04. uczuciowy paradoks

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

❝Najbardziej boli tęsknota za czymś, czego tak naprawdę nigdy nie było.❞

NA DELIKATNIE PRZYCIEMNIONYM NIEBIE, pomimo dość wczesnej pory, pojawiły się już pierwsze gwiazdy, gdy niewielki cień mknął pomiędzy obłokami w stronę unoszącej się w powietrzu Perły.

Był to Sokół; ptak-android należący do Zane'a. Dając znać o swoim powrocie z głośnym wrzaskiem, podleciał do statku i zatrzepotał gwałtownie skrzydłami przysiadłszy na maszcie. Mimo że był robotem, jego zachowanie i odruchy były bardzo podobne do tych należących do sokołów wędrownych, na których wzór został stworzony. Męczył się, jak one. Posiadał instynkt, jak one. I metalowe wnętrze tego nie zmieniało.

Sokół spędził cały dzień krążąc w okolicy Perły i od czasu do czasu rzucając okiem na statek, aby upewnić się, że wszystko jest w porządku. Widział poranne ćwiczenia ninja, karne sprzątanie pokładu przez Kai'a, a także wyjście nowej na ststku dziewczyny na pokład. Właściwie, widział całe zamieszanie, które wywołała – rozmowę z Niebieskim i Czarnym Ninja, rzucenie się na Zielonego, upadek na pokład i wniesienie jej do środka. Dopiero wtedy wznowił patrolowanie okolicy.

Niby był androidem i nie miał uczuć, ale jej widok wywołał w nim nieznane odczyty, których jego komputer nie był w stanie rozgryźć. Była to ciekawość, ale on o tym nie wiedział. Tak samo, jak o tym, że była to zasługa doktora Juliena, ojca Zane'a, który budując go kawałek po kawałku stworzył coś więcej, niż zwykłego robota. Dał początek nowej generacji nauki, która w przyszłości będzie dążyła do tworzenia komputerowo istot samodzielnie myślących, posiadających ludzkie ciało i uczucia; jak Zane.

Nagle, gdy niebo było już czarne i całe usiane gwiazdami, gwałtownie przestał czyścić pióra i spiął się cały, kierując wzrok w stronę wejścia na pokład. Jednak chwilę później rozluźnił się i skrzecząc cicho, jakby na powitanie, podleciał do stojącej w drzwiach postaci i osiadł na jej ramieniu.

— Witaj, mały przyjacielu — rzekł Zane nieco metalicznym głosem i ruszył w stronę barierki kreśląc delikatne, jak na androida, linie wzdłuż grzbietu Sokoła. Blask Księżyca opadł na jego jasne, prawie białe włosy, sprawiając, że zdawały się lśnić własnym blaskiem, a biały strój tylko zwiększał łudzący efekt. Ninja westchnął i spojrzał w niebo z wyrazem twarzy błąkającym się gdzieś między błogością, a zamyśleniem. — To był ciekawy dzień.

I w istocie tak właśnie było. Dzień ten zaczął się tak samo, jak setki innych dni, a jednocześnie całkowicie inaczej. To zawsze stanowiło nie lada zagadkę dla Zane'a – niby poranek zaczyna się normalnie, znajomo, a jednocześnie jest całkowicie inny od całej reszty. Ćwiczenia były męczące, jajecznica przygotowana przez Jay'a spalona, pokład brudny – jak zawsze, a jednak było w tym wszystkim coś nowego.

Później zaczęło się dziać. Gdy wszyscy byli zajęci, dziewczyna – na oko siedemnasto-, osiemnastoletnia – którą zabrali ze sobą na Perłę po masakrze w Jaskini Komiksów Ninjago, obudziła się i mimo poważnie nadwerężonych sił wyszła na pokład, wdała się w sprzeczkę z Cole'm i Jay'em, płakała razem z Lloydem – który cały dzień powtarzał jak mantrę, że jest jego przyjaciółką z dzieciństwa – i zemdlała. A to wszystko w przeciągu zaledwie piętnastu minut.

Teraz leżała nieprzytomna w pokoju gościnnym, w którym spędziła ostatnie dwa dni. Tymczasowo przemienili go w małą lecznicę – wcisnęli do niego całą masę herbatek mistrza Wu, które staruszek bezskutecznie próbował zaaplikować pacjentce. Pilnowali jej na zmianę cały dzień, ale Lloyd nie chciał jej zostawiać i siedział z nią w ciszy cały czas. Nigdzie nie odchodził, z nikim nie wdawał się w rozmowy, a na pytania odpowiadał krótko i zwięźle. Odpowiedź i tak zazwyczaj brzmiała: "Przyjaciółka z dzieciństwa."Nawet obiad musieli mu przynosić, bo nie chciał odejść na choćby dziesięć minut. Istniało prawdopodobieństwo, że akurat wtedy się obudzi, a on za wszelką cenę chciał przy niej być, gdy to nastąpi. Tak więc, cały dzień zleciał pasażerom Perły na próbie zrozumienia całej tej pokręconej sytuacji.

Zane nie miał pojęcia, co o tym wszystkim myśleć, ale w przeciwieństwie do reszty drużyny, szczerze wierzył, że nic nie dzieje się bez przyczyny i w pewnym stopniu zaakceptował obecny stan rzeczy.

Wpatrując się w gwiazdy stracił rachubę czasu. W świetle wcześniejszych wydarzeń, przypuszczał, że dziś i tak nikt nie zaśnie. Pokład był więc, ze względu na niskie temperatury panujące w ostatnim czasie, jedynym miejscem, gdzie mógł w spokoju i ciszy pomyśleć.

Zane zdecydowanie był najspokojniejszą osobą w całej drużynie; nie był tak wybuchowy i ekspresyjny, jak Kai, równie dziecinny – przynajmniej do czasu – jak Lloyd czy zabawny i nieco nieogarnięty - jak Jay. Do twardego i groźnego Cole'a również było mu daleko. Jako android nie powinien określać się cechami ludzkimi, ale lubił myśleć o sobie jako o (zazwyczaj) bezkonfliktowym myślicielu i marzycielu.

Jako robot został obdarzony w pewnym sensie szóstym zmysłem – widział, słyszał i wiedział więcej, niż inni. Gdy ruszył przez pokład w głąb statku z przeczuciem, że zaraz nastąpi coś ważnego, nie był wcale zdziwiony, gdy kilka sekund później rozległ się szczęśliwy okrzyk Lloyda.

Stanął w drzwiach pokoju gościnnego, a jego przeczucia się potwierdziły - Zielony Ninja paplając coś bez większego ładu i składu z ekscytacją, ściskał brunetkę, która całkowicie ocknęła się dopiero po chwili i również przytuliła chłopaka.

Zane nie chciał przerywać tak pięknej dla nich chwili. Czuł, że to było dla nich ważne. Stał w drzwiach i w ciszy przyglądał się przytulonej dwójce. W pewnym momencie w oczach Lloyda odbiło się światło lampy, a Biały Ninja zdał sobie sprawę z czegoś dość zaskakującego.

Jego przyjaciel płakał. I to ze szczęścia najwyraźniej.

Ten widok coś w nim poruszył. Lloyd nigdy nie płakał. Nigdy. Ile musiała dla niego znaczyć ta drobna, skulona na łóżku osóbka, żeby tak otwarcie okazywał jej swoje uczucia? To było tak... niesamowite. Zane mieszkał wśród ludzi odkąd pamiętał, ale nigdy wcześniej nie doświadczył czegoś takiego.

Spróbował postawić się na miejscu przyjaciela. Wyobraził sobie, że komuś zależy na nim tak bardzo, jak jemu na tej dziewczynie. Ogarnął go tak wielki smutek, tak ogromna tęsknota za czymś, czego nigdy tak naprawdę nie miał, że ledwie mógł ustać na nogach. To było dla niego coś nowego. Tak bardzo zapragnął być dla kogoś tak ważny... Wiedział, że innym ninja na nim zależy. Byli jego braćmi - rodziną - i najlepszymi przyjaciółmi w jednym. Ale to było coś innego. Coś, czego nie potrafił sprecyzować.

I, co najgorsze, miał przeczucie, że przez swoją odmienność nigdy czegoś takiego nie doświadczy.

Zatracił się nieco w myślach i w czasie, pozostał jednak przez nikogo niezauważony. Dopiero gdy dwójka zaczęła cicho rozmawiać, przemógł słabość i ruszył w ich stronę, natychmiastowo ściągając na siebie ich uwagę. Dziewczyna jakby skurczyła się w sobie jeszcze bardziej i schowała się za Zielonego Ninja. Zane aż za dobrze rozumiał jej niepokój.

Sam też przez to przechodził; gdy obudził się w środku zimy na polu kukurydzy, pamiętając jedynie swoje imię. Wszyscy i wszystko go ciekawiło, ale i przerażało. Pamiętał, że zaufanie wzbudziła w nim dopiero mała, rudowłosa dziewczynka, która się do niego uśmiechnęła i zabrała do swojego domu. Nie znał jednak jej imienia, bo następnego dnia uciekł do lasu, zbyt skofundowany swoim położeniem, by wymyślić coś rozsądniejszego.

Zrobił więc to, co uważał za słuszne - uśmiechnął się do brunetki i przystanął w miejscu. Dał jej czas, aby nie uznała go za zagrożenie. Postępował trochę tak, jak robił ze zwierzętami, ale koniec końców właśnie o instynkt tu chodziło. W środku liczył też, że Lloyd w końcu przypomni sobie ludzką mowę i go przedstawi, jednak gdy to nie nastąpiło, wziął sprawę w swoje ręce.

— Na imię mi Zane — powiedział najspokojniejszym tonem, na jaki było go stać. Co, swoją drogą, nie było trudne, bo jego głos zawsze brzmiał spokojnie. - Wiem, że czujesz się niepewnie, ale nie musisz się bać. Nikt cię tu nie skrzywdzi.

Cały czas uśmiechał się delikatnie, wpatrując się pewnie, ale nie nachalnie prosto w przestraszone oczy dziewczyny. Była tak mała, tak drobna, wydawała się tak krucha, że momentami aż go to fizycznie bolało. Trochę bardziej zrozumiał przyjaciela, bo z miejsca sam zapragną ją ochronić, zapewnić, że wszystko jest w porządku, podarować jej spokój.

— Mei, on ma rację. Ani on, ani nikt inny cię tutaj nie skrzywdzi — potwierdził Lloyd z wyszczerzem. Ponownie przeniosła wzrok tych swoich dużych, brązowych oczu na androida. Wyglądała na znacznie spokojniejszą, a Zane widząc to, podszedł do łóżka i usiadł na jego skraju.

— Mei, prawda? — zagaił, a gdy otrzymał odpowiedź w postaci niepewnego kiwnięcia głową, zadał pytanie które od dwóch dni chodziło mu po głowie. - Czy możesz mi powiedzieć, co się z tobą stało w Jamie Komiksów Ninjago?

● • ♤ • ●

Na początek, chciałam was bardzo przeprosić za długą nieobecność - bo prawie miesięczną. Miała tu swój wkład nauka, a także inne hobby i całe to zamieszanie związane z zapoznaniem się z nową klasą i otoczeniem, jednak przede wszystkim nauka. Niestety obawiam się, że tak to będzie właśnie wyglądać, bo ja naprawdę więcej czasu nie mam. Przepraszam i mam nadzieję, że wybaczycie.

Pewnie spytacie, dlaczego pisałam z perspektywy Zane'a. Znaczy się, piszę w trzeciej osobie, ale jednak było to przedstawione punktem widzenia Zane'a. Otóż powody są dwa:

1) Zane jest moją ulubioną postacią i nie mogłam się powstrzymać ♥

2) będzie odgrywał ważną rolę w późniejszym czasie, więc jego perspektywa jest potrzebna. W zasadzie to każdy będzie, ale ciiii xD

Podobnie sprawa ma się z Sokołem, który jest tak cudny, że to aż boli ^^

Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał c:

Do zobaczenia!

Ps: ja nie gryzę, naprawdę. Jeśli są tu jacyś ninja, to byłabym przeszczęśliwa, gdyby się ujawnili :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro