VIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jadąc samochodem z Edem do stajni wmawiałam sobie, że Harry swoim dzisiejszym kazaniem nie zepsuje mi radości z wygranych zawodów. Biorąc pod uwagę rezultat przejazdu, to ten mały wypadek z Finesse niczego nie zmienił, oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że bez tego incydentu miałabym lepszy czas, ale i tak wygrałam. Tylko to się liczyło. Zakwalifikowałam się do zawodów krajowych. Mam dwa tygodnie na doszlifowanie moich umiejętności jeździeckich. Nie wierzę, że tak mówię, ale mam nadzieję, że Styles nie będzie się nade mną litował, nawet gdy nie będę w stanie złapać oddechu. Muszę myśleć o następnym wyzwaniu. Muszę myśleć o najważniejszym na ten moment celu. Osiągnę go, gdy włożę w to 100% siebie i tyle samo zaangażowania i pracy. Nie ma czasu na odpoczynek.

Nie jestem masochistką.

- Tylko nie daj mu się sprowokować, mała - pouczył mnie brat, gdy wjeżdżaliśmy do lasku. - Sprawdza Cię.

- Wiem, Ed. - odparłam. - Spokojnie.

Nagle poczułam wibrowanie w przedniej kieszeni moich bryczesów. Zerknęłam na ekran wyświetlacza i nie mogłam uwierzyć, że panna perfekcyjna uraczyła mnie swoim sms-em.

Kylie: Profesor Robbinson kazał Ci przekazać, że obecność na wykładach przez następne twa tygodnie jest obowiązkowa. Ciebie szczególnie kazał przypilnować.

Dlaczego akurat mnie? Dobra wiem, że moja obecność na wykładach nie jest idealna, nie jest nawet przeciętna, ale zawsze jestem przygotowana na egzaminy. Potwierdzają to ich wyniki, które nigdy nie spadają poniżej 70%. Profesor Robbinson był starszym siwym mężczyzną, którego zdecydowanie nie byłam pupilkiem. Jak większość wykładowców na mojej uczelni wyznawał zasadę Nauka, nauka i tylko nauka, a moje zajęcia, przez które opuszczałam część zajęć nie zaliczały się do jego rozumowania. Notatki miałam? Miałam. Ogarniałam temat? Ogarniałam. Ale przecież nie byłam wytapetowaną dziunią, siedzącą w pierwszym rzędzie na każdym jego wykładzie.

Ja: Dzięki za informację.

Bo z pewnością ciężko było mi ją przekazać na przykład wczoraj, a nie w dzień zajęć.

Kylie: Tylko błagam nie uduś nas odorem stodoły, kochanie

Ktoś jeszcze ma wątpliwości, dlaczego jej nienawidzę?

Ja: Dla Ciebie wszystko, ale nic nie obiecuję.

Dojeżdżając na miejsce zobaczyłam przy wjeździe Nicole, nerwowo przeglądającą swój telefon. Powiedziałam Edowi, żeby zatrzymał się przed bramą, pożegnałam się z nim i wysiadłam, zabierając ze sobą moją torbę.

- Nicole? Co się stało? - zapytałam, podchodząc do przyjaciółki.O rany

- Rany! Sam, nie wejdę tam!- krzyknęła przerażona.

- Hej, uspokój się - złapałam ją za ramiona, wcześniej poprawiając swoją torbę, aby nie spadła z mojego barku na ziemię. - Co jest? Styles przyprowadził do stajni swoją dziewczynę i nie możesz się pogodzić z tym, że z nim nie będziesz? - zażartowałam, lecz Nicole zrobiła poważną minę.

- Skąd wiesz? - zapytała zdziwiona, na co szeroko otworzyłam oczy. Nie wiem dlaczego zabolały mnie te słowa.

Jednak dziewczyna po chwili uśmiechnęła się szeroko, na co wywróciłam oczami.

- Serio? Teraz masz nastrój na żarty? - rzuciłam do niej i minęłam ją, zmuszając go tym gestem, aby ruszyła za mną.

- Wiesz, jakoś twoja reakcja mnie pocieszyła - zaśmiała się.

- Bardzo zabawne - burknęłam. - Powiesz w końcu o co chodzi?

- A, tak! - Zatrzymała się. - Styles jest nie w humorze, a wiem, że będzie chciał omówić mój przejazd. Trzęsą mi się dłonie, gdy ma dobry nastrój i się wydziera, a co dopiero gdy jest zły!

- Uspokój się! Ej! - starałam się opanować jej nerwy. - Sądzę, że trzęsące dłonie są oznaką czegoś innego, ale jak uważasz...

- Nienawidzę Cię! - krzyknęła i popchnęła mnie lekko.

- Przestań, nie przejmuj się nim! Nie mówię, że masz mieć go kompletnie w dupie, ale miej wywalone na jego słowa o konkursie.

Nie mówiłabym tak, gdybym nie znała charakteru Nicole. Sama nie mam takiego zdania, albo nie aż tak negatywnego.

Zabrałam cały osprzęt Finesse i zabrałam go pod jego boks. Przywitałam się z moim koniem i wyprowadziłam go do rozpinek, aby wyczyścić dokładnie jego tułów. Nicole usiadła na ziemi obok mnie, oparła się o ścianę i starała się podtrzymać jakikolwiek temat do rozmowy, aby mniej stresować się starciem z trenerem. Spokój jednak nie potrwał długo.

- Carter, do gabinetu! - krzyknął Styles z końca stajni, po czym zniknął za brązowymi drzwiami, prowadzącymi do jego biura. Nigdy tam nie byłam, a sam Harry też nie spędzał tam dużo czasu. Wzrok Nicole zdradzał, jak bardzo jest przerażona.

- Uspokój się - mruknęłam do niej. - Będzie dobrze - dodałam, gdy dziewczyna wstała z ziemi i poklepałam ją po ramieniu.

Nicole zapukała do drewnianych drzwi i po chwili weszła do środka. Wróciłam do moich poprzednich zajęć. Kilkanaście minut później Finesse był już osiodłany i gotowa do treningu. Ja również, stałam przed moją krową, trzymając ją za wodze i czekałam aż pan Harold skończy opieprzać Nicole.

Bawiłam się moim batem i drapałam Finesse po łbie przez dobre pół godziny zanim Styles się zjawił i polecił mi wejście na halę i rozpoczęcie rozgrzewki.

- Podjedź - powiedział z powagą, gdy zwolniłam konia z galopu do stępa. - Wiesz, że to mogło skończyć się inaczej, Harvey? - Jego ton zmienił się z surowego na bardziej troskliwy, zdziwił mnie tym.

- Tak, wiem - odparłam spokojnie, aby nie dawać mu powodów, aby myślał, że ta rozmowa nie będzie należała do najprzyjemniejszych jakie odbyłam.

- Masz szczęście, że nie przytrafiło się Wam to co parze z Nowego Yorku - mruknął i podszedł bliżej mnie, po czym oparł dłonie na łękach siodła. - Nie chciałbyś widzieć tej sytuacji z boku, uwierz mi. Powiem szczerze, że nie wiem jakim cudem udało się Wam przeskoczyć bez zrzutki... Ale udało Wam się. - Na jego twarz wstąpił mały uśmiech. - Gratulacje, Harvey.

- Dziękuję - opowiedziałam szczerze. Byłam z siebie zadowolona i cieszyłam się, że Styles mnie docenił.

- Dobra. Bierzemy się do pracy. Za dwa tygodnie mistrzostwa. Zwiększam ci liczbę treningów do 1-2 dziennie. Oczekuje od Ciebie stu procentowego zaangażowania. To już nie jest zabawa, Harvey.

Kocham moją uczelnię!

- Właśnie... - zaczęłam, lecz gdy zobaczyłam jakim wzrokiem patrzy na mnie Harry, wolałam umilknąć.

- Co?

- Przez następne dwa tygodnie mam obowiązkowe wykłady na studiach - odpowiedziałam nieco ciszej.

Reakcja trenera jednocześnie mnie ciekawiła i przeważała.

- Jakie godziny? - zapytał.

- Od dziesiątej do dwunastej trzydzieści i od siedemnastej do dziewiętnastej. Od poniedziałku do piątku, poza środą.

Styles przez moment się nie odzywał. Patrzył się na mnie tępym wzrokiem, obmyślając jak spisać mi treningi.

A może tak rzucę studia?

- W dni wykładów - zaczął. - Jazda rozprężająca o szóstej rano i trzynastej skokowa. W środy i weekendy jazdy dwugodzinne. - Przytaknęłam. - Nie będę Cię katował, bo po dwóch dniach stwierdzisz, że nie masz siły. Dziś również się widzimy.

- W porządku - odparłam, zgadzając się na jego propozycję.

Ed! Kawy!

- Zacznij od krzyżaka po drążkach z kłusa, potem stacjonata z galopu, przyjście do kłusa, wolta, zagalopowanie i szereg - stacjonata i okser. Jasne? - zapytał, gdy skończył lustrować tor przejazdu. Przytaknęłam i skierowałam kobyłę na drągi.

Na wykład oczywiście weszłam spóźniona. Przeprosiłam profesora Robbinsona, a ten jak na złość kazał mi zająć miejsce obok mojej najlepszej przyjaciółki - Kylie. Wyczuj tą ironię.

- A już myślałam, że będzie tak miło i nie przyjdziesz - szepnęła w moją stronę, gdy zajęłam miejsce.

Tak... Zapowiada się fenomenalny dzień.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro