13. wiedza nie zawsze jest dobra

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

❝Niektóre problemy przekraczają granice naszych możliwości, jednak najgorsze, co możemy w ich obliczu zrobić, to poddać się. Bo kiedy wierzy się w niemożliwe, to czasami udaje się wygrać.❞

— MUSISZ BYĆ W PEŁNI SKUPIONY na otoczeniu. Ale uważaj, bo otoczenie może być iluzją; dlatego musisz być skupiony.

— Pamiętaj, że wróg może przywitać cię od tyłu. Hehe, łapiesz? Przywitać od tyłu!

— Poruszaj się z gracją, ale nie ze zbytnią gracją. To nie podwieczorek z całą masą gorących panienek. Trochę szkoda, że nie.

— Polegaj na słuchu, nie na wzroku.

— Em, chłopcy, zaraz prowadzę lekcję, więc, um, postarajcie się nie narobić bałaganu, co?

Siedząca po turecku pod ścianą obok drzwi Mei, na moment odwróciła wzrok od środka pomieszczenia. Spojrzała na Daretha, uroczego i nieco ciapciowatego senseia miodzio dojo dla dzieci, w którym aktualnie się znajdowali. Na twarz cisnął jej się uśmiech i nawet nie próbowała go powstrzymać. Żałowała, że nie dane jej było posłuchać większej ilości bezcennych uwag prawionych przez starszych ninja Lloydowi. Z wejściem brązowłosego do pomieszczenia teoria się skończyła i nadszedł czas praktyki.

Ponownie zwróciła spojrzenie na ninja i tym razem nie mogła oderwać zachwyconego wzroku. Wirujący niczym w tańcu blondyn wyglądał niczym młody bóg. Wszystkie jego ruchy były bezbłędne i dobrze przemyślane, rzucał przyjaciół na łopatki jednego po drugim. A przecież miał związane chustą oczy! Dla Mei było to coś, cóż, niemożliwego i chyba dlatego tak ją to fascynowało.

W pewnym momencie zrobiło jej się nawet szkoda Daretha. Biedak latał od kąta do kąta, ratując co tylko się dało, wliczając w to okno. Nie skłoniło jej to jednak do powstania, żeby mu pomóc, gdyż było jej dość wygodnie.

Swoją drogą, ratowanie okna akurat było śmieszne. Mężczyzna otworzył je błyskawicznie, widząc lecącego w jego stronę Jay'a. A gdy tylko ninja znalazł się na ulicy, prędko je zatrzasnął. Naraził się tym samym na pretensje Niebieskiego Ninja, który bardzo chciał wejść do środka, co okazywał niezwykle poważnym biciem szyb zaciśniętymi pięściami.

Choć nigdy nie nudziły jej się treningi ninja, poczuła się znużona swoim nicnierobieniem. Wstała z mniejszym smutkiem niż się spodziewała i opuściła pomieszczenie niezauważona. Udała się po schodach na górę budynku, gdzie stacjonowała Perła.

Pomyślała, że zajrzy do warsztatu Nyi. Dziewczyna, widząc jej modelarskie zdolności, pozwoliła jej korzystać z niego z pełną swobodą. Nieskromnie mówiąc, Mei naprawdę dobrze radziła sobie z wszelkim sprzętem – tworzyła projekty nowych broni, pomagała Nyi przy różnorakich naprawach, a także udoskonalała jej twory o swoje własne pomysły. Z każdym dniem zdobywała coraz większy podziw i szacunek koleżanki, co stanowiło dla niej przyjemną nowość, w której naprawdę dobrze się odnajdywała. Tworzyły także zgrany duet, jednak miała nadzieję nie spotkać dziewczyny. Mimo tego, że bardzo ją polubiła w ostatnim czasie, to teraz chciała pobyć sama.

Nim zdołała dojść do warsztatu, usłyszała w korytarzu głosy dochodzące zza lekko uchylonych drzwi pokoju senseia. Domyśliła się, że należą one do Misako i Wu. Ostatnio rozmawiali oni bardzo dużo, jakby nie widzieli się przez dłuższy okres czasu i chcieli to jak najszybciej nadrobić. Poza tym, cały zespół ninja był na dole, a Nya większość czasu spędzała w pracowni lub na mostku.

Nie lubiła podsłuchiwania, ale jeszcze bardziej nie lubiła Misako. Dlatego podeszła cichutko do drzwi i wsłuchała się w słowa.

— Przyniosłam wyniki badań na temat Zielonego Ninja.

...bogowie, jak ona kocha przynudzać.

Mei miała już po dziurki w nosie całego mędrkowania kobiety, która nigdy nie rozstawała się z plikami zwiniętych w rulony pergaminów. Dziwnym przypadkiem, zawsze miała ich przy sobie podobną ilość. Zawsze były inne, jednak dziewczyna nigdy nie zauważyła, by Misako miała je gdzieś na statku schowane lub przynajmniej je wymieniała.

— Pomyślałam, że moglibyśmy je przejrzeć we dwoje.

A jakżeby inaczej, przeszło jej przez myśl. Zdusiła w sobie ogromną chęć westchnięcia z irytacji. Ta kobieta zdecydowanie źle na nią działała.

— Hm, oj — usłyszała pozbawiony entuzjazmu głos senseia. Ciekawe dlaczego. — To nam sporo zajmie.

Nudy. Właściwie, nie wiedziała, czego się spodziewała. Rozmowy Misako i Wu, szczególnie z udziałem zwoi kobiety, były niezwykle nudne. Nawet jak na dorosłych. Poza tym, naprawdę nie miała ochoty słuchać o wielkim i strasznym przeznaczeniu Lloyda. Dość już o nim wiedziała od niego samego.

Zaczęła się tyłem wycofywać po drewnianej podłodze. Z wdzięcznością zerkała na swoje ukochane biało-niebiesko-różowe sportowe buty z neonowo żółtymi sznurówkami. Na szczęście nadal były na nią dobre; eliksir dorastania tego jednego przynajmniej nie zmienił. Już odwracała się w swoją stronę, jednak słowa Misako skutecznie ją zatrzymały.

— Mogłam wybrać ciebie.

Jak na zawołanie się wyprostowała i z ledwością uniknęła zdradzenia swojej obecności. Gwałtownie stawiając na podłodze nogę, prędko spojrzała przez ramię. Przekręciła przy tym wyjątkowo niefortunnie kark, który zaczął ją przez to boleć.

W pierwszej chwili myślała (i chyba miała też nadzieję) że się przesłyszała, jednak odpowiedź mistrza skutecznie rozwiała jej niepewność.

— Przeszłość nigdy nie wróci. — Głośne westchnięcie senseia było dla niej nie do końca zrozumiałe; było przepełnione smutkiem, nostalgią, czy irytacją?

Miała szczerą nadzieję, że tym ostatnim, bo nawet lubiła tego staruszka. W totalnym przeciwieństwie do kobiety, i po prostu innego scenariusza chyba by nie przecierpiała. Ninja chyba też nie.

— Tak, ale czeka na nas przyszłość.

Lloyd, pomyślała z rosnącą gulą w gardle. Bogowie, Lloyd. On tego nie przeżyje.

Wycofała się w głąb korytarza ze ściśniętym gardłem i silnym wrażeniem, że usłyszała i tak zbyt wiele jak na jeden raz. Tuż przed drzwiami prowadzącymi na pokład, (na który skierowała się zupełnie nieświadomie, ale w rozrachunku uznała, że przyda jej się odrobina świeżego powietrza) niemal zaliczyła zdradziecką wywrotkę. Cała Perła zazdrżała. Blah, nie. Cała ziemia drżała.

Mei jednak potrafiła w tej chwili myśleć tylko o tym, co przed momentem usłyszała. I o tym właśnie myślała, opuszczając bezpieczny pokład. Usiadła na dachu budynku za stertą skrywających ją skrzyń i całkowicie odcięła się od świata.

● •  ♤  • ●

Na zewnątrz było zimno.

Być może była to kwestia wysokości. Tego dnia bowiem Nya skrupulatnie testowała wytrzymałość Perły pod każdym możliwym względem — także możliwą najwyższą wysokość, jaką statek był w stanie osiągnąć bez problemu.

Lub, jak twierdził Zane, po prostu trafił im się taki dzień.

— Nawet w lecie zdarzają się deszczowe dni — odparł, gdy spytała, co ma na myśli.

Komu jak komu, ale w tej sprawie ufała opinii Białego Ninja Lodu będącemu jednocześnie androidem — ninjadroidem. Miał w końcu w sobie wszystkie te twarde dyski i zapisane na nich setki różnych przypadków i tysiące dotyczących ich informacji.

Jednak, choć pogoda była tak paskudna, ninja nie odpuścili sobie treningu. Nie, żeby nie chcieli; widziała tęskny wzrok Kaia skierowany w stronę sypialni i przybitego Cole'a, którego przyjaciele niemal siłą odciągali od lodówki. Musieli jednak trenować, wiedziała o tym. Nie miała jednak bladego pojęcia dlaczego.

Minęły dopiero cztery dni odkąd zawitała na pokładzie w pełni świadomie, a nie leżąc bez życia w łóżku. Swoją drogą, było wyjątkowo miękkie. Nie czuła się jeszcze zbyt pewnie w towarzystwie ninja ani tym bardziej ich mistrza. Ich mistrza, wujka Lloyda. Choć sprawiał wrażenie drobnego i kruchego, był wprawnym wojownikiem i mądrym nauczycielem.

Nie potrafiła jednak zbyt długo żyć w niewiedzy, bo pytania zżarłyby ją od środka.  Wykorzystała więc wszelkie dostępne jej środki do wydobycia z Lloyda konkretnych informacji.

Nie dysponowała jakąś niesamowitą ich ilością, jednak znała swojego przyjaciela. Dlatego zgarniając go po zakończonym treningu do pokoju, w którym stacjonowała, miała przy sobie zestaw młodego detektywa. W jego skład wchodziły dwa kubki pełne gorącej czekolady, koszyk motywacji i siła perswazji. Prawdę mówiąc, była prawie pewna swojej porażki.

Nie poddała się jednak i po zaledwie kilku minutach gorących próśb i zapewnień, że prawda nie może być aż tak straszna jak mu się wydaje, z satysfakcją i ciekawością wsłuchała się w opowieść przyjaciela.

— A więc — zaczęła, gdy już skończył. — Zostaliście powołani do walki z Mrocznym Władcą.

— Nie tylko — odparł, choć wcale nie oczekiwała odpowiedzi. — Ale w ostatnim czasie bardzo wzrósł w siłę i jest naszym priorytetem.

— Kumam — pokiwała głową ze zrozumieniem. — Ale nie rozumiem, dlaczego to ty musisz go pokonać.

— To moje przeznaczenie — westchnął. — Jestem Zielonym Ninja i muszę spełnić swój obowiązek wobec świata.

— Nie wyglądasz na specjalnie tym faktem uszczęśliwionego — zauważyła.

— A co mam robić? — Wybuchł Lloyd, zrywając się na równe nogi. — Skakać z radości? Moim przeznaczeniem od zawsze było pokonanie mojego własnego ojca!

Po jego twarzy przebiegało wiele sprzecznych emocji, z przewagą smutku i złości. Po chwili jednak jego oblicze złagodniało i usiadł na pomiętej pościeli.

— Przepraszam — powiedział skruszony. — Czasami mnie to wszystko przerasta — dodał, a Mei zagryzła wargę patrząc bezsilnie na jego smutek.

— Kochasz go? — spytała.

— Ja... — zmieszał się. — Sam nie wiem. Chyba tak, chociaż prawie go nie znam. Ale zajmował się mną, przynajmniej trochę. No wiesz, jeszcze zanim stał się całkowicie zły. I uratował nas przed Pożeraczem Światów! Poza tym... poza nim i wujkiem Wu nie mam innej rodziny.

— I naprawdę nie ma innego sposobu na uratowanie świata przed złem?

— Niestety nie.

● •  ♤  • ●

Nie była pewna, ile czasu przesiedziała w całkowitym bezruchu. Gdy w końcu wstała, była cała odrętwiała, a Perła właśnie wnosiła się w powietrze.

Nieco ją to zaniepokoiło. Pamiętała jednak o obecnych w dojo na dole ninja, więc nie dała ponieść się zgubnemu uczuciu. Skierowała się w stronę klatki schodowej stawiając coraz to pewniejsze kroki. Prawdziwy niepokój zapanował w jej sercu wtedy, gdy znalazła się w korytarzu obok sali, z której ninja wcześniej korzystali. Nie dochodził z niej żaden dźwięk, choćby najmniejszy. No, i zapewne odczucie potęgowane było przez wrzaski ludzi, które słyszała dosłownie zewsząd już od dłuższego czasu, choć wcześniej nie zdawała sobie z tego sprawy.

Co jest grane?

Zajrzała do pokoju i wiedziała, że się myliła. I nie, przyczyną tego wcale nie była piątka dzieciaków, które ją staranowały uciekając w popłochu. Chyba zrobiły to na polecenie Daretha, który najwyraźniej stanął pomiędzy nimi a... bogowie, za co.

— Zadarłeś z niewłaściwym dojo — powiedział mężczyzna i zamachnął się ostrzem na czarno-czerwonego wojownika wyglądającego jak mniejsza wersja tego z muzeum.

Mei podziwiała hart ducha senseia, który jednak niewiele mu pomógł i w mniej niż pięć sekund wylądował na ziemi ze złamanym ostrzem. Niezauważona przez nikogo, ze zgrozą obserwowała, jak kamienny wojownik unosi Daretha w górę i rzuca nim na półki wypełnione nagrodami; zupełnie, jakby ważył tyle, co piórko.

Gdy potwór powolnym krokiem zbliżał się do znokautowanego mężczyzny, pojękującego cicho z bólu lub szoku, w Mei coś się odblokowało. Była cholernie przerażona, fakt. Ale czuła, że nie może pozwolić aby kamienny ludzik pobił lub, co gorsza, zabił Daretha.

W oczy rzucił się jej puchar z tandetnego złota, który potoczył jej się pod same nogi. Nie zwlekając, wzięła go w dłonie i w pełni świadoma bezsensu swoich poczynań, rzuciła się na wojownika. Wydobyła z siebie nieokreślonego pochodzenia wrzask, który równie dobrze mógłby być przerażonym okrzykiem, i uderzyła go w jego kamienną potylicę tak mocno, że rozbolały ją obie ręce.

Monstrum obróciło się powoli w jej stronę, a ona zamarła na widok złowrogo lśniących zielonych oczu i pierwotnego pomruku wydobywającego się z jego kamiennej piersi. Jak można się było spodziewać, nie zrobiła mu najmniejszej szkody.

Cóż, przynajmniej odwróciła jego uwagę od Daretha. Chwała mi, jeej.

Przynajmniej będzie co wspominać wąchając kwiatki od spodu, pomyślała, ledwo żywa ze strachu, pół-żartem, pół-serio.

Ponieważ nadal trzymała w prawej ręce mocno wgnieciony puchar, bez większego przekonania ponownie zamachnęła się nim na kamiennego wojownika. Złapał go i zatrzymał w połowie drogi do swojej wyjątkowo brzydkiej facjaty i odrzucił daleko. Ani na moment nie spuszczał wzroku z coraz bardziej przerażonej dziewczyny.

Jej fascynacja poprzednim kamiennym wojownikiem przeminęła na dobre już dawno, a ten różnił się od niego tylko wielkością. Musiała jednak przyznać, że rzut na ścianę w jego wykonaniu, bolał o wiele bardziej od tego, który zaliczyła z rąk jego większego kolegi.

Podniosła się do klęczek z jękiem i naraz poczuła czyjąś ciepłą i trochę lepka od potu dłoń. Jej właściciel podciągnął ją do pionu i gwałtownie pociągnął w stronę drzwi.

— No to pa! — krzyknął Dareth na odchodnym do wojownika i, nadal nie puszczając lewej ręki Mei, skierował się w stronę drzwi wyjściowych. — Dzięki, piękna — wyspał jeszcze, przelotnie na nią zerkając.

Nie dano jej nawet czasu na zrozumienie słów mężczyzny, którego potrzebowała, bo chyba oberwała w czaszkę trochę zbyt mocno i słowa jej się mieszały. Świeże powietrze uderzyło jej do głowy i przez chwilę nie wiedziała kim jest ani gdzie jest. Wiele dni później zastanawiała się, czy to tak czują się ludzie po zbyt dużej ilości alkoholu i sumiennie sobie obiecała, że nigdy nie będzie go piła.

Zmuszona była przez Daretha do szaleńczego biegu na przełaj, do którego była zdolna z ledwością. Dlatego ledwie zarejestrowała jego zderzenie z innym mężczyzną, który zaraz potem dobiegł, krzycząc coś histerycznie.

W końcu, jakby ktoś włączył w niej przycisk "start", zaczęła słyszeć i widzieć normalnie. Potrząsnęła głową, odpędzając od siebie resztki znużenia.

— ...właśnie pod dojo sensei Daretha zwane miodzio-dodzio, gdzie trenują wszyscy czterej ninja. Jednak nawet tutaj nie jest bezpiecznie!

Ze zdumieniem patrzyła na Daretha, który najwyraźniej właśnie został kamerzystą. Nagrywał on niezwykle skomplikowane spostrzeżenia ubranej na różowo prezenterki z toną makijażu na twarzy. W tle za kobietą widoczny był biegnący z dojo w ich stronę kamienny wojownik, na którego widok źrenice Mei rozszerzyły się ze strachu. Podbiegła do Daretha i zaczęła ciągnąć go gorączkowo za ramię.

— Em... hej, proszę pani... — zaczął zaniepokojony mężczyzna, który zdawał się nie zauważać gestów Mei.

— Hej! Ja tu mówię, ty nagrywasz! — rzuciła zezłoszczona prezenterka.

— Ale, hej...!

— Żadnych „ale”! — warknęła, a zaraz potem krzyknęła. — Pomocy!

Telewizyjna dziunia została złapana od tyłu przez kamiennego wojownika, który w końcu do nich dobiegł. Starała się mu wyrwać ze wszystkich sił, dość sporych zresztą  jak na jej postury osobę.

Cała sytuacja była nagrywana przez trzęsącego się Daretha. Łącznie z fragmentem, w którym Zane opuścił się z budynku na linie i odepchnął potwora w dal, łapiąc kobietę bezpiecznie w ramiona.

— Chyba przydałaby ci się pomoc — zauważył i odstawił ją na ziemię.

— Dzięki, panie ninja — odparła przymilnym głosem prezenterka, a do grupki dołączyli Kai, Jay i Cole.

— Chłopaki! — krzyknęła z niewysłowioną ulgą Mei, czując, jak kamień spada jej z serca i jednocześnie gulę w gardle, jakby zaraz miała się rozpłakać z ulgi. — Co się dzieje?!

— Kamienna armia — odparł Zane, pokazując jej już nie jednego, a kilkunastu wojowników biegnących w ich stronę. — Atakują nas.

— Bądźcie silni — rzekł Cole przybierając bojową pozycję. — Nie okazujcie strachu.

Łatwo ci mówić, pomyślała, żałując, że nie umie się bronić.

Zbici w ciasny klin, dodawali sobie nawzajem odwagi i czekali na nieuchronny atak.

● •  ♤  • ●

miałam zaczekać do końca tego tygodnia, bo w takim tempie zabraknie mi w końcu rozdziałów, ale za nami pierwszy dzień nauki i nie mogłam się powstrzymać <3

jak tam u was, wszystko dobrze? w szkole wszystko po staremu? a może wręcz przeciwnie, może totalnie zmieniliście środowisko? wam też brak już wakacji i zaczynacie odliczanie? piszcie, chętnie posłucham waszego narzekania :'D

kilkanaście dni temu zmieniłam tytuły rozdziałów i zapomniałam o tym wspomnieć :v noale, mówię wam teraz ^^ zresztą, i tak ktoś zauważył, wcale nie mówię o tobie _Dyzy_ 😂❤ osobiście o wiele bardziej mi się podobają, bo w ostatnim czasie bardzo, ale to bardzo polubiłam polskę. to taki piękny kraj <3

pozdrowionka, trzymajcie się!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro