XLI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Starałem się udawać spokojnego, gdy wchodziłem za mężczyzną do jego gabinetu znajdującego się nieopodal mojego. Dziwne, że zmierzając do tego pokoju pociły mi się ze stresu dłonie, a moje serce wariowało, bo przecież miałem z nim bardzo dobre skojarzenia. W końcu to tam dostałem tę pracę. A dzięki niej poznałem Samanthę. Boję się, że w tym samym miejscu mogę ją stracić. Zamknąłem za sobą drzwi, a następnie siadłem przed jego biurkiem. Czułem się jakbym był na dywaniku u szkolnego dyrektora i miałbym być właśnie wyrzucony z liceum.

Z jego twarzy ciężko było odczytać jakiekolwiek emocje. Mogłem tylko powiedzieć, że był zdenerwowany, ale to dało się poznać po samym tonie głosu, jakim informował mnie, że chce ze mną porozmawiać.

Usiadł na swoim miejscu przede mną i splótł palce, kładąc łokcie na blacie.

- Jest jakiś problem? - odezwałem się, gdy zmęczyło mnie jego przenikliwe spojrzenie i czekanie, aż to on łaskawie zacznie rozmowę. 

- Owszem i mam nadzieję, że właśnie mi go pan wyjaśni.

- O co chodzi? - powiedziałem spokojnie i czekałem na strzał w twarz.

- Po pierwsze - zaczął i zatrzymał na moment wzrok na swoich papierach. - Dwoje nowych potencjalnych zawodników Chilton są, mam nadzieję, umówieni na jazdy próbne.

- Dziewczyna owszem, miałem dzwonić do chłopaka, ale chciał Pan ze mną porozmawiać. Załatwię to jeszcze dzisiaj.

- Wątpię - mruknął i unosił jeden kącik ust, a ja zmarszczyłem brwi. Wątpi? Coś mi się wydaje, że nie doczekam się pozytywnego zakończenia tej konwersacji. Tylko chciałbym się dowiedzieć co ma na myśli. - Kolejna sprawa ma związek pańskim obowiązkiem jako trenera. Oraz wszystkimi zasadami z tym stanowiskiem związanymi. Samantha Harvey - powiedział wolno, akcentując wyraźnie jej imię i nazwisko. Przytaknąłem tylko i czekałem na kontynuację jego wypowiedzi. - Jest bardzo dobrą zawodniczką, z pewnością najmocniejszą stroną naszego klubu, nie sądzi pan? To między innymi dzięki niej do naszego klubu chcą się przenosić inni zdolni zawodnicy.

- Umm, tak. Z pewnością ma wielki potencjał. Świetnie sobie poradziła podczas mistrzostw i ma przed sobą... - Uciszył mnie gestem dłoni. Ta rozmowa przestaje mnie stresować, a denerwować. Błagam, niech to zmieni swój bieg. Nie wytrzymam dłużej jego świdrującego spojrzenia. 

- Oczywiście pan również bardzo przyczynił się do jej sukcesu. Wielka szkoda, że już nie będzie pan miał okazji, aby z nią pracować. - Już miałem się odezwać i zacząć się o to wykłócać, lecz zanim się na to zebrałem, dyrektor kontynuował. - Mogę wiedzieć co łączy naszą najlepszą zawodniczkę oraz jej trenera?

Cholera! Nie! Proszę, kuźwa, nie!

Dobra, Styles. Spokojnie. Wykorzystaj swoje znikome umiejętności aktorskie i zbajeruj swojego pracodawce, który jednym telefonem może pozbawić cie pracy w całych Stanach. Spokojnie.

- Nie rozumiem... - To żeś się, Styles, wysilił.

- Pozwoli pan, że wyjaśnię - powiedział i postawił przede mną otwarty laptop. Jedno kliknięcie później na ekranie pojawił się materiał z kamer bezpieczeństwa. Obraz nie był nie wiadomo jak dobrej jakości, lecz do jednego nie było wątpliwości. To byłem ja i Samantha, staliśmy pod boksem Finesse, a Sam miała wtedy jeszcze nogę w gipsie. Było to dwa, może trzy dni po tym jak w stadninie pojawił się Taylor. Oglądałem spokojnie nagranie, wymyślając w tym czasie wiarygodną wymówkę.

Na szczęście nie było na tym nagraniu niczego, czego nie byłbym w stanie wytłumaczyć, przynajmniej tak mi się wydawało. Horan zgodnie z moja prośbą usunął fragmenty, gdy całuje Sam. Nie wiem ile piw już mu wiszę za wszystkie przysługi. Jednak nie mogę zaprzeczyć, że mogło to wyglądać, jakbyśmy byli w związku. Film przedstawiał moment, jak przytulam moją dziewczynę oraz gładzę jej plecy. Później Sam położyła dłoń na moim policzku, w czasie, gdy obejmowałem ją w talii. 

- Już chyba pan rozumie. Chciałbym również wiedzieć dlaczego od pewnego czasu przywozi ją pan i odwozi. Tak jak było to dzisiaj.

Mam tylko nadzieję, że nie widział naszego pocałunku, bo wtedy żadne wyjaśnienia nie uratują mi tyłka.

- Nie wiem czy powinienem o tym mówić, to dość prywatna sprawa Samanthy.

- Jej prywatna sprawa? Bo wydaję mi się, że wasza... Dobrze wiesz jakie mamy tutaj zasady i nie będę tolerował ich łamania - mówił oschłym głosem. Od razu rzuciło mi się w uczy, że przestał do mnie mówić per pan. - Romanse trenera z uczniem są surowo zakazane, to chyba nie jest dla ciebie zaskoczenie. Przykro mi Haroldzie, ale jestem zmuszony cię zwolnić. Proponuje rozstanie za porozumieniem stron, żeby nie utrudniać ci znalezienia pracy w innej stadninie.

Nic więcej nie mówiąc podał mi już podpisany przez siebie dokument. Nie wierzę, że tak się to wszystko potoczyło... 

Straciłem pracę. Nawet nie miałem siły się z tego tłumaczyć. Teraz i tak by mi nie uwierzył. Kto by uwierzył, po zobaczeniu tego materiału z kamer? Wiem, że nie jestem bez winy, ale mimo to nie mogę powiedzieć, że zdziwiłem się decyzją dyrektora. Miałem nadzieję, że da mi chociaż okazję do wytłumaczenia się. Teraz jednak jestem bezrobotny. I nie mogę nic z tym zrobić.

Dlaczego za miłość płaci się tak wysokie ceny? Dlaczego świat zachowuję się tak, jakby miłość była czymś złym? Wielkim przewinieniem, za który należy się surowa kara.

Z pulsującym bólem głowy, w miejscu na mój podpis wykonałem szybki szlaczek i zostawiając dokument na biurku dyrektora, opuściłem jego gabinet jednocześnie kierując się do własnego, żeby zabrać swoje rzeczy.

Zmierzając w stronę samochodu czułem się jak w amoku. Nie rejestrowałem tego co się wokół mnie dzieje, działałem mechanicznie. Dopiero gdy poczułem dłoń na ramieniu, zorientowałem się, że obok mnie stoi Sam.

- Harry, co się dzieje? - zapytała spokojnym głosem.

- Zwolnił mnie - odpowiedziałem cicho. Na twarz dziewczyny wkradło się niedowierzanie i jednocześnie zaczęła kręcić głową.

- Ale...co... Dlaczego? To przeze mnie? Przez nasz związek? Przecież...

- Dam radę Sam, poszukam czegoś innego - odpowiedziałem z irytacją, sam nie wiem czemu. To nie jej wina, ale w tym momencie to jest za trudne. - Porozmawiamy jutro. Na razie muszę to jakoś ogarnąć. Cześć.

- Ale Ha... - zanim dokończyła zdążyłem już zamknąć drzwi. Nie oglądając się już na nic wyjechałem z parkingu i ruszyłem w stronę mieszkania.

Będąc w centrum miasta stwierdziłem, że muszę się komuś wygadać. Komuś kim nie jest Sam.... Ale moi przyjaciele są w pracy.

Poza jedną osobą.

Bez zastanowienia wybrałem odpowiedni numer, a po trzech sygnałach usłyszałem po drugiej stronie radosny głos.

- Cześć, Harry. Co słychać?

- Cześć Angela. Masz może ochotę na kilka drinków?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro