Rozdział 35

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Otworzyłam ciężkie powieki, które zdawały się ważyć tonę, a do moich oczu dotarły rażące promienie słońca. Mojego stanu nie polepszała okropna migrena. Powoli podniosłam się z łóżka, łapiąc się za pulsującą głowę i dopiero zdając sobie sprawę, że nie znajduję się we własnej sypialni, tylko... Rozejrzałam się dookoła niedowierzając własnym oczom. Może wciąż jeszcze śniłam? Jeśli nie, to jako mogłam wytłumaczyć fakt, że właśnie znajdowałam się w sypialni Harper.

Powoli odkryłam kołdrę ze zdziwieniem przekonując się, że nie mam na sobie spodni, jedynie koszulkę. Nigdzie nie mogłam ich zlokalizować, dlatego w niekompletnym stroju uchyliłam drzwi, niepewnie zaglądając na zewnątrz. Dopiero po chwili, moją uwagę przykuła brunetka, wciąż śpiąca na kanapie pod kocem. Nie miałam pojęcia, co mam zrobić. Gdybym tylko mogła zlokalizować wszystkie swoje rzeczy, starałabym się wymknąć z domu, jednak to nie było możliwe. Skradając się na palcach obok brunetki, przeszłam do części kuchennej i najciszej jak potrafiłam, odkręciłam kran, a następnie nalałam sobie trochę wody do szklanki. Jej zawartość wypiłam duszkiem. Strasznie mnie suszyło.

– Nie śpisz już? – Głos dziewczyny tak mnie zaskoczył, że lekko podskoczyłam. – Wybacz, nie chciałam cię przestraszyć.

– W porządku – odparłam, zamierając w bezruchu.

Uparcie stałam tyłem do niej, a przodem do blatu. Bałam się poruszyć, bałam się jej spojrzeć w oczy.

– Jak się czujesz? – spytała łagodnym głosem, podchodząc bliżej mnie.

– Potwornie boli mnie głowa.

– Tak myślałam – rzekła, po czym stanęła obok mnie i sięgnęła do szafki. – Masz, weź te proszki.

– Harper... – odezwałam się, walcząc ze swoim głosem. – Jak ja się tu znalazłam? – spytałam, kompletnie zawstydzona.

– Naprawdę nic nie pamiętasz?

***

Wizyta z Hailey w pubie zdecydowanie się przedłużyła. Zazwyczaj nie robiłam nic podobnego, ale rozmowa z Rose wyprowadziła mnie z równowagi na tyle, że nie panowałam nad sobą. Chciałam na chwilę zapomnieć, pozbyć się bólu, dlatego wlewałam w siebie kolejne porcje alkoholu, zupełnie nie słuchając sprzeciwów Hailey. W końcu byłam na tyle wstawiona, że spontanicznie chwyciłam telefon i wybrałam numer Harper.

Nawet nie pamiętam, po co do niej zadzwoniłam i co takiego do niej wtedy powiedziałam, jednak byłam pewna, że tak, czy inaczej, dziewczyna niewiele z tego zrozumiała, ze względu na mój niewyraźny pijacki bełkot.

– Shay, gdzie jesteś? – pytała Harper, zmartwionym głosem. – Jest tam ktoś z tobą?

– A cooo jesteś zazdrosna? – spytałam.

– Shay, kto jest z tobą? Możesz dać mi tę osobę do telefonu?

– Harper chcę z tobą rozmawiać – powiedziałam, podając Hailey telefon.

– Harper? – spytała dziewczyna. – Tak, jestem z nią w pubie. Tak... sytuacja trochę wymknęła się spod kontroli. Nie mogę w takim stanie zawieźć jej do domu. Rodzice ją zabiją. A jeśli wezmę ją do siebie moi rodzice też nam nie odpuszczą... Ok... Wyślesz w wiadomości? Dobra, będziemy za pół godziny – powiedziała, po czym się rozłączyła.

– Mam nadzieję, że mnie za to jutro nie zabijesz Shay, ale naprawdę nie widzę lepszego wyjścia – powiedziała, biorąc mnie pod ramie i prowadząc do wyjścia z lokalu.

***

– Cholera, tak mi głupio – zaklęłam, kryjąc swoją twarz w dłoniach.

Jeszcze nigdy nie doprowadziłam się do tak podłego stanu. Rodzice na pewno mnie zabiją, gdy odkryją, że nie było mnie w domu na noc i że nie poszłam do szkoły.

– Serio jestem ci bardzo wdzięczna, że pozwoliłaś mi zostać na noc, ale powinnam się już zbierać – powiedziałam, odchodząc w stronę sypialni. – Widziałaś gdzieś moje spodnie?

– Tak, zostały tutaj. Rozebrałaś się wczoraj i rzuciłaś je gdzieś w kąt – wytłumaczyła, podając mi jeansy, które wisiały na oparciu krzesła.

Czy mogło być jeszcze gorzej?

– Boże, powiedź mi, że nie zrobiłam nic więcej głupiego – odparłam, ciężko wzdychając.

– Nie musisz się martwić. Każdemu się zdarza zapomnieć po alkoholu – powiedziała.

Wiedziałam do czego nawiązywała... Postanowiłam po prostu zignorować jej uwagę i zabrałam się za ubranie spodni.

– Co powiesz swoim rodzicom? – spytała, przerywając ciszę.

– Nie martw się tym, coś wymyślę.

– Możesz powiedzieć im, że byłaś u mnie. No chyba, że wiedzą, że nie jesteśmy razem... – jej ostatnie słowa były przesiąknięte smutkiem.

– Nie wiedzą.

– To świetnie. Wykorzystaj to – ożywiła się.

– Nie musisz mi pomagać i tak już dużo zrobiłaś, dziękuję, ale z resztą jakoś sobie poradzę.

– Dlaczego zawsze jesteś taka dumna, Shay? – W jej wypowiedzi słyszałam wiele emocji, które utrudniały jej opanowanie drżenia głosu. – Pewnie nigdy nie zrobię wystarczająco, abyś mi wybaczyła... Ale jeśli mogę ci pomóc ten ostatni raz, to proszę daj mi taką możliwość.

– W porządku, dziękuję – zgodziłam się, odpuszczając.

Nie miałam już siły na walkę.

– Powinnam się już zbierać.

– Zgaduję, że tym razem, to już ostatni raz, jak się widzimy – rzekła smutno.

– Nigdy nie mów nigdy – odparłam, nim dobrze zdążyłam się zastanowić.

– Proszę, nie rób mi nadziei...

– Cóż, nie o to mi chodziło. Postaram się już nie dzwonić do ciebie pod wspływem alkoholu, ale nigdy nie wiadomo, czy kiedyś nie wpadniemy na siebie przypadkiem.

– Tak, masz rację – odparła, delikatnie się uśmiechając, jednak jej głos był bardzo smutny.

– Gdzie jest reszta moich rzeczy? – spytałam, starając się ignorować jej ton, który nie będę ukrywać, sprawiał, że moje serce rozrywało się na kawałki.

– Kurtkę, buty i twoją torbę zostawiłam w przedpokoju.

Przytaknęłam, zmierzając w tamtą stronę i schylając się, aby zawiązać swoje trzewiki.

– Odwiozę cię – zaproponowała nagle.

– Nie ma takiej potrzeby, złapie autobus.

– Zaczęło właśnie padać, zmokniesz jak kura, nim dotrzesz na przystanek.

– Mam kaptur, poradzę sobie – rzekłam bez wyrazu.

– Shay...

– Nie, to zły pomysł, Harper – zaprzeczyłam, kręcąc głową i starając się nie patrzeć w jej oczy, które wciąż miały nade mną władzę.

– Nie pozwolę ci wyjść w taką pogodę, albo pozwolisz się zawieźć, albo przeczekasz ten deszcz tutaj – powiedziała, stając obok drzwi i ciałem zasłaniając klamkę oraz zamek.

– Chyba sobie żartujesz – powiedziałam zirytowana, jednak dziewczyna nawet nie drgnęła. – W porządku, więc poczekam – odparłam, siadając na podłodze w przedpokoju z założonymi rękami, niczym obrażone dziecko.

Mogłabym bez problemu ją odsunąć, ale nie chciałam inicjować kolejnej przepychanki, dobrze pamiętając tą ostatnią w moim mieszkaniu. Wolałam nie wdawać się z nią w żaden fizyczny kontakt, tak długo jak nie było to konieczne. Bałam się po prostu, że wtedy moje serce przemówi nad rozumem i ulegnę.

– Daj spokój Shay, będziesz tak tu siedzieć, aż przestanie padać? – spytała Harper, podchodząc do mnie i kucając na przeciwko. – Daj się odwieźć do domu i możemy się już więcej nie spotykać.

Dziewczyna wyciągnęła w moją stronę rękę. Przez chwilę się wahałam, ale w końcu chwyciłam jej dłoń i pozwoliłam się podnieść z podłogi. Harper szybko się ubrała i już po chwili zeszłyśmy na dół do jej auta. Nim doszłyśmy do auta, obie zdążyłyśmy porządnie zmoknąć. Zajęłam miejsce obok niej i zapięłam pasy, a ona ruszyła z parkingu.

Jechałyśmy w zupełnej ciszy, a w tle przygrywało nam radio, które było nastawione wyjątkowo cicho. Nagle do moich uszy dotarła dobrze mi znana melodia. Lepsze dni nadchodzą, jeśli nikt Ci nie powiedział, śpiewał wykonawca, swoim melodyjnym, zachrypniętym głosem, a ja natychmiast przypomniałam sobie naszą podróż poza miasto. Już wtedy Harper musiała znać prawdę, a mimo to świetnie udawała... Przypomniało mi się, jak nie chciała się ze mną spotkać kolejnego dnia... Może czuła się winna?

– Czy chciałaś mi w ogóle o tym powiedzieć? – spytałam, mocno mrużąc oczy. – Wiesz, o czym mówię – dodałam, dopiero zbierając się na odwagę, aby spojrzeć w jej stronę.

– Chciałam... ale bałam się twojej reakcji, nie wiedziałam jak... Bałam się – wyznała, ani na chwilę nie spuszczając oka z ledwo widzianej drogi przed sobą.

Wycieraczki ledwo nadążały zbierać wodę z przedniej szyby.

Przytaknęłam, powstrzymując łzy, które chciały wydrzeć się z moich oczu. Może tak było dla nas obu łatwiej... gdy nie musiałyśmy patrzeć sobie w oczy. Między nam znowu zapadła cisza, której już nie odważyła się przerwać żadna z nas.

Gdy Harper zaparkowała pod moim blokiem, odpięłam pasy bezpieczeństwa, jednak nie wyszłam z auta od razu. Z jednej strony nie chciałam tego końca, a z drugiej nie potrafiłam zostać i powiedzieć, że jej wybaczam.

– Dzięki za podwózkę – odezwałam się w końcu, zerkając nieśmiało w jej stronę.

– Nie ma sprawy – odparła.

Kątem oka zobaczyłam, jak jej kąciki ust na chwilę się uniosły, choć trwało to na tyle krótko, że równie dobrze mogło być tylko złudzeniem.

Nie powiedziałam już nic więcej. Po prostu otworzyłam drzwi i wyszłam z auta. Nogi poniosły mnie naprzód, chociaż serce krzyczało, abym zawróciła. Nim doszłam do klatki, byłam już cała mokra. Naprawdę mocno padało, przez cały czas.

W domu nie było nikogo. Wciąż była wczesna godzina. Rodzice pracowali, a Amber była jeszcze w szkole. Czułam się zdruzgotana. Gdy zdjęłam swoje buty i kurtkę, poszłam do swojego pokoju i otworzyłam szafę, próbując znaleźć jej koszulkę, ale nigdzie nie mogłam jej zlokalizować. W końcu zrezygnowałam i położyłam się na łóżku bezradnie. Z moich oczu popłynęły łzy, współgrające z deszczem uderzającym w parapety.

Po kilku minutach usłyszałam pukanie do drzwi, zastanawiałam się kto to może być. Na początku miałam zignorować niespodziewanego gościa, jednak pukanie nie ustawało przez długi czas. W końcu zirytowana udałam się do drzwi. Gdy je otworzyłam... Zamarłam.

– Harper... – wyjąkałam. – Co tu jeszcze robisz?

– Jeśli pytasz, jak dostałam się do klatki... To akurat udało mi się załapać, jak ktoś wchodził. A jeśli pytasz, po co tu przyszłam... – powiedziała, dając krok przez próg i stając naprzeciwko mnie.

Jej włosy były całe mokre, a z kurtki kapała woda. Nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, brunetka chwyciła moją twarz w dłonie i złączyła nasze usta w pocałunku. Z początku próbowałam się opierać, jednak, gdy poczułam jej miękkie usta na swoich, nie umiałam. Dziewczyna całowała mnie z pasją i namiętnością, której nie mogłam nie ulec. Zatraciłam się w tych doznaniach, czując w sobie milion emocji na raz. Moje serce biło jak szalone, próbując wydrzeć się z piersi. Było to tak złe, a jednocześnie tak dobre uczucie.

– Nie mogłam odjechać, nie darowałabym sobie, gdybym nie spróbowała ten ostatni raz... – odparła, rozdzielając nasze usta, jednak nasze czoła wciąż były oparte o siebie, a ręka brunetki znajdowała się na moim karku, nie pozwalając mi się odsunąć. – Możesz mnie nienawidzić, ale ja się nie poddam tak łatwo... Kocham cię, Shay.

Zamarłam. Czy to pierwszy raz, jak mi to powiedziała? Nie mogłam w to uwierzyć. Między nami zapadła długa cisza, a ja walczyłam sama ze sobą. W końcu zdawało się, że Harper straciła nadzieję na moją odpowiedź i odsunęła się ode mnie ze łzami w oczach, które mieszały się z kroplami deszczu kąpiącymi z jej włosów.

– W porządku – odpowiedziałam w końcu.

– Co to znaczy? – spytała Harper, patrząc mi prosto w oczy.

– Mi też na tobie zależy, ale... Nie potrafię tak do razu... Ja...

– W porządku – przerwała mi, łapiąc moją dłoń i głaszcząc jej wierzch kciukiem. – Małymi kroczkami. Zrobię wszystko co trzeba, aby odbudować twoje zaufanie. Będę o nas walczyć.

– Małymi kroczkami – przytaknęłam, uśmiechając się do niej delikatnie.

***

– Shay, dobrze, że już jesteś – ucieszyła się Amber, wchodząc do domu. – Wczoraj kryłam cię przed rodzicami, powiedziałam, że już śpisz, myślę, że niczego nie zauważyli – tłumaczyła mi zdenerwowana.

– Dziękuję ci Amber, nie musiałaś tego robić.

– Hailey mówiła mi, że zawiozła cię do Harper. Czy między wami... To w sumie nie moja sprawa, ale... – zmieszała się.

– W porządku, masz prawo wiedzieć. Pogadałyśmy i... Cóż, nie jest jeszcze jak dawniej, ale.. Ale jesteśmy na dobrej drodze – wyznałam, uśmiechając się delikatnie.

– Shay, to wspaniale, naprawdę się cieszę. Pasujecie do siebie, szkoda gdyby to był koniec.

– Tak, chyba masz rację.

– Muszę ci coś jeszcze powiedzieć...

– Co takiego? – zaciekawiłam się.

– Gadałam wczoraj z ciotką. Powiedziała, że mogę u niej zamieszkać, tak długo, jak będzie trzeba.

– Wiesz, że możesz zostać tutaj...

– Wiem, ale to co dla mnie zrobiłaś... to i tak za dużo. Dziękuję ci.

– W porządku. A czy rozmawiałaś z rodzicami?

Dziewczyna spuściła wzrok na podłogę i widocznie posmutniała.

– Nie. Na razie nie chcą ze mną rozmawiać.

– Przykro mi, Amber – odpowiedziałam, łapiąc za jej dłoń i ściskając delikatnie.

– W porządku. Wiesz... I tak mam duże szczęście, że trafiłam na prawdziwych przyjaciół. Ty i Hailey. Wiem, że nie jestem sama.

– Oczywiście, że nie jesteś – odparłam, uśmiechając się do niej.

– Chcę, żebyś coś wiedziała, Shay. Ty też zawsze możesz na mnie liczyć.

Nie odpowiedziałam. Uśmiechnęłam się tylko, a dziewczyna wpadła w moje ramiona. Mocno ją przytuliłam. Chyba ja też w tym wszystkim miałam dużo szczęścia. Jeszcze kilka miesięcy temu, w życiu bym o tym nie pomyślałam. A teraz, miałam wokół siebie ludzi, którym naprawdę na mnie zależało i na których mi zależało. Wszyscy przechodziliśmy przez swoje własne problemy, ale wiedziałam, że zawsze możemy liczyć na swoje wsparcie, a to było przecież najważniejsze.

_____

*Tłumaczenie fragmentu oryginalnego tekstu piosenki Better days Dermot Kennedy

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro