I

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

🍝🍝🍝

Pewnien Włoch został zmuszony do wstania rano. Wcześnie rano. Przez najgorszy dźwięk jaki istnieje we wszechświecie - budzik informujący, że czas do szkoły. Jak miał tylko pomyśleć, że dzisiaj ma siedem lekcji w tym aż dwa niemieckie i wf, to robił się natychmiastowo chory. A przynajmniej próbował, bo gdyby mu się udało i dostał w jakiś zapewne magiczny sposób gorączki nie musiałby iść na lekcje.

Ale nie. Choroba stwierdziła, że to nie jest odpowiedni moment na odwiedziny. Pewnie woli święta. Więcej jedzenia, ciasta, goście. To zdecydowanie bardziej jej klimaty.

- Memento mori... - mruknął do siebie chłopak, wchodząc na lekcje języka niemieckiego. - Może jak się nauczę tego przeklętego języka, to przynajmniej z szatanem się dogadam...

Rozejrzał się po klasie i zauważył swojego brata, siedzącego samemu w ławce. Dokładniej w trzeciej ławce od strony okien. Wiedząc, że Lovino zapewne będzie siedział sam, postanowił się dosiąść.

Przechodząc obok Lili, niewysokiej zielonookiej dziewczyny, o jasnych włosach sięgających ramion, uśmiechnął się do niej szerzej i pomachał wesoło. Dziewczyna odwzajemniła gest, dodając ciche "hej".

Sala coraz bardziej zaczęła wypełniać się uczniami, którzy z widocznym optymizmem, a może raczej z widoczną chęcią mordu na osobie, która wymyśliła szkołę, zajmowali miejsca.

Dokadnie w momencie, w którym zadzwonił dzwonek do sali lekcyjnej wszedł mężczyzna. Dość dobrze zbudowany, wysoki blondyn, z niebieskimi jak bezchmurnie niebo oczami.

- Zaczyna się. - mruknął ponuro starszy z rodzeństwa. Chłopcy chodzili razem do klasy, ponieważ ich dziadek stwierdził, że łatwiej będzie im się odnaleźć, gdy Feliciano pójdzie rok wcześniej ze swoim starszym bratem.

Nic w tym dziwnego. Od dziecka byli niemalże nierozłączni.

- Dzień dobry. Nazywam się Ludwig Beilschmitd. Od dzisiaj będę uczył was niemieckiego.

- Kurwa jakiś niemiec. - mruknął starszy z wyraźnym niezadowoleniem.

- Bo jak wszyscy wiecie poprzedniego nauczyciela zamknięto za handel narkotykami.

- Przynajmniej był spoko. - komentował Lovino. - Jak na nauczyciela niemieckiego.

- Co do zasad panujących na lekcji, nie akceptuję czegoś takiego jak rozmowy czy jedzenie. Pić możecie. Macie dwa np w półroczu, które zgłaszamy przed lekcją. - Młodszy Włoch z zachwytem patrzył na mężczyznę. Starszy z pogardą. - Jakieś pytania?

- Ja mam jedno! - Powiedział radośnie Feliciano. - Czy mógłby się pan ze mną umówić?

-Feli. - syknął cicho jego brat.

- Em... nie sądzę. - Nauczyciel z zakłopotaniem podrapał się po karku. - A jakieś dotyczące szkoły? - rozejrzał się po klasie. - Nikt? To zacznijmy lekcję.

Nauczyciel prowadził jakiś pewnie ciekawy wywód na temat, którego Włoch nie rozumiał. No bo cóż. Niemieckiego nigdy nie lubił, więc zazwyczaj omijał go jak największym łukiem. Jednak kiedy patrzył tak na blondwłosego mężczyznę, zastanawiał się, czy korzystniej nie byłoby znać ten język przynajmniej w komunikatywnym stopniu. W sumie jak tak słuchał słów padanych z ust niemca, nie brzmiały aż tak źle.

Wyciągnął telefon i włączył tłumacza, by przedtłumaczyć zdanie, którym chciał zabłysnąć. Albo może bardziej zwrócić na siebie uwagę obiektu westchnień.

- Kann ich dich küssen?* - powiedział na głos. I to tak naprawdę na głos. Znaczy głośny głos. Patrząc prosto w twarz nauczyciela.

- Du kannst nicht.** - odpowiedział twardo niebieskooki.

- A szkoda... - Feliciano z niezadowoleniem oparł głowę na ręce. W dalszym ciągu wpatrywał się w germanistę, jakby to miało zmienić jego zdanie.

🐸🐸🐸

Mężczyzna siedział na ławce na placu zabaw. Przyglądając się dwóm małym chłopcom, radośnie bawiącym się przy zjeżdżalni i trzymając w ręce zapalonego papierosa. Od czasu do czasu przykładał go do ust i zaciągał się nim. Zmrurzył oczy i uniósł głowę lekko w górę, odchylając ją przy tym do tyłu. Promienie popołudniowego słońca miło grzały jego twarz. Sam nie wiedział ile tak siedział.

Otworzył oczy dopiero w momencie, gdy poczuł delikatny dotyk na swoim kolanie. Uśmiechnął się łagodnie i zgasił niedopalonego peta o ławkę, by następnie wyrzucić go do kosza, znajdującego się obok.

- W co się bawiliście Mathieu? - Chłopiec, mający jakieś cztery lata uśmiechnął się lekko w odpowiedzi i schował głowę w nogach blondyna. Przywykł już do francuskiej wersji swojego imienia i reagował na nią tak samo jak na Matthew'a.

- Al chće być bohatejem, a ja nie chćę księźnićką! - przez to, że mówił w materiał jeansów jego głos był stłumiony i trochę niewyraźny.

Mężczyzna zaśmiał się melodyjnie. Złapał chłopca lekko w talii i uniósł, sadzając sobie na kolanach.

- Wcale nie musisz być księżniczką. Możesz być księciem. - Błękitnooki poczochrał włosy chłopca.

- Albo żabą. - Wtrącił się trochę niższy od siedzącego na ławce zielonooki blondyn.

- Oj Arthie~, to że ty preferujesz  płazy, nie znaczy, że chłopcy też. Ja rozumiem, geny i te sprawy... ale dzieciom potrzeba miłości. - Przytulił fiołkowookie dziecko, które natychmiastowo objęło jego szyję.

- Nie dotykaj moich dzieci pedofilu. - Mężczyzna z czysto brytyjskim akcentem zmrużył oczy.

- Oj dobrze wiesz, że nie o taką miłość chodzi mon amour.*** - Na twarzy anglika pojawił się lekki rumieniec.

- Ćo to zńaćy pepofil? - zapytał mały, tak cichym głosem, że Francuz ledwo dał radę go usłyszeć.

- Pedofil? - zapytał z lekkim rozbawieniem w głosie.

- Aha. - potwierdził blondynek.

- Nie co, tylko kto. - podjął zapytany mężczyzna. - Jest to osoba-

- Pedofil to taki zły pan, który kocha dzieci albo też źle je dotyka. - Wyjaśnił szybko zielonooki, jak przystało przykładnemu rodzicowi.

- Tato nje jest pepofilem. - Stwierdził z przekonaniem mały.

- Oczywiście, że nie jestem. - Potwierdził Anglik.

- Mówiłem o tacie mamo. - Chłopiec oderwał głowę od ramienia niebieskookiego i spojrzał kolejno na Anglika i Francuza, na którym to zatrzymał wzrok. - Tato jest dobry. Kocha nas i umie gotować. Możecie być mężem i żoną. Albo mężem. Obojętnie. - Mówił zdecydowanie dużo wyraźniej, gdy nie zatykał sobie ust.

- Co ty na to Arthie? - zapytał z nieukrywanym uśmiechem siedzący na ławce blondyn.

- Tatoooooo~! JESTEM BOHATEREM! - zawołał drugi chłopiec podbiegając do nich.

- Kogo zamierzasz ratować Alfredzie? - zapytał zielonooki, oddychając z ulgą, że nie musi odpowiadać na wcześniejsze pytanie.

- Ciebie! Będę twoim bohaterem. A pan tata wujek będzie czarownicą! 

"Pan tata wujek" pomyślał wyższy mężczyzna. Niby nie powinno mu przeszkadzać żadne z tych określeń, tym bardziej, że nigdy nie powiedział, jak mają się do niego zwracać, ale jednak bolało go coś w okolicach serca, gdy to usłyszał. Starał się. Robił wszystko, by Anglik zobaczył. Żeby przekonał się, że on ich nie zostawi. Że on ich chce. Że chce by byli jego rodziną. Że jego miłość nie polega tylko na sypianiu z Anglikiem. Kochał go. Tak naprawdę. Dzieciaki też. Były jego skarbami. Gdyby tylko dostał szansę...

Kann ich dich küssen?* - Czy mogę Cię pocałować?

Du kannst nicht** - Nie możesz

Mon amour*** - moje kochanie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro