Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Maya

Po wyjściu z pomieszczenia szybkim krokiem udałam się do siłowni, gdzie bez rozgrzewki zaczęłam uderzać w worek. Próbowałam w ten sposób wyładować swoją wściekłość, ale i ból, który czułam po kłótni z przyjaciółką. Waliłam bez opamiętania nie zważając na ból fizyczny, który i tak był o wiele mniejszy niż ten w mojej głowie.

Prawdą jest, że odsunęłam się od Any, o Josh'u już nie wspominając. Nie rozmawiałam z nim od moich urodzin, które były pół roku temu, a kiedyś nie miałam przed nim żadnych tajemnic. Z resztą z rudą jest podobnie, zawsze się jej ze wszystkiego zwierzałam, znała mnie jak nikt inny, a teraz rozmawiam z nią tylko, gdy muszę. Jedynie z Simonem i Tomem rozmawiam normalnie, a przynajmniej w miarę możliwości. To właśnie z nimi mam teraz najlepszy kontakt. Mój chłopak akceptuje mnie taką jaka jestem i wspiera nieważne co mi strzeli do mojej głupiej głowy, kocha mnie i z wzajemnością. A jeśli chodzi o Tom'a... Szatyn pomimo faktu, że wygląda jak chodząca góra mięśni, a każdy kto go nie zna się go boi, co zwykle mnie rozśmiesza, bo jak z nim idę ulicami to ludzie patrzą na mnie jakbym była niespełna rozumu, albo co najmniej miała myśli samobójcze. Taka drobna dziewczyna jak ja, idzie po mieście z chłopakiem, wyglądającym jak stereotypowy gangster, którym w zasadzie jest, ale to już szczegół. Kiedyś jak się z nim pokłóciłam na mieście i zaczęliśmy się na siebie drzeć, to kilka osób zatrzymało się, żeby mi pomóc w razie kłopotów. Razem z szatynem wybuchnęliśmy w tedy takim śmiechem, że przez dobre 20 minut nie mogliśmy się uspokoić, a moi niedoszli obrońcy, spoglądali na mnie jakby się zastanawiali, czy mają dzwonić na pogotowie psychiatryczne, o ile takowe w ogóle istnieje.

Kiedyś takie sytuacje miałam jedynie z Aną i Joshem. Umieliśmy się wygłupiać i żartować z wszystkiego. Mimo faktu, że raczej nie dopuszczam obcych ludzi do siebie, miałam sporo... dobra co ja mówię mega dużo znajomych, ale z nikim nie miałam tak dobrego kontaktu jak z rudą i gejem. Byliśmy bardzo blisko, a teraz... Z Aną rozmawiam jedynie, gdy jest taka konieczność, a mój kontakt z Joshem kończy się na mówieniu "hej" na przerwach, jeśli przypadkiem miniemy się na korytarzu.

Dziwnie mi z myślą, że się odsunęłam od przyjaciół. Może nie tyle boli mnie ten fakt, co po prostu... Nie wiem jak to ująć inaczej, niż dziwnie mi z tym. Nie umiem tego zmienić, wiem, że jeśli będę próbowała to jedynie zranię ich bardziej, niż udało mi się to do tej pory. Ale muszę coś z tym zrobić, bo cholernie mi ich brakuje. Może jednak posiadam jeszcze jakieś uczucia.

Nie jestem pewna ile tu tak stałam waląc w ten worek, ale na pewno długi czas, bo kostki na moich rękach, były kompletnie zdarte. Przez to wszystko zapomniałam ubrać rękawic.

- Maya?- usłyszałam cichy głos, więc zwróciłam się w tamtą stronę.

- Co?

- Chodź na górę. - poprosił spokojnie Ash. - Jesteś tu już 5 godzin. Musisz coś zjeść i spać.

- Nie mów mi co mam robić. - warknęłam, wracając do uderzania w worek.

Pov. Ash

Jest z nią gorzej niż myślałem. Boję się, że Maya po raz kolejny popadnie w depresję. Widzę, że już teraz ma problem z opanowaniem siebie.

Gdy ostatnio moja kuzynka wpadła w taki dołek ledwo udało się ją wyciągnąć na prostą. Ale wtedy miała lepszy kontakt z Luckiem i ze mną, a teraz nawet nie wiem kiedy i dlaczego, ale nasze relacje uległy pogorszeniu. Szczęściem jest fakt, że dalej normalnie rozmawia z Simonem i Tomem. Mam szczerą nadzieję, że to wystarczy, albo dziewczyna sama się ogarnie.

- Spokojnie. - poprosiłem nastolatkę opanowanym głosem, wiedząc, że jak bardziej ją zdenerwuję to, albo skończę z solidnie obitą mordą, albo Maya po raz kolejny będzie miała depresję. - Chodź do kuchni. Zrobię Ci twoje ulubione naleśniki, opatrzymy ręce i pójdziesz do łóżka, a jutro porozmawiamy, dobrze?

Blondynka nic nie odpowiedziała, a jedynie bez słowa mnie wyminęła i ruszyła schodami na górę.

Pov. Maya

Wyminęłam chłopaka, a już po chwili siedziałam na blacie w kuchni, czekając, aż przyjdzie mój kuzyn i zrobi mi moje naleśniki. Niecałą minutę później do pomieszczenia wszedł Ash i posyłając mi lekki uśmiech, zabrał się do pracy.

Po posiłku bez słowa ruszyłam schodami na górę i zaszyłam się w moim pokoju. Wzięłam majtki i koszulkę Simona, a następnie udałam się wziąć długi prysznic. Mydło cholernie szczypało mnie w zdarte kostki na dłoniach, ale ignorowałam ból i uparcie dalej myłam ciało i włosy. Pół godziny później ubrana już w pidżamę wracałam do pokoju, gdzie na moim łóżku leżał rozwalony brunet.

- Nie za wygodnie Ci?- zapytałam wrednie.

Nie miało to tak zabrzmieć, ale nie umiem już tego kontrolować.

- Nie. Jest idealnie.

Mruknęłam coś niezrozumiałego i położyłam się obok niego.

- Chodź tu do mnie. - poprosił, więc bez słowa wtuliłam się w jego wyciągnięte ramiona. - Kocham Cię, mała. 

- Ja Ciebie też. Dzięki tobie uwierzyłam w miłość. - powiedziałam szczerze, a po chwili spałam już wtulona w chłopaka.

***

Obudziłam się, gdy na zewnątrz było jasno, co bardzo mnie zaskoczyło, bo gdy kładłam się było południe, więc albo spałam krótko, albo bardzo długo Przeciągnęłam się na łóżku, po czym ubrana w koszulkę Simon'a zeszłam na śniadanie... albo kolacje.

- Cześć. - przywitałam się z chłopakami siedzącymi w kuchni.

- Hej, mała. Jak się spało?- zapytali chórem, a ja spojrzałam na nich jak na idiotów.

- Doooobrze. - oznajmiłam ostrożnie, przeciągając samogłoskę.

- Cieszymy się. - powiedzieli po raz kolejny chórem.

- Dobra. Co jest?- zapytałam

- A co ma być?

- Mówicie wszystko chórkiem, jakby to co najmniej było zaplanowane. Zachowujecie się jakbym była jakąś tykającą bombą, więc słucham. O co znowu chodzi?

Po moich słowach zapadła cisza. Nikt nic nie mówił, a miałam wrażenie jakby nawet przestali oddychać.

- Jak się czujesz?- wykrztusił w końcu Tom.

- A jak mam się czuć? O co wam znowu chodzi?

- W sensie, czy wszystko okej. Po tej twojej kłótni z Aną. - powiedział cicho Jake, a ja nie mogąc już wytrzymać zaczęłam się śmiać.

Chłopcy patrzyli na mnie jak na jakąś niespełna rozumu. Co może i miało trochę sensu, bo nie każdy na pytania o samopoczucie wybucha śmiechem, no ale cóż. Takie życie.

- Traktujecie mnie, jakbyście się bali, że zaraz strzelę sobie kulkę, albo komuś, tylko przez to, iż pokłóciłam się z koleżanką i usłyszałam trochę prawdy? Serio myślicie, że aż taka słaba jestem?

- Nie. Po prostu...- zaczął mój kuzyn

- Nie macie się czym martwić. Wiem, że jestem mordercą i suką, ale takie życie. Nikt nie jest idealny.- oznajmiłam wzruszając ramionami i zabrałam się do robienia płatków.

- Ona nie miała tego na myśli. Martwi się o ciebie i kocha jak siostrę, a teraz jest załamana. Nie bądź na nią zła.

- Nie jestem.

Podczas jedzenia, cały czas czułam na sobie wzrok chłopaków. Ja wiem, że się o mnie martwią i tak dalej, ale to już jest przesadą.

- Idę pogadać z Aną. - oznajmiłam po posiłku.

- Jesteś pewna?- zapytał Ash, na co jedynie skinęłam głową. - Tylko proszę, nie kłóćcie się.

Na jego prośbę wzruszyłam ramionami, bo z moim temperamentem, obiecywanie nie kłócenia się z kimś, w większości wypadków oznacza kłamstwo.

_____________________

Jak tam plany lekcji pasują? Ja mam jutro jedynie 5 przedmiotów, a w tym wf i godzina wychowawcza, ale niestety też rozszerzona matematyka :(

A do tegorocznych kotów. Jak tam nowe szkoły i klasy? Ja osobiście jestem zadowolona z nowej klasy mimo, że na 30 osób, jest tylko 9 chłopaków.

buziaki ;*;*;*

Vera__18

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro