XVI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziłam się przed siódmą pełna obaw, dotyczących dzisiejszego dnia. Wczoraj Finesse ani trochę mi nie pomagał, stając dęba, gdy starałam się prosto najechać na przeszkodę i wierzgając po każdym udanym skoku. Chciałam jak najszybciej przebrnąć przez ten trening, wmawiając sobie, że jestem klasztorem pełnym tybetańskich mnichów.

Teraz, z tego co słyszałam Harry brał prysznic. Wstałam i ubrałam się w jasne jeansy i czarną koszulkę, a strój konkursowy zapakowałam do torby, sprawdzając trzy razy, czy na pewno wszystko wzięłam. Pakując numer startowy, dotarł do mnie dźwięk telefonu Styles'a. Zanim zorientowałam się gdzie on jest, Harry zdążył go usłyszeć.

- Sam, przyniosłabyś mi komórkę? - krzyknął z łazienki.

- Jasne - odparłam szybko i zgarnęłam telefon z szafki przy łóżku.

Na wyświetlaczu pod nazwą kontaktu Carolina ♥ wyświetliło się jego zdjęcie prawdopodobnie właśnie z nią. Obejmował ją ramieniem, obydwoje byli uśmiechnięci.

Zapukałam do drzwi łazienki, z których po chwili wyłonił się Harry z ręcznikiem owiniętym na biodrach. Kąciki jego ust uniosły się, gdy zobaczył imię na ekranie. Nie wiem dlaczego poczułam dziwne ukłucie w brzuchu.

- Hej, Carolina - odezwał się i minął mnie, kierując się do okna. - Co tam u was?

Was?

W pokoju było cicho, więc mogłam mniej więcej dowiedzieć się o czym rozmawiali. Wiem, że nie powinnam tego robić, lecz coś kazało mi tak postąpić, zresztą Harry przedwczoraj robił to samo.

- Martwię się o Mayę. Nie chce jeść i ma gorączkę.

- Byłaś z nią u lekarza? - zapytał, drapiąc się w tył głowy.

- Jeszcze nie. Dzwoniłam do doktora Shepharda, ale mają wolny termin dopiero na jutro na dwunastą.

- Połóż ją do łóżka i podaj leki na zbicie temperatury. I spróbuj dać jej coś do jedzenia i dużo wody.

- Staram się już od kilku godzin, w nocy nie chciała spać. - Głos w słuchawce się łamał.

- Spróbuj jeszcze raz, mała. Spokojnie. A jak z Tobą? Byłaś u ginekologa?

- Tak, powiedział, że wszystko w porządku, mam tylko unikać stresu.

- Dobrze, nie martw się. Będę jutro w domu.

Weszłam do łazienki, aby Harry nie zorientował się, że stałam jak zaklęta przy wejściu do głównego pokoju i staram się wyłapać każde słowo z ich rozmowy. Umyłam w tym czasie twarz i zęby, a następnie wyszłam.

- W porządku, kocham Cię. Do zobaczenia.

- Ja ciebie też, Harry. Cześć.

Więc Nicole miała rację. Ma rodzinę.

***

Około dziewiątej dostałam sms-a od Eda, że będą w stajni za około godzinę. Chwilę jeszcze czekaliśmy z Harrym na Nicole i ruszyliśmy w stronę jego samochodu. Blondynka zajęła miejsce z tyłu, a ja usiadłam obok Styles'a. Przez całą drogę nie odezwał się ani słowem. Niemożliwe, że stresował się bardziej ode mnie. Wyglądał na zmartwionego, wiedziałam, że może to mieć związek z jego rozmową, jednak wolałam o to zapytać.

- Wszystko w porządku, Harry? - zapytałam, wiedząc, że Nicole ma wszystko w dupie i słucha muzyki na słuchawkach.

- Ja... - zaczął i spojrzał na mnie na moment. - Nie do końca, Sam.

- O co chodzi?

- Maya, moja siostrzenica zachorowała, a moja siostra jest w domu teraz zupełnie sama. Jej mąż wyjechał na delegację i teraz ja jej pomagam.

- Przykro mi - odparłam.

- Nie przejmuj się. Teraz masz skupić się na jednym, jasne? - zapytał z lekko wymuszonym uśmiechem.

- Jasne.

Może te dziwne, ale poczułam wielką ulgę, gdy okazało się, że to jednak nie była jego żona. Odwróciłam się i szturchnęłam Nicole, aby podała mi butelkę z wodą. Dziewczyna spełniła moją prośbę, lecz na moje nieszczęście woda była gazowana i po odkręceniu nakrętki znalazła się na moich ubraniach, desce rozdzielczej i Harrym.

- O rany, przepraszam! - krzyknęłam w zakręciłam butelkę z resztą wody, która tam została.

- Nic nie szkodzi - rzucił Styles. - Podobno lubisz, gdy jestem mokry - zaśmiał się, a ja razem z nim.

***

Siedziałam już na rozgrzanym Finesse w białych bryczesach i idealnie wyprasowanym fraku. Jechałam jako ostatnia. Świadomość tego, że muszę przejechać lepiej od wszystkich poprzednich par przytłaczała mnie do tego stopnia, że nie byłam w stanie momentami złapać  oddechu. Wiedziałam doskonale, że konkurencja nie będzie mała, w końcu to zawody krajowe, są tutaj zawodnicy z całych Stanów. Styles stał obok mojego konia i trzymał wodze, przyglądając się zawodniczce, która właśnie znajdowała się na parkurze. Bezbłędny przejazd i dobry czas zagwarantował jej pierwsze miejsce. Odtworzyłam w głowie plan parkuru i przeanalizowałam go wzrokiem. Trzy szeregi i cztery linie po łuku, których bałam się najbardziej. Finesse bardzo dekoncentrował się na takich zadaniach. Chciała to z nim przetrenować przez wyjazdem, lecz nie do końca był chętny do współpracy. Poza tym bardzo ciasne zakręty i ryzykowne skróty. Pierwszy raz parkur wywołał u mnie takie przerażenie. Zaczęłam wątpić w to, że to dobrze, że się tutaj znalazłam.

- Hej, co jest? - zapytał Harry.

- Nie dam rady - wydukałam.

- Co?

- Nie dam rady, Harry! Nie uda mi się dobrze przejechać tego parkuru, a co dopiero wygrać!

- Sam, spójrz na mnie - odparł spokojnie i położył dłoń na moim kolanie. - Nie chciałem Ci tego mówić, ale naprawdę uważam, że masz ogromny potencjał. Nie spotkałem jeszcze zawodnika, który robiłby takie postępy i był na takim poziomie w twoim wieku. Zobacz, nie ma tutaj żadnej twojej rówieśniczki, o czym to świadczy? - Że jestem za mało doświadczona na te zawody? - Ile lat trenujesz? - zapytał.

- Pięć - odpowiedziałam.

- Naprawdę? - zapytał, chyba nie dowierzając.

- Do startu przygotowuje się zawodniczka klubu Chilton Equestrian, Samantha Harvey na koniu Finesse - rzekł komentator przez głośniki. Harry uśmiechnął się do mnie i zacisnął swoją dłoń na mojej.

- Dasz radę, Sam. Zaufaj sobie - powiedział, a ja dałam Finesse sygnał do kłusa.

Wjechałam na plac i odnalazłam sędziów, aby następnie się ukłonić. Usłyszałam dzwonek i popędziłam konia do galopu.

- Aby wygrać, Samantha musi pokonać parkur bez żadnej zrzutki w czasie krótszym, niż 54,39 sekundy.

Ten głos w głośnikach wcale mi nie pomagał.

Finesse zaczął schodzić na boki i nerwowo podskakiwać. Starałam się uspokoić go głosem. Nie mógł tak robić, nie teraz. Chciałam opanować nabuzowane nerwy i znaleźć w sobie resztę spokoju. Na pierwszą przeszkodę najazd wypadł pod skosem, nie było już czasu na kolejny. Wiele w tym momencie ryzykowałam rozważaniem zrobienia ciągu w galopie. Wiedziałam, że jest to znienawidzone przez Finesse ćwiczenie. Jednak zadziałałam mocniej wodzami i położyłam łydkę do jego boku. Wyskoczył. Pierwsza przeszkoda na czysto. Później wszystko działo się bardzo szybko. Chwilę później miałam za sobą kolejne stacjonaty. Prosty najazd na okser przy pierwszym i drugim szeregu, a później linie po skosie i szybko na ostatnią przeszkodę.

- Harvey ma lepszy czas od swojej poprzedniczki. Jeśli ukończy parkur bez zrzutki Jessica Windston będzie musiała pożegnać się z tytułem mistrzyni.

Skupiłam się całkowicie na tym jednym skoku. Przypilnowałam każdego szczegółu, aby ten skok na pewno był udany. Wypchnęłam Finesse biodrami do skoku, a on podwinął zwinnie kopyta do brzucha i gładko odbił się od ziemi.

Mamy to!

Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie się stało. Uniosłam pięść w triumfalnym geście, po czym poklepałam konia po szyi.

- Samantha Harvey ukończyła przejazd w czasie 53,51 sekundy! Mamy nową mistrzynię Stanów Zjednoczonych!

Gromadziła się we mnie radość i duma z ciężko przepracowanych lat. Zrobiłam jeszcze pół okrążenia i wjechałam do bramek, z których wyjeżdżałam. Zeskoczyłam z Finesse i oddałam go jednemu z organizatorów, aby założył mu zwycięską derkę.

Odwróciłam się w stronę gdzie jeszcze kilka sekund temu stał Harry, żeby sprawdzić jego reakcję. Jednak zamiast tego zobaczyłam go idącego, z wielkim bananem na twarzy, w moim kierunku. Kiedy Styles był trzy metry ode mnie zauważyłam, że jego mina się lekko zmieniła i choć chciałam w jakiś sposób zinterpretować, było to nie możliwe.

- Jesteś dumny, panie Styles? - zapytałam ze śmiechem, kiedy dzieliło nas kilkadziesiąt kroków. Jednak on się nie zatrzymał tylko podszedł jeszcze bliżej i złapał za zapięcie mojego kasku rozpinając go.

- Jak cholera, Harvey - odpowiedział w chwili, gdy kask upadł na kwarc.

Sekundę później jego dłonie znalazły się na moich policzkach, a w moje usta został wciśnięty mocny pocałunek. Byłam tak zdziwiona, że moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa, a kolana się ugięły. W końcu nie zawsze, po najważniejszych zawodach w twoim życiu całuje mnie mój trener.

Zielonooki jakby czując, co się ze mną dzieje, przeniósł dłonie z moich policzków na uda. Uderzenie serca później oplatałam bruneta nogami w pasie i tak naprawdę dopiero teraz oddałam pocałunek. Harry delikatnie go pogłębił, jedną ręką oplatając moją talię i przyciskając mnie do swojego ciała jeszcze bardziej. Z kolei ja jedną swoją dłoń ułożyłam na jego karku, a drugą wplotłam w miękkie włosy bruneta.

Nie byliśmy nachalni w tym pocałunku, nie był jakoś nad wyraz przepełniona pożądaniem czy inną tego typu bzdurą. On BYŁ i nam obojgu to wystarczało, bo prawda jest taka, że Harry jak i ja woleliśmy delektować się bliskością naszych ciał, niżeli samym pocałunkiem. Choć zaprzeczyć co do umiejętności Styles'a nie mogłam. Całował świetnie, a mój żołądek z każdą następną chwilą, robił kolejnego fikołka.

Nie wiem ile to wszystko trwało, ale kiedy powoli się od siebie oderwaliśmy, oparłam swoje czoło o jego i starałam się unormować oddech.

- No Styles, przyznam szczerze, że takich gratulacji się nie spodziewałam - rzuciłam ze śmiechem, dalej będąc na rękach zielonookiego. On również się zaśmiał, łapiąc przy okazji ze mną kontakt wzrokowy.

- Po pierwsze: Harry, a po drugie, droga Sam możesz się zacząć przyzwyczajać, bo zamierzam robić to częściej - uśmiechnął się szeroko. - Oczywiście, o ile nie masz nic przeciwko? - uniósł prawą brew.

- Nie mam. Wręcz przeciwnie. - Cmoknęłam go delikatnie w usta. - Ale teraz mnie puść, bo muszę iść jeszcze po nagrodę.

- Zgoda, ale jeszcze wrócimy do tego momentu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro