Rozdział 28

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Jesteśmy na miejscu. - pisnęła szczęśliwa Ana

- Aż tak ci się dłużyła moja jazda? - zapytałam rozbawiona. -Mogłaś powiedzieć bym przyśpieszyła.

- Jeszcze? - pisnęła zdziwiona Kate - Przecież ty jechałaś ze 130 km/h.

Na jej słowa wszyscy zaczęliśmy się śmiać, a jedynie biedna dziewczyna, nie wiedziała o co chodzi.

- Widać, że długo nie jechałaś z Mayą. - zaśmiał się Tom. - Dla twojej informacji, specjalnie dla ciebie i osób w innych autach jechała wolniej.

- Jeśli to było wolniej, to wolałabym nie pytać jak jest normalnie. - zaśmiała się, a my wraz z nią. - Dobra lecimy rozkładać namioty. Ktoś umie? - zapytała, a wśród nas zapadła cisza.

- Yyy Tom? - zapytałam z nadzieją.

- Nie umiem.

- Josh?

- Ja też nie.

- Ana? - zapytałam resztkami nadziei

- Nie.

- Kurwa. - jęknęłam, ale po chwili się ogarnęłam. - Ale nie przesadzajmy to nie może być takie trudne.

***

30 minut później

- To jednak jest trudne. - stwierdziła Ana. - Gdzie oni do chuja są jak ich potrzebujemy?

- Simon dzwonił do mnie i mówił, że wjechali gdzieś do sklepu, bo nas zgubili, ale Ash pamięta jak się tu jedzie, więc trafią tu, ale spóźnieni.

- Kurwa. - jęknęła ruda, a ja się zaśmiałam

- Chyba pierwszy raz słyszałam ciebie, gdy tyle przeklinasz. - przyznałam rozbawiona.

- Nawet mnie nie wkurwiaj. - warknęła. - Mam nadzieję, że niedługo będą, bo nie długo zabraknie namiotów.

- Nie bój dupy. Na razie tylko jeden jest niesprawny.- zaśmiałam się, próbując poprawić dziewczynie poprawić humor, co chyba mi się udało, bo dziewczyna się roześmiała.

- Dalej nie wiem jak ci się udało rozjebać namiot.

- To nie moja wina. - powiedziałam po raz enty tego dnia. - To Tom wbijał ten haczyk w namiot.

- To się nazywa śledź. - usłyszałam rozbawiony głos Ash'a więc spojrzałam w tamtą stronę.

- Jesteście. - pisnęła szczęśliwa Ana, rzucając się na szyję mojego kuzyna. - Umiesz rozkładać namiot?

- Tak.

- Uf. - odetchnęła z ulgą ruda. - Bo Maya już rozjebała jeden namiot.

- To nie ja. - zaprzeczyłam, patrząc jak winowajca całego zajścia, zwija się ze śmiechu.

- Dobra nie ważne. - zakończył sprzeczkę Simon

 - Jest 19. Rozkładamy namioty, idziemy po drewno i rozpalamy ognisko. - zaproponował Josh.

- Może lepiej, żeby ci co umieją rozkładać namioty to zrobili, a ci co nie, poszli po drewno? - zapytała jakaś dziewczyna, której imienia nie pamiętam, posyłając mi wrogie spojrzenie, które nie uszło uwadze Tom'a.

- Zluzuj gacie skarbie, bo ci żyłka w dupie pęknie. To tylko namiot.

- Który ona zniszczyła, bo wielce uzdolniona Maya zabrała się za coś czego nie potrafi, a teraz się wpierdoli do czyjegoś namiotu. - warknęła, a ja się głośno zaśmiałam.

- Nie musi. Namiotów wystarczy, a w razie czego takiej suce jak ty bardziej pasowało by spanie w budzie, więc jeden namiot wolny. - stwierdził, a ja naprawdę musiałam się powstrzymać, aby nie wybuchnąć śmiechem, patrząc na wyraz twarzy tej laski. - Więc jak na sukę przystało ładnie to odszczekasz, albo spierdalaj. - dziewczyna ze zdziwienia jedynie otworzyła szeroko usta, na co Tom się zaśmiał. - Ja już wiem, że jesteś suką, ale ja podziękuję z twojej oferty obciągnięcia, ale idź do jakiegoś klubu, może tam ktoś skorzysta.

- Dupek. - warknęła dziewczyna, zarzucając włosami i razem ze swoimi przyjaciółmi skierowała się w stronę samochodów.

- Skarbie. - zawołał jeszcze Tom. - Żartowałem. - gdy dziewczyna odwróciła się w naszą stronę ze zwycięską miną, chłopak kontynuował. - Masz tak krótką spódniczkę, że jestem na sto procent pewny, że nie masz gaci do zluzowania.

Jedyną odpowiedzią brunetki było warknięcie.

- Tak suczko, tak. - jęknął Tom, podczas gdy reszta z nas zwijała się ze śmiechu. - Pokaż jak ostra jesteś. Zaszczekaj jeszcze.

Niedługo później dziewczyna wraz z 4 przyjaciółkami w spódniczkach tej samej długości, wyruszyły w drogę powrotną do domu, a między nami zapanowała cisza.

- Myślicie, że trafią do LA? - zapytałam, a Ana zachichotała

- Bo cię to obchodzi.

- Oczywiście, że nie. - prychnęłam. - Zastanawiałam się tylko, czy jak się zgubią w lesie to znajdzie jakiegoś leśniczego. - widząc zdezorientowanie dziewczyny wyjaśniłam. - No co? Ktoś musi ją w końcu zdrowo przerżnąć. Może wtedy przestanie warczeć.

Moje słowa wywołały śmiech zebranych, a w szczególności moich przyjaciół. Tym samym udało mi się rozładować atmosferę.

***

- Maya błagam cię, powiedz, że schowałaś alko do przenośnej lodówki. - jęczał Tom, gdy wszystkie namioty były już rozłożone, a chłopcy rozpalali ognisko.

- Za kogo ty mnie masz? Oczywiście, że jest w lodówce, ale tylko połowa, tego co było w naszym aucie, bo się nie zmieściło.

- To ile wy tego kupiłyście? - zapytał zdziwiony, ale jedyną odpowiedzią jaką uzyskał było moje rozbawione spojrzenie. - Nie wnikam, ale wiedz, że cię uwielbiam.

Na jego słowa głośno się zaśmiałam.

- A kupiłyście coś do żarcia? - zapytała Kate z nadzieją. - Bo my o tym nie pomyślałyśmy.

- Proszę cię. - zaśmiałam się. - Przy tej czwórce, nie wziąć jedzenia? Wyjebali by mnie do sklepu w tej samej minucie co by się dowiedzieli o braku jedzenia.

Moje słowa wywołały rozbawienie większości tu zebranych i piorunujący wzrok wysyłany w moją stronę od przyjaciół. 

- Dobra, to co? - zapytała Ana. - Zaczynamy?

Tak też zrobiliśmy i już po 10 minutach wszyscy siedzieliśmy przy ognisku z piwem w jednej ręce i piekąc kiełbaski drugą.

- Otwórzmy te koperty. - pisnęła jakaś dziewczyna, którą znam jedynie z widzenia. - Bo nie wytrzymam.

Wszyscy zachichotaliśmy, ale każdy ruszył swoją dupę, aby udać się do namiotu po koperty.

Miałam dzielić moje tymczasowe lokum z Aną, ale oczywiście mój kochany kuzynek, który miał spać razem z Simonem i Tomem się uparł, że chce być w jednym namiocie ze swoją dziewczyną, więc ja skończyłam z Tomem i Simonem, co nie obeszło się bez żartów ze strony przyjaciół i znajomych.

Kilkanaście minut później wszyscy z powrotem zajęli swoje miejsca przy ogniu, a następnie, ustaliliśmy, że każdy po kolei będzie mówił gdzie chce iść, a następnie gdzie się dostał.

- Ana, to był twój pomysł, więc zaczynaj. - zaproponowałam dziewczynie siedzącej po mojej prawej stronie.

- No to, składałam papiery na wydział psychologiczny w UCLA* i CSUN** i na angielski także w CSUN. Najbardziej mi zależy na psychologii w UCLA, więc to zostawię na koniec, a najmniej n angielskim, od którego zacznę. - oznajmiła i zabrała się za otwieranie pierwszej kopert. Szybko przesunęła wzrokiem po tekście i przeczytała na głos. - Mamy przyjemność poinformować panią, o przyjęciu na wydział angielski, jak i psychologiczny California State University Northride. Okey, czyli tam się dostałam, teraz UCLA. - powtórzyła całą szopkę z otwieraniem koperty i przeszukiwaniem tekstu, a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. - Dostałam się! - pisnęła szczęśliwa. - Maya, twoja kolej.

- Tsa, więc składałam papiery do UCLA na informatykę i do USSA*** na wydział sportowy, ale bardziej zależy mi na tym pierwszym. - powiedziałam, próbując zachować powagę, gdy mówiłam, że sama składałam papiery i kłamiąc, iż mi na tym zależy. - To zacznijmy od USSA. - oznajmiłam otwierając kopertę. - Dostałam się. Teraz UCLA. Kurwa jak się stresuję. - zaszydziłam, ale tylko nasza szóstka rozumiała, że to był sarkazm. - Dostałam się! - pisnęłam, udając podekscytowanie, aż Tom opluł się piwem.

Otwieranie kopert trwało jeszcze dobre półgodziny. Oczywiście nasza szóstka dostała się wszędzie, gdzie składaliśmy papiery, albo tak jak w moim przypadku zostały złożone za nas. Ale i tak najlepsza była reakcja osób, które się nie dostały tam gdzie chciały. - bezcenna. Ryk, płacz i załamanie, które mnie po prostu rozśmieszało. Josh dostał się do UCLA na biochemię, a Kate na medycynę, więc oboje byli szczęśliwi.

Ognisko trwało do naprawdę późnych godzin nocnych, albo raczej wczesnych porannych, a przez ten cały czas piliśmy i wygłupialiśmy się. Świtało już, gdy postanowiliśmy się położyć, a jutro, a w zasadzie już dzisiaj po obudzeniu pójść nad jezioro, bo wieczorem, większość ludzi wyjeżdża. Zostaje tylko nasza szóstka i Josh, który nie jedzie na ostatnią szkolną wycieczkę.

- Nie wiem jak wy, ale ja idę się wykąpać do jeziora. - powiedziałam w stronę Toma i Simona, gdy byliśmy już w naszym namiocie.

- Poszedł bym z tobą, ale Simon, by mi wtedy urwał jaja. - zaśmiał się szatyn, a ja wraz z nim.

- Nie no spoko. Możecie iść. - oznajmił mój chłopak, co wywołało nasz nie mały szok.

- Oookey... - oznajmiłam powoli, przeciągając. - Dobra to skoro mamy pozwolenie Simona to chodź.

Wzięłam w jedną rękę żel pod prysznic, a w drugą ręczniki, czystą bieliznę i koszulkę, na przebranie, po czym razem z Tomem skierowaliśmy się w stronę jeziora..

- Co jest z Simonem?- zapytał szatyn, patrząc na mnie z zainteresowaniem.

- Też zauważyłeś, że jakoś inaczej się zachowuje?

- Tak. No bo proszę normalnie, jakbym powiedział, że idę się z tobą kąpać, nawet w żartach, to już bym leżał nieprzytomny na ziemi i za pewne do tego jako impotent. - słowa chłopaka wywołały mój śmiech, ale nie jestem pewna, czy on był do końca szczęśliwy.

- Jeszcze kilka dni temu, Simon był tak o mnie zazdrosny, że zabiłby każdego, kto za długo na mnie patrzy, a teraz jest całkowicie obojętny. - zwierzyłam mu się. - A ja nie mam pojęcia o co chodzi.

- Wyluzuj mała, przejdzie mu. Teraz pewnie uświadomił sobie, że będziemy kąpać się nago, więc zżera go zazdrość.

- Pojebało cię? - zapytałam, a on spojrzał na mnie zdziwiony. - Serio myślisz, że będę paradowała przed tobą bez ubrań?

- A co może będziesz się w nich kąpać? - zakpił

- W ubraniach nie, ale w bieliźnie tak. - zaśmiałam się, ściągając bluzkę przez głowę, a następnie buty i szorty, żeby już po chwili zanurzyć się w ciepłej wodzie, z butelką żelu pod prysznic w ręce.

Nie ma to jak prysznic w jeziorze.

___

* UCLA - University of California  

** CSUN  - california state university northridge

*** USSA - United States Sports Academy

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro