna. — Wszystko ok?

— Nie, nie dam rady. Zatrzymaj się!

Ta sytuacja tak mnie przeraziła, że nie byłam już dłużej w stanie skupiać się na oddechu. Powietrze dookoła stało się duszne, musiałam czym prędzej wysiąść z tej metalowej puszki. Dziewczyna zjechała na pierwszy możliwy przystanek, a ja czym prędzej wysiadłam z auta.

— Wszystko w porządku? — spytała, wybiegając za mną z pojazdu.

Nie potrafiłam wydobyć z gardła żadnego głosu, a w moich oczach zaczęły zbierać się łzy. Dziewczyna nie myśląc więcej, wzięła mnie w mocny uścisk, uspokajając mnie w taki sam sposób jak wcześniej.

— To był bardzo zły pomysł — powiedziałam, ze łzami w oczach, gdy tylko udało mi się uspokoić.

— Wiem, przepraszam cię, nie wiedziałam — odpowiedziała, patrząc na mnie zmartwiona i odgarniając moje włosy z twarzy.

— W porządku. Nie wiedziałaś — odpowiedziałam, patrząc w jej zmartwione oczy, w których także pojawiły się łzy.

Miałam świadomość, że chciała dla mnie dobrze, ale nie byłam jeszcze gotowa, aby zmierzyć się ze swoim lękiem.

— Nie wsiądę tam ponownie — odezwałam się, a dziewczyna przytaknęła na moje słowa — wrócę do domu piechotą.

— Daleko masz jeszcze do domu?

— Jakieś pół godziny — odpowiedziałam.

— Nie mogę zostawić cię samej w takim stanie — zmartwiła się.

— Nic mi nie będzie. Już jest w porządku.

— Jesteś pewna?

— Tak, jestem. Serio, dam radę — zapewniłam.

— Ok, ale proszę cię, daj mi znać jak tylko dotrzesz na miejsce. Będę czekać — poprosiła.

— Obiecuję — odpowiedziałam, a dziewczyna zamknęłam mnie w szczelnym uścisku.

Czując jej ramiona wokół siebie, poczułam się jak w domu. Bardzo nie chciałam się z nią żegnać, ale wiedziałam, że muszę wrócić do siebie i wstać jutro do szkoły. Nie widziałam, kiedy znów ją zobaczę, ale coś podpowiadało mi, że długo bez siebie nie wytrzymamy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro