II

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

To naprawdę smutne uczucie, kiedy ktoś, dla kogo jesteś w stanie zrobić dosłownie wszystko, całkowicie cię olewa. Jeszcze gorzej jak jesteście przyjaciółmi. Bo co ci z rozmów i spędzanego wspólnie czasu, kiedy i tak wiesz, że nigdy nie będziecie razem. Tym bardziej, gdy twój przyjaciel jest sztywny jak kij i nawet nie pozwala ci się dotknąć.

Ten problem spędzał sen z powiek Valda. Od dobrego roku męczył się ze zbliżeniem się w jakimkolwiek stopniu do Milena. Udało się. Teraz są na etapie "hej jak ci mija dzień, może przejdziemy się gdzieś po pracy".

To jednak mu nie starczało. Chciał go mieć. Mieć pewność, że mężczyzna odwzajemnia uczucie. Chyba jednak liczył na zbyt wiele.

Uśmiechnął się w momencie, gdy drzwi tramwaju się otworzyły. Natychmiastowo wypatrzył w tłumie wsiadających osób swojego przyjaciela. Chwycił go za kołnierz płaszcza i przyciągnął do siebie.

- Mówiłem już. Nie lubię jak mnie dotykasz. Jak ktokolwiek to robi. - czerwonooki przewrócił oczami, po czym na nowo uśmiechnął się pokazując wampirze kły.

- Przecież cię nie ugryzę. - tramwaj gwałtownie zachamował, więc Vald chwycił Milena w pasie, by ten przypadkiem nie poleciał na kogoś, kim by nie był on sam. - Co najwyżej przytrzymam, bo widzę, że nieźle wczoraj imprezowałeś.

- Tak. Z tłumaczeniami. - odparł ironicznie Bługar.

- A mogłeś ze mną! - Blondyn zrobił teatralny gest ręką przykładając ją z udawanym oburzeniem do klatki piersiowej.

- Wolałem nie ryzykować. - Typowy on. Pełna powaga. Zero jakichkolwiek pozytywnych emocji. Valdmir sam nie wiedział, czemu się w nim zakochał. Ale cóż. Stało się. - Możesz mnie już puścić. Przecież się nie przewrócę.

- A co za to dostanę? - To było dość ryzykowje pytanie, jeśli chodziło o emocje. Jednak zaryzykował.

- Następnym razem to z tobą będę imprezował. - mężczyzna powiedział to tak bezemocjonalnym głosem, że sam Vald nie był w stanie stwierdzić czy on to robi, bo chce, a wynikła sytuacja jest pretekstem, czy powiedział to, by młodszy dał mu spokój. Nie ukrywał jednak, że woli pierwszą opcję.

🐥🐥🐥

Gilbert nienawidził być olewany. Jego brat doskonale o tym wiedział. A jednak. Ignorował go praktycznie od... jakichś pięćdziesięciu dwóch godzin, dwudziestu dziewięciu minut i czterdziestu ośmiu sekund. Nie żeby czerwonooki chodził z zegarkiem i liczył. Co jak można się spodziewać wywierało na starszym Niemcu tragiczny wpływ.

Gdy nie dostawał atencji robił wszystko, by ją zdobyć. Postanowił więc wejść do pokoju brata i zrobić mu maluteńki żarcik.

Korzystając z momentu, kiedy blondyn wyszedł do kuchni, prawdopodobnie po kolejną kawę, zakradł się do pomieszczenia i zaczął przeglądać torbę młodszego. Można by... zamienić płytę do słuchanek na jakąś z niemałego zbioru niebieskookiego. Albinos na samą myśl o reakcji brata zaśmiał się pod nosem.

Kartkował jeden z podręczników, gdy wypadła z niego kartka. Miała podejrzany zapach bazylii i suszonych pomidorów. Na dodatek była w kopercie. Przecież to na bank tajne dane zwiadowcze, a jego brat tak naprawdę nie jest nauczycielem, tylko super tajnym agentem. Białowłosy był przekonany o słuszności swoich podejrzeń. Postanowił więc zajrzeć co jest w środku. W końcu trzeba jakoś zaspokoić ciekawość, a szanowny pan Ludzio mu nie powie, bo to nudny gbur.

Powoli i z wielką uwagą otworzył kopertę. W środku znajdowała się kartka. Jakiś list. Nuuudaaa. Ale. Co jak to szyfr? Trzeba przeczytać. Bo przecież pewności nigdy za wiele.

Pismo było estetyczne. Lekko pochylone w prawą stronę. Słowa były po niemiecku. Tylko kilka jakichś dziwnych. Nigdy nie słyszał w niemieckim "Ma non è colpa mia se la freccia di Cupido ha colpito quando ti ho visto.*" Był przekonany, że to właśnie to, czego szuka. Tajny szyfr agencji szpiegowskiej.

Szybko zrobił zdjęcie znalezisku i odłożył starannie na miejsce. Z tego wszystkiego zapomniał podmienić płyty.

Gdy przemknął się już do swojego pokoju od razu napisał do dwójki swoich przyjaciół. Poinformował ich, że muszą natychmiast się spotkać.

🐥🐥🐥

Siedział przy stoliku w rogu ich ulubionego baru. Nerwowo stukał palcami w drewniany blat, mając nadzieję, że jego przyjaciele za chwilę się pojawią.

Podniósł gwałtownie głowę, gdy usłyszał otwieranie drzwi. Nareszcie. Nie wytrzymywał już z tych emocji. Mężczyźni podeszli dyskutując na jakiś temat. Przywitali się z albinosem i dosiedli.

- Więc? - Podjął blond włosy. - Co jest tak ważne, że musisz nas o tym natychmiast poinformować?

- TO! - Gilbert wyciągnął, według jego rozumienia tajne akta jakiejś super ważnej sprawy. - Widzicie? Szyfr! Mój brat jest szpiegiem! Teraz tylko ustalić co znaczy ta dziwna paplanina i dla kogo pracuje.

- Idioto to włoski, a nie szyfr! Daj to. - Antonio bardzo delikatnie i ostrożnie wziął do ręki telefon przyjaciela z wyświetlonym zdjęciem listu. - Em.. Może jednak to weź.

- Tonio, co jest tam napisane? - dopytywał białowłosy.

- To NA PEWNO twojego brata? - zapytał zielonooki z wątpliwością.

- Na bank. - irytował się albinos. Ile można powtarzać, że to jego szpiegowskie listy.

- Bo ogólnie tam pisze, że nie jest winą autora tych słów, że strzała Kupidyna go uderzyła, kiedy zobaczył twojego braciszka. - Na twarzy Antonio pojawił się jeszcze większy uśmiech. Pokręcił z dezaprobatą głową. - No no no~.

- Nie znałem go od tej strony. - skomentował datychczasowo słuchający w ciszy blondyn, wyrywając się z zamyślenia.

- Szczerze, to ja też. - Stwierdził krótko Niemiec.

- Gdzie ty znalazłeś ten list? - zapytał z nieukrywaną ciekawością Hiszpan.

- Chciałem zprankować mojego małego braciszka, ale z jednego z podręczników wypadła koperta i no. Byłem ciekawy. - Wyjaśnił szybko.

- Nie uczono, by nie grzebać w cudzych rzeczach? - zapytał żartobliwie Francuz.

- Oj tam, to mój brat, czyli jest prawie że mną. - Czerwonooki wzruszył ramionami. - Co tam prawie! Praktycznie. Tylko w innym ciele. Ok. To trochę źle zabrzmiało. Ale on i ja tworzymy jedność. Znaczy... w pewnym stopniu i sensie. Nieważne. To zbyt skomplikowane na wasze małe móżdżki! Szczególnie twój Tosiek.

- Dzięki. - Zaśmiał się Hiszpan. - Ale... chciałbym ci przypomnieć, że to ty uważałeś język włoski za szyfr szpiegowski...

- Racja. - Gilbert przygryzł wargę w zamyśleniu. - Raczej Polski powinien być takowym... Jego to zrozumieć się nie da. A co tam u ciebie Fran? - Szybko zmienił temat. - Zdajesz się być nieobecny...

- Kłopoty w związku? - dopytywał Antonio.

- Ach.. długo by gadać. Arthur nie jest co do nas przekonany... - Blondyn westchnął smutno. - Ale za to mały Matt nazywa mnie tatą! Al też się co do mnie przekonał. Jednak przez żołądek do serca... tylko w przypadku Alfreda wygląda to tak, że jestem panem, tatą i wujkiem w jednym... Dosłownie! - Zaśmiał się ciepło. - Za każdym razem jak o mnie mówi, wymienia te trzy słowa.

- Czyli jesteś na dobrej drodze. - Podsumował Gilbert.

- Myślę, że tak. - padła odpowiedź.

- Będzie dobrze, już bliżej niż dalej. - Uśmiechnął się zielonooki. - Zobaczysz, że widok szczęśliwych dzieciaków przekona Arthura.


*Ma non è colpa mia se la freccia di Cupido ha colpito quando ti ho visto. - Ale to nie moja wina, że ​​strzała Kupidyna uderzyła, kiedy cię zobaczyłem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro