Rozdział 50

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przepraszam, że rozdział tak późno, ale zapomniałam, że dzisiaj czwartek. Do końca zostały 3 rozdziały i epilog. Miłego czytania 😙😙😙

Nie miałam możliwości nijak przyspieszyć przesyłania, więc jedyne co mi pozostało to liczyć na to, żebym zdążyła wszystko zrobić. Sekundy na monitorze mijały przerażająco powoli. 44...43...42... Siedziałam niecierpliwie czekając, aż to wszystko się prześle. 36...35...34... Żeby tylko Rickowi udało się przetrzymać Roberta przez jakieś 40 sekund. 20...19...18... Zamknęłam wszystkie nie potrzebne okna. Odebrałam pendraiva którego podała mi ruda i schowałam go do biustonosza. 7...6...5... Przez drzwi usłyszałam odgłos kroków, a mój telefon zawibrował, wyświetlając napis: Idzie. 2...1...0... wyciągnęłam pendraiva, a w tej samej chwili drzwi się otworzyły. Telefon wsadziłam miedzy nogi razem z pendraivem, bo na więcej nie było czasu. Dziewczyna posłała mi pytające spojrzenie, więc jedynie skinęłam głową, a ona westchnęła z widoczną ulgą.

- Przepraszam was dziewczynki, ale mieliśmy mały problem z kamerami, ale już jest wszystko dobrze. Mam nadzieję, że byłyście grzeczne. - powiedział ze śmiechem.

- Jeśli za grzeczne uważasz wykradanie nazwisk i danych najbliższych akcji jakiegoś gangu, to tak. Byłyśmy grzeczne. - oznajmiłam z wrednym uśmiechem, a chłopak się zaśmiał.

- Nic nie mówiłem. - odparł unosząc ręce do góry w geście poddania. - Jak wam idzie?

- Prawie skończyłam. - oznajmiła ruda - Jeszcze tylko szczegóły dwóch najbliższych akcji.

- A ty blondi?

- Dziesięć sekund. - mruknęłam patrząc na okienko w laptopie. - Gotowe. - oznajmiłam odsuwając się na krześle, aby ten mógł spokojnie podejść i sprawdzić jak mi poszło, co też uczynił.

Przeglądał zdobyte przez mnie materiały, a mi w tym czasie udało się niepostrzeżenie wsunąć pendraiva pod gips, a telefon za pasek.

- Ja też skończyłam. - powiedziała Ana i tak jak ja odsunęła się w tył.

- Zaraz posprawdzam.  - obiecał nie odrywając wzroku od monitora na którym jeszcze nie dawno pracowałam. - Jest wszystko. - oznajmił z uśmiechem. - Zobaczmy jak u ciebie.

***

Pół godziny później, gdy na zegarku wybiła już 22 razem z rudą wróciłyśmy już do pokoju.

- Mogę dzisiaj też u ciebie spać? - zapytała. - Jakoś nie chcę siedzieć sama w pokoju.

- Nie ma sprawy. - powiedziałam z uśmiechem. - Mam tak samo i chciałam ci właśnie zaproponować żebyś tu nocowała.

- To co, idziemy się kąpać? - w odpowiedzi jedynie skinęłam głową. - Pomóc ci? - zaproponowała wskazując na mój nadgarstek.

- Powinnam sobie poradzić, jedynie z przebraniem się mogłabyś?

- Nie ma sprawy. To idź pierwsza, a ja pościelę.

- Jesteś najlepsza. - powiedziałam szczerze przytulając mocno przyjaciółkę. - Później opowiem ci cały plan. - szepnęłam cicho, a dziewczyna ledwo zauważalnie skinęła głową. 

- A teraz idź się umyć, bo śmierdzisz. - zaśmiała się dziewczyna

- I vice versa skarbie. - odpowiedziałam wysyłając jej buziaka w powietrzu, ale potulnie skierowałam się do łazienki.

***

Po niecałej godzinie obie byłyśmy już wykąpane, a oba pendraivy ponownie znajdowały się pod moim gipsem, razem z telefonem.

Położyłam się na brzuchu, a to tylko dzięki tej maści od Nathan'a. Nie wiem co w niej było, ani jak działała, ale jest zajebista, bo moje żebra przestały boleć prawie natychmiastowo, dlatego też posmarowałam nią nadgarstek, osiągając identyczny efekt.

W telefonie ustawiłam alarm, w postaci wibracji na godzinę 3:10, a gdy tylko Ana położyła się obok mnie tak, że ucho miała praktycznie przy moich ustach zaczęłam jej wszystko wyjaśniać.

- Czyli ten chłopak z którym dzisiaj gadałaś pomoże nam się uwolnić? - zapytała szeptem, a ja skinęłam głową. - A co z Simonem?

- Jak u niego dzisiaj byłam to dałam mu kartkę z planem, co prawda od tego czasu trochę się zmieniło, ale nie na tyle, żeby sobie nie poradził.

- A jak zamierzasz go uwolnić?

- Podrzucimy mu kilka minut przed przybyciem chłopaków broń, a drzwi wyważymy.

- Narobimy cholerny hałas. - zauważyła

- Wiem. - powiedziałam niezbyt zadowolona tym faktem.

- A co później?

- Spierdalamy tak szybko jak się da, zabijając każdego kto będzie próbował nam przeszkodzić. - odpowiedziałam cicho, a w pokoju zapanowała idealna cisza. 

Żadna z nas nie jest święta, ale to nie znaczy, że zabijanie sprawia nam przyjemność, a już szczególnie w takich ilościach. Nie boję się samej walki z nimi, a jedynie tego jakie będą straty z naszej strony. Z dokumentów, które dzisiaj wykradłam dowiedziałam się, że w Miami są wszyscy członkowie gangu Roberta, a jeśli Luke ściągnął tu wszystkich naszych ludzi to jest nas po równo. Mamy element zaskoczenia, ale oni mają nieograniczony dostęp do broni, co daje im dość dużą przewagę.

- Dokąd uciekamy? - zapytała w końcu dziewczyna

- Do aut chłopaków. Przebierzemy się w odpowiednie stroje, zabieramy broń i idziemy walczyć.

Ludzie Rob'a, którzy nie mieszkają tutaj dotrą w max godzinę, a w tym czasie musimy się uporać z wszystkimi członkami gangu stąd, aby nie zostać otoczeni, bo wtedy nasze szanse są zerowe. Jak uda nam się pozbyć wszystkich ludzi z tej fabryki, zyskamy sporo broni i miejsce na opatrywanie rannych. Magazyn na szczęście jest na odludziu, więc nie będziemy narażać innych ludzi. Tych, którzy nie są zamieszani w nasz świat.

- A twój nadgarstek? - zza myślenia wyrwał mnie szept przyjaciółki.

- Nathan dał mi dzisiaj maść przeciwbólową na żebra, ale na nadgarstek też działa. Zdejmę gips, żeby mi nie przeszkadzał, a na rękę będę musiała uważać. Jak wrócimy do domu Liam się nią zajmie.

- Jesteś pewna, że dasz radę?

- Czy kiedyś sobie nie poradziłam?

- No nie, ale...

- Nie ma ale. - przerwałam jej. - Poradzę sobie.

- No okey. Chodźmy spać. - kiwnęłam głową. - Obudź mnie jak będziesz wychodziła. Idę z tobą. - powiedziała, a ja nie mając zamiaru się z nią kłócić, jedynie po raz kolejny skinęłam.

Przez dłuższą chwilę nie mogłam zasnąć. Cały czas myślałam o nadchodzących wydarzeniach. Byłam pewna, że gdy tylko prześlemy Luke'owi dane, on dopracuje szczegóły planu i w ciągu kilku godzin dojdzie do akcji. Byłam na to przygotowana, ale mimo wszystko się bałam, bo zdawałam sobie sprawę, że bez strat się nie obejdzie, a ja naprawdę nie chcę tracić przyjaciół. Boję się tego. Mało jest rzeczy których się lękam, a nawet jeśli jest coś takiego, to się do tego nie przyznaję, ale teraz jest inaczej. Boję się tej akcji, boję się możliwej utraty przyjaciół, po prostu się boję. I to cholernie. Ale nie ma już odwrotu, a to jedyna opcja. Nie damy rady zwyczajnie uciec, bo nas złapią, a tak gdy wybiegniemy nie będą nas ścigać, bo będą zajęci walką z naszymi ludźmi. Mam nadzieję, że to wystarczy i że damy radę zająć ten magazyn zanim oni przyjdą. Ułatwi nam to akcje i to bardzo.

Nawet nie spostrzegłam kiedy odpłynęłam do krainy Morfeusza. Czeka nas długi dzień.

***

Gdy telefon zaczął wibrować miałam wrażenie, że minęło zaledwie kilka minut, a nie godzin, ale chcąc nie chcąc usiadłam na łóżku i potrząsnęłam ramieniem przyjaciółki.

- Musimy iść. - powiedziałam jak najciszej umiałam, gdy tylko otworzyła oczy.

Szybko i cicho podeszłyśmy do szafy z której wyjęłyśmy czarne leginsy, bluzy oraz adidasy w tym samym kolorze. Musiałyśmy się zachowywać cicho, bo mimo, że obrazu z kamer nie dało się zobaczyć, to usłyszeć jak najbardziej. Szybko się przebrałyśmy, a ja dodatkowo zdjęłam gips, bo jego niebieski kolor cholernie rzucał się w oczy.

Gdy gotowe stanęłyśmy pod drzwiami była godzina 3:25, więc miałyśmy jeszcze pięć minut. Przypominając sobie jedną ważną rzecz, podeszłam do szafy, w której zaczęłam szukać mojej kurtki i spodni, w których tu przyjechałam. Nie zajęło mi to dużo czasu, a gdy tylko je znalazłam, wyjęłam schowane tam noże. Jeden z nich podałam dziewczynie, a drugi schowałam za pasek. 

Za drzwiami usłyszałam kroki, a gdy te się oddaliły ponownie spojrzałam na zegarek.

- Już czas. - szepnęłam do przyjaciółki, a następnie bezszelestnie otworzyłam drzwi, wyglądając na pusty korytarz.

Skierowałam się do pokoju Frank'a, a dziewczyna kierowała się za mną.

- Czekaj na mnie. Zostawiłem spluwę w sypialni. - usłyszeliśmy męski głos, kierujący się w naszą stronę. 

- Kurwa. - przeklęłam bezgłośnie.

Do naszej sypialni nie zdążymy wrócić, bo w połowie drogi wpadłybyśmy na strażników. Czym prędzej i ciszej podbiegłyśmy do pokoju Franka, który jak na złość był zamknięty. Nie wiele myśląc z włosów wyjęłam wsuwkę, którą zaczęłam majstrować w zamku. Ana w tym czasie przygotowała w ręce nóż, aby w razie konieczności szybko i bez zbędnego hałasu zaatakować przeciwnika. Kroki były coraz bliżej, a ja cały czas męczyłam się z zamkiem i gdy byłam już prawie pewna, że zostaniemy przyłapane, usłyszałam delikatny trzask chowającej się zapadki, co wywołało uśmiech na mojej twarzy. Jednak szybko on zgasł gdy zdałam sobie sprawę, że kroki się zatrzymały, a po chwili dało się je słyszeć w trochę wolniejszej i ostrożniejszej odsłonie. Jak najszybciej weszłyśmy do pokoju, a gdy tylko cicho zamknęłyśmy drzwi ponownie majstrowałam przy zamku, aby je zamknąć, co w miarę szybko się udało. A gdy tylko drzwi zostały ponownie zakluczone odetchnęłam z ulgą.

- Połóż coś pod drzwi, aby nie było widać światła od monitora. - poleciłam cicho dziewczynie, a ona bez słowa wykonała moje polecenie.

Ja w tym czasie po ciemku skierowałam się do biurka, skąd zgarnęłam laptopa. Już po chwili włączyłam go, a złamanie hasła nie zajęło nam dużo czasu, dzięki uruchomieniu awaryjnym przez system BIOS'a. Mailem wysłałam wszystko Luke'owi, którego wcześniej poinformowałam o której godzinie może się spodziewać dokumentów, a dodatkowo w skrócie opisałam co wymyśliłam. Odpowiedź, którą dostałam po minucie, zawierała tylko jedno zdanie: O 4:30   na końcu ulicy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro