Cyganka prawdę ci powie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Przedział jest pusty. Zasłaniam czerwoną kotarkę i oddycham z ulgą. Korci mnie, żeby położyć się na wszystkich siedzeniach, ale rezygnuję z tego pomysłu. Siadam przy oknie. Lubię patrzeć na zmieniający się krajobraz. Jest jeszcze ciemno, ale kto wie, może uda mi się zobaczyć wschód słońca.

Grzebię w torbie i nie mogę znaleźć kokosowej pomadki. Usta mi spierzchły i pulsują teraz nieznośnie. Wyrzucam zawartość torebki partiami, aż w końcu trafiłam na jakiś papier. Unoszę brwi. W rękach trzymam kopertę podpisaną moim imieniem. Nie jestem pewna czy zgarnęłam ją przypadkiem ze stołu, czy ktoś podrzucił mi ją specjalnie.

Rozrywam byle jak brzegi, bo chcę jak najszybciej dowiedzieć się, co jest w środku. Czytam zawartość po raz trzeci i nadal nie wierzę w to, co widzę. Babcia faktycznie przepisała na mnie mieszkanie! Jednak z dalszego ciągu wcale się nie cieszę. Oblizuję wargi i znajduję w końcu pomadkę. Ulga trwa tylko chwilę.

Warunek Kornelii wydaje się trudny do realizacji, a z moim szczęściem nawet niemożliwy. Jeśli myśli, że w ten sposób mi pomoże się ustatkować, to prawdopodobnie się myli. Tylko potęguje moją niechęć do stałych związków. Nie mam siły o tym myśleć. Zrobię jutro jakąś listę, czy coś w tym stylu.

Wczorajszy dzień, nocna eskapada i monotonne stukotanie pociągu sprawiają, że ziewam raz po raz. Dopada mnie straszne zmęczenie. Głowa kiwa mi się niebezpiecznie. Zasypiam na siedząco.

Kiedy otwieram oczy, naprzeciwko mnie siedzi kobieta. Wygląda, jakby wyrwała się z jakiejś baśni. Mrugam raz po raz. Czemu się tak gapię? Nie mogę przestać.

Złote kolczyki brzęczą jej przy każdym ruchu głowy. Powłóczysta sukienka ozdobiona cekinami ciągnie się po ziemi. Kruczoczarne włosy kontrastują z intensywną czerwienią ubrania. Nie mogę oderwać wzroku od niej oczu. Są tak ciemne, że aż hipnotyzujące i jeszcze ta śniada cera. Do pozazdroszczenia! Zwykle nie zwracam uwagi na inne kobiety ani na tyle szczegółów. Ona jest magnetyzująca. Pod nosem mamroczę:

– Cyganka.

Kręci głową. Przypatruje mi się z ukosa i odzywa zachrypniętym głosem:

– Powróżyć pani?

Jeszcze tego mi brakowało. Uśmiecham się i udaje, że nie słyszałam.

– Słyszała pani, widzę to po oczach. Co pani szkodzi? Za darmo przecież.

Zachowuję się jak biedny student, który na wieść o darmowych próbkach rzuca się na łeb, na szyję. Wyciągam rękę ku kobiecie, a teraz ona się waha.

– Ma pani dziwną aurę.

– Co to znaczy?

– Dokładnie, co powiedziałam.

Ogląda moją dłoń z każdej strony i kręci głową z niezadowoleniem.

– Może rzuci pani chociaż piątaka, bo coś tu niedowidzę.

Cofam rękę i kładę ją na piersi.

– Nie jest pani ciekawa?

Teraz już jestem, ale co to zmieni? Myślę intensywnie, a ona czeka cierpliwie. W końcu wyjmuję piątaka i podaje ponownie dłoń. Cyganka chowa zdobycz i od razu szepcze:

– Na plaży coś się wydarzy.

Zanim spytam, skąd wie, wypalam:

– Pani nie czuję, jak rymuje?

Kobieta gromi mnie spojrzeniem. Kontynuuje, ale popada w natchniony stan.

– To są poważne sprawy! Wypatruje panna mężczyzny, ale nie jednego. Zaraz trzech obok stanie. Nie każdemu warto zaufać. Może jeden właściwy się okaże, a może żaden. Porządek jakiś i ład by się w życiu przydał. Czemuś taka rozchwiana?

– To pani tego nie wie? – Mój to miał zabrzmieć ostro, ale chyba mi nie wyszło.

Kobieta krzywi się nieznacznie.

– To już musi pani odkryć sama.

Wyrywam rękę.

– Dosyć już tego. Nic pani sensownego nie powiedziała.

– A czy nie mówię prawdy?

– Tak, objawioną. – Wywracam oczami i dodaję. Nie wiem, jak to się dzieje, ale nagle odzywa się we mnie wygadany sceptyk. Z niewyspania robię się zgryźliwa. – Jedziemy nad morze, więc wydarzenie na plaży to nic odkrywczego. Wokół każdej kobiety kręci się jakiś mężczyzna, a trzech to już pani wymyśliła.

– Uważa pani na to, co mówi. – Unosi lekko palec, jakby chciała mi pogrozić. Chyba nie rzuci na mnie klątwy, za niewyparzoną mordę?

– Zwykle nie uważam i mam z tym problem. Podobnie jak z robieniem. Nie wiem, co się ze mną dzieje... Wczorajszy dzień... Wydaje mi się, że świat sprzysiągł się przeciwko mnie. Narobiłam głupot i usłyszałam tyle rzeczy. Czemu ja o tym pani mówię?

W kąciku oka czuję napływającą łzę. Ona pochyla się w moim kierunku i przejeżdża dłonią po moim ramieniu.

– Płacz, jeśli to przynosi ulgę. – Jej głos jest łagodny, ale zaraz zmienia się na bardziej stanowczy. – A potem weź w garść i zastanów, co pani robi ze swoim życiem.

– Czemu wszyscy to powtarzają? – parskam.

– Może jest w tym ziarno prawdy? A tak w ogóle nie jestem Cyganką, ale na wróżeniu trochę się znam. – Wstaje i wychodzi z przedziału.

Nie mam okazji zapytać o nic więcej. Pociąg zatrzymuję się, a kobieta wysiada. Widzę przez okno, jak wita się czule z przystojnym brunetem. Czuję ukłucie w klatce piersiowej. Czy to zazdrość? Wczorajszy dzień mógł się zakończyć zupełnie inaczej. Co ja najlepszego narobiłam? Też wymyśliłam z tą ucieczką.

W końcu docieramy do Gdyni. Posiłkuję się mapą gogle i kieruję się w stronę pensjonaciku. Gdy docieram na miejsce, rozglądam się zaskoczona. To zwykły blok mieszkalny. Jak ją sprawdziłam to ogłoszenie? To nie miał być przypadkiem pokoik z pełnym wyżywieniem? No, trudno... Nie ma co liczyć na śniadanie w łóżku.

Nagle dostrzegam coś we wgłębieniu przy oknie piwnicy. Podchodzę bliżej i przecieram oczy ze zdziwienia. To śpiące dziki. Zastygam w bezruchu. Ostrożnie przechodzę obok i gdy pod moją stopą trzaska gałązka, mam wrażenie, że serce wyskoczy mi z piersi. Przykładam rękę do klatki piersiowej i staram się uspokoić. Pewnie dlatego cena była okazyjna. Staję pod drzwiami i słyszę głos z góry:

– Pani na nocleg?

Zadzieram głowę i kiwam. Boję się odezwać.

– Już schodzę!

Starsza kobieta otwiera mi drzwi.

– Pani wchodzi. Zapomniałam ostrzec, że śpią tu dziki. One nikomu krzywdy nie zrobią, nie ma co się bać. Tylko lepiej ich nie zaczepiać.

Nie byłabym taka pewna. To jednak groźne zwierzę, ale co ja tam wiem. Mam wrażenie, że coraz mniej z wiekiem.

W progu kładę swoje rzeczy. Rozglądam się po mieszkaniu. W korytarzu obijam się o zlew, a tuż obok niego jest płytka na jeden garnek i lodówka turystyczna. Górnolotnie nazwany apartamentem jest raczej mini kawalerką. Zastanawiam się, czy ma dwadzieścia metrów, może z balkonem, na który strach wejść. Kwadratowy pokój mieści szafę i łóżko. Jest nawet przymocowany do ściany stolik i składane krzesło. Przynajmniej nic mi nie kapie na głowę, a to tylko na kilka dni. Dla mnie jednej wystarczy. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro