Kawiarenka, mały głód i lemoniada
Wchodzimy do małej kawiarni przy samym rynku, wciśniętej pomiędzy kwiaciarnie a budkę z kołaczami.
Aż ślinka cieknie mi od tego zapachu. Powstrzymaj się Bożenka, bo wyjdziesz na obżartucha.
Daniel otwiera mi drzwi, przy stoliku odsuwa krzesło i uśmiecha się przymilne. Przyglądam mu się uważnie. Wygląda dobrze i miło pachnie, do tego stopnia, że mam ochotę przysunąć się bliżej i zapytać, co to za perfumy. Jest w nim coś innego niż poprzednio. Patrzy na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Zamawia americano, a ja cappuccino.
Zerkam tęsknie na witrynę z napoleonką, sernikiem królewskim, bezą i szarlotka. Mój brzuch burczy głośno i uświadamiam sobie, że nic nie jadłam od śniadania. Przez te pomysły Kornelii niedługo zacznę się mieścić w ciuchy z liceum. W sumie, czemu nie?
– Ktoś tu jest głodny – śmieje się Daniel.
– Babcia ganiała mnie od rana i jakoś nie było czasu.
– W takim razie zamawiam słodkości. Chciałbym, żebyś na mnie patrzyła się tak jak na tę ciasta – mówi i puszcza do mnie oko.
Muszę przyznać, że jest uroczy. Już po chwili przed moimi oczami stoją cztery kawałki ciasta i dzbanek z herbatą. Sobie zamówił lemoniadę, choć zastanawiam się, skąd ta ochota na ochłodzenie w połowie września.
Czyżby zrobiło mu się gorąco na mój widok? A może to jednak zasługa Kornelii? Skręca mnie z ciekawości, co mu nagadała.
– Nie zjem tego wszystkiego – protestuję, chociaż chętnie zjadłabym wszystko. Staram się trzymać w ryzach, ale wolę zrezygnować z obiadu niż ze słodyczy. Z zapałem czytam o piramidzie żywieniowej i fit stylu życia, ale gdy przychodzi co do czego, zapominam o tych zasadach. Wystarczy zapach czegoś pysznego.
– Pomogę ci. – Zerka łakomie na talerzyki.
– Dobra, to dzielimy po pół – mówię i usilnie próbuję „rozkroić" łyżeczką oporną napoleonkę. W końcu udaje mi się zrobić dwa zestawy deserowe. Kelner patrzy na nasze talerzyki z dezaprobatą, ale mam to gdzieś.
Opowiadamy o ukochanych wypiekach i Daniel chwali się, że robi sernik na zimno. Mlaskam z aprobatą i czuję do niego coraz większą sympatię. Podobno przez żołądek do serca. Jeśli powie, że umie gotować, to wiem, że przepadnę z kretesem.
Przeceniłam swoje możliwości. Wymiękam przy ostatnim kawałku i odsuwam ciasto od siebie. Daniel, który skończył swoje porcje, wyciera okruszki z kącików ust. Dopiero teraz widzę, że są ładnie wykrojone, soczyste i duże.
Oblizuję się na samą myśl, o pocałunku. Nie, Bożenka nie! Daj sobie teraz spokój. Muszę odwrócić swoją uwagę.
– Chcesz? Wiem, że lubisz, a ja nawet nie próbowałam – pytam, patrząc na niezjedzoną połówkę szarlotki.
– Chętnie – Uśmiecha się i pochyla się w moją stronę.
Przechylam się przez stolik i przesuwam talerzyk. Wpatruję się w Daniela o chwilę za długo i nieopatrznie zahaczam o lemoniadę. Próbuję ratować sytuację, ale szklanka chwieje się niebezpiecznie i reszta napoju wylewa się mu na spodnie.
Daniel wstaje gwałtownie, a jego twarz przebiera purpurowy odcień. Łapię za serwetki ze stolika i niewiele myśląc, zaczynam go wycierać. Dopiero po chwili i głośnym chrząknięciu mężczyzny dociera do mnie, co robię i w jakim miejscu. Spoglądam na jego krocze i nie wiem, gdzie się podziać. Zaczynają piec mnie policzki, pewnie jestem czerwona jak burak. Odsuwam się i mamroczę coś pod nosem. Wbijam wzrok w podłogę i podnoszę go, dopiero gdy Daniel lekkim tonem mówi:
– Może trzeba było się od razu umówić w mieszkaniu. Mam wolną chatę.
– Ja nie, sorki... – Plącze mi się język i zacinam się, choć chciałam coś dodać. Wyleciało mi z głowy, szybciej niż do niej wpadło.
– Nic się nie stało, żartuje tylko. – Próbuje mnie uspokoić i kładzie mi rękę na ramieniu.
– Tak, jasne. Przecież nie wylałam tej lemoniady specjalnie, żeby cię zaciągnąć do łóżka – odparowuje, zanim zdarzę ugryźć się w język. Przepadłam. Oczy Daniela rozszerzają się, a na ustach maluje się szelmowski uśmiech.
– To byłby chytry plan, ale nie jestem taki łatwy.
Poważny ton w połączeniu z chochlikami w jego oczach sprawiają, że parskam śmiechem. Dołącza się do mnie i przestajemy, dopiero gdy obsługa obrzuca nas karcącym spojrzeniem.
– Trzeba się stąd zmywać. Uber? Bo w tych spodniach to na spacer nie pójdziesz – proponuję, zaskoczona nagłą przytomnością umysłu.
– Uff, ominie mnie błądzenie bez celu – Udaje, że ociera pot z czoła i znów się uśmiecha.
Jego ubranie prezentuje się żałośnie, ale on sam wydaje się zadowolony. Zamawiamy samochód i podjeżdżamy pod jego mieszkanie. W końcu mieszkamy na jednym osiedlu, a do siebie, a właściwie babci, mam rzut beretem.
– Może chcesz zajść do środka? – pyta, gdy wysiadamy.
Rozglądam się niepewnie i przeczę ruchem głowy.
– Może innym razem – mówię i już mam zamiar odchodzić, gdy pociąga mnie za rękę.
Daniel błądzi palcami po mojej dłoni, a później ujmuje ją lekko i całuje. Przysuwam się do niego i opieram drugą rękę na jego klacie, wtedy on składa pocałunek na moim czole i pochyla się niżej. Nie wiem, czemu zaczynam panikować, a może wiem doskonale.
Kątem oka coś dostrzegam, a właściwie kogoś... Odsuwam się i jego usta zmieniają kierunek. Muska mnie delikatnie w policzek i szepce:
– Do zobaczenia.
Stoję pod jego klatką rozedrgana i nie wiem, co ze sobą począć. Co tu właściwie się wydarzyło? W mojej głowie znów plączą się nieznośne myśli. Nie wiem, czy chce poukładać te splątane nitki i zrobić z nich uroczy kłębek.
Snuje się noga za nogą, gdy słyszę czyjś irytujący głos, który wola mnie po imieniu. Nie odwracam się i przyspieszam kroku.
To wszystko wina Artka. Mogłabym spędzić miły wieczór albo chociaż dostać pożegnalnego buziaka, gdybym nie zobaczyła jego zakazanej mordy. Co za los! Niech to diabli. Znów mnie woła i zrównuje się ze mną. Mrużę oczy i patrzę ze złością na Artka.
– Szybko się pocieszyłaś – cedzi powoli.
– A co jesteś zazdrosny? Izabella ci nie wystarcza?
Artek wzrusza ramionami.
– Wiesz, że monogamia jest przereklamowana? Gdybyś miała ochotę, dołączyć do nas to zapraszam. Może zabrać chłoptasia.
Patrzę na niego i mrugam kilka razy. Czy ja się przesłyszałam, czy on zaproponował mi trójkąt? A może wymianę par?
Krzywię się i nie odpowiadam. Docieramy do klatki i wyprzedzam go. Wbiegam po schodach, a on czeka na windę. Gdy jestem kilka schodków wyżej, słyszę, jak krzyczy do mnie z dołu.
– Zastanów się Bożenka.
– Tak, pewnie, już lecę – mruczę z powątpiewaniem.
Jestem zwyczajna kobieta, a nie bohaterką „Closer". Nie dla mnie takie zabawy. Jak Artek dalej będzie miał takie pomysły, to szybciej mi wywietrzeje z głowy. Jestem tego pewna. Za to Daniel mógłby się rozgościć, o ile babcia go nie odstraszy albo ja sama.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro