Rozdział 31

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Powiedz mi prawdę.

– Chodź usiądziemy i porozmawiamy – poprosiła Harper, wyciągając ręce w moją stronę.

– Nie, nie chcę siadać. Po prostu mi powiedz – zażądałam.

Dziewczyna patrzyła na mnie przez chwilę, po czym przysiadła na oparciu kanapy, a jej głowa opadła na dół, wpatrując się w podłogę. Stałam nad nią, czekając aż zacznie mówić. Zupełnie nie wiedziałam, czego mam się spodziewać. Czy miało to związek ze mną? Czy zrobiła coś złego? Czy nie wspomniała mi jeszcze, o czymś ze swojej przeszłości? A może to ona mnie zdradziła? Milion myśli krążyło po mojej głowie.

– Tamtego dnia gdy razem z grupą przyjaciół wracałam z koncertu The Robbers, kilka ulic dalej zobaczyliśmy wypadek samochodowy...

Zamarłam. Czy ja dobrze rozumiałam? Czy ona właśnie mówiła mi, że widziała MÓJ wypadek?

– To był ten wypadek? – wydukałam, czując jak zasycha mi w ustach.

– Tak.

– To ty zadzwoniłaś po pomoc? Dlaczego nic nie mówiłaś? – spytała, podchodząc do niej i klękając przed nią. Chciałam dojrzeć jej twarz.

Dziewczyna pokręciła głową, uparcie wpatrując się w parkiet. Wyciągnęłam rękę w jej stronę, chciałam wreszcie dojrzeć jej oczu.

– Nie zadzwoniłam po pomoc, żadne z nas tego nie zrobiło.

Po tych słowach moja ręka bezwładnie opadła na dół. Czułam się, jakby mnie sparaliżowało i zupełnie nie mogłam się ruszyć.

– J-j-jak to?

– Nigdy tam nie podeszliśmy, nie widziałam kto siedzi w środku, żadne z nas nie próbowało pomóc, po prostu uciekliśmy z miejsca wypadku.

Nie mogłam uwierzyć.

– D-d-dlaczego? – spytałam łamiącym się głosem.

– Chciałabym wiedzieć... Z pewnością nie myśleliśmy trzeźwo i nie ma co się dziwić. Wszyscy piliśmy, do tego moi kumple tego wieczoru przynieśli jakieś dragi, nie chcieliśmy kłopotów. Gdy opowiedziałaś mi o szczegółach wypadku... połączyłam wszystkie fakty.

Nagle poczułam ogarniającą mnie złość.

– Gdyby któreś z was zadzwoniło po pogotowie, moja siostra wciąż by żyła.

– Nie wiesz tego – próbowała się usprawiedliwić płaczliwym głosem.

– Owszem, wiem! Alice umarła w karetce, lekarze powiedzieli, że zabrakło im kilkunastu minut, żeby dojechać do szpitala i ją zoperować. Przez ciebie wykrwawiła się na śmierć! – wykrzyczałam, a z moich oczu pociekły łzy. Czułam, jak po moim ciele rozlewa się ogień.

– Uwierz mi, że nigdy sobie tego nie wybaczę. Gdybym tylko mogła cofnąć czas... – odezwała się Harper, wstając i próbując złapać mnie za rękę.

– Ale nie możesz! – krzyknęłam prosto w jej twarz.

– Shay, proszę cię, naprawdę tego żałuje, co mam zrobić...

– Zostaw mnie w spokoju! Nie chcę na ciebie nigdy więcej patrzeć, słyszysz?!

Dziewczyna ponownie próbowała do mnie podejść, ale wyrwałam się jej w ostatniej chwili. Z impetem wpadłam do sypialni, zbierając swoje rzeczy. Na spodenki, które miałam na sobie, ubrałam swoje dresy, a resztę ubrań po prostu wepchnęłam do torby.

– Shay, proszę cię, nie możesz wyjść w takim stanie. Musisz się uspokoić – błagała mnie Harper.

– Nie mów mi, co mam robić! Twoje zdanie nie ma już dla mnie żadnego znaczenia! – odpowiedziałam, biorąc swoją torbę i wychodząc z pokoju.

Udałam się prosto do przedpokoju i w pośpiechu zaczęłam ubierać buty, a następnie kurtkę. Dziewczyna próbowała do mnie podejść, słyszałam jej szloch, co wywołało we mnie jeszcze większą złość. Z niezapiętą kurtką chwyciłam swoją torbę i wyszła za drzwi, trzaskając nimi z takim impetem, że mogłabym przysiąc, że ściany się lekko zatrzęsły.

Gdy zeszłam piętro niżej, opadłam bezsilnie na schody i usiadłam na najwyższym stopniu. W moich oczach pojawiły się łzy, a broda zadrżała. Po chwili płakałam już jak małe dziecko, popadając w spazmy. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że Harper zrobiła coś takiego.

Po jakimś czasie usłyszałam kroki na schodach. Pewna, że to jakiś mieszkaniec, otarłam łzy ręką, chcąc wstać, jednak gdy się odwróciłam, ujrzałam za sobą Harper. Była ubrana w kurtkę i spodnie. Gdy mnie zauważyła, przyśpieszyła kroku, pewnie obawiając się, że jej ucieknę. Nie miałam jednak siły się ruszyć. Nie miałam też sił na dalszą walkę. Poczułam, jak dziewczyna siada za mną, po czym oplata moje ciało rękami. Wzdrygnęłam się na jej gest, ale nie wykonałam żadnego ruchu. Przez krótką chwilę poddałam się jej dotykowi. Mógł to być już ostatni raz, gdy byłam tak blisko niej.

– Proszę cię Shay, wiem, że schrzaniłam, ale proszę, musisz mi dać jeszcze jedną szansę. Zależy mi na tobie, tak cholernie, nie chcę cię stracić – wyszeptała do mojego ucha.

Czując jej ciepły oddech, na myśl przyszedł mi nasz dzisiejszy poranek, gdy obudziłam się obok niej. Teraz wydawał się zupełnie odległy. Też mi zależało na Harper, ale to było za mało. Czułam się oszukana. Pierwszy raz w życiu miałam poczucie, że moja siostra mogłaby żyć i być dzisiaj ze mną, gdy tylko pewna grupa przyjaciół podjęła tamtego dnia inną decyzję. Nie chciałam mieć nic wspólnego z żadnych z nich.

– Nie potrafię ci tego wybaczyć – odparłam zachrypniętym głosem.

– A więc to koniec? Chcesz wszystko przekreślić z powodu błędu, który popełniłam w przeszłości, zanim cię jeszcze poznałam?

– Mogłabyś mnie wtedy poznać, gdybyś tylko podeszła do miejsca wypadku i zechciała nam pomóc – powiedziałam, czując ponownie złość i napływ nowej energii.

Natychmiast wyrwałam się z jej uścisku i wstałam ze schodów. Wzięłam torbę, która zsunęła mi się z ramienia i zbiegłam po kolejnych stopniach najszybciej jak potrafiłam.

Nie wiedziałam, gdzie się mam podziać. Wzięłam ze sobą rzeczy na trening, ale było jeszcze zdecydowanie za wcześnie, żeby udać się do klubu, jednak bałam się wracać do pustego domu. Bałam się, że jeśli zostanę sama, rozlecę się na drobne kawałeczki i nie zdołam się już pozbierać. Póki byłam między ludźmi, musiałam zachować fason. Spacerowałam więc ulicami miasta, odwiedzając zakamarki, w których nigdy wcześniej nie byłam, aż w końcu zaczęłam tracić rachubę, gdzie się znajduję. Postanowiłam wyciągnąć telefon i sprawdzić swoją lokalizację, jednak po przekopaniu całej torby dwukrotnie i sprawdzeniu wszystkich kieszeni nie znalazłam urządzenia.

Cholera, musiał zostać u Harper – przypomniałam sobie, że wzięłam telefon do kuchni, żeby jej nie obudzić, a zbierając rzeczy w pośpiechu zajrzałam tylko do sypialni. – Po prostu świetnie!

Nie dość, że nie wiedziałam, gdzie jestem i która jest godzina, zdałam sobie sprawę, że będę musiała jeszcze do niej wrócić... Starając się nie panikować, postanowiłam zawrócić i podążać tą samą drogą, którą przyszłam. Tak doszłam znowu pod jej blok, a stamtąd już wiedziałam jak dotrzeć na przystanek. Nie zamierzałam na razie wracać po moją zgubę, mogłam żyć bez telefonu jeśli trzeba. Na przystanku na szczęście czekała jakaś kobieta, która mogła być trochę starsza od moich rodziców.

– Przepraszam panią, czy mogłabym wiedzieć która jest godzina? Zapomniałam telefonu – odezwałam się do niej.

– Oczywiście dziecko, jest czternasta trzydzieści sześć – opowiedziała po sprawdzeniu zegarka.

– Dziękuję bardzo – odpowiedziałam, zdobywając się na niewyraźny uśmiech, a następnie sprawdziłam rozkład jazdy widniejący na szybie przystanku.

Postanowiłam, że pojadę już do klubu. Niestety do kolejnego autobusu miałam jeszcze dobre dwadzieścia minut. Usiadłam na ławce, czekając cierpliwie, a zimny wiatr owiewał moją zmarzniętą twarz.

***

Gdy wysiadłam z autobus, wciąż miałam mnóstwo czasu do moich zajęć, jednak postanowiłam, że pójdę na siłownie trochę się rozgrzać. Wszyscy w klubie raczej mnie kojarzyli, więc recepcjonistka pozwoliła mi po prostu wejść do środka. W szatni było kilka dziewczyn, których nie znałam. Poszłam na drugi koniec pomieszczenia, zajmując szafkę w kolejnym rzędzie, z daleka od nich. Ściągnęłam swoją kurtkę i luźne dresy, pod którymi miałam już założone spodenki na trening. Wtedy zdałam sobie sprawę, że ciągle miałam na sobie koszulkę Harper. Ściągnęłam ją, a następnie ubrałam sportowy stanik i bokserkę. Na końcu usiadłam na ławce i zawiązałam buty, a następnie owinęłam swoje kostki czarną taśmą.

Weszłam na salę. O tej porze, nie było tu dużo ludzi, jeden chłopak biegał na bieżni, a drugi podnosił ciężary w rogu sali. Mój wzrok od razu skupił się na worku wiszącym po przeciwnej stronie pomieszczenia. Najpierw zrobiłam krótką rozgrzewkę, rozciągając najważniejsze partie ciała, po czym ustawiłam się na pozycji i zaczęłam uderzać w worek z całej siły, próbując kombinacji przeróżnych ciosów. Każde kolejne uderzenie wprawiał worek w kołysanie, a linka wydawała charakterystyczny brzdęk. Już tak dawno nie ćwiczyłam sama z workiem, że zapomniałam jakie to uczucie. Popadłam w trans, w którym byłam tylko ja i worek, na którym chciałam wyładować całą moją złość. On bez protestów z każdym kolejnym uderzeniem pochłaniał część mojego bólu, cierpienia i frustracji jakie odczuwałam.

Gdy poczułam się już trochę lepiej mentalnie, a wykończona fizycznie, postanowiłam, że najwyższy czas wrócić do szatni i odpocząć. W recepcji wisiał ogromny zegar, na którym mogłam sprawdzić godzinę. W tym samym budynku znajdowała się stołówka, gdzie postanowiłam zjeść przed rozpoczęciem zajęć z moją grupą. Póki co, skutecznie udało mi się zagłuszyć własne emocje. Trening dał mi odrobinę wytchnienia, a wiedziałam, że czekała mnie jeszcze druga tura. To był jedyny znany mi sposób na radzenie sobie z emocjami, a Harper stała się drugim. Potrząsnęłam głową, starając się wyrzucić wszystkie myśli o brunetce. Nie chciałam dopuszczać do siebie tych myśli. Dziewczyna tak łatwo i niepostrzeżenie wdarła się do mojego serca i jeszcze łatwiej wszystko zniszczyła. W moim sercu nie mogło być miejsca dla kogoś takiego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro