XXI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W nocy cała w skowronkach weszłam do domu. Było grubo po północy, więc starałam się przedostać z przedpokoju do sypialni w miarę bezszelestnie, lecz ku mojemu zdziwieniu z salonu słychać było ciche dźwięki, a na ścianach znajdowała się kolorowa poświata.

- Nie śpisz? - zapytałam, wchodząc do salonu i widząc Ed'a, rozłożonego na kanapie.

- Czekałem na Ciebie - odparł zmęczony. - Nie mogłem zasnąć, a Nicole nie da się obudzić - zaśmiał się.

- Przecież mogłeś iść spać, nie jestem dzieckiem, Edzio - odpowiedziałam i dałam mu buziaka w policzek.

- Taka rola starszego brata, nigdy się ode mnie nie uwolni... Wow - rzucił, gdy na mnie spojrzał. - Gdzie ty byłaś, mała?

- Em, koleżanka ze studiów musiała zrobić projekt na zajęcia i potrzebowała zdjęć. Poprosiła mnie i kilka znajomych o pomoc - wyjaśniłam, błagając w duchu, aby Ed to kupił.

- W porządku - odparł i wyłączył telewizor. - Dobranoc, Sam - mruknął i zaspany skierował się na górę.

Nalałam sobie wody do szklanki i również udałam się do swojej sypialni, przed schodami zdejmując szpilki z nóg. Po wejściu do środka zastał mnie widok Nicole rozłożonej na całym łóżku. Zaśmiałam się pod nosem i odłożyłam buty do szafy, a potem przebrałam się w pidżamę. Po otworzeniu drzwi łazienki przede mną stała Nicole.

- Mów! - odezwała się.

- Że co? - zapytałam, mijając ją i położyłam się do łóżka.

- No, opowiadaj! Wszystko, Sam! - Wskoczyła w pościel z wielkim uśmiechem i czekała, aż coś jej powiem.

- Co ci ma powiedzieć? - zaśmiałam się. - Nie przytoczę Ci treści naszych rozmów.

- A to niby dlaczego? - zapytała, wyraźnie zdziwiona.

- Dobranoc, Nicole - mruknęłam i pocałowałam dziewczynę w policzek.

***

- Trzymajcie się - rzucił Ed, gdy wychodziłyśmy z samochodu pod wjazdem do stadniny. - Zadzwoń jak będziesz kończyć, Sam.

- Jasne, cześć - odpowiedziałam i zamknęłam drzwi.

Szybko zabrałam sprzęt Finesse i zaniosłam go do jego boksu, kładąc wszystko bramie. Było jeszcze bardzo wcześnie, więc w stajni był tylko jeden stajenny, ja, Nicole i z tego co widziałam, jest już Harry, bo słyszałam jak ktoś krząta się po jego gabinecie.

Sięgnęłam po zgrzebło i zaczęłam rozczesywać sierść mojej krowy ze sklejek, a następnie miękką szczotką z kurzu. Wyprowadziłam go na korytarz i przypięłam na rozpinkach, po czym zaczęłam go siodłać.

- Nicole! - zawołałam przyjaciółkę, siedzącą w boksie Kiwi. - Przyniosłabyś mi ochraniacze na tyły? Zapomniałam ich przynieść.

- Jasne - rzuciła tylko i udała się do prywatnej siodlarni.

Czekając na nią kontynuowałam zapinanie ogłowia, lecz nagle poczułam na swoich biodrach czyjeś dłonie, a chwilę później usta na policzku.

- Nie spóźniłaś się, Harvey - zaśmiał się Harry. - Jestem w szoku.

- Bardziej martwiłam się o Ciebie, Styles. Wypiłeś znacznie więcej ode mnie - odparłam, obracając się przodem do niego.

- Skoro mam o szóstej rano trening z moją Samanthą, to z automatu chce mi się wstawać - powiedział i złączył nasze usta.

- Ekhem... - Usłyszałam odkaszlnięcie Nicole, na co odsunęliśmy się od siebie lekko. - Twoje ochraniacze - dodała i podała mi moją własność.

- Dziękuję - odparłam i założyłam je na nogi Finesse.

Harry wyglądał na trochę zmieszanego, co mnie trochę rozbawiło. Podrapał się w tył głowy i wlepił wzrok w ziemię.

- Za ile będziesz gotowa, Harvey? - zapytał.

- Pięć minut i jestem na hali - odparłam, na co Harry przytaknął i zniknął za drzwiami swojego gabinetu. - Nieźle, Nicole - zaśmiałam się. - Udało Ci się zawstydzić pana Harolda.

***

Galopowałam na małym kole, starając się jak najbardziej zebrać konia, w czasie gdy Harry podwyższał wszystkie przeszkody na hali na wysokość około stu pięćdziesięciu centymetrów. Finesse pierwszy raz od dłuższego czasu ignorował wysokość stacjonat i okserów i skupiał się tylko na moich sygnałach.

- W porządku, do stępa - krzyknął, a ja wykonałam polecenie. Chwilę później Harry stał obok mnie i omawiał plan przejazdu.

- Pojedziesz z prawego na okser, potem szereg - okser, stacjonata, stacjonata, szereg na trzy foule, na drugim przejeździe rozciągniesz na dwie, potem skręcasz w prawo na stacjonatę i jeszcze jeden raz okser, jasne?

- Tak - odpowiedziałam i zlustrowałam jeszcze raz wszystkie przeszkody.

- Przez cały parkur pełny siad - dodał.

Skierowałam Finesse na pierwszą przeszkodę. Galop był miarowy i równy, a sam koń nie schodził na boki tak jak ma w zwyczaju, gdy się nakręca. Wyskoczył, a ja oddałam mu wodze wzdłuż szyi i skierowałam go na szereg. Nie lubię tego typu przeszkód, jeden błąd na którejś części i reszta może się bardzo łatwo posypać. Skupiłam się na prostym doprowadzeniu go do niej i pilnowaniu tempa, aby odskok dobrze pasował. Następny szereg. Pamiętałam o wskazówkach Styles'a. Starałam się dostosować szerokość fouli Finesse do odległości. Wydawało mi się, że wybił się dobrze, lecz w trakcie skoku zaczęłam tracić równowagę. Podczas lądowania zauważyłam jak Finesse podwija pod siebie jedną nogę i przechyla się w bok. Chwilę później poczułam tylko ogromny ból w prawej nodze.

Harry

Patrzyłem jak Sam razem z Finesse upadają...

Jak on upada na jej nogę...

I nie wiedziałem co zrobić, czułem się jak sparaliżowany. Do momentu, gdy usłyszałem krzyk Samanthy.

Ruszyłem biegiem w ich kierunku, modląc się, aby Sam nic poważnego nie było. W międzyczasie Finesse wstał i odszedł od leżącej na kwarcu dziewczyny. Będąc już przy dziewczynie, upadłem na kolana. Na jej twarzy zobaczyłem łzy i grymas bólu.

- Leż - rzuciłem gdy próbowała się podnieść do siadu. W odpowiedzi tylko skinęła głową, a po jej policzkach dalej spływały łzy. - Co cię boli?

- S-stopa - jej głos był roztrzęsiony. - To tak bardzo b-boli, Harry.

- Mogę zobaczyć? Będę uważał, obiecuję. - Pogłaskałem jej policzek, a ona znów kiwnęła głową. Najdelikatniej jak potrafiłem rozsunąłem jej oficerkę. Przy zdejmowaniu obuwia Sam  głośno syknęła i poderwała się do siadu. - Przepraszam.

Dziewczyna nic nie odpowiedziała, tylko złapała dłonią moje ramię, więc powróciłem do wcześniejszej czynności. I muszę przyznać, że Harvey ma mocny uścisk, bo gdy jej but został zdjęty, moje ramie bolało od nacisku jej palców. Odsunąłem skarpetkę w jednorożce, a moim oczom ukazał się wielki siniak wokół kostki i palców.

- Już zaczyna puchnąć i jest zasiniona. Nawet nie będę jej dotykał, żeby cię jeszcze bardziej nie bolało. Ale zabiorę cię do szpitala. - Nawet nie czekając na żadną odpowiedź z jej strony wziąłem ją na ręce i skierowałem się do samochodu. Przy wyjściu z hali zobaczyłem Nicole i krzyknąłem, żeby zajęła się Finesse i przekazała innemu trenerowi, aby przejął moje obowiązki. 

Dwie minuty później już się kierowałem w stronę najbliższego szpitala.

- Harry, a jak nie będę mogła przez to jeździć?

- Sam - powiedziałem łapiąc jej dłoń i splatając nasze palce. - będziesz mogła jeździć. Może to tylko mocne stłuczenie?

- A jeśli nie? - drżąc wypuściła powietrze z płuc.

- Nie zakładaj najgorszego, dobrze?

- Dobrze.

- Tak w ogóle to fajne skarpety, Harvey - uśmiechnąłem się do niej.

- Przynajmniej nie wyglądają jak średniowieczna zasłona. Nie to co twój garnitur.

- A myślałem, że ci się podobał - spojrzałem na nią z udawanym smutkiem, na co się zaśmiała.

- Bo podobał. I naprawdę dobrze w nim wyglądałeś, ale to nie zmienia faktu, że wyglądał jak uszyty ze średniowiecznej zasłony.

- W takim razie następnym razem ubiorę coś bardziej na czasie - mrugnąłem do niej i skręciłem na parking w pobliżu szpitala.

- Czyli mam się przygotować na obrus, kitel, albo coś w stylu gender?

- Żebyś się nie zdziwiła.

Chwilę potem zaparkowałem i znów wziąłem Samanthę na ręce, kierując się w kierunku wejścia do szpitala.

- Przynajmniej jak kiedyś będziemy brać ślub, Harvey, będę już wprawiony w noszeniu cię. - Z uśmiechem ucałowałem jej skroń. Łzy już nie płynęły z tych cudownych niebiesko-szarych oczu.

- Nie wiedziałam, że planujesz tak bardzo do przodu, panie Styles. Zważając na nasz kilkudniowy związek.

- Pomarzyć zawsze można, Sam - zaśmiałem się lekko, podchodząc do rejestracji. Po ciężkiej rozmowie, z bardzo wredną pielęgniarką, usiadłem na jednym z krzeseł w poczekalni, sadzając Sam na moich kolanach.

Dziewczyna wtuliła się w moją klatkę, więc sam objąłem ją ramionami i oparłem brodę na jej głowie. Siedzieliśmy tak chyba z pół godziny, rozmawiając o niczym, byle tylko Harvey nie myślała zbytnio o nodze i konsekwencjach, które mogą z tego wyniknąć.

- Pani Harvey! - Do naszych uszu dotarł męski głos. Podniosłem się z krzesła trzymając mocno Sam i ruszyłem w kierunku mężczyzny. - Zapraszam. - Wskazał wejście do gabinetu. - Nazywam się doktor Quiet. Proszę położyć pacjentkę na kozetce i powiedzieć mi ci się stało.

- Miałam mały wypadek na treningu, koń na którym jechałam stracił równowagę i upadł mi na prawą nogę. Poza stopą i kostką nic mnie nie boli.

Mężczyzna nic nie odpowiedział tylko od razu zaczął oglądać nogę mojej dziewczyny. Gdy zaczął ją wykręcać i dotykać stopy Samantha się skrzywiła i syknęła z bólu.

- Może delikatniej - warknąłem. Lekarz tylko na mnie spojrzał i wrócił do badania. Chwilę później Sam znów syknęła. - Nie widzi pan, że ją to boli?!

- Niech pan się uspokoi, albo wyjdzie. A wracając do pani, wygląda mi to na uszkodzenie śródstopia, dlatego zlecę zrobienie prześwietlenia. Potem rozpiszę pani leczenie.

- Oczywiście.

***

Osiem tygodni. Dwa miesiące. Tyle właśnie Harvey nie może trenować, a przez sześć musi chodzić w gipsie. Od momentu gdy to usłyszała, nie odezwała się słowem.

- Jesteśmy na miejscu - odezwałem się, zatrzymując samochód pod domem dziewczyny.

Ona bez słowa złapała kule, otrzymane w szpitalu i wyszła z samochodu. Nawet nie zamykając drzwi ruszyła do drzwi domu, które otworzyła nawet się nie odwracając. Z westchnieniem wysiadłem i zabierając to co Sam zostawiła w aucie, ruszyłem za nią. Znalazłem ją siedzącą w salonie i wpatrującą się w ścianę.

- Hej, Sam - powiedziałem cicho klękając przed nią i patrząc w jej załzawione oczy. - Będzie dobrze. To przecież nie koniec świata, rozumiesz? To tylko dwa miesiące, wytrzymasz.

- Harry... Jeszcze nigdy nie miałam takiej przerwy! Ja... ja nie wiem co mam zrobić. Konie to moja pasja. Nie przetrwam tyle.

- Harvey, jeśli chcesz to będę po ciebie codziennie przyjeżdżał, po twoich zajęciach i zabierał do stajni. Będziesz mogła siedzieć z Finesse ile chcesz, a ja najwyżej będę go lonżować, zgoda?

- Zgoda - odpowiedziała pociągając nosem. - Zaniósłbyś mnie do pokoju? Nie mam siły szamotać się z tymi kulami.

Skinąłem głową i po raz kolejny dzisiejszego dnia wziąłem moją dziewczynę na ręce. Gdy już posadziłem ją na łóżku podrapałem się po karku i spojrzałem jej w oczy.

- Przynieść ci coś? - w odpowiedzi pokręciła głową. - Dobra. To, yyy... twój brat z tego co mówiłaś w poczekalni, powinien niedługo wrócić, więc no, ja się będę zbierał, żebyś mogła odpocząć - schyliłem się, aby ją pocałować.

Musnąłem jej usta, a gdy chciałem się odsunąć, Samantha złapała mnie za kark i pogłębiła pocałunek. Niewiele myśląc, oddałem go, uśmiechając się przy tym. Dziewczyna przesunęła się w głąb łóżka, ciągnąc przy tym za kołnierz mojej koszuli. Chwilę później zwisałem już nad dziewczyną, opierając o siebie nasze czoła i próbując uspokoić oddech.

- Myślę, panie Styles, że jednak zostaniesz - zaśmiała się kradnąc mi buziaka - I oglądniesz ze swoją dziewczyną jakiś ciekawy film.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro