LIV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie wiedząc, co mam robić z rękami, non stop kładłam i ściągałam je z małego stoliczka przede mną, który tak właściwie był jedynie bardziej wystającą belką w miejscu gdzie siedziałam jako powołany świadek w sprawie mojego trenera. Moje nogi stukały w dębowy parkiet, aby choć odrobinę uratować mnie ze stresu przed niewygodnym pytaniem, przez które Harry będzie miał jeszcze większe kłopoty. Mimo, iż tak naprawdę nie powinno mnie to tak odchodzić. W końcu był świadomy swoich decyzji, obydwoje weszliśmy w ten związek, wiedząc jakie będzie to miało konsekwencje. Chociaż prawdę mówiąc, chyba żadne z nas nie było przygotowane na zakończenie tej sytuacji w sądzie.

Czułam na sobie wzrok Grace, piorunujący mnie od momentu gdy przekroczyłam drzwi sali sądowej. Z drugiej strony miałam na sobie wzrok Styles'a, jego prawnika, a od frontu atakował mnie prawnik właśnie tej kobiety, która nie dawała mi spokoju, przechadzający się w te i z powrotem, jakby szukając idealnej okazji, aby zapytać mnie i coś co przekreśli los tej rozprawy. Jego szyty zapewne na miarę garnitur dodawał mu niesamowitej powagi, a zapach żelu, na który miał ułożone włosy czułam aż tutaj. Po złożeniu przysięgi wiedziałam, że nie ma już odwrotu.

- Panno Harvey - odezwał się w końcu poważnym tonem, który wypełnił echem całą salę. - Jakie ma pani relacje z oskarżonym?

Przełknęłam ślinę ze zdenerwowania. Nie chciałam powiedzieć za dużo, palnąć przypadkiem czegoś, o co wcale nie byłam pytana.

-Pan Styles jest moim trenerem i obecnie współlokatorem, ale od niedawna.

- Jaki był powód podjęcia takiej decyzji? Mam tutaj regulamin klubu sportowego Chilton, gdzie obecnie Pani trenuje i widnieje tam surowy zapis o utrzymaniu przez trenerów i podopieczne wyłącznie zawodowych relacji.

- Wcześniej mieszkałam z moim bratem, ale niestety zmarł w skutek wypadku samochodowego. Toczy się w tej sprawie postępowanie.

- Racja, prowadzę tę sprawę. - O zgrozo... - Jednak mieszkanie z panem Styles'em nie było jak mniemam jedyną opcją.

- Sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Po śmierci brata moi rodzice postanowili zabrać mnie do domu rodzinnego w Anglii, a mojego konia - Finesse, sprzedać. Pan Styles w tajemnicy kupił go i zaproponował moim rodzicom takie rozwiązanie. Przystali na to, wiedząc, że samej będzie mi się ciężko utrzymać, mając dodatkowo konia oraz treningi do opłacenia.

- Nie zmienia to faktu, iż istnieje możliwość wynajęcia pokoju, bądź znalezienie innych współlokatorów. Nie ma pani rodziny w Los Angeles?

- Nie mam, wszyscy moi krewni mieszkają w Anglii.

- A pani przyjaciółka?

- Sprzeciw! - odezwał się prawnik Harry'ego, wstając ze swojego miejsca i spoglądając na sędziego. - Czemu to ma służyć?

- Panie Wilson - zwrócił się do prawnika Grace niskim tonem sędzia. - Proszę przejść do rzeczy.

- Oczywiście, wysoki sądzie. Pytam bo być może oskarżonego i panią Harvey łączyły inne relacje niż tylko zawodowe. Tak więc zapytam wprost. Czy jest Pani w związku z oskarżonym?

Spojrzałam kątem oka na Harry'ego, który jakby w odpowiedzi skinął lekko głową.
- Nie, nie jestem.

- A czy kiedykolwiek Pani była?

- Sprzeciw!

Spojrzałam na prawnika Styles'a, mając nadzieje, że sędzia go zaakceptuje. Jednak mężczyzna siedzący w todze obok mnie rzucił tylko oddalam i przeniósł swój wzrok na Pana Wilsona.

- Tak więc? Dowiemy się jak było?

- Byłam... - odparłam cicho, a na twarzy prawnika ukazał się uśmiech, krzyczący mam was.

- Bardzo cieszy mnie to, że się Pani przyznała, jednak - odwrócił się do swojego biurka, gdzie leżały wszystkie jego dokumenty i wrócił do sędziego z jakaś kartką w ręku. - to oto zdjęcie powinno znaleźć się tutaj jako materiał dowodowy, potwierdzający, iż w momencie mistrzostw krajowych oskarżony oraz przesłuchiwana byli w związku. Biorąc to pod uwagę pozew rozwodowy mojej klientki z orzeczeniem o winie powinien być rozpatrzony pozytywnie, gdyż pokrzywdzona skarżyła się na brak zaangażowania, nieokazywanie uczuć oraz obojętność na śmierć ich dziecka.

Że co, proszę!?

- Nie tak szybko... - odezwał się sędzia, a ja odetchnęłam z ulgą, że nie jesteśmy na kompletnie przegranej pozycji.

Nie znam się na prawie i nie wiem czy mógłby uznać coś takiego, ale serce stanęło mi w gardle. W sekundzie ogarnęło mnie wrażenie, że przeze mnie to wszystko się skończyło.

- Pana kolej na przesłuchanie świadka - dodał w stronę biurka, gdzie miejsce zajmował Harry oraz jego prawnik. Mężczyzna wstał i podszedł do mnie. Wiedząc, że będzie się starał uratować tyłek Styles'a byłam dużo spokojniejsza. Jednak całkowity stres mnie nie opuścił.

- Kiedy rozpoczął się Pani związek z panem Styles'em i kto go zaproponował?

- Na mistrzostwach. Nikt go raczej nie proponował, wyszło to bardziej... naturalnie?

- Czyli nie była Pani w związku z oskarżonym przed dniem złożenia pozwu rozwodowego?

- Nie, nie byłam.

- Także pozwolę sobie stwierdzić, że panna Harvey nie przyczyniła się do popsucia się relacji między poszkodowaną i oskarżonym. Z resztą pan Styles przytoczył nam już co było powodem takiego, a nie innego zachowania i śmiem stwierdzić, iż robił wszystko co w jego mocy, aby Pani - zwrócił się do Grace, która nadal nie zrezygnowała z piorunowania mnie wzrokiem. - żyło się jak najlepiej.

- Oskarżony nie robił tego ze względu na moją klientkę, a własne korzyści. Moje klientka mówiła już dzisiaj o tym - wtrącił Wilson, wstając i gestykulując swoją wypowiedź, to wskazując palcem na obrońcę Harry'ego, to na Grace.

Słuchając ostrej wymiany zdań między prawnikami z jednej strony czułam się oszołomiona i wręcz wgnieciona w krzesło, na którym siedziałam, czekając na kolejne pytania, a z drugiej strony czułam, że znając prawdę powinnam, chociażby z niechęci oczerniania Styles'a, odezwać się i wszystko sprostować. Mimo, że względem przebiegu rozprawy powinnam siedzieć cicho. Moment jeszcze biłam się z myślami, na temat tego czy powinnam zaryzykować karę porządkową, bo pieniędzy na nią aktualnie nie posiadam.

- To nie prawda - odezwałam się, starając się, aby mój głos nie przejawiał tego, że jestem jednym kłębkiem nerwów. W momencie oczy wszystkich zgromadzonych na sali skierowały się ku mnie. Poza Grace, ona nie zmieniła ich kierunku od początku.

- Czas pani przesłuchania się skończył, panno Harvey - rzucił do mnie Wilson i wrócił wzrokiem na prawnika Harry'ego.

- Sąd wysłucha co świadek ma do powiedzenia - odezwał się sędzia, przerywając prawnikom ich potyczki. Wilson w niedowierzaniu spojrzał na mężczyznę, zacisnął usta i lekko przytaknął. - Co ma Pani do powiedzenia?

- Pan Styles nie robił tego dla własnych korzyści. Mówię tu dokładnie o staraniu się aby... pokrzywdzona miała dostatnie życie, niczego jej nie brakowało, zarówno jej, jak ich córce, która miała się urodzić. Choć to czy była „ich" można poddać wątpliwości... Rozmawialiśmy z Panem Styles'em na ten temat i opowiedział mi całą sytuację. Mogę wiec stwierdzić z czystym sumieniem, że w tej sytuacji najbardziej pokrzywdzony jest właśnie on. Można oceniać czy to co zrobił było błędem, czy nie, czy postąpił moralnie, czy nie, natomiast nie zrobił nikomu krzywdy. Wszyscy naokoło krzywdzili jego. Pan Styles powiedział mi, że cały czas starał się robić wszystko, aby stworzyć swojej córce prawdziwą rodzinę. To nie jego wina, że nie był w stanie pokochać żony. Widziałam, w jakim był stanie, kiedy mi to opowiadał i nie mam powodów, aby mu nie wierzyć.

Skłamałam. Mimo, że nie byłam w stanie już tak samo wierzyć Harry'emu jak kiedyś, wiedziałam, że wtedy był ze mną w 100% szczery. Nawet jeśli nie wierzyć jego słowom, to jego oczy mówiły prawdę.

Spojrzałam na Harry'ego i widziałam zrezygnowanie na jego twarzy, opatrzone małą nutą wdzięczności w moją stronę. To była dobra decyzja.

- Jakieś pytania do świadka?

Obydwoje zaprzeczyli i usiedli z powrotem za biurkami obok swoich klientów. Rozprawa trwała jeszcze dobrą godzinę. Sędzia po naradzie zaproponował ugodowe rozwiązanie sprawy z finalnym udzieleniem rozwoju, na co obydwoje przystali, ale mam wrażenie, że Grace z nieco mniejszym zadowoleniem. Nie ma się co dziwić. Osobę z takimi wartościami zadowoliłby tylko jeden wyrok. Na usta Harry'ego w końcu wstąpił mały uśmiech. Gdy sędzia i rada przysięgłych opuścili salę rozpraw, Styles prawie rzucił się na swojego obrońcę ze szczęścia. Mijając ich, idąc w stronę wyjścia słyszałam z jaką radością w głosie mu dziękuje. Opuszczając to pomieszczenie czułam jak w sekundzie wszystkie negatywne emocje ze mną ulatują. W momencie poczułam się lżej i mogłam znowu skupić się tylko na mnie i moich sprawach.

- Sam! - usłyszałam jego głos, już wychodząc na korytarz sądu. Odwróciłam się i zauważyłam Harry'ego biegnącego w moim kierunku tak szybko, że w trakcie prawie zgubił marynarkę z ramion. - Dziękuje za to, co powiedziałaś na sali.

- Powiedziałam prawdę. W większości...

- Wiem... ale i tak wiedz, ze jestem ci bardzo wdzięczny. Mój prawnik dzwoni właśnie to dyrektora klubu z prośbą o nie wnoszenie oskarżenia.

- Super, mam nadzieję, że się zgodzi... Widzimy się w domu, Harry - rzuciłam i chcąc go minąć ruszyłam w stronę wyjścia. Jednak zatrzymała mnie jego dłoń na moim nadgarstku.

- Czekaj - rzucił. - Mogę ci zaproponować kawę? W ramach podziękowań.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro