07. dziecinne marzenia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

❝Dorosłam. Teraz widzę, jakie życie jest trudne.❞

KIEROWCA SAMOCHODU, który przed momentem w ostatniej chwili zatrzymał się przed zagapioną Mei, zaczął trąbić. Głośne klaksony zazwyczaj niesamowicie ją irytowały, jednak tego dnia nawet one nie były w stanie jej zepsuć. Uśmiechnęła się przepraszająco w stronę zirytowanego mężczyzny i czym prędzej zbiegła z drogi. Rzuciła przelotne spojrzenie na pakunek trzymany pod ręką i niemalże poczuła szeroki uśmiech wypełzający jej na twarz.

Powodów do radości miała sporo. Marzec bezdyskusyjnie był jej ulubionym miesiącem i okresem w roku. Wiosna była widoczna w każdym najmniejszym listku na ostrokrzewie, kalendarzowa data miała jedynie dopełnić formalności kilkanaście dni później. Kolejnym powodem jej szczęścia była piątka ze sprawdzianu z geografii – pierwsza w historii! – na którego nauczenie zmarnowała kilka dobrych godzin, które mogła przeznaczyć na czytanie. No, ale przynajmniej było warto. I wreszcie, nic nie wprawiało jej w tak dobry nastrój, jak możliwość spędzenia miłego wieczoru z rodzicami, a na taki się właśnie zapowiadało.

Tanecznym krokiem przebyła odległość kilku ulic dzielących ją od mieszkania. Po drodze przywitała się z kilkoma znajomymi z osiedla, a przez chwilę pobawiła się z uroczym czarnym spanielem, jednak nie przeciągała tej chwili zbytnio — śpieszyła się do rodziny.

Wbiegła po klatce schodowej i lekko zdyszana stanęła przed ciemnobrązowymi dębowymi drzwiami. Nacisnęła dzwonek, a do jej uszu dotarła przyjemna melodia, która nigdy jej się nie nudziła. Poprawiła pakunek i niecierpliwie czekała przestępując z nogi z nogę.

Kilkanaście sekund później zza drzwi dobiegł czyjś przytłumiony przez drewno głos, a zaraz za nim dało się słyszeć zbliżające się kroki. Zamek został przekręcony od środka, a drzwi otworzone. Ze środka promieniował delikatny blask, który uniemożliwiał Mei dojrzenie wszystkich detali twarzy, jednak była w stanie rozróżnić sylwetki dwójki ludzi, przystojnego mężczyzny i pięknej kobiety. Jej taty i mamy. Uśmiechnęła się promiennie i weszła do środka z zamiarem przywitania się.

Gdy postawiła pierwszy krok przez próg, całe jej otoczenie zaczęło się zmieniać. Jako wieczna artystka szybko dostrzegła zmianę, którą było przyblaknięcie kolorów.

Z każdym kolejnym krokiem zmiany ogarniały przestrzeń w coraz większym stopniu. Rozmazani rodzice; zawężenie skali kolorów do bieli, czerni i odcieni szarości;  niemalże namacalne drganie; rozpływające się sylwetki rodziców... Wszystko to działo się w ułamkach sekundy, ogarniało wszystko zniszczeniem niczym armagedon, a Mei miała „szczęście" znajdować się w samym jego środku.

Złudna rzeczywistość, która przed momentem była tak realna, niemalże namacalna, została jakby wessana w wir kolorów i zdarzeń, a Mei otworzyła oczy i poczuła, że z policzki ma mokre od łez.

Sen się skończył, a brutalna rzeczywistość czekała.

Mei westchnęła ciężko zamykając oczy i na jeszcze jeden, krótki moment zatopiła się w miękkiej pościeli. Od jakiegoś czasu źle sypiała, a tak konkretnie to od sześciu dni — sześciu dni, które spędziła na Perle w pełni świadoma. No, świadoma na tyle, na ile pozwalało jej zmęczone fizycznie i psychicznie ciało.

Przystosowanie się do bycia starszą kosztowało ją wszystkich sił jakie w sobie miała, a i tak było to zbyt mało, co miało odzwierciedlenie choćby w jej aktualnym stanie. Wszystkie nowe doznania, uczucia — niby były takie same, ale jednak całkowicie inne. Przeskoczyła większość etapu dorastania, utraciła tę niepowtarzalną okazję do przyswajania tego wszystkiego stopniowo, w odpowiednich momentach i dawkach. Wszystko, co czuła, te wszystkie zmiany, które przeszła – to, co normalnie poznawałaby latami – spadło na nią w kilka dni.

Poza tym, zupełnie inaczej wyobrażała sobie bycie dorosłą. Lub prawie dorosłą, ale była to kwestia najwyżej kilku miesięcy.

Dla Mei dorosłość, ukończenie osiemnastu lat, kojarzyło się z wolnością. To wtedy na dobre zerwałaby wszelkie kontakty z sierocińcem, przestałaby obowiązywać ją przedwczesna cisza nocna akademika, nikt ani nic nie stanęło by jej na drodze, gdyby pewnego dnia zachciałoby się jej wyjść w góry i rzucić wszystko w cholerę. Byłaby całkowicie wolna.

A teraz, gdy jej upragniona dorosłość przedwcześnie nadeszła, została, – o ironio! – uziemiona na latającym statku.

Tak, czuła się  c u d o w n i e.

Otworzyła oczy i sprawdziła godzinę, a gdy dojrzała na zegarze nieludzką godzinę, jaką była piąta czterdzieści siedem, ponownie jęknęła. Próbowała zasnąć, jednak w głębi duszy wiedziała, że tego ranka już jej się to nie uda; była zbyt rozbudzona. Ponownie opadła bezwiednie na poduszki, które teraz wydały jej się zbyt miękkie i wbiła oskarżycielskie spojrzenie w sufit, jakby to on był wszystkiemu winien.

● •  ♤  • ●

— Musisz coś zjeść.

Uniosła głowę znad miski pełnej nienaruszonej owsianki, a przed oczami ujrzała twarz Lloyda. Jak na jej gust, znajdował się zbyt blisko, jednak był jedną z tych nielicznych osób, którym była skora na takie zbliżenie pozwolić. Oblicze rozjaśniał mu delikatny uśmiech, ale wystarczyło jej jedno szybkie spojrzenie w jego zielone oczy, aby poznać prawdziwe oblicze emocji zżerającej go od środka.

Był to niepokój. Ostatnimi czasy miał wiele powodów do zmartwień, o czym przekonywała się coraz bardziej z każdym dniem spędzonym na statku. Była jednak pewna, że w tej chwili martwił się tylko o nią, co sprawiło, że poczuła się jednocześnie lepiej i gorzej.

Zdobyła się na wymuszony uśmiech, który zresztą po krótkiej chwili zgasł i zmusiła wysuszone gardło do przełknięcia kilku łyżek śniadania. Gdy jednak stwierdziła, że więcej już nie da rady, w misce nadal znajdowała się ilość znacznie większa od połowy porcji, jednak nie mogła już na to nic poradzić.

Pewnie powinnam zacząć więcej jeść, żeby dopasować się do tego ciała, pomyślała, mając przed oczami swoje nowe kształty. Zdecydowanie nabrała masy w piersiach i w pupie, choć nadal nie było się czym chwalić. Rozrosły się także jej biodra, a talia proporcjonalnie stała się węższa. 

Podziękowała cicho i cicho wstała od stołu, odkładając miskę do zlewu. Równie cicho przemierzyła wszystkie korytarze prowadzące do pokoju, w którym aktualnie spała — nie pozwalała sobie nazywać go swoim pokojem, gdyż byłaby to oznaka przywiązania, a Mei nie wiedziała ile czasu spędzi na Perle. Mógł to być tydzień, miesiąc, rok, a równie dobrze mogli odesłać ją jeszcze dzisiaj! Nie, nazywanie pokoju „swoim pokojem" mogło mieć jedynie negatywne skutki.

Mei była tym typem osoby, która we wszystkim dostrzega wszystko; podobieństwa i powiązania, choćby najmniejsze. Nieraz było to kłopotliwe, na przykład teraz.

Wzmianka o pokoju skierowała jej tor myślenia na ostatnie sześć dni; na bycie dorosłą, statek, a przede wszystkim — na ludzi, którzy ten statek zamieszkiwali. Sześć dni to niezbyt długi okres czasu, jednak dla kogoś takiego jak Mei był wystarczający, aby przynajmniej częściowo poznać jego mieszkańców.

Jedną z najtrudniejszych rzeczy jakie przyszło jej w życiu zrobić było zaakceptowanie tego, że Lloyd jest Zielonym Ninja i w jego planie dziennym mieści się ratowanie świata. Podobnie było z jego przyjaciółmi — Zane'em, Kai'em, Jay'em i Cole'm.

Mei zazwyczaj nie miała problemu z wierzeniem w rzeczy, które dla innych ludzi były niemożliwe, jednak jej umysł nie potrafił z początku zaakceptować tego, że moce żywiołów istnieją. Uwierzyła dopiero po sprezentowaniu ich przez ninja. Szczerze mówiąc, do teraz było to dla niej szokujące i nowe.

Najbardziej, poza Lloydem rzecz jasna, polubiła Zane'a. Ten jasnowłosy chłopak, a właściwie android – ninjadroid, jak prosił aby go nazywać – miał sposób bycia niezwykle zbliżony do jej własnego. Cichy, spokojny; wydawało jej się, że rozumie ją lepiej niż wszyscy ludzie, których w życiu spotkała razem wzięci.

Jednego dnia, bodajże trzy dni wcześniej, gdy się obudziła na zewnątrz hulała straszliwa śnieżyca. Co mogłoby się wydawać dziwne, ulubioną pogodą Mei była burza — z piorunami mieniącymi się piękniej od tysiąca świateł, z kroplami deszczu zmywającymi zmęczenie z jej ociężałych powiek, niesiona przez orzeźwiające i czyste powietrze, jakby wraz z nim leciała.

Burza śnieżna mieściła się w całkiem innej kategorii; niebezpieczna, mroźna, ze szkiełkami lodu przebijającymi najcieplejsze rękawiczki dziewczyny. Takich burzy od zawsze się bała, może nie najbardziej, ale jednak bardzo.

Zane pokazał jej, że "nie taki stwór straszny, jakim go malują", jak on sam to ujął. W najgorszą śnieżycę wyciągnął ją na pokład Perły i pomógł jej ulepić bałwana. Przygoda ta należała do najgłupszych i najmniej rozsądnych, jakie w życiu przeżyła, ale jedno musiała przyznać — od początku pobytu na statku nie bawiła się lepiej.

Nie najgorsza wydała jej się także Nya. Widywała się z nią góra cztery razy dziennie – na śniadaniu, obiedzie, kolacji i przed spaniem – gdyż czarnowłosa bardzo dużo czasu spędzała w warsztacie znajdującym się w dolnej części Perły i – według słów Kai'a – tworzyła niesamowite wynalazki.

W tym miejscu przydawała się ta pokręcona zdolność Mei, która pomogła jej określić, czy byłaby w stanie Nya'ę polubić. Umiejętność wskazała na tak, podobnie uczucia Mei, która pierwszy promyk sympatii do dziewczyny poczuła, gdy tamta użyczyła jej kilku rzeczy ze swojej garderoby. Jeansy i koszulki były kompletnie nie dla niej, zbyt luźne i krwiście czerwone, ale Mei potrafiła docenić taki gest; który dla kogoś innego znaczyłby tyle, co nic.

Wdzięczność do drobiazgów i drobnych gestów zaszczepił w niej sierociniec.

Pod względem uczuć Mei była bardzo dziwnym człowiekiem; z reguły była nieśmiała, czasem do takiego stopnia, że wrastała w ziemię jak słup soli i nie mogła się ruszyć. Gdy coś naprawdę ją poruszyło, to zmieniała się w całkiem inną osobę. Na statku zdarzyło jej się to dwukrotnie — gdy spotkała Lloyda, mogła go przytulić, porozmawiać z nim, poczuć jego obecność po raz pierwszy od tak dawna, a także moment przed tym, gdy dowiedziała się, że Zane jest androidem.

Dwa razy w ciągu sześciu dni i tak były imponującym wynikiem, gdyż zazwyczaj stan tak wielkiego podekscytowania zdarzał jej się raz na dłuższy czas. Bywało, że odstęp między jednym razem a drugim sięgał roku.

Przez wzgląd właśnie na jej nieśmiałość, w ciągu tych sześciu dni rozmawiała prawie tylko z Lloydem, Zane'm i Nya'ą. O reszcie wiedziała niewiele, choć i tak więcej niż od nich samych. Z Kai'em na przykład, rozmawiała tylko raz — nie, żeby specjalnie tego żałowała.

Chłopak definitywnie próbował ją poderwać, co było dla Mei nie tyle nowym doznaniem, o ile lekko... obrzydzającym? Odpychającym, to chyba lepsze określenie. Tak, chyba mogła tak to nazwać. Kilkukrotnie była świadkiem podrywu; kilka razy wydał jej się zdrowy, jednak w większości przypadków wzbudził w niej jedynie niechęć do podrywacza.

Zalecanie się Kai'a obudziło w niej to drugie odczucie, zdecydowanie to drugie. "Czujesz się oziębiona? Z chęcią cię ogrzeję."

Jej wiedza o czerwonym ninja zanim trafiła na Perłę ograniczała się do tej nabytej od koleżanek, które wprost go uwielbiały. Jeśli każdą dziewczynę kupował tego typu tekstami, to Mei uznała, że ona sama musi być jakaś ułomna, skoro jego podryw odbiera negatywnie.

Sprawa z Kai'em była dla niej o tyle dziwna, że od czasu tamtej rozmowy z nią nie rozmawiał, a nawet uciekał od niej wzrokiem, co, jak zauważyła, było kompletnie nie w jego stylu.

Jeden raz przyłapała go na takiej ucieczce i zauważyła wtedy, że moment później spojrzał na Lloyda. Między chłopcami musiało dojść do wymiany zdań, o której Mei, jak przypuszczała, miała się zapewne nigdy nie dowiedzieć.

Kiedyś czytała, że mężczyźni respektują prawa przyjaciół do kobiet – cokolwiek miałoby to znaczyć – więc uznała, że Kai zaakceptował jej przestrzeń prywatną i nie wnikała w szczegóły zapisując go sobie w spisie osób znajdującym się w jej głowie jako "chłopaka o równie ognistych zdolnościach, co usposobieniu, który szanuje swoich przyjaciół i ich przyjaciół".

Najbardziej intrygowali ją Cole i Jay. Wszędzie było ich pełno, na ich pokraczny, właściwy tylko im samym sposób.

Jay był typem żartownisia, zauważyła to na samym początku — żartował zawsze, wszędzie, ze wszystkiego i wszystkich, a w szczególności z Cole'a, który bynajmniej nie był tym specjalnie zachwycony.

Czarnowłosy natomiast był podręcznikowym przykładem tak zwanego "macho metalowca" – siłacza o czarnych ciuchach, czarnych włosach, czarnych oczach, czarnej duszy – a w każdym razie takie sprawiał pierwsze wrażenie i widać było, że dba o taki wizerunek.

Po tych kilku dniach na Perle Mei przekonała się jednak, że chłopak ma złote serce i jak nikt troszczy się o przyjaciół. Z niemałym szokiem odkryła też, że na swój sposób opiekuje się także nią samą – choć jego stosunek do niej nadal był nieco powściągły, jakby nie do końca jej ufał, co wcale jej nie dziwiło, ale co ją rozczulało i peszyło jednocześnie.

Wzajemny stosunek pomiędzy tymi chłopakami ciekawił Mei najmocniej. Ze wszystkich sił starali się pokazać, że się nie cierpią i nie mogą znieść swojego towarzystwa. Czy było tak w rzeczywistości — tego Mei nie wiedziała, jednak czuła w kościach, że gdyby przyszło co do czego, to jeden byłby gotów oddać za drugiego życie.

Co tu dużo mówić; Mei czuła, że w krytycznej sytuacji każdy z piątki ninja byłby gotów się poświęcić za pozostałych. Ha!, miała mocne przeczucie, że gdyby w niebezpieczeństwie znalazła się Nya to również zrobiliby wszystko, żeby ją ocalić.

Takie coś, takie... oddanie, nie mieściło jej się w głowie. Słyszała o sytuacjach, w których matki rzucały się do płonących mieszkań, aby wydostać stamtąd swoje dzieci, choć mogły zginąć na tysiąc różnych sposobów. Jednak matka to matka, a oni byli przyjaciółmi — nie potrafiła zrozumieć, jak pomiędzy piątką tak różnych osób może powstać tak silna więź.

Gdy o tym myślała, to coś dziwnego się z nią działo. To było takie uczucie, jakby wszystkie wnętrzności jej się wykręcały, jakby coś się w niej gotowało. Trochę zajęło jej zrozumienie, że uczuciem tym jest zazdrość.

Bo Mei im zazdrościła. Naprawdę, niezaprzeczalnie, może nawet tak mocno, jak mocna była ich więź. Całe życie była sierotą, miała tylko Lloyda. Czuła, że blondyn nadal jest jej przyjacielem, ale wiedziała, że tyle lat musiało w jakiś sposób naderwać ich przywiązanie do drugiej osoby. Jeśli spojrzeć na to logicznie, to nie mieli kontaktu przez pół życia, choć dla całego świata minęły jedynie trzy lata. Natomiast przyjaźń między nim i pozostałymi ninja była wielokrotnie testowana, a ciągle się rozwijała i zacieśniała.

Mei zazdrościła chłopakom tego, że mieli siebie nawzajem i zawsze mogli na siebie liczyć.

Potrząsnęła głową na boki, w czym przypominała psa otrzepującego się z wody i przetarła oczy dłońmi wzdychając cicho. Od Lloyda wiedziała, że przedwczesne dorośnięcie to nic przyjemnego; że jednocześnie spadną na nią wszystkie uczucia i doznania, jakie miały jej towarzyszyć przez stracone dzieciństwo, a więc dokładnie to, co się z nią działo. Że ciągle będzie się czuła zmęczona. Że popadnie w tymczasowy stan potwornego zagubienia i dezorientacji, podobny wręcz do depresji.

Że przez jakiś czas nie będzie w stanie poznać samej siebie.

Ale przez głowę by jej nie przeszło, że mogło by to być aż tak intensywne.

● •  ♤  • ●

Zdecydowanie muszę popracować nad długością notek ;-;

Przeprosiłabym za tak duży odstęp czasowy pomiędzy tym rozdziałem a poprzednim, ale ostatnio sama sobie przyznałam, że pisanie jest jednym z moich kilku hobby i regularne pisanie by mnie wykończyło, dlatego mogę jedynie mieć nadzieję, że zaakceptujecie decyzję mojej (nie do końca) podświadomości c':

I widzisz Colorful_Sophie, jest rozdział, już nie musisz mnie mordować xD

Tak bardzo by the way, czy tylko mi się wydaje, że rozdziały o Mei piszę jakby bardziej refleksyjnie? Bo, nie żeby coś, ale w tym jest tylko jedna wypowiedź zapisana jak dialog xD
I w tym temacie, czy takie coś wam przeszkadza? Z doświadczenia wiem, że tekst z wypowiedziami bohaterów jest dużo ciekawszy, a u mnie jest go zdecydowanie zbyt mało. Jeśli wam to przeszkadza, to proszę — piszcie, bo co prawda zamierzam wprowadzić więcej dialogów, ale w późniejszych rozdziałach, a jeśli wam takie coś nie pasuje, to postaram się coś zmienić :>

Cóż mogę rzec... Wesołych Świąt i Mokrego Dyngusa! <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro