§ 22.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Droga pod apartamentowiec, w którym miała się odbyć impreza, zajęła nam kilkanaście minut. Przez ten czas Ksawery na szczęście nie poruszył tematu sceny, która miała miejsce w moim mieszkaniu. Skupiliśmy się natomiast na doprecyzowaniu ostatecznego planu działania. Co prawda istniało wiele zmiennych, które mogły sprawić, że nic nie pójdzie tak, jakbyśmy chcieli, ale staraliśmy się być dobrej myśli. Może szczęście nam dopisze, skoro do tej pory w sumie jeszcze nas nie zawiodło.

Kiedy wysiedliśmy z samochodu, Dziura otoczył mnie ramieniem i ruszyliśmy w kierunku wejścia na ogrodzone osiedle, gdzie miał na nas czekać Kazik. Nie miałam zielonego pojęcia, jakim cudem Kaktusa było stać na takie wypasione mieszkanie, skoro kilka ostatnich lat spędził w pace. Pewnie wiązało się to z jego nielegalnym biznesem, ale nie miałam zamiaru zbytnio roztrząsać tej kwestii. Zależało mi tylko na tym, aby jego komputer znajdował się w miejscu dostępnym dla gości, ale równocześnie na tyle oddalonym od głównego pomieszczenia, w którym będzie się odbywała impreza, aby nie wzbudzać niczyich podejrzeń. Mogło być też tak, że laptopa w ogóle nie było w apartamencie, ale jakoś nie podejrzewałam Bielawy o taką zapobiegliwość. W końcu był przekonany, że na jego zaproszenie stawią się ludzie, którym zależy tylko na dobrej zabawie. Po co miałby schować osobiste rzeczy, skoro to on miał zamiar oskubać gości z kasy, a nie odwrotnie?

Już z daleka dostrzegłam chudą, niezbyt wysoką postać, która kręciła się trochę nerwowo pod bramą. Kiedy nas spostrzegł, pomachał w naszą stronę, uśmiechając się półgębkiem. Właściwie nie wiedziałam, kogo się spodziewałam, ale na pierwszy rzut oka Kazik nie wyglądał na kogoś, kto miałby jakiekolwiek zatargi z prawem. No chyba że, podobnie jak my, na potrzeby tego przyjęcia wystylizował się na elegancika z prawdziwego zdarzenia. Tak czy inaczej, sprawiał wrażenie porządnego człowieka, któremu naprawdę dobrze z oczu patrzało. Ach, jak to pozory lubią mylić.

– No, jesteście. – Wyraźnie odetchnął z ulgą na nasz widok. – Już myślałem, że sprawa się rypnęła. Sterczę tu jak idiota od piętnastu minut!

– To nie moja wina, że masz manię bycia wszędzie pół godziny przed czasem. – Ksawery przewrócił oczami.

Kazik posłał mu nieco poirytowane spojrzenie, po czym przeniósł je na mnie i otaksował wzrokiem od góry do dołu. Nie uszło mojej uwadze, że odrobinę za długo zatrzymał się najpierw na moich piersiach, a potem na miejscu, gdzie kończyła się sukienka, czyli w okolicy ud. Dzięki Bogu, nie zagwizdał z uznaniem, chociaż odniosłam wrażenie, że miał na to ochotę. Czułam się odrobinę zakłopotana jego uważnym spojrzeniem, ale wiedziałam, że nie mogę dać tego po sobie poznać. Kiedy wejdziemy na górę, pewnie sporo męskich oczu prześliźnie się po mnie mimowolnie, a ja będę musiała udawać, że wcale mnie to nie rusza. W końcu miałam zgrywać bogatą lalunię, pewną swojego seksapilu. To zapewne nie będzie rola mojego życia, ale miałam nadzieję, że nie polegnę na niej z kretesem.

– Widzę, że partnerka niczego sobie – oznajmił z nieco lubieżnym uśmieszkiem. – No, Dziura, muszę przyznać, że ty to jednak masz gust.

Uznałam, że nie ma sensu komentować tej uwagi. Ksawery doszedł chyba do podobnych wniosków, chociaż objął mnie nieco mocniej, jakby nie do końca podobało mu się to, co usłyszał, i chciał dodać mi otuchy. Albo pokazać swojemu koleżce, żeby nawet nie śmiał do mnie startować, bo byłam już zajęta. Przez niego. I chociaż normalnie byłabym oburzona taką sugestią, dziś dałam na nią nieme przyzwolenie. Raz – dlatego, że faktycznie mieliśmy udawać parę, a dwa – nie chciałam, aby ktokolwiek się do mnie przystawiał, a postawna sylwetka mojego partnera mogła skutecznie odstraszać ewentualnych napaleńców.

– Dobra, koniec tych pogaduch, skupmy się na działaniu – oznajmił dobitnie Ksawery. – Na początek załatwmy szybko formalności. Pestka, Kazik. Kazik, Pestka.

Już wcześniej ustaliliśmy, że dla bezpieczeństwa lepiej posługiwać się ksywkami. Zresztą nie była to dla mnie żadna nowość, bo Ksawery właściwie nigdy nie używał mojego imienia. Co do Kazika, to nie miałam pojęcia, czy naprawdę miał na imię Kazimierz, czy to może skrót od nazwiska albo jakiś zupełnie przypadkowy przydomek, tak jak mój, ale nie miałam zamiaru dopytywać. Im mniej o sobie wiedzieliśmy, tym lepiej. Tym bardziej, że jego zadanie ograniczało się tylko do wprowadzenia nas na tę domówkę.

Nie zwlekając dłużej, Kazik wcisnął odpowiedni guzik na domofonie, a chwilę później bramka się otworzyła i mogliśmy wejść na teren osiedla. Kiedy szliśmy w stronę wejścia do budynku, poczułam, że Ksawery przyciągnął mnie nieco bliżej siebie. Spojrzałam na niego lekko skonsternowana, ale on udawał, że nic się nie dzieje. Uznałam więc, że to była już część naszej przykrywki. W końcu za chwilę mieliśmy stanąć przed tłumem obcych nam ludzi, którzy powinni uwierzyć w to, że jesteśmy razem. Jeśli to miało być wiarygodne, to musieliśmy się zdobyć na odrobinę czułości.

Wsiedliśmy do windy i wjechaliśmy na siódme piętro. W międzyczasie Dziura i Kazik wymienili kilka zdawkowych zdań. Ja się nie odzywałam. I właściwie taki miałam plan na większość wieczoru. Obawiałam się, że udawanie głupiutkiej szybko wytrąci mnie z równowagi i wdam się w jakąś dyskusję, która spali naszą przykrywkę, a to byłby nasz koniec. Ksawery miał większe doświadczenie w takich sytuacjach, więc niech to on się produkuje. Moja rola ograniczy się do wtulania się w jego ramię i obserwowania otoczenia. Nie tylko pliki mogły być cenne, ale także zapoznanie się ze środowiskiem, w którym funkcjonował Kaktus.

Gdy dotarliśmy pod odpowiednie drzwi, zza nich wydobywała się niezbyt głośna, ale dudniąca muzyka. Nie przepadałam za tego typu dźwiękami, ale jakoś będę musiała je przeboleć. Dla dobra śledztwa byłam w stanie się poświecić, ale i tak miałam nadzieję, że w miarę szybko uda nam się zdobyć to, po co przyszliśmy, i ulotnić się, zanim ktoś coś zauważy.

– Siema, brachu! – Ku mojemu zdumieniu drzwi otworzył nam sam gospodarz i szczerze ucieszył się na widok Kazika. – Widzę, że przychodzisz z darami – dodał, spoglądając na mnie i Dziurę.

Z bliska Stefan Bielawa nie wydawał się tak groźny jak z daleka. A może to tylko na czas przyjęcia przybrał bardziej przyjazną minę, aby nie odstraszyć gości i potencjalnych klientów w jednym. Mimo wszystko nie chciałabym z nim zostać sam na sam w żadnych okolicznościach. W jego oczach czaiło się coś niepokojącego. Nawet jeśli szeroko się uśmiechał.

– Ta, ta dwójka liczy na naprawdę odjechaną zabawę – odparł Kazik, uśmiechając się znacząco. – Obiecałem, że możesz im taką załatwić.

– Ależ oczywiście, zapraszam serdecznie – oznajmił brat Igi, przepuszczając nas w progu. – Zapewniam was, że nie pożałujecie.

Ja też miałam taką nadzieję, ale w zupełnie innym kontekście. Liczyłam na to, że całe to przedstawienie nie pójdzie na daremne, tylko wyjdziemy stąd z łupami, które okażą się naprawdę wartościowe.

– Kazik zapewniał nas, że masz najlepszy towar w mieście, ale wolimy sami się o tym przekonać – odparł Ksawery z taką nonszalancją, jakby od lat był smakoszem odurzających używek w każdej możliwej postaci.

– To w pełni zrozumiałe – zgodził się z nim gospodarz. – Dlatego też zorganizowałem to spotkanie. Klienci muszą wiedzieć, że o nich dbam – dodał z szerokim uśmiechem. – W kuchni znajdziecie coś do picia, a główną atrakcję wieczoru w salonie na stoliku pod ścianą. Częstujcie się. A gdy już stwierdzicie, że właśnie tego szukaliście, to pogadamy o dalszej współpracy. Jeśli nie będziecie mogli mnie namierzyć, to pytajcie o Kaktusa.

– Jasne, dzięki. – Dziura posłał mu uśmiech bogatego cwaniaka, który, chociaż wydawał się naprawdę wiarygodny, zupełnie do niego nie pasował.

– Bawcie się dobrze! – krzyknął Bielawa, po czym nawet nie pytając o nasze imiona czy ksywki, wtopił się w tłum, który zebrał się w salonie.

Nie do końca tego się spodziewałam, ale w sumie cieszyłam się, że Kaktus nie okazał nam zbytniego zainteresowania. Jedyne, co go obchodziło, to to, czy jego goście są zadowoleni z imprezy i czy będą w stanie wydać grube hajsy na zasilenie jego biznesu. To, kim właściwie byli, nie miało dla niego najmniejszego znaczenia. W jego mieszkaniu kotłowało się właśnie ze trzydzieści osób, z czego większość z nich pewnie widział pierwszy raz na oczy i wcale mu to nie przeszkadzało. Właściwie mogło to działać na naszą korzyść, bo szanse na to, że zapamięta każdą z tych nieznanych mu twarzy, było dość nikłe.

– No, to ja już swoją fuchę odwaliłem – oznajmił Kazik, zanim skierowaliśmy się do salonu. – Teraz już radźcie sobie sami. Jakby co, to ja umywam od wszystkiego ręce.

Nie byłam pewna, ile właściwie Ksawery zdradził mu na temat naszej misji, ale nie dziwiłam mu się, że nie chciał w jakikolwiek sposób być skojarzony z naszymi działaniami. I tak wiele ryzykował, zabierając nas tu ze sobą, bo w ten sposób mógł podpaść zarówno policji, jak i kumplom z przestępczego półświatka. Musiał mieć jednak naprawdę spore zaufanie do Dziury, skoro zgadzał się mu pomagać, sam się przy tym narażając.

– Oczywiście, chociaż nie powinno być takiej potrzeby – odparł z uśmiechem Ksawery. – Postaramy się nie pozostawić po sobie żadnych śladów. I dzięki za wszystko.

Kazik skinął lekko głową, jakby chciał powiedzieć „nie na sprawy", po czym poszedł w ślady Kaktusa i zagadał do jakiejś grupki stojącej w głębi salonu.

Wzięłam głęboki wdech, wiedząc, że teraz nasza kolej. I jedyna szansa na zdobycie dowodów, które mogą w końcu na dobre zmienić losy tego śledztwa. Nie mogliśmy tego schrzanić.

– Gotowa? – Usłyszałam tuż przy uchu, a ciepły oddech Ksawerego owiał moją odsłoniętą szyję, na co mimowolnie lekko zadrżałam.

– Trzymamy się planu? – spytałam szeptem, aby jeszcze na moment odwlec pełne wejście w rolę i zyskać kilka sekund na opanowanie. – Piętnaście minut kręcenia się między ludźmi i obserwacja, a potem przystąpienie do działania?

– Na razie tak – odparł równie cicho. – Gdyby coś się zmieniło, będziemy improwizować na bieżąco.

– No to chodźmy – oznajmiłam, dumnie unosząc głowę, jakbym już wiele razy była na tego typu domówkach i doskonale widziała, jak się zachować.

Według opisu wydarzenia na Facebooku impreza zaczęła się zaledwie pół godziny temu, ale część gości była już w stanie, który wskazywał, że balują o wiele dłużej. Nikomu to jednak nie przeszkadzało. Wyglądało na to, że wszyscy bawili się całkiem nieźle. Niektórzy kręcili się po dość sporej, otwartej kuchni, dolewając sobie trunków (w zasięgu wzroku nie było niczego, co nie miałoby procentów), inni skupili się przy niewielkim stoliku, gdzie leżały małe foliowe woreczki z białym proszkiem, a reszta albo bujała się niemrawo w takt muzyki, albo próbowała prowadzić jakąś konwersację. Generalnie nie różniło się to zbytnio od innych tego typu spotkań, ale od razu było widać, że jego uczestnicy to nie jacyś ćpuni bez grosza przy duszy. O, nie. To byli naprawdę ludzie z klasą.

A przynajmniej takie sprawiali wrażenie. Większość po względem wieku mieściła się między dwudziestką a trzydziestką. Dziewczyny były jeszcze mocnej wymalowane i skąpiej ubrane niż ja, ale nie w taki tandetny sposób. Mimo wszystko była w tym jakaś taka odrobina godności, jakkolwiek absurdalnie to brzmiało. Faceci też prezentowali się całkiem nieźle. Jedni byli ubrani bardziej elegancko, inni nieco swobodniej, ale i tak każdy z tych ciuchów krzyczał „mam kasy jak lodu". Nie było wątpliwości, że to przedstawiciele wyższych sfer, którzy najwyraźniej lubią umilić sobie swoje ciężkie życie kreską ukojenia, na które z całą pewnością było ich stać.

Aby nie wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń, skierowaliśmy się z Dziurą do kuchni. Oczywistym było, że nie mieliśmy zamiaru niczego wciągać, więc dla zachowania pozorów wypadało chociaż pokusić się o drinka. Tak jak przypuszczałam, na widoku nie znajdowało się nic bezalkoholowego. Nie było też nawet piwa. Same wysokoprocentówki. Ja od biedy mogłam sobie coś tam chlapnąć, ale z Ksawerym sprawa nie była już taka prosta. W końcu był kierowcą, a my mieliśmy zamiar zmyć się stąd w miarę możliwości jak najszybciej.

– Będę się starał pić małe łyczki, a jakby co wrócimy taksówką – stwierdził, sięgając po dwie szklanki i nalewając do nich whisky.

Cóż, dla mnie ten alkohol był znośny tylko w połączeniu z colą, ale nie zmierzałam prosić o nią gospodarza, bo to niepotrzebnie mogłoby zwrócić na nas jego uwagę. Nie pozostało mi więc nic innego, jak również ledwo moczyć w nim usta, aby nie wyglądało na to, że przyszłam na imprezę i nijak nie korzystam z jej dobrodziejstw.

Kiedy wróciliśmy do salonu, podeszła do nas jakaś para, mniej więcej w moim wieku. Wysoka blondynka w obcisłej małej czarnej przykleiła się do swojego partnera – średniej budowy bruneta, jakby zaraz miała zamiar dobrać się do jego paska od spodni i urządzić nam tu darmowe porno. On natomiast nijak nie reagował na jej zapędy, tylko skupił się na rozmowie z Dziurą, który wciskał mu jakieś kity o wyczerpującej pracy w bezdusznej korporacji, która daje mu niezłe zarobki, ale też przysparza mnóstwa stresu, który lubi sobie odpowiednio odreagować. Brunet przytakiwał na to wszystko i dorzucał też swoje trzy grosze, więc musiał faktycznie pracować w firmie kreującej korposzczury, które aby wygrać swój wyścig, musiały się wspomagać białym proszkiem.

Korzystając z tego, że nie musiałam uczestniczyć aktywnie w tej rozmowie, rozejrzałam się dookoła. Ale tym razem nie skupiałam się na ludziach, tylko na pomieszczeniach i wystroju mieszkania. Był on dość minimalistyczny, ale na pewno swoje też kosztował. Ciekawe tylko, skąd Kaktus miał na to wszystko kasę, skoro dopiero niedawno wznowił działalność. Czyżby miał jakieś ukryte pieniądze sprzed zatrzymania sześć lat temu? A może to Noras – jego szef – załatwił mu tę miejscówkę? Ale po co się tak afiszować? Czy nie bezpieczniejsza byłaby kawalerka na przeciętnym osiedlu? A może to wcale nie jest pierwsza tego typu impreza i właśnie temu ma służyć ten apartament. Zwabianiu młodych, bogatych i naiwnych ludzi, których łatwo omamić i naciągnąć na kupowanie szczęścia w postaci kokainy. W sumie byłaby to całkiem niezła strategia marketingowa.

Co do rozkładu pomieszczeń to kuchnia była połączona z salonem, a ten także z przedpokojem. Nie widziałam żadnych drzwi, ale zauważyłam jak jedna z imprezowiczek zniknęła za wnęką z prawej strony pokoju. Zakładałam, że znajdował się tam korytarz prowadzący do łazienki, sypialni i ewentualnie jeszcze jakichś innych pokoi. I to tam właśnie musieliśmy się dostać.

Z Ksawerym zgodnie stwierdziliśmy, że jeśli laptop Kaktusa znajdował się w mieszkaniu, to trzymał go albo w sypialni, albo w czymś w rodzaju gabinetu. Nie miałam pojęcia, ile pomieszczeń liczył ten apartament ani czy którekolwiek z nich będzie otwarte, ale jeśli chciałam zdobyć te pliki, musiałam to sprawdzić.

Zerknęłam ukradkiem na wiszący na przeciwległej ścianie zegar. Byliśmy tu już ponad dwadzieścia minut, a więc należałoby pomału przystąpić do działania. Odczekałam chwilę, zanim dziewczyna znów wyłoniła się zza wnęki, po czym przebiegłam wzrokiem po tłumie, aby przekonać się, czy nikt nie zmierza w tamtym kierunku, i przy okazji zlokalizować gospodarza. Prowadził z kimś właśnie ożywioną dyskusję, być może dotyczącą dostaw i stawek. O czymkolwiek rozmawiali, Kaktus był tym na tyle zaabsorbowany, że na pewno nie zwróci uwagi, jeśli zniknę na dłuższą chwilę w prywatnej części jego mieszkania.

– Kotku – zwróciłam się do Ksawerego najbardziej przesłodzonym głosem, na jaki było mnie stać, na co on i jego rozmówca umilkli i spojrzeli w moją stronę. – Idę na chwilę do łazienki – oznajmiłam, ściskając mocniej jego ramię. – I nie szalej beze mnie. Poczekaj, aż wrócę – dodałam, trzepocząc zalotnie rzęsami, chociaż nie miałam zielonego pojęcia, czy to uwiarygadniało moją rolą, czy raczej ją pogrążało.

– Oczywiście, skarbie – odparł Dziura z uśmiechem. – Bez ciebie to nie zabawa – dodał, uśmiechając się znacząco w stronę bruneta.

Nie miałam zamiaru tego komentować, więc puściłam ramię Ksawerego i pewnym krokiem ruszyłam w stronę, gdzie powinny się znajdować pozostałe pokoje. Taki od początku mieliśmy plan – ja miałam się wymknąć pod pretekstem przypudrowania nosa, a po kilku minutach mojej nieobecności Dziura zacznie się niepokoić i pójdzie mnie szukać. W tym czasie ja powinnam już namierzyć laptop i przy okazji pomyszkować trochę w rzeczach Kaktusa. Potem Ksawery do mnie dołączy i zajmie się znalezieniem oraz zgraniem interesujących nas danych.

Tak jak przypuszczałam, za wnęką znajdował się krótki korytarz oraz trzy pary drzwi. W żadnych z nich nie dostrzegłam zamka, a więc bez problemu powinnam je otworzyć. Ciekawe tylko, czy znajdę za nimi coś godnego uwagi.

Drzwi po prawej były lekko uchylone, a więc to pewnie była łazienka, której nie zamknął któryś z gości. Zajrzałam pobieżnie do środka, a mój wzrok napotkał sporą wannę, kabinę prysznicową i zdobioną umywalkę. W sumie łazienka jak każda inna.

Zanim podeszłam do kolejnych drzwi, upewniłam się, że nikogo za mną nie ma. Kiedy zyskałam pewność, że jestem sama, pociągnęłam za klamkę, która łatwo ustąpiła. To była sypialnia – duże dwuosobowe łóżko, szafka nocna, komoda i szafa. Nic nie leżało na wierzchu. Najwyraźniej Kaktus był chociaż na tyle ostrożny, aby pochować wszelkie przedmioty codziennego użytku. Podobnie mogło być z komputerem, ale nie miałam czasu na przegrzebywanie półek z ciuchami. Najpierw lepiej sprawdzić trzecie pomieszczenie.

Po raz kolejny odczekałam chwilę, chcąc mieć pewność, że nikt się nie zbliża i nie przyłapie mnie na zaglądaniu do pomieszczenia, które nie było łazienką. Szczęście jednak mi sprzyjało, bo i tym razem nikogo nie było na horyzoncie. Ciekawe, jak długo to potrwa.

Za ostatnimi drzwiami znajdowało się duże biurko i rzędy regałów za nim. A więc, tak jak zakładaliśmy, musiał to być gabinet Kaktusa. Wślizgnęłam się do środka i cicho zamknęłam za sobą drzwi. Ostrożnie skierowałam się do biurka. W pomieszczeniu panował półmrok, więc szybko odnalazłam lampkę i ją zaświeciłam. Kiedy już zrobiło się w miarę jasno, z ekscytacją stwierdziłam, że na blacie leżał czarny laptop. Oj, pan gospodarz chyba jednak nie zadbał tak dobrze o swoje cenne rzeczy, jak sądziłam.

Nie tracąc czasu, otworzyłam komputer, ale oczywiście pojawił się komunikat domagający się wpisania hasła. To było do przewidzenia i Ksawery był na to przygotowany, więc nawet nie podjęłam próby jego złamania. I tak nie miałam zielonego pojęcia, jak mogłoby ono brzmieć. Zabrałam się więc za przeszukiwanie szuflad i szafek. W pierwszej z nich nie zalazłam nic ciekawego. Tylko długopisy, karteczki samoprzylepne, spinacze i inne tego typu biurowe akcesoria. W drugiej leżało trochę papierów, ale nic zaskakującego. Rachunki, faktury, paragony – wszystkie dotyczące zwyczajnych, codziennych spraw. Nic, co wskazywałoby na nielegalne interesy.

Kiedy otworzyłam dolną szafkę biurka, ukazało mi się coś, czego w sumie mogłam się spodziewać – niewielki sejf. A więc Kaktus miał jednak trochę oleju w głowie – to zapewne tam schował wszelkie ślady swojej działalności. I pewnie towar. A może nawet i broń. Cokolwiek skrywał ten sejf, raczej nie będę miała okazji się o tym przekonać – wybranie właściwego pinu graniczyło z cudem.

– Masz coś? – Na ten niespodziewany dźwięk, aż podskoczyłam i o mało co nie uderzyłam się głową o kant biurka. Tak skupiłam się na szukaniu jakichś dowodów, że zupełnie zapomniałam o zachowaniu ostrożności. Nie ma co, marny ze mnie szpieg.

– Tak, jest laptop – odparłam, na co Ksawery wszedł do środka, przymknął drzwi i ruszył w stronę biurka. – Poza tym nic ciekawego. No może oprócz sejfu – dodałam, wskazując na szafkę.

– Nie mamy czasu na bawienie się w łamanie do niego kodu – stwierdził Dziura, przysuwając sobie obrotowy fotel i na nim siadając. – Zajmę się komputerem, a ty stań na czatach.

– Że co? – spytałam głupkowato, bo nie było o tym mowy w pierwotnym planie.

– Stań przy drzwiach i nasłuchuj, czy ktoś się nie zbliża – wyjaśnił, nie patrząc w moją stronę, bo całą swoją uwagę skupił już na ekranie laptopa. – Nie wiem, ile mi to zajmie, a nie ma sensu, abyś patrzała mi przez ramię, bo to tylko rozprasza.

W sumie miał rację. Stanie mu nad głową nic mi nie da, bo i tak pewnie nie zrozumiem nic z tego, co zrobi. Mogłam ewentualnie przeszukać jeszcze stojące pod ścianą regały, ale skoro nie znalazłam niczego w biurku, to na natrafienie na coś leżącego na widoku tym bardziej nie było co liczyć. Posłusznie więc zbliżyłam się do drzwi i przyłożyłam do nich ucho, ale jedyne, co byłam w stanie usłyszeć, to nieco przytłumiona muzyka, która przyprawiała mnie wręcz o ból głowy.

– I jak idzie? – spytałam po jakiejś minucie ciszy, która trwała niczym wieczność.

– Złamałem hasło i przeszukuję pliki – odparł, ani na sekundę nie odrywając wzroku od komputera. – Byłoby łatwiej, gdybym wiedział, czego właściwie szukać, a tak to... O, chyba coś mam! – oznajmił, a mnie zaczęło szybciej bić serce, bo właśnie byliśmy o krok od zrealizowania naszego planu. – O matko, ile tego tutaj jest. Okej, nie mamy czasu tego przeglądać, więc zgrywam wszystko. To może potrwać kilka minut – dodał, wyciągając z kieszeni marynarki pendrive i wpinając go do portu USB.

Kilka minut – tylko tyle dzieliło nas od sukcesu. Tak mało, a zaledwie tak dużo, w zależności od tego, jak na to spojrzeć. W tym momencie jednak dłużyło się to niemiłosiernie, bo w każdej chwili mogliśmy zostać nakryci. Impreza zdawała się trwać w najlepsze, ale wszystko jeszcze mogło się zdarzyć.

– Nikt nie widział, jak tu wchodziłeś? – spytałam po dłuższej chwili właściwie tylko po to, aby rozładować pełną napięcia ciszę.

– Oczywiście, że nie – odparł, w końcu na mnie zerkając. – Poza tamtą parą nikt się mną nie interesował, a spławienie ich było dziecinnie proste. Spokojnie, Pestka – dodał, widocznie dostrzegając moje zdenerwowanie. – Już jest prawie osiemdziesiąt procent. Zaraz stąd wyjdziemy.

To zapewnienie nieco mnie uspokoiło i pozwoliło odetchnąć z ulgą. Jeszcze tylko chwila i będzie po wszystkim.

Niestety moje szczęście było przedwczesne. Nagle oprócz muzyki usłyszałam dwa męskie głosy. Znajdowały się dość blisko i jeden z nich mówił coś o wzięciu czegoś z gabinetu.

– Cholera – syknęłam. – Ktoś tu idzie!

– Jesteś pewna? – spytał niedorzecznie spokojnym głosem Ksawery.

– Tak! Co robimy? – zaczęłam panikować. – Nie ma tu nawet szafy, żeby się w niej schować!

Chociaż w sumie to i tak pewnie niewiele by dało. Ja mogłabym się tam jakoś wcisnąć, ale Dziura miałby z tym niemały problem. W końcu taka masa mięśniowa nie upchnie się w płytkich mebelkach z IKEI.

– Zostało siedem procent – oznajmił, spoglądając nerwowo na ekran, a głosy zaczęły być coraz głośniejsze. – Chodź tu – rozkazał nagle, patrząc na mnie z pełną powagą.

– Co? – Kompletnie nie rozumiałam, co przyszło mu do głowy.

– No, chodź szybko!

Jego głos był tak stanowczy, że nie śmiałam się sprzeciwić. Podbiegłam do niego, a on niespodziewanie chwycił mnie za biodra, uniósł i posadził na biurku. Nim zdążyłam zapytać, co on najlepszego wyrabia, pochylił się w moją stronę i wpił gwałtownie w moje usta.

Zupełnie się tego nie spodziewałam, więc przez pierwszych kilka sekund zastygłam w bezruchu. Ocknęłam się dopiero, kiedy jedną ręką zaczął mierzwić mi włosy, a drugą rozsunął nogi, aby między nimi stanąć, a potem położył ją na moim udzie i zaczął przesuwać w górę tak, że po chwili zniknęła pod materiałem sukienki.

W normalnych okolicznościach, pewnie odepchnęłabym go od siebie i oskarżyła o napaść seksualną, ale resztkami rozsądku stwierdziłam, że obściskiwanie się to najlepsza opcja na wytłumaczenie naszej obecności w tym pomieszczeniu. Zaraz potem jednak przestało mieć to jakiekolwiek znaczenie, bo pocałunki Ksawerego okazały się bardziej odurzające niż to, co miał do zaoferowania gospodarz tej imprezy.

Niemal od razu rozchyliłam usta, pozwalając mu wedrzeć się do nich językiem. Chyba jeszcze nikt nie całował mnie z taką namiętnością i pożądliwością. A ja nie pozostawałam mu dłużna. Zarzuciłam mu ręce na szyję i przyciągnęłam jeszcze bliżej, tak abyśmy stykali się jak największą powierzchnią ciała. Dodatkowo objęłam go nogami w pasie, a on jeszcze odrobinę podciągnął dół mojej sukienki, przez co jego ręka znalazła się niebezpiecznie blisko krawędzi koronkowej bielizny, na którą, dzięki Bogu, namówiły mnie Zośka i Kalina. Chciałabym sobie wmówić, że to wszystko tylko na potrzeby naszej przykrywki, ale prawda była taka, że cholernie tego pragnęłam. I wcale nie miałam ochoty przestawać.

Niestety ktoś musiał nam przerwać. Ksawery właśnie oderwał się od moich ust i miał zamiar przenieść pocałunki na szyję, kiedy drzwi do gabinetu otworzyły się gwałtownie. Pewnie powinniśmy odskoczyć od siebie gorączkowo, ale byliśmy tak zatopieni w sobie nawzajem, że dopiero ostry męski głos sprowadził nas na ziemię.

– Co się tutaj, do kurwy nędzy, wyprawia?! – wrzasnął, zapalając główne światło, które odrobinę nas oślepiło. – Jak chcecie się pieprzyć, to wypad do jakiegoś hotelu! To nie burdel!

Przez chwilę miałam obawy, że to Kaktus nas nakrył, ale kiedy obróciłam się w stronę mężczyzny, okazało się, że to ktoś inny. Wydawał się trochę znajomy, więc mógł być jednym z pomagierów Bielawy, których widzieliśmy pod magazynem w zeszłym tygodniu.

– Spoko, koleś, wyluzuj – odparł Dziura, jakby zupełnie nic się nie stało. – Potrzebowaliśmy tylko chwili prywatności.

– W biurze Kaktusa? – zakpił. – Spieprzać stąd, ale już, zanim szef się o tym dowie, bo zapewniam was, że nie będzie tak łaskawy jak ja.

Żadne z nas nie chciało się przekonać o gniewie Bielawy, więc Ksawery pomógł mi zejść z biurka, po czym chwycił mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę wyjścia. W międzyczasie ja jeszcze poprawiłam sukienkę, a on dyskretnie wypiął pendrive z laptopa i schował go w kieszeni. Miałam nadzieję, że wszystko się zgrało.

– Chodź, skarbie, nic tu po nas – mruknął Dziura, kiedy mijaliśmy tamtego faceta. – A tak w ogóle to denna ta impreza. Zmywamy się.

Tamten nic nie odpowiedział, ale przypuszczałam, że ucieszył się, iż nie mamy zamiaru sprawiać więcej kłopotów. Kiedy przechodziliśmy przez salon, nikt nie zwrócił na nas uwagi. Nawet Kazik był zajęty flirtowaniem z jakąś laską, a Kaktusa dostrzegłam kątem oka, jak dolewał sobie czegoś w kuchni. Udaliśmy się więc do drzwi wyjściowych i wyglądało na to, że nikt nie zakodował tego faktu.

Dopiero kiedy znaleźliśmy się w windzie, odważyłam się spojrzeć na Ksawerego. Starał się zachować neutralny wyraz twarzy, ale w jego oczach dostrzegłam resztkę tego pożądania, które miało nad nami kontrolę jeszcze jakąś minutę temu. Czy po mnie też to było widać? To jak bardzo chciałam, aby się to powtórzyło?

– To co teraz? – spytałam, sama nie wiedząc, czy mam na myśli pendrive, czy to, co zaszło między nami.

– Chyba wszystko się zgrało, ale trzeba to sprawdzić – odparł, uznając, że chodziło mi jednak o wykradzione pliki. – Najlepiej od razu. U mnie. Na moim sprzęcie powinno to pójść w miarę szybko.

Kiwnęłam głową na zgodę, chociaż wizja znalezienia się w jego mieszkaniu z jednej strony napawała mnie lekkim niepokojem, ale z drugiej rodzącą się ekscytacją. Nie miałam pojęcia, co z tego wyniknie, ale chciałam się przekonać.

Znaleźliśmy się przy samochodzie, kiedy zdałam sobie sprawę, że od momentu wyjścia z gabinetu Kaktusa wciąż trzymaliśmy się za ręce. Ten gest okazał się tak naturalny, że zupełnie nie zwróciłam na niego uwagi. Jednak, gdy przy wsiadaniu Dziura w końcu uwolnił moją dłoń z swojego uścisku, poczułam, jakby zaczęło mi czegoś brakować.

Większość drogi do jego mieszkania spędziliśmy w ciszy. Wymieniliśmy tylko kilka zdawkowych uwag na temat samej imprezy i nadziei, że nasz plan się w pełni powiódł, a na pendrive'ie znajdziemy odpowiedzi na przynajmniej większość nurtujących nas pytań. Zgodnie przemilczeliśmy kwestię pocałunku. Z jednej strony było mi to na rękę, bo nie bardzo wiedziałam, jaki powinnam mieć do tego stosunek, ale z drugiej, chciałabym się dowiedzieć, jak odnosił się do tego Ksawery. Czy uznał to po prostu za konieczność, która uchroniła nas przed zdemaskowaniem, czy może jednak poczuł chociaż odrobinę tego pożądania co ja.

Zatrzymaliśmy się przed kilkupiętrowym blokiem w centrum miasta, kilka ulic od budynku, w którym znajdowała się kancelaria. Nagle zaczęłam się zastanawiać, czy wejście do jego mieszkania to aby na pewno dobry pomysł. Szybko przypomniałam sobie jednak, że przecież zależało mi na odkryciu tajemnic Kaktusa i chciałam być przy tym, jak Dziura otworzy pliki. A im szybciej to zrobimy, tym szybciej zaczniemy działać i być może uda nam się w końcu odnaleźć Igę.

W budynku była winda, ale mieszkanie Ksawerego mieściło się na drugim piętrze, więc weszliśmy po schodach. Cisza, jaka panowała między nami, była odrobinę krępująca, więc miałam nadzieję, że od razu po przekroczeniu progu zabierzemy się do przeglądania danych, aby nie myśleć o tym, co zdarzyło się przy biurku Kaktusa.

– Zapraszam – oznajmił Dziura, otwierając drzwi. – Rozgość się, a ja włączę komputer – dodał, kiedy byliśmy już w przedpokoju, w którym z ulgą zrzuciłam z nóg szpilki, bo chociaż byłam przyzwyczajona do chodzenia na wysokich obcasach, to te okazały się wyjątkowo niewygodne.

– Jasne – mruknęłam, wchodząc do pokoju, który chociaż niewielki, pełnił rolę salonu. Pomieszczenie było skromnie urządzone, ale schludne i dość przytulne. Jak na kawalera, całkiem, całkiem. – Mogę się czegoś napić? – spytałam, bo nagle zdałam sobie sprawę, że od tych wszystkich emocji wyschło mi gardło.

– W kuchni na blacie powinna stać butelka wody mineralnej – odparł z drugiego pomieszczenia, które pewnie było sypialnią. – A w lodówce jest chyba sok pomarańczowy. Poczęstuj się, czym chcesz.

Ruszyłam więc w stronę kuchni. Woda była okej, ale stwierdziłam, że przyda mi się coś chłodniejszego, bo wciąż było mi nieprzyzwoicie gorąco i miałam wrażenie, że policzki wręcz mi płoną. Musiałam się uspokoić, bo inaczej nie wyjdzie z tego nic dobrego.

Chwyciłam za klamkę lodówki i już miałam ją otworzyć, kiedy coś przykuło moją uwagę. Drzwi lodówki były usiane dość pokaźną kolekcją magnesów. Większość z nich pochodziła z różnych miejsc, zarówno z Polski, jak i Europy. Dostrzegłam taki z wieżą Eiffla, rzymskim Koloseum czy Big Benem. Cóż, zbieranie takich pamiątek średnio pasowało do postawnego faceta, ale to nie to zszokowało mnie najbardziej. Na samym środku, przytrzymane dwoma magnesami, wisiało zdjęcie. Moje zdjęcie. Jedno z tych, które zrobił mi w zeszły piątek.

– Wciąż uważam, że byłoby lepsze, gdybyś się szerzej uśmiechnęła.

Przełknęłam ciężko ślinę, bo jego głos dochodził z naprawdę bliska, a więc musiał stać zaledwie kilka kroków za mną. Poczułam też na sobie jego uważne spojrzenie. Napięcie między nami zamiast maleć, zaczęło wzrastać.

– Po co w ogóle je wywołałeś? – spytałam, obracając się w jego stronę i zapominając o tym, że jeszcze chwilę temu chciało mi się pić. – I powiesiłeś w takim miejscu?

W odpowiedzi Ksawery wzruszył ramionami.

– Właściwie sam nie wiem – stwierdził, podchodząc jeszcze bliżej. – To jakaś niewytłumaczalna potrzeba, aby mieć cię blisko – dodał, stając zaledwie kilka centymetrów ode mnie i zakładając mi za ucho kosmyk włosów. – Wiem, że znamy się zaledwie kilka tygodni, ale jeszcze nigdy żadna kobieta tak bardzo nie zawróciła mi w głowie. Nie mam pojęcia, co się ze mną dzieje, ale nie mogę się od ciebie oderwać. To, co się stało w tamtym gabinecie, to nie było tylko na potrzeby przykrywki. Chciałem tego. I mam nadzieję, że ty też.

Oddech przyspieszył mi szalenie, kiedy dotarło do mnie, że czujemy dokładnie to samo, a dystans między nami przestaje istnieć. Wiedziałam, że Ksawery czekał na moją odpowiedź, ale nie byłam w stanie wykrztusić z siebie słowa. Musiałam to jednak zrobić, bo chociaż w jego oczach dostrzegłam to, jak bardzo mnie pragnął, byłam przekonana, że nie zrobi niczego, dopóki mu na to nie pozwolę.

– Obiecałem, że poczekam, ale to okazało się trudniejsze, niż przypuszczałem – oznajmił, kiedy nie doczekał się mojej reakcji, a jego palce przesunęły się delikatnie po mojej dolnej wardze. – Zrozumiem jednak, jeśli nie jesteś jeszcze na to gotowa i...

– Jestem.

Nie wiem, kto był bardziej zdziwiony tym stwierdzeniem. Wcale nie miałam zamiaru tego mówić, ale kiedy już się to stało, zrozumiałam, że to prawda. Nie byłam typem dziewczyny, która sypia z kim popadnie, a z Dziurą faktycznie właściwie ledwo co się znaliśmy, ale czułam, że mogę mu zaufać. Nie chciał mnie wykorzystać. Zależało mu na mnie. Widziałam to doskonale w jego oczach, w których oprócz pożądania gościły także czułość i troska.

Tym razem to ja złączyłam nasze usta. Musiałam mu pokazać, że chcemy tego samego. Że świadomie pozwalałam mu zawładnąć moim sercem, duszą i ciałem.

Z początku pocałunek był dość delikatny i czuły, ale szybko przerodził się w namiętną walkę o dominację. Nasze języki splotły się w pożądliwym tańcu i nawet na sekundę nie byliśmy się w stanie od siebie oderwać.

Ledwo zakodowałam fakt, że Ksawery znów mnie podniósł i posadził na kuchennym blacie. Tym razem automatycznie rozsunęłam nogi, aby przyciągnąć go jak najbliżej siebie. Do tej pory nie sądziłam, że można aż tak bardzo łaknąć czyjejś bliskości, czyjegoś dotyku. To było dla mnie nowe, odurzające uczucie, które kompletnie przejęło nade mną kontrolę.

Przeniósł pocałunki na moją szyję, kiedy zaczęłam rozpinać jego koszulę. Chwilę później poczułam, jak jego dłonie odnajdują zamek błyskawiczny mojej sukienki i pociągają go w dół. Pozwoliłam opaść ramiączkom sukienki tak, że moje piersi odsłoniły się nieco. Nie miałam na sobie stanika. I Ksaweremu zdecydowanie się to spodobało.

Chciałam jak najszybciej móc przylgnąć do jego nagiego torsu, więc odsunęłam go nieco od siebie i ściągnąłem koszulę przez głowę, bo nie miałam cierpliwości do szamotania się z guzikami. Nie był zadowolony z tego, że musiał się ode mnie oderwać, ale zaraz potem przesunęłam dłonią po twardych mięśniach jego brzucha, na co uśmiechnął się z błyskiem w oku. Moja dłoń zsuwała się coraz niżej, aż dotarła do zapięcia spodni, pod którym wyraźnie rysowało się jego podniecenie. W tym samym czasie jego dłonie gładziły moje uda, zahaczając o koronkowe figi, które, nie ma co ukrywać, były już naprawdę przesiąknięte wilgocią. Spojrzeliśmy sobie w oczy, zatrzymując się o krok od granicy, po przekroczeniu której nie będzie już odwrotu. To był ostatni moment na to, aby się wycofać.

– Tak bardzo cię pragnę, Nastka – szepnął, opierając swoje czoło o moje, a ja uśmiechnęłam się lekko, bo po raz pierwszy zwrócił się do mnie po imieniu.

– Ja ciebie też – odparłam lekko zachrypniętym głosem.

– Na pewno?

Przejęcie w jego oczach dodatkowo tylko rozczuliło moje galopujące serce. W takiej sytuacji większość facetów, pewnie po prostu wzięłaby to, co chciałam zaoferować. Ale nie Ksawery. On musiał mieć jasne potwierdzenie na to, że oddaję mu całą siebie, bo naprawdę tego chcę.

– Tak – oznajmiłam, po czym nie dając mu wyboru, znów przyciągnęłam go do siebie i zachłannie pocałowałam.

Niedługo później pozbyliśmy się wszystkich ubrań, które wylądowały na kuchennej podłodze, i daliśmy się ponieść namiętności kotłującej się w nas już od jakiegoś czasu. Ten jeden raz pozwoliłam sobie zapomnieć o zdrowym rozsądku i dać się ponieść instynktom. I okazało się, że to było dokładnie to, czego potrzebowałam. 

******************************************* 

Hej :) Mam nadzieję, że po ostatniej scenie Pestka nie wydała się Wam zbyt "łatwa". Wiem, że może to trochę kontrastować z tym, co do tej pory Nastka sądziła o relacjach damsko-męskich, ale w końcu już od dawna mieli się z Ksawerym ku sobie i to napięcie musiało wreszcie znaleźć ujście ;) 

Dzięki za gwiazdki i komentarze. 

Do napisania za tydzień :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro