Rozdział 25

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— No dobra to na mnie już pora — powiedziałam, gdy Harper zaparkowała przed moim blokiem. — Dziękuję ci za dzisiaj.

— Nie ma za co. Mam nadzieję, że nie widzę cię ostatni raz. — Zmarszczyła brwi nie rozumiejąc, a dziewczyna natychmiast wytłumaczyła, co miała na myśli. — No wiesz, na wypadek, gdyby rodzice cię zabili za to, że zniknęłaś, albo zabronili się nam spotykać.

— I myślisz, że tak po prostu bym na to przystała? Wiesz dobrze, że codziennie wymykała bym się do ciebie, gdy są w pracy. Musiałabym się tylko bardziej pilnować.

— No tak, mogłam się spodziewać — zachichotała Harper.

— Zobaczymy się jutro?

— Jutro nie mogę — odpowiedziała dziwnie wykrzywiając usta, co chyba miało być próbą zrobienia smutnej buźki.

— Dlaczego? Myślałam, że jutro po szkole mogłabym do ciebie przyjść jak zwykle. — Natychmiast posmutniałam.

— Wiesz, czasami muszę pozałatwiać kilka spraw, tak robią dorośli — odpowiedziała mi kąśliwie.

Nie rozumiałam skąd nagle wziął się u niej ten humorek, bo chyba inaczej nie dało się tego nazwać.

Może zbliżał się jej okres — pomyślałam. Kobiety czasami były ciężkie do odgadnięcia...

— No nic... Muszę iść.

— Daj znać, jak poszło z rodzicami — powiedziała, gdy wysiadałam z auta.

Tylko przytaknęłam, po czym pomachałam jej już zza szyby. Nasze pożegnanie było tak oschłe, że idąc do mieszkania, czułam się dziwnie osowiała. Mojego samopoczucia nie polepszała też wizja wściekłych rodziców, których miałam zastać na górze.

Dochodząc do drzwi wejściowych do klatki, postanowiłam otworzyć je kluczem. Wszystko po to, aby nie używać domofonu, który automatycznie zaalarmowały rodziców o moim powrocie. Powoli wspięłam się po schodach, dając sobie jeszcze dodatkowy czas na konfrontację. Następnie, najciszej jak potrafiłam, wyciągnęłam klucze z kieszeni i powoli przekręciłam je w zamku, który mimo moich starań wydał charakterystyczny szczęk.

Powoli weszłam do środka. W mieszkaniu było ciemno, co miałam nadzieję znaczyło, że rodzice zrezygnowali z czekania na mnie. Zapaliłam światło w przedpokoju, ponieważ kompletnie nic nie widziałam. Zdjęłam swoją kurtkę, a następnie buty i weszłam do salonu, rozglądając się po ciemnym pomieszczeniu. Nikogo tu nie było. Światła były zgaszone zarówno w części dziennej jak i kuchennej. Nie świeciło się też w łazience, a przechodząc obok drzwi do sypialni rodziców, nie zobaczyłam żadnej strugi światła, wydobywającej się spod drzwi, co musiało znaczyć, że poszli spać.

Udałam się do swojego pokoju, czując ogromną ulgę. Na łóżku znalazłam swój telefon. Faktycznie na wyświetlaczu roiło się od powiadomień o nieodebranych połączeniach. Westchnęłam głęboko, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że jest już po północy. Nic dziwnego, że moi rodzice zdecydowali się na mnie nie czekać. W końcu Paige na pewno powiedziała im, że jestem z Harper, a był środek tygodnia, co oznaczało, że przecież musieli wstać do pracy. Tak samo jak ja powinnam do szkoły... Zupełnie tego nie widziałam. Byłam pewna, że znowu będę umierać na lekcjach i kompletnie nic nie zrozumiem. Nie miało to najmniejszego sensu. W końcu rodzice i tak wstaną przede mną, nawet nie zauważyliby moich wagarów. Z tą myślą udałam się do łazienki, aby odbyć szybki prysznic. Stojąc pod strumieniami wody, oczami wyobraźni znowu zobaczyłam Harper, wspominając nasz dzisiejszy wieczór. Jechałam dziś samochodem przed długi czas i zupełnie nic złego się nie wydarzyło. Nie mogłam w to uwierzyć. Co takiego zrobiła ze mną brunetka, że w ogóle dałam się przekonać? Możliwe, że miałam jakieś magiczne mocne, dzięki którym kontrolowała mój umysł, ale przy niej wszystko było lepsze. Na samą myśl, na mojej twarzy pojawiał się uśmiech.

Och Alice, gdybyś tu była... Z pewnością też byś polubiła Harper.

Wspomnienie siostry wywoływało we mnie gorzko-słodkie uczucia. Szczególnie dzisiaj. Zawsze, gdy pozwalałam sobie na chwilę radości, później czułam się winna. Alice na pewno by tego chciałam — w głowie zawsze krążyły mi te słowa, wypowiadane przez moich bliskich, za każdym razem, żeby mnie zmotywować do normalnego życia. Ale ja nie mogłam... Wciąż za nią strasznie tęskniłam i nie mogłam oprzeć się uczuciu, że jeśli już któraś z nas powinna odejść z tego świata, to powinnam być to ja... Na pewno nie ona.

Spojrzałam na mokre płytki pod moimi stopami, a z mojej głowy spływały ciepłe strugi wody, mocząc moje włosy i resztę ciała. Szybki prysznic, jak zawsze się przedłużył, gdy tylko do głosu dopuściłam swoje uczucia.

Gdy w końcu udało mi się uwolnić spod prysznicowej pułapki myśli, przebrałam się w piżamę i odświeżona położyłam się do ciepłego i miękkiego łóżka, a sen przyszedł szybciej niż się spodziewałam.

***

Obudziłam się nagle, czując jak ktoś szarpie moje ramie. Następnie poczułam dominujący chłód, który przeszył moje ciało. Otworzyłam oczy szeroko, dostrzegając moją matkę stojącą nad łóżkiem i trzymającą moją kołdrę.

— Wstawaj moja panno, bo spóźnisz się do szkoły — powiedziała szorstkim głosem.

— Nigdzie nie idę — zaprzeczyłam, przekręcając się na bok i kładąc poduszkę na głowie.

— Skoro możesz włóczyć się po nocach ze swoją dziewczyną, to chyba twoja kondycja psychiczna pozwala ci też pójść do szkoły — odpowiedziała oschle.

Jej cierpki głos świdrował w mojej głowie, wciąż nadwrażliwej na wszystkie odgłosy.

— To zupełnie co innego — odburknęłam.

— Tak, to może powiesz mi gdzie się wczoraj podziewałaś? — zażądała odpowiedzi.

— Byłam na cmentarzu, a później z Harper — wymruczałam w poduszkę.

— Tyle już wiem — odpowiedziała kobieta. — Dlaczego nie mogłam się do ciebie dodzwonić cały dzień?

— Bo nie chciałam z nikim rozmawiać — odparłam szorstkim głosem, odkrywając poduszkę z twarzy.

— Ale jednak spędziłaś wieczór z Harper — wypomniała mi matka.

Westchnęłam głośno, nic jednak nie odpowiadając i ponownie przekręciłam twarz w stronę poduszki.

— Shay Margaret Green wstawaj natychmiast, bo stracę cierpliwość — zagroziła matka, używając mojego pełnego imienia.

Zawsze robiła to, gdy zaczynała tracić do mnie cierpliwość lub aby podkreślić powagę sytuacji.

— Okej, okej już wstaję — wymamrotałam, odkrywając głowę i powoli siadając na łóżku.

Moje ciało zdążyło już pokryć się gęsią skórką z zimna.

— Marsz do łazienki, musisz się trochę obudzić — rozkazała mi rodzicielka. — Ja zrobię śniadanie.

— Tak jest — odpowiedziałam, salutując jej ręką i podnosząc się z materaca.

— Dziecko, kiedy ty spoważniejesz... — Moja matka pokręciła głową z dezaprobatą, po czym wyszła z pokoju.

Wstałam z łóżka, wciąż przecierając oczy i udałam się prosto do łazienki. Ochlapałam twarz zimną wodą, co pozwoliło mi trochę otrzeźwieć, po czym umyłam zęby. Następnie wróciłam do pokoju i wybrałam dla siebie ubrania i spakowałam torbę do szkoły. Spojrzałam na zegarek. Wciąż miałam sporo czasu do autobusu. Udałam się do kuchni, gdzie czekała na mnie mama, a na blacie leżały już gotowe kanapki i kubek kawy. Ucieszona, usiadłam na stołku i zabrałam się za jedzenie. Moja matka stała obok, oparta o blat, powoli popijając swoją kawę.

— Proszę przekaż Harper, że fakt zrobienia na nas dobrego pierwszego wrażenia nie sprawia, że ono nie może się jeszcze zmienić — odezwała się gromkim tonem.

— Nie rozumiem — odpowiedziała, przełykając to, co miałam w ustach.

— Ostatnio kilkukrotnie wracałaś do domu późnym wieczorem i jeszcze ta odsiadka w kozie. Teraz kiedy poznaliśmy z tatą twoją dziewczynę, mogę wnioskować, co było powodem twojego rozproszenia.

— To nie jej wina — zaprzeczyłam, kręcąc głową.

— Shay, jeszcze pamiętam, jak to jest być zakochanym, ale nie możesz zaniedbywać nauki. Pamiętaj, że za kilka miesięcy masz egzaminy końcowe.

— Wiem, wiem, pamiętam — odparłam, przewracając oczami.

Na szczęście matka nie mogła tego zauważyć, gdyż stała odwrócona w drugą stronę.

— A jednak włóczysz się ze swoją dziewczyną po nocach, Bóg jeden wie gdzie.

— To nie wina Harper. Od razu gdy Paige dała nam znać, że mnie szukacie, kazała mi wsiadać do auta i... — Wtedy zorientowałam się, że powiedziałam za dużo.

Popatrzyłam na minę mojej mamy, na której twarzy tak jak zakładałam, pojawiło się nie małe zdziwienie.

— Do auta? Ty jechałaś samochodem? Czy Harper wie o twojej fobii?

— Tak wie i pomaga mi ją zwalczyć — wyznałam z opuszczoną głową.

— Prawie rok namawialiśmy cię, żebyś chociażby spróbowała wsiąść do auta, a nagle zjawia się ta dziewczyna i po niecałym miesiącu już jeździsz autem? — Matka naprawdę niedowierzała.

Wzruszyłam tylko ramionami, nie mając pojęcia, co mam jej odpowiedzieć.

— Muszę przyznać, że tak bardzo jak jestem zła, iż odciąga cię od nauki, tak samo jestem pod wrażeniem — wyznała kobieta.

— Już ci mówiłam, to nie jej wina...

— Tak, wiem — przerwała mi. — Lepiej jedz, bo spóźnisz się na lekcje. Nie chcę już więcej otrzymywać telefonów od twojej szkoły. Wczoraj wyjątkowo dałam ci fory, ale już czas wrócić do normalności — dokończyła swoją wypowiedź, po czym odstawiła pusty kubek do zlewu i pocałowała mnie w głowę. — Muszę już się zbierać, chyba, że chcesz, żeby podwieźć cię do szkoły? — spytała, patrząc na mnie uważnie.

— Nie ma takiej potrzeby, dam radę, jak zawsze — odpowiedziałam.

Matka tylko przytaknęła na moje słowa, uśmiechając się delikatnie, po czym wyszła z kuchni.

— Do wieczora — krzyknęła, zbierając się do wyjścia.

— Pa — odpowiedziałam.

Po chwili usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi i zostałam sama. W ciszy dokończyłam swoje śniadanie, po czym wzięłam swoje rzeczy i także opuściłam mieszkanie.

***

Dzień w szkole przebiegał zupełnie spokojnie. Przez wszystkie lekcje nie widziałam Amber. Mimo że dzisiaj miałyśmy wracać do domu razem, ponieważ dziewczyna miała zacząć korepetycje u brata mojej przyjaciółki. Nie wiedziałam, co się z nią działo, ale było to co najmniej dziwne.

Postanowiłam napisać jej sms, jednak do wieczora nie uzyskałam żadnej odpowiedzi. Tak jak wczoraj telefony do mnie się urywały, tak dzisiaj, mój telefon kompletnie milczał.

Po lekcjach zjawiła się u mnie Paige. Już bardzo dawno nie miałyśmy okazji na tradycyjny wieczór u mnie, więc byłam bardzo zadowolona, że ją widzę. Choć towarzyszył mi pewien smutek z powodu braku wieści od Harper. Wiedziałam, że miała być dzisiaj zajęta, ale liczyłam, że mogłaby napisać chociaż jakąś wiadomość. Na szczęście zawsze mogłam liczyć na Paige.

— Hej stara — przywitała się ze mną.

— Hej.

— Gdzie twoja psiapsi? — spytała, od razu wchodząc do salonu i rozsiadając się na kanapie, jakby była u siebie. — Myślałam, że umówiłyśmy się na dzisiaj na pierwszą lekcję z Benem.

— Po pierwsze, to nie jest moja psiapsi. Jedyną psiapsi jaką mam, jesteś ty — powiedziałam, a na jej twarzy pojawił się głupi uśmiech.

— Och przestań już, bo się zaczerwienię — odpowiedziała, popychając mnie delikatnie.

— Po drugie, nie mam pojęcia. Nie było jej dzisiaj w szkole, a na wiadomości nie odpisuje.

— Mogła chociaż dać znać. Ben na nią czekał.

— Wiem, że słabo wyszło, ale nic nie poradzę.

— A gdzie twoja dama serca?

— Nie wiem, musiała coś dzisiaj załatwić i nie mogła się spotkać — odpowiedziałam, automatycznie smutniejąc.

— Nie martw się, na szczęście masz mnie. — Wyszczerzyła swoje zęby, przytulając się do mnie.

— Przylepa — zażartowałam, odpychając ją lekko, co sprawiło, że Paige położyła się na kanapie.

— Też się cieszę, że cię mam — odpowiedziała, wystawiając mi język.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro