11. papier bije kamień!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

❝Niektórzy naprawdę nie powinni zasługiwać na przebaczenie.❞

MEI NAPRAWDĘ NIE CHCIAŁA się wtryniać w rodzinną kłótnię. Potrzebowała jednak zaledwie kilku sekund, by strach o Lloyda przeważył szalę. Ze ściśniętym ze strachu sercem minęła stojącą bez ruchu Misako i ruszyła przed siebie niemalże biegiem, z imieniem przyjaciela zamarłym na zaciśniętych w wąską linię ustach.

Nie obchodziło ją ani trochę, co reszta drużyny sobie pomyśli. No, a przynajmniej nie dopuszczała do siebie takiej możliwości. Nie musiała się jednak tym zamartwiać; ledwo dotarła do zatrzaśniętych drzwi, które niemal na pewno stanowiłyby dla niej przeszkodę nie do pokonania, gdy u jej lewego boku bez słowa pojawili się Cole i Jay, a u prawego Zane i Kai. Dla nich drzwi zdawały się nie mieć żadnych oporów, więc bez problemu je otworzyli. Razem przeszli do kolejnego korytarza, a potem do kolejnego i jeszcze jednego, ramię w ramię, cały czas szukając Lloyda.

Raz jeden się obejrzała, jednak nie widziała za sobą ani Misako, ani mistrza Wu. Nie, żeby specjalnie ją to martwiło. Misako była przyczyną całego tego bagna, w którym teraz tkwili, a sensei ewidentnie popierał jej osobę całym sercem i duchem.

Kim ty w ogóle jesteś?, pytała, krzycząc wewnętrznie, jak możesz nazwać się jego matką po tym, jak przez całe życie nie zrobiłaś dla niego nic, kompletnie nic? Nie było cię. Nigdy cię nie było. Nie znasz go. Nic o nim nie wiesz.

Mei znała Lloyda na tyle dobrze, by porządnie się o niego bać. W chwilach, gdy czuł się zagubiony, zwykł robić różne głupie rzeczy; raz skończyło się to dla niego tygodniowym pobytem w szpitalu, a Mei naprawdę nie chciała raz jeszcze przeżywać tego wszystkiego, co wtedy czuła.

Jako jego wieloletnia przyjaciółka nie mogła nie wiedzieć, że pod maską mocno wkurzonego dzieciaka, jaką przed momentem przyodział, krył się przerażony chłopiec, dziecko prawie w jej wieku, któremu właśnie zachwiała się wiara w rzeczywistość. Trochę go nie widziała i wiedziała, że się zmienił, ale miała także pewność tego, że takie rzeczy nigdy się nie zmieniają.

Całe życie przeżył w przekonaniu, że nikt go nie kochał, że nie posiadał rodziny, która by go wspierała - że jest całkiem sam na świecie. A teraz nagle pojawiła się Misako, wielka, wspaniała matka, która żyła, była w Ninjago i, co najlepsze, tłumaczyła oddanie Lloyda do sierocińca chęcią ochrony go.

Przed czym, miała ochotę wrzasnąć Mei. Przed czym chciałaś go tak bardzo chronić, że skazałaś go na lata samotności?! Był tylko dzieckiem! Małym, bezbronnym dzieckiem, a ty go porzuciłaś!

Chciała krzyczeć. Rozpłakać się. Rozwalić coś. Zniszczyć. Pragnęła odegrać się na Misako w imię Lloyda. Uderzyć ją. Zranić słownie. Zakopać w najczarniejszej i najzimniejszej dziurze, jaką znajdzie.

Nie zrobiła żadnej z tych rzeczy.

Tylko biegła. Ciągle, nieustannie, wraz z ninja sprawdzając coraz to nowe korytarze, widząc ciekawe i mniej ciekawe eksponaty, wchodząc do mniejszych i większych pomieszczeń. W końcu go znaleźli.

Serce Mei chyba zrobiło fikołka z ulgi, gdy zobaczyła go całego, choć nieco przerażał ją fakt, że z krawędzi otchłani zrobił sobie ławeczkę. Moment później jednak ścisnęło się w gniewie i krew zagotowała się jej w żyłach.

W pomieszczeniu, obok Lloyda, był już mistrz Wu, a także - o zgrozo - Misako. Jednak nie to było najgorsze.

Kobieta coś mówiła, coś, czego Mei nie była w stanie usłyszeć. Gdy później Mei nad tym myślała, to nie była pewna czy była to wina odległości, czy krwi szumiącej jej w uszach. Lloyd natomiast najwyraźniej jej słuchał, i to dość uważnie.

Musiała trwać w bezruchu przez dłuższą chwilę. Bowiem gdy poczuła na swoim ramieniu czyjąś silną dłoń i, wzdrygając się delikatnie, odwróciła się, patrząc w spokojne ciemne oczy Cole'a, reszta starszych ninja była tuż obok swojego senseia. Czarny ninja delikatnie skinął głową w stronę słuchającej opowieść Misako grupki, a Mei przełknęła ślinę.

Już dawno nie chciała tak bardzo wrócić do łóżka i skryć się pod grubym kocem przed całym światem. Paradoksalnie, świadomość bliskiej obecności Cole'a podnosiła ją na duchu i jednocześnie pomagała zahamować chęć uduszenia Misako.

Ruszyła w przód ostrożnie i powoli, jakby jej nogi zmieniły się w watę. A przecież chwilę wcześniej niestrudzenie przeszukiwała muzeum, bogowie tylko wiedzą ile czasu.

- ...tę część historii już znasz. Jednak czy wiesz, że światło istnieje tylko tam, gdzie jest cień, a tam, gdzie jest cień, jest też ciemność, ta najczarniejsza. - Misako miała melodyjny głos, sprawiający wrażenie takiego, którego możnaby słuchać godzinami i się nie nudzić, co tylko potęgowało irytację Mei spowodowaną jej osobą. - ...zły duch zwany Overlordem

Ma taki nos jak Lloyd.

- Znałeś tę historię, sensei? - spytał Zane, zerkając na mistrza.

- Owszem, znałem - odparł staruszek. - Ale... nie chciałem mówić o duchu, bo nie chciałem go ożywiać w pamięci.

- Walka dobra z ciemnością mogłaby trwać wiecznie. Każda ze stron była mocna, ale żadna nie mogła rządzić światem - kontynuowała Misako. - Do czasu stworzenia armii niezniszczalnych wojowników. Armii z kamienia.

Spojrzała każdemu z osobna w oczy, także Mei, którą aż dreszcze przeszły od intensywności jej wzroku.

Ale oczy mają zupełnie inne.

- Ówczesny mistrz, czując, że zostanie pokonany, zrobił, co mógł. - Mei zerknęła przelotnie na Lloyda; zdawał się być oczarwany opowieścią kobiety. - Nie chcąc, by zło zalało cały świat, podzielił go na dwoje. - Przeszła wzdłuż kunsztownie wykonanych woluminów i przejechała po nich delikatnie opuszkami palców. - Na szczęście, od tamtego czasu nie słyszano o Overlordzie ani o jego armii z kamienia.

Nagle wyraz jej twarzy się zmienił; wstąpiła nań groza.

Ha, całkiem jak w niezłym teatrzyku.

- Niestety, odkryłam okropną rzecz - dodała, składając dłonie na piersi.

- Bitwa między światłem a ciemnością nadal trwa - przerwał jej Kai, występując pół kroku do przodu, a choć przerywanie samo w sobie było dla Mei potwornie irytujące, w tej chwili była mu bardzo wdzięczna. - Nigdy się nie rozstrzygnęła.

- A gdzie jest świat ciemności? - Cole podjął przerwany wątek. - Wiadomo coś o tym?

- Chcę wierzyć, że go nie ma - odparła Misako. - Ale jeśli wierzyć legendom, dopóki utrzymuje się równowaga pomiędzy dobrem a złem, dopóty Overlord pozostanie w swoim świecie. - Spuściła wzrok, wzdychając lekko, a gdy go podniosła, spojrzała wprost na Lloyda. - Zawsze się bałam, że twój ojciec będzie dążył do naruszenia tej równowagi. Za wszelką cenę trzeba go powstrzymać.

- Nasze bronie zawierają energię pierwszego mistrza spinjitzu i moc tę każdy z ninja poczuł i z niej korzystał - zaczął mistrz Wu. - Teraz największą cząstkę mocy skupia w sobie Zielony Ninja i tylko on będzie w stanie pokonać najciemniejsze zło. Jeśli mu się nie uda - westchnął - Ninjago na zawsze pogrąży się w ciemności.

- Nawet nie wiesz, jak trudno było mi cię zostawić - powiedziała Misako ze łzami w oczach do Lloyda. - Ale świat był zagrożony i nie miałam wyboru, synku.

Więc to tak? Ty robisz smutne oczka, a on przebacza ci całą krzywdę, jakiej pozwoliłaś mu doświadczyć?, myślała Mei i dodała, choć nie tak pewnie, jak by tego chciała. Nie ma tak łatwo, on tego nie kupi.

Jakiż był jej szok, gdy spojrzała prosto w oczy przyjaciela, które zdawały się lśnić. Jego głowa bezwiednie uniosła się w górę i w dół, i znów w górę, na znak zgody.

- Wiesz jak powstrzymać ojca przed walką ze mną? - spytał niepewnie, jednak Misako podkręciła głową.

- Jeszcze nie, jednak... - uniosła wysoko podbródek i podsunęła pod niego złączone dłonie. Zaczynała porządnie irytować Mei tymi swoimi wszędobelskimi rękami. - Iskra nadziei wciąż się we mnie tli.

Chwilę później krzyknęła cicho, a drzwi frontowe do sali zostały wyłamane z zawiasów. No, właściwie zawiasy też, z kawałkiem ściany.

Mając w pamięci opowieść Misako, Mei z przestrachem w oczach oglądała wielkiego kamiennego wojownika. Był istnym dziełem sztuki i z chęcią obejrzałaby go dokładniej. Zrobiłby to, gdyby nie fakt, że najwyraźniej był żywy i nie żywił wobec nich życzliwych uczuć.

- Whoa, przepraszam! - krzyknął Jay. - Czy ktoś może mi powiedzieć, co to jest za kolo?!

- Wojownik z kamienia - odparła Misako schowana za Lloydem w taki sposób, że wystawała zza niego tylko jej głowa.

No co ty nie powiesz.

- Jad pożeracza obudził go ze snu - domyślił się Zane.

- Och, świetnie - rzucił stojący obok Mei Cole i nieznacznie cofnął się w tył, przyciągając ją za siebie. Przyjęła to na spokojnie, aczkolwiek z lekką konsternacją. Następnie spojrzał na Kaia. - Zajmij się nim, proszę!

- Yyy, ja? - Spojrzał na niego z przestrachem, który ulotnił się z jego twarzy, gdy spojrzał na niewidoczną dla Mei twarz przyjaciela. Zarzucił maskę na twarz i uniósł broń w górę. - No, dobra. Hej, rogaczu! - krzyknął do wojownika rozpoczynając bieg. - Broń się!

Skoczył na przeciwnika z okrzykiem nieokreślonego pochodzenia na ustach. Szybciej niż Mei była w stanie zarejestrować, wylądował na posadzce ze załamanym w połowie ostrzem.

- Coś mi się wydaje, że trzeba to będzie inaczej rozegrać - dorzucił zrezygnowany, nim został chwycony przez kamiennego wojownika za nogę i uniesiony w powietrze.

- Overlord stworzył swoją armię z kamienia z niezniszczalnego tworzywa z czarnej wyspy - wyjaśniła Misako.

- Czemu pani o tym wcześniej nie wspomniała?!

Właśnie?

Mei ze zgrozą obserwowała, jak kamienny wojownik wyrzuca Kai'a w powietrze, niczym szmacianą lalkę, i jak chłopak upada na ogromny zabytkowy dzban, rozbijając go na małe kawałki. Samemu ninja chyba jednak nic się nie stało, na co odetchnęła z ulgą.

- Użyj swojej mocy, Lloyd - rzekł sensei, a Zielony Ninja skinął głową i rozpoczął proces.

Choć Mei nieraz o tym słyszała, a raz nawet widziała, jak chłopak bawi się zieloną wiązką, nigdy nie przeszło jej przez myśl, że jego moc jest aż tak potężna. Wokół dłoni blondyna powstała zielona świecąca kula złożona z wielu pasem, prawdopodobnie tak zwanych wiązek energii. Z każdą chwilą się mnożyły, zwiększając blask i objętość kuli. Twarz Lloyda była pełna skupienia i koncentracji, która osiągnęła szczytowy punkt, gdy chłopak nachylił się, a z jego dłoni wydobyło się pasmo owego przyjemnego dla oka światła, które skierowane było prosto w kamiennego wojownika.

Przeciwnik zniknął w oślepiającym blasku bieli, jednak gdy ninja, Misako i Wu zaczęli wiwatować (Mei potrafiła jedynie stać w miejscu z otwartą buzią i zaróżowionymi z podekscytowania policzkami i przeciągłym "wow" cisnącym się na usta), rozległ się ryk i następujący po nim strumień słów, być może przekleństw, w nieznanym im języku. Wojownik powstał z ziemi praktycznie nienaruszony.

W powietrzu rozległy się wzburzone i przerażone zarazem głosy ninja, którzy przekrzykiwali się nawzajem.

- Eh, no ładnie - rzucił Cole, cofając się i zmuszając do tego samego Mei. Nie, żeby się sprzeciwiała, choć ona chyba jako jedyna nie była przerażona. To znaczy, była, ale nie z tego powodu, co cała reszta. Wojownik wzbudzał w niej ciekawość, nie czysty strach, choć z każdą chwilą ulegało to coraz większej zmianie. - Jak my mamy załatwić to coś?

- Dortor shumm - warknął kamień i przebił się przez resztki strzaskanej framugi do pomieszczenia. - Here-ken!

W taki oto sposób skończyły się pytania, a zaczęła akcja. Cole przestawił Mei jeszcze dalej, zaledwie metr od wielkiej dziury, a sam wyjął kosę z pochwy na plecach. Rzucił się na wojownika z okrzykiem wraz z czwórką pozostałych w pomieszczeniu ninja. Misako i Wu wycofali się w kąt z drugiej strony pomieszczenia.

- Ej, nie wkurzaj się tak! - Zachichotał Jay bez grama śmiechu. - To taki pierwszy sygnał, że powinieneś schudnąć, tyle!

Sekundę później leciał w tył z krzykiem i opadł ciężko na śliską posadzkę, którą podjechał jeszcze kilka metrów w tył - prosto w środek wielkiej dziury. Mei, niemal w ostatniej chwili, złapała Niebieskiego Ninja za dłoń; jeszcze moment, a spadłby w nieskończoną otchłań. Dziękowała bogom za wypracowany w ostatnich miesiącach refleks.

Przecież Nya by ją zabiła, gdyby tam spadł!

Chwilę później zmieniła zdanie, gdyż Nya prawdopodobnie nie zdążyłaby jej zabić, nawet gdyby spadł. Istniało bardzo duże prawdopodobieństwo, że nie wyjdą z muzeum żywi.

Chciałaś pomóc, myślała gorzko, wylatując przez zniszczony fragment ściany, w którym kiedyś były drzwi. Twardo wylądowała na ścianie naprzeciwko, jak w jakimś tandetnym filmie science fiction. Z jękiem uniosła się na jedno kolano, czując dotkliwie wszystkie żebra i kości, o których istnieniu nie miała pojęcia. Bardzo proszę, masz, co chciałaś. Na początek nie daj się zabić.

- Koledzy - wystękał Cole, masując obolałe miejsce na głowie i jednocześnie podnosząc się do przysiadu. - Coś czuję, że to będzie nasza najtrudniejsza walka.

- No - westchnął Jay, robiąc kilka kroków w przód. - W takim razie dobrze, że jesteśmy w muzeum.

- A to niby dlaczego? - spytała Misako, a Mei mimowolnie powtórzyła w myślach jej pytanie.

Moment odpowiedzi Jay'a przeciągnął wojownik z kamienia, który wpadł do pomieszczenia, niszcząc kolejne drzwi i framugę. Odpowiedź chłopaka bynajmniej nie podnosiła na duchu:

- Bo od razu będziemy mogli przejść do historii - skończył, cofając się przed napierającym na niego monstrum. - Wiać!

Nikt się nie spierał; w zasadzie, jeśli Mei miała być szczera, to wszyscy, łącznie z nią, ochoczo przystali na sugestię chłopaka.

I tak oto znów biegła przez te same korytarze, co wcześniej. Biegła i biegła, i sama już nie wiedziała, za którym razem miała większą motywację do podtrzymywania tempa.

Odpowiedź nadeszła sama, gdy cudem uniknęła jednego z ostrzy wojownika i jeszcze bardziej przyspieszyła. Pewne było natomiast, że wcześniej nie łapała ją kolka ani ból nóg i pleców. Choć w zasadzie mogła po prostu niczego wcześniej nie czuć w przypływie adrenaliny powodowanej troską i wściekłością.

- I co teraz? - spytał Cole, kiedy zabarykadowali się w pomieszczeniu o w miarę solidnie wyglądających drzwiach. - Jak mamy pokonać to coś?

- On jest niezniszczalny, pamiętasz, stary?! - wydarł się zwykle spokojny Zane. Najwyraźniej na niego aktualny klimat śmierci również nie wpływał najlepiej.

- Jak sforsuje te drzwi - zaczął Kai. - To co wtedy?

- Och, załatwmy to jak mężczyźni - powiedział zirytowany bądź przerażony Jay; ciężko było to określić, kiedy na twarzy miał maskę, a jego głos zawsze brzmiał irytująco. - Zagrajmy w papier, kamień i nożyczki. Przegrany zostaje i walczy, a reszta ucieka.

Mei wzniosła oczy ku niebu i przymknęła je z irytacją. I oni naprawdę byli tymi wielkimi ninja ratującymi ludzkie życia na porządku dziennym?

Bogowie, miejcie nas w opiece.

Otworzyła oczy. Chłopcy jeszcze o czymś dyskutowali, jednak wyłączyła się na ich, w tej chwili irytujące, głosy. Kochała tę zdolność, bez niej umarłaby z tysiąc razy.

Choć sama nie była pewna czemu, nadal intensywnie wbijała wzrok w sufit. Niczego tam nie było, dosłownie; żadnych lamp czy sklepień, po prostu, wielka, pusta...

...dziura, pomyślała, gwałtownie opuszczając głowę w dół. Dziura, to jest to!

- Czekajcie - weszła na środek koła i rozerwała skupisko dłoni. - Mam pomysł no to, jak możemy wyjść stąd żywi i pokonać kamiennego wojownika.- powiedziała nieco niepewnym głosem, gdyż nie była pewna, jak przyjmą ową informację do wiadomości. Była też ciekawa ich reakcji. Cholernie ciekawa.

- Ty? - wyrwało się Misako. - A kim ty w ogóle je...

- Mamo, nie czas na to - przerwał jej Lloyd, a pod nogami Mei usypał się grunt, gdy usłyszała nowe określenie Misako. Nie poczuła nawet satysfakcji z tego, że jej przerwał. Następnie Lloyd zwrócił się do niej samej. - Co to za pomysł? - spytał z nadzieją w oczach.

- Nie ma na to czasu - odparła, wypatrując jakiejkolwiek innej, od tej rozwalanej przez kamiennego wojownika, drogi wyjścia. Zobaczyła szyb wentylacji. Raz kozie śmierć, prawda? - Ale musicie go na trochę zająć.

- Zająć to coś, żartujesz? A skąd mamy w ogóle mieć pewność, że ci się uda? - spytał podejrzliwie Kai.

- Znikąd - odparła i rzuciła przelotne spojrzenie na drzwi. - Ale chyba nie macie innego wyjścia.

- Mocny argument - skwitował Cole. - Może jej się uda.

- Mówisz tak, bo boisz się stawić temu czemuś czoła - dogryzł przyjacielowi Jay, tamten jednak spojrzał na niego śmiertelnie poważnym wzrokiem.

- A ty się nie boisz? - Gdy tylko zadał owe pytanie, w drzwiach powstała nowa dziura. Ledwo się już trzymały w zawiasach.

- No dobra, może jej się uda!

Mei skinęła mu głową w podzięce, po czym skierowała się sprintem w stronę przeciwległej ściany, w której widniał otwór wentylacyjny. Gdy zdjęła z niego kratę i zamierzała odłożyć ją z boku, poczuła, jak ktoś odbiera od niej ciężar.

Odwróciła się, nieco zdziwiona i napotkała łobuzerski uśmiech Lloyda.

- Sama mówiłaś, że nie spuszczę cię z oka.

Dziewczyna tylko zaśmiała się pod nosem z głupoty przyjaciela i weszła w ciemny tunel, dziękując bogom za to, że nie ma klaustrofobii.

● • ♤ • ●

Kilka minut później wyszli z ciasnej dziury. Podbiegli do tej większej, ziejącej w ziemii, której dna nie było widać.

- Chyba rozumiem, co chcesz zrobić - rzekł Lloyd spoglądając w dół. - To jest genialne.

- Później podziękujesz za ratowanie tyłka. - Wystawiła mu język w przyjacielskim geście. - Wiesz czego szukać.

Rzuciła przelotne spojrzenie na otoczenie, szukając czegokolwiek nadającego się do jej planu. Prawie dostała napadu szczęścia, gdy pod ścianą po prawej dostrzegła gigantyczne zwoje papierowej imitacji posadzki.

Najwyraźniej chcą to całkiem pogrzebać, pomyślała. Idealnie.

Nie musiała niczego mówić, Lloyd też nie. Rozkładali płachtę równomiernie, jak w zegarku i dokładnie ją charakteryzowali; pracowali tak, jakby tę akcję wielokrotnie przećwiczyli, nim w końcu do niej doszło.

Zdążyli w samą porę; ledwo Mei wygładziła ostatni nierówny fragment, gdy do pomieszczenia wpadła przywołana przez Lloyda Misako z kamiennym wojownikiem na ogonie.

- Synku!

...serio. Kobieto, serio? Nawet w takiej chwili musisz perfekcyjnie matkować?

Misako wyglądała, jakby miała zamiar stanąć po prawej stronie Lloyda, jednak miejsce tam moment wcześniej zajęła Mei. Dlatego skryła się za jego lewym ramieniem, z wymalowanym na twarzy niesmakiem, który zrozumie tylko inna kobieta.

- Hej, tłuczku! - krzyknął Lloyd, gdy wojownik stanął w miejscu. - Papier bije kamień!

Gdy późnej ninja pytali, co tak naprawdę się w tej chwili wydarzyło, Mei nie potrafiła odpowiedzieć. Nie wiedziała, czego sprawka to była; może stresu, a może na chwilę zemdlała. Pamiętała jedynie mocny powiew powietrza i znacznie silniejsze ramię Lloyda obejmujące ją w pasie, a także uczucie błogiej lekkości.

● • ♤ • ●

tsa, chyba już do końca będę wstawiała rozdziały co pięć-siedem dni. kocham mieć zapasy :D

jak wam mija resztka wakacji? ja osobiście nadal nie wierzę w to, że za tydzień będziemy już normalnie chodzić do szkoły O.O

trzymajcie się i do zobaczenia! ♡

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro