Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sasuke Uchiha zdecydowanie należał do ludzi, których określało się jako tych ,,skomplikowanych", a Suigetsu od zawsze o tym wiedział. Co więcej, utwierdzał się w tym przekonaniu za każdym razem, kiedy spotykał go w ,,Taka" – barze, którym zajmował się podczas nieobecności swojego brata Mangetsu. Często wracał też myślami do chwili, gdy zobaczył go po raz pierwszy, Sasuke był wtedy nieszczęśliwym dzieciakiem, który zapijał kolejne porażki i problemy, bezsensownie myśląc, iż alkohol może pomóc mu walczyć ze spotykającymi go na co dzień trudnościami. Można powiedzieć, że był jak większość osób, które Suigetsu widywał wtedy zza baru i które utwierdzały go w przekonaniu, że życie jest prawdziwą suką, która wiecznie podkłada ludziom nogi i śmieje się każdego ich upadku. Jednak niezależnie od tego, ile kłód rzucano na drodze Sasuke, udało mu się jakoś pozbierać i po tych prawie trzynastu latach ich znajomości stał się... No właśnie, Suigetsu sam nie był do końca pewny.

Dla tych, którzy stawali naprzeciwko niego na sali sądowej, był istnym przekleństwem. Był bowiem tym, który potrafił podać każde słowo w wątpliwość jednym swoim zdaniem. To on znajdował dowody nie zważając na to, jak głęboko by ich nie schowano i z jakiej dziury nie musiałby ich wyciągnąć. Właśnie Sasuke potrafił osaczyć przesłuchiwanego, podejść go, aż wreszcie zaatakować niczym drapieżnik w najmniej spodziewanym momencie, a tym samym wyciągnąć na światło dzienne te najdrobniejsze szczegóły, najmniejsze drobnostki, które pozwalały ukazać każdy aspekt sprawy. I nigdy nie odpuszczał nim nie poznał całej, skrzętnie skrywanej prawdy. Dlatego właśnie był tym, którego nikt nie chciał spotkać po przeciwnej stronie sali sądowej, a jednocześnie każdy chciał się z nim zmierzyć. Tak, Sasuke był zarówno przekleństwem, jak i cudem konoszańskiego wymiaru sprawiedliwości.

Z kolei dla tych, którzy znali Sasuke jako młodego, wziętego prawnika z dobrej rodziny był obiektem zazdrości. Dodatkowo wiedząc o nim mniej więcej tyle, co mówiły narosłe wokół niego przez lata plotki i co raz to bardziej chybione domysły otrzymywało się obraz niedostępnego, bogatego gnojka, który tylko wybranym pozwalał się do siebie zbliżyć. I Suigetsu w pewnym sensie doskonale to rozumiał, bo Sasuke swoim usposobieniem, które było chłodniejsze nawet od tego, jakie prezentowali bywalcy kostnicy, wcale nie ułatwiał zmiany tego przekonania.

Tyle tylko, że jeśli ktoś wykazał wystarczająco pomysłowości, żeby pogrzebać w jego życiu głębiej... Jeśli ktoś spróbował dowiedzieć się czegokolwiek o chłopaku, który stracił większość rodziny, przez pół życia zadręczał się wyrzutami sumienia, podejmował się spraw nawet tak popieprzonych, że nikt inny nie chciał ich prowadzić, ten obraz ulegał całkowitej zmianie. A Suigetsu był tym kimś, a przez to sam już nie wiedział, czy tak właściwie czuje wobec Sasuke respekt, zazdrość czy może jednak współczucie.

Faktem pozostawało jednak to, iż uważał się za jego przyjaciela. Nawet jeśli Sasuke nigdy by tak go nie nazwał. Bo w zasadzie on to słowo zarezerwował tylko dla jednej osoby i Suigetsu był absolutnie przekonany, że nigdy nikt inny nie zostanie nim już nazwany, bez względu na to, jak długo znałby Sasuke i jak blisko niego by nie był. I właśnie przez to przekonanie siedział w ,,Taka" już dobre czterdzieści pięć minut po zamknięciu i bez większego celu przyglądał się jak Uchiha przerzuca jakieś dokumenty na stoliku. Cieszył się tylko, że nie robił tego, kiedy w barze byli jeszcze klienci, bo nawet z odległości kilku metrów udało mu się dostrzec kilka fotografii bynajmniej nie przeznaczonych do oglądania przy kuflu piwa.

Westchnął ciężko, rozważając ostatnie za i przeciw, po czym wreszcie ruszył w kierunku Sasuke.

- Kojarzysz ten klub? – pytanie padło jeszcze zanim zdążył usiąść przy stoliku.

- Kto cię tak urządził? – rzucił, zanim chociażby spojrzał na pokazywane mu przez Sasuke zdjęcie.

Kiedy stał za barem, nie widział problemu w tym, żeby nie zwracać uwagi na wykwitający pod okiem Uchihy, sporych rozmiarów ślad po uderzeniu, siedząc jednak z nim twarzą w twarz musiał wreszcie zadać to pytanie. Tym bardziej że nieczęsto można było zobaczyć Sasuke w takim stanie jak tego dnia. Pozostawiając nawet jego coraz to bardziej opuchniętą twarz wyglądał on co najmniej niechlujnie, co w jego przypadku było niezwykłe. Jego zwykle idealnie skrojony garnitur i nienagannie wyprasowaną koszulę ze stosownie dopasowanym krawatem, zastąpiły jeansy i szara koszulka z logiem jednego ze starych rockowych zespołów, która zdecydowanie pamiętała lepsze czasy. Zamiast marynarki na oparciu krzesła, które zajmował, wisiała czarna kurtka, a na nogach miał wysłużone sportowe buty. Taki wygląd Sasuke Suigetsu kojarzył tylko i wyłącznie z okresami, kiedy ten prowadził jakieś niezwykle skomplikowane i pochłaniające go całkowicie procesy albo co gorsza, kiedy miał już dość udawania przed resztą świata, że nic nie jest w stanie go złamać i przychodził do ,,Taka" szukając w barze miejsca, gdzie nie musiał być godnym przedstawicielem klanu Uchiha. Te drugie sytuacje były dla Suigetsu zdecydowanie trudniejsze. Nie mógł wtedy patrzeć na Sasuke, który popada w melancholię wspominając wszystko, co utracił i każde swoje niepowodzenie...

- Najpierw robota, potem plotki – usłyszał, a słowa te wyrwały go z zamyślenia. Spojrzał na Sasuke i przez ułamek sekundy wydawało mu się, iż wychwycił na jego twarzy cień uśmiechu, przez co sam również lekko się rozluźnił porzucając ponure myśli. – Kojarzysz, czy nie?

Pokiwał potwierdzająco głową skupiając się na fotografiach. Przedstawiały one dość wąską uliczkę, która z jednej strony kończyła się przejściem na główny rynek miasta, a z drugiej wyjściem między zabytkowe kamieniczki. Zdjęcie ewidentnie zrobione było po zmroku, bo trudno było dostrzec na nim więcej szczegółów. Jedyne co udało mu się zauważyć to dwie postacie, które odwrócone były tyłem do osoby robiącej zdjęcie i jarzący się neonowym odcieniem zieleni napis ,,The Last Resort" umieszczony nad dość szerokimi drzwiami stanowiącymi wejście do jednego z bardziej popularnych klubów w mieście.

Oczywiście, że kojarzył to miejsce. Każdy w Konoha znał je, chociażby z nazwy. Nowobogacki wystrój, koncerty młodych zespołów w każdy weekend, piękne kelnerki, rezerwacje na stoliki robione z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, drinki w cenie przekraczającej możliwości zakupu przez przeciętnego zjadacza chleba, selekcja nastawiona na odsiew osób ze zbyt małą liczbą zer na koncie... To miejsce było nie tyle konkurencją dla ,,Taki", co jej bogatą kuzynką z Ameryki, która już nie pamiętała, że wychowała się w tym samym mieście. Suigetsu nigdy nie poznał aktualnego właściciela tego lokalu, ale wiedział jakiego rzędu kwoty musiał zainwestować w to, aby z podrzędnego klubu stworzyć to, czym był obecnie. Chociaż sądząc po tym, iż Sasuke zaczął interesować się tym miejscem, coś musiało jednak pójść nie tak.

- Syn mojej klientki tam pracował...

- Ile niby ukradł? – przerwał mu Suigetsu będąc przekonanym, iż w takim miejscu pracownika można oskarżyć tylko o jedno.

- Pudło – mruknął Sasuke w odpowiedzi, a widząc jego pytające spojrzenie dodał – Nie żyje. Zastrzelono go, gdy policja próbowała przeprowadzić przeszukanie w związku z podejrzeniem o to, że sprzedawał narkotyki.

- Nie mów, że chcesz wziąć tę sprawę?! Przecież Kakashi ją prowadził.

Kiedy usłyszał, że chodzi o chłopaka zastrzelonego w trakcie przeszukania od razu połączył tę sprawę z najgłośniejszym ostatnimi czasy procesem w Konoha. Z tego, co ustalono w sądzie pierwszej instancji i co zostało podane do publicznej wiadomości wynikało, że dowody były jednoznaczne. Chłopak handlował dragami niedaleko klubu, w którym pracował. Miał przy sobie kilkanaście gram heroiny oraz pieniądze ze sprzedaży kilku kolejnych działek, a kiedy zatrzymano go do przeszukania miał zaatakować funkcjonariuszy nożem. Skończyło się na strzelaninie, w wyniku której został postrzelony i po kilku dniach walki o życie w szpitalu, zmarł. I można powiedzieć, że na tym by się skończyło, gdyby matka tego chłopaka nie uparła się, że policjanci używając broni palnej przeciwko zwykłemu kawałkowi ostrza przekroczyli swoje uprawnienia. Kobieta zamieszała w tę sprawę połowę konoszańskiej prasy i trzeba przyznać, że jej teoria zyskała nawet swoich zwolenników. Zwłaszcza wśród środowisk nieprzychylnych policji. Jedyną jej wadą było to, że napaść na policjanta na służbie, to zawsze napaść na policjanta na służbie i żaden sąd inaczej na to nie spojrzy. Dlatego właśnie sprawa z oskarżenia tej kobiety była przegrana jeszcze nim dobrze się zaczęła, a co za tym szło, nikt nie chciał się jej podjąć. Nikt poza Kakashim, który został do niej przydzielony jako reprezentant z urzędu. I oczywiście starał się jak mógł, tyle tylko, że z jasnymi dowodami jeszcze nikt nie wygrał.

- Przejąłem tę sprawę i mam zamiar wnieść odwołanie – oznajmił, choć pełen zwątpienia wzrok Suigetsu wyraźnie odejmował mu pewności siebie.

- Niby na jakiej podstawie?

-Nowe dowody? Może nie oddali strzałów ostrzegawczych? Albo powołam się na to, że używanie ostrej amunicji było nieproporcjonalne do zagrożenia... Międzynarodowe Trybunały naprawdę hołdują zasadzie proporcjonalności w takich sprawach... - zastanowił się przez chwilę, zaczynając zbierać dokumentację ze stolika. - Jestem pewien, że coś wymyślę.

- Kakashi twierdził, że tej sprawy nie da się wygrać. Myślisz, iż jesteś w stanie zrobić więcej od niego?

- Co mi szkodzi spróbować?

- Już teraz ci grożą... – mruknął Suigetsu przypominając sobie o dziwnych przesyłkach, o których wspominał mu swego czasu Sasuke. – Chcesz się jeszcze bawić w bezsensowne oskarżanie policjantów? Łapanie się takich spraw zawsze kładzie się cieniem na prawnikach...

- Kakashi uznał, że nie ma szans na zwycięstwo w Sądzie Najwyższym - rzekł Uchiha. – Szczerze mówiąc, myślę podobnie, ale nawet jeśli nie uda mi się znaleźć żadnego uchybienia po stronie tych policjantów, to mam nadzieję, iż jego matka przestanie się zadręczać myśląc, że można było spróbować cokolwiek im udowodnić w drugiej instancji... Tylko o to chodzi w tej sprawie.

Na to już nic więcej Suigetsu nie mógł powiedzieć. Nie to żeby uważał to za dobry pomysł, bo wyczuwał w tej sprawie kolejne kłopoty, a bezpodstawne oskarżenie funkcjonariuszy wymiaru sprawiedliwości było ich najłagodniejszą wersją. Każdy przecież wiedział, że policja w Konoha do kryształowych nie należy, a jeśli Sasuke uderzy w złe miejsce i faktycznie znajdzie jakieś niedociągnięcia nawet nie po stronie tych policjantów, którzy pociągnęli za spust, ale w procesie zbierania dowodów to to zemści się najbardziej na nim samym.

- Sprawdź, czy przesłuchano dziewczyny z tego klubu nocnego przy północnym krańcu rynku – rzucił Suigetsu po dłuższej chwili bezczynnego wpatrywania się w szklankę alkoholu stojącą na stoliku Sasuke. Jak zwykle była nietknięta, a jej obecność miała najwyraźniej tylko przypominać o starych błędach i nawoływać o to, aby nigdy ich nie powtarzać. - Jest w zupełnie inną stronę niż ,,The Last Resort", wiec nie wiadomo czy ktoś o tym pomyślał, a jeśli nawet, to nie wiadomo czy chciałyby współpracować z policją. Niejedna wraca tamtędy do domu. Może kojarzą tego twojego zastrzelonego.

- Te striptizerki? – dopytał Sasuke marszcząc brwi i ewidentnie się nad czymś zastanawiając, po czym uśmiechnął się wymownie do Suigetsu. – Skąd ty niby wiesz, którędy one wracają do domu?

- To, kto cię tak urządził? – puścił mimo uszu złośliwe pytania Sasuke i zadał własne to, które nurtowało go przez cały wieczór.

- Naruto – odparł mu Sasuke tonem, w którym kpiną starał się ukryć cień żalu.

Suigetsu z kolei już wiedział, że powrót Naruto oznacza dla Sasuke coś o wiele gorszego niż wszystkie prowadzone przez niego procesy. Wyglądało bowiem na to, że będzie musiał zmierzyć się z demonami własnej przeszłości...

---------------------

- Zawahałeś się.

Naruto odchylił głowę, kładąc ją na oparcie kanapy, na której siedział i wziął głęboki oddech. Tego wieczoru usłyszał to zdanie od Shikamaru więcej razy niż chciałoby mu się liczyć i wbrew pozorom wcale nie wałkowanie tego samego tematu doprowadzało go do irytacji. W podenerwowanie wprawiało go bowiem to, że była to prawda. Zawahał się. To było raptem kilka sekund. Mały ułamek minuty przed wyprowadzeniem ciosu, a jednak z bliżej nieokreślonego powodu zaistniał. I to teraz doprowadzało go do szału...

- Nie zawahałem się – oznajmił beznamiętnym głosem, spoglądając na Shikamaru spokojnym, wręcz znudzonym wzrokiem.

Gdyby siedział obok niego ktokolwiek inny, uwierzyłby. Ale nie Shikamaru, on był na to zbyt mądry, zbyt spostrzegawczy i przede wszystkim zbyt dobrze go znał.

Poza tym może i nie uderzył od razu, ale to i tak nie oznaczało, że się do tego przyzna. Bo w zasadzie, do czego miałby się przyznawać? Nie każdy potrafi bez chwili wahania uderzyć drugiego człowieka. Nawet jeśli tym człowiekiem jest taka kanalia jak Sasuke Uchiha.

Naruto jeszcze pół godziny wcześniej tryskał satysfakcją z powodu poważnie obitej twarzy Sasuke. Miał wrażenie, że jeszcze nigdy uderzenie kogoś nie wprawiło go w takie zadowolenie. Nie to żeby pomogło mu to w jakikolwiek sposób uporać się z przeszłością, czy narosłą przez lata w jego sercu goryczą, ale przynajmniej było sposobem na znalezienie ujścia dla złości, jaka pojawiła się w nim w chwili kiedy Sasuke ośmielił się go pocałować. Naruto naprawdę miał zamiar upajać się tym zbawiennym uczuciem przez cały wieczór, pielęgnować je i pozwalać mu się rozwijać...

I wszystko szłoby zgodnie z tym planem, gdyby nie Shikamaru, który musiał akurat wrócić do jego gabinetu i aż nazbyt dokładnie przyjrzeć się całej tej scenie...

- Czasami naprawdę cię nienawidzę – rzucił, wypijając jednym haustem stojący przed nim kieliszek wódki.

Odpowiedział mu tylko cichy śmiech siedzącego po drugiej stronie kanapy Shikamaru. Podniósł się, sięgając po butelkę alkoholu i rozlewając kolejne porcje Spojrzał na wiszący przed nim na ścianie schemat.

Diagram miał obrazować prowadzoną przez nich sprawę. Prawą jego część stanowiło graficzne przedstawienie co ważniejszych informacji na temat Hiashiego Hyugi, które wkrótce miały zostać uzupełnione o wiedzę zdobytą od Hinaty i Nejiego. Na podstawie tego, co już udało im się ustalić, naszkicował kolumny z nazwiskami osób należących do ich rodziny. Dalej wpisał znane mu osoby współpracujące z Hyuga Investment oraz podmioty, których grunty lub przedsiębiorstwa spółka przejęła na przestrzeni ostatnich kilku lat. W jeszcze większym oddaleniu od środka planszy były dane mniej lub bardziej istotnych znajomych. Dorysował również kolorowe linie obrazujące relacje oraz zależności między poszczególnymi ogniwami tej części diagramu, aby uzyskać możliwie jak najpełniejszy obraz sytuacji. Z lewej strony całego schematu znajdowało się nazwisko Danzo opisane wyłącznie informacjami z krajowych rejestrów na temat prowadzonej przez niego placówki.

Naruto spojrzał niechętnie na tę część, zdając sobie sprawę z tego ile pracy jeszcze przed nimi, jeśli naprawdę chcą się dowiedzieć czegoś o prowadzonych tam badaniach. Niby wiedział, iż sporą część luk w tej części schematu zapełnią przekazane przez Sasuke informacje, jednak sama myśl o tym, że oznaczało to albo wysłuchiwanie kolejnych komentarzy Shikamaru o tym, że robi z Itachiego pośrednika, bo sam boi się zwrócić do Sasuke, albo przynajmniej rozmowę telefoniczną z młodszym Uchihą wywoływała u niego dreszcz niechęci.

- Chcesz się dowiedzieć co udało mi się znaleźć? – zapytał po chwili Shikamaru kierując wzrok w tę samą stronę co Naruto. – Kiedy ty zbierałeś baty od Jiraiyi, ja trochę poszperałem...
Nim zdążył odpowiedzieć Shikamaru już sięgnął do torby wyciągając z niej kilka teczek z dokumentami i zdjęciami.

Ich współpraca już od dawna wyglądała w ten sposób. Każdy zdobywał swoją część układanki, a później wspólnie przysiadali nad tym, co udało im się znaleźć wysnuwając wnioski i dzieląc się spostrzeżeniami. Shikamaru jako spec od wszelkiej elektroniki najczęściej zajmował się wyszukiwaniem informacji w różnych bazach teleinformatycznych. Zwłaszcza tych niezupełnie legalnych. Naruto z kolei wykorzystywał łatwość, z jaką przychodziło mu nawiązywanie kontaktów z ludźmi, aby sprawnie prowadzić rozpoznanie w terenie. Dodając do tego mimowolnie rozwinięty dzięki doświadczeniom z Sasuke talent aktorski stał się praktycznie idealnym dziennikarzem pracującym pod przykrywką. Można zatem powiedzieć, że obaj niemal idealnie się uzupełniali. Choć na początku ich współpracy nic tego nie zapowiadało.

Pierwsza prowadzona przez nich wspólnie sprawa nie dość, że skończyła się fiaskiem, a artykuł, nad którym ślęczeli ponad dwa miesiące nigdy nie trafił do druku, to jeszcze doprowadziła do niejednej ,,wojny domowej" w ich mieszkaniu. Z czasem jednak nie bez potknięć, ale udało im się wypracować dla siebie idealny model podziału obowiązków i Naruto nawet nie wyobrażał sobie, że miałby pracować z kimś innym.

- Więc, co tam masz? – zapytał, kiedy Shikamaru zapatrzył się na jakiś dokument nie kontynuując w żaden sposób swojej wypowiedzi.

- A tak – mruknął Shikamaru odkładając kartkę, którą miał w ręku na stolik i sięgając po kolejną teczkę. – Sasuke Uchiha, urodzony 23 lipca w Szpitalu Głównym w Konoha. Niedługo stuknie mu trzydzieści jeden lat. Kawaler. Ukończył z wyróżnieniem tutejsze liceum na profilu humanistycznym. Studia prawnicze rozpoczął na Uniwersytecie w Konoha...

- Możemy ominąć to, co już wiem? – wtrącił Uzumaki.

– Dobra, to dalej – Shikamaru wzruszył ramionami. On większość z tych informacji znał już wcześniej. W końcu nie mógł odpuścić sobie sprawdzenia osoby, która skrzywdziła jego przyjaciela. Problem polegał na tym, że im dłużej śledził życie Sasuke Uchihy, tym bardziej nabierał przekonania, że i on nie wyszedł bez szwanku z tamtej sytuacji. – Po śmierci Sakury przerwał studia i na ponad rok zniknął. Pojawił się dopiero na pogrzebie Mikoto i Fugaku, a później wyjechał na studia do Stanów. Już podczas aplikacji wielokrotnie zastępował Itachiego na sali sądowej, a jego pierwszy samodzielnie poprowadzony proces okazał się wielkim sukcesem. W zasadzie tyle mam do powiedzenia. Tutaj masz listę spraw, które prowadził od czasu kiedy tylko stał się pełnoprawnym członkiem kancelarii Uchiha. Sporo problematycznych procesów jak na tak młodego adwokata. Łącznie z tym najnowszym...

Naruto przez dłuższą chwilę milczał przeglądając na prędce listę spraw, którymi zajmował się Sasuke w ciągu ostatnich lat. Rzeczywiście musiał przyznać, że niektóre z tych nazwisk obiły mu się o uszy, bo były przedmiotem żywego zainteresowania dziennikarskiego światka. Nie mógł jednak skupić się zbyt dokładnie na przyporządkowaniu tych osób do konkretnych nagłówków artykułów, bo do jego myśli zaczynały przebijać się wspomnienia z przeszłości.

- Jutro jadę do Suny z wynikami sekcji Hyugi – rzucił Shikamaru wstając i kierując się w stronę drzwi do swojego pokoju. Jak zwykle w trakcie wyjazdów wynajęli wspólne mieszkanie, aby łatwiej było im się ze sobą kontaktować i wymieniać informacje. – Chcę, żeby jeszcze Gaara na nie spojrzał. Może jako lekarz znajdzie w nich coś, co inni przeoczyli.

- Shikamaru? – ciche pytanie wyrwało się z ust pogrążonego w myślach Naruto, zanim zdążył nad nim zapanować. – Ten rok, kiedy Saskue zniknął z radarów... Wiesz co się z nim działo po tym, jak ja wyjechałem do Suny?

- Oficjalnie, wyjechał do ich domu w górach, żeby odzyskać równowagę.

- A nieoficjalnie?

- Fugaku zamknął go w ich górskiej rezydencji na przymusowym odwyku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro