XXVII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Harry

Byłem roztrzęsiony. Starałem się połączyć ze sobą fakty, aby zrozumieć mniej więcej to co się wydarzyło. Miałem złe przeczucie, że to ten sam facet, który groził Sam w hotelu przed zawodami. Przypominając sobie jej zapłakaną i pobitą twarz, traciłem nad sobą kontrolę. Dopilnuje, żeby ten drań odpowiedział za to co zrobił! Jaki motyw musiał nim kierować, aby posunął się do tak nieludzkiego czynu? Zrozumiałem, dlaczego dziewczyna była tak przestraszona po rozmowie z nim. Przy Taylorze była zupełnie bezbronna. Nawet nie chcę myśleć co stałoby się mojej Sam, gdybym nie usłyszał jego krzyków.

Nie spuszczałem brunetki z oczu, dopóki nie weszła do mojego gabinetu i nie zamknęła drzwi. Ciągle miałem obawy, że ten facet się tutaj kręci. Dopiero później zwróciłem się do blondyna.

- Ktoś próbował zgwałcić moją dzie... - ugryzłem się w język. Chyba pod wpływem złości przestaję myśleć nad tym, co opuszcza moje usta. - Podopieczną.

- O rany... - wyszeptał i złapał się za kart. - Wszystko z nią w porządku?

- Jest przerażona - odparłem. - Muszę z nią jechać do szpitala, żeby zobaczyli tą cholerną brew.

- Daj znać co z nią - rzekł, na co pokiwałem głową.

- Robisz coś teraz, Niall? - zapytałem, przypominając sobie, że jestem w trakcie prowadzenia treningu.

- Nie, przyjechałem tylko pojeździć Larysa, potrzebujesz czegoś?

- Zastąpiłbyś mnie na treningu? Chłopak jest na hali - poprosiłem.

- Jasne - rzucił z uśmiechem. Podziękowałem mu szybko i ruszyłem do mojego gabinetu. - Ale wisisz mi za to piwo, Styles! - dodał, śmiejąc się.

Zamykając drzwi biura i odwracając się do Sam, momentalnie poczułem jej ręce wokół mojej klatki. Przytuliłem ją i przyciągnąłem jeszcze bliżej, całując ja w skroń.

- Proszę, Harry. Jedźmy na komendę, błagam - powiedziała przez płacz. - Teraz...

- Spokojnie, skarbie. Nie płacz - mruknąłem i zabrałem kluczyki do mojego samochodu z biurka, cały czas trzymając brunetkę za dłoń. - Chodź - dodałem i skierowaliśmy się do pojazdu.

Przez całą drogę Sam nie mogła uspokoić płaczu, nie dziwię się jej. Widząc jej łzy moja nienawiść to tego faceta rośnie. Gdy go spotkam nie ręczę za siebie.

- Wszystko będzie dobrze, kochanie - szepnąłem do niej i położyłem dłoń na jej kolanie. Spojrzała na mnie niepewnie, a ja posłałem jej mały uśmiech.

Samantha

Wiem, że Harry chce dobrze. Ale nie, nie będzie dobrze! Umieram ze strachu. Nie będę spokojna dopóki Taylor nie trafi tam, gdzie jest jego miejsce i będę pewna, że Ed'owi nic nie grozi. 

- Obiecasz mi to? - zapytałam sarkastycznie, patrząc na niego, podczas gdy w moich oczach wciąż znajdowało się może łez. Harry westchnął tylko i pogładził kciukiem moją nogę. Nagle poczułam wibrowanie w kieszeni moich spodni. Dyskretnie zerknęłam na ekran telefonu, bo spodziewałam się kto może teraz do mnie wypisywać. 

Taylor: Daję Ci ostatnią szansę, szmato! Jutro o dwudziestej pojawisz się grzecznie w moim mieszkaniu, a nikomu nic złego się nie stanie! Liczę na jakiś ładny komplet bielizny, kochana.

Wzdrygnęłam się na treść wiadomości. Obrzydzała mnie wizja spełnienia jego warunków. Mam nadzieję, że policja odpowiednio się nim zajmie, bo nie mam najmniejszej ochoty wychodzić codziennie z domu w obawie, że to się powtórzy. A przypominając sobie ostatnie zeznania obawiałam się, że nie potraktują tego poważnie. 

- Zrobię wszystko, żeby nic Ci się nie stało, mała - mruknął i zjechał na parking przed komendą policji. Wierzę mu i byłabym w tym momencie w wiele spokojniejsza, gdyby chodziło tutaj o mnie. Nie zagwarantuje bezpieczeństwa mojemu bratu. Mam gdzieś to, czy Taylor mi coś zrobi! Teraz nie to jest ważne.

Szybko wyszłam z samochodu, chcąc jak najszybciej złożyć zeznania. Ten idiota nie będzie mnie zastraszał. Harry po chwili mnie dogonił i otworzył drzwi wejściowe. Chwilę rozmawiał z policjantem, a ja usiadłam na krześle obok, bo nie mogłam ustać.

- Rozumiem - odparł starszy mężczyzna w mundurze, gdy Harry skończył tłumaczyć co się stało. Wstałam i stanęłam obok bruneta. - Kim Pan jest dla pokrzywdzonej?

- Trenerem - odparł beznamiętnie. Szczerze myślałam, że odpowie inaczej.

- Dziękuję za zgłoszenie, a Panią zapraszam za mną - powiedział i wskazał dłonią na korytarz, którym chwilę później mnie prowadził. Otworzył jedne z kilku drzwi. - Pan musi zaczekać na zewnątrz - dodał w stronę Styles'a, idącego za nami.

- Nie mogę tam wejść? Jestem świadkiem - odparł pewnie i zerknął na mnie. 

- W odpowiednim czasie zostanie Pan przesłuchany - zapewnił i zamknął na sobą drzwi. Usiadłam na krześle przy dużym białym stole. Naprzeciwko mnie stały jeszcze dwa krzesła, więc spodziewam się, że jeszcze ktoś do nas dołączy. Nie myliłam się. Kilka minut później do pomieszczenia weszła kobieta z jakimiś papierami pod pachą. Przywitała się ze mną życzliwym uśmiechem i zajęła miejsce obok policjanta. 

- Dzień dobry, nazywam się Abby Meadall, jestem psychologiem - powiedziała z uśmiechem i podała mi dłoń, którą uścisnęłam. 

Kilka następnych minut odpowiadałam na pytania zadawane przez tamta dwójkę, starając przypomnieć sobie jak najwięcej. Wspomniałam również o rozmowie w hotelu i ostatniej wiadomości od Taylora. Policjant poprosił mnie, abym pokazała mu te sms-y. 

Zamarłam, gdy odblokowałam telefon i zobaczyłam dwie nowe wiadomości od chłopaka. Trzęsącą się dłonią nacisnęłam na ikonę koperty.

Taylor: Właśnie wydałaś na niego wyrok

Taylor: *załącznik*

Kliknęłam na drugą wiadomość z minimalną świadomością i szokiem, w jaki wprawiło mnie powyższe zdanie. W momencie, w którym zobaczyłam zdjęcie zapomniałam jak się oddycha. 

Jest tutaj.

I wie, że ja też tutaj jestem.

Na zdjęciu byłam ja. Wchodziłam do pomieszczenia, w którym aktualnie się znajduję. Rzuciłam telefon na stół przede mną i wybiegłam z sali, na tyle szybko, na ile pozwalają mi kule. Rozejrzałam się spanikowana po korytarzu i szukałam wzrokiem Harry'ego. Siedział kilka metrów dalej. 

- Harry! - krzyknęłam do niego, na co brunet momentalnie podniósł się z miejsca. - Jedź do mojego domu, błagam! Szybko! 

- Hej, Sam! - Złapał moje ręce i starał się uspokoić. - Co się stało?

- Wszystko Ci wyjaśnię, ale nie teraz. Proszę Cię, Harry, jedź! - powiedziałam rozpaczliwym tonem. Harry niewiele rozumiejąc tylko przytaknął i pocałował mnie w czoło, a chwilę później wybiegł z budynku, a ja poczułam na plecach czyjąś dłoń. 

- Możemy wrócić do przesłuchania? Musimy to ustalić - zaczęła kobieta. Wytarłam łzy z policzków i skierowałam się do pokoju, gdzie czekał policjant. 

- Mogę? - zapytał, wskazując na mój telefon.

- Tak, tak - wydukałam i zabrałam chusteczkę, którą podała mi Abby.

Dokończyłam to, co miałam powiedzieć, przed zobaczeniem wiadomości. Włącznie ze wszystkimi groźbami i tym, co działo się wtedy, gdy jeszcze byłam w związku z Taylorem. Plan, jaki przedstawił mi policjant nie był jakoś wielce skomplikowany, dlatego miałam nadzieję, że się uda. Odpisałam Taylor'owi, że będę jutro na miejscu. 

Ja: Wygrałeś.

Taylor: Powtórzysz, księżniczko?

Ja: Wygrałeś, jasne? 

Ja: Przyjdę jutro do Ciebie

Taylor: A jeśli ja już się rozmyśliłem? 

Ja: Nie zrobiłeś tego

Taylor: Skąd taka pewność!?

Taylor: Może twój brat nie powinien czuć się teraz zbyt bezpiecznie?

Ja: Dlaczego Ty to robisz? Zgodziłam się na twoje warunki!

Taylor: Ale za długo z tym czekałem. Teraz po prostu się boisz! Jak będę chciał mogę owinąć sobie Ciebie wokół małego palca!

Ja: Zrobię jutro co tylko będziesz chciał! Proszę Cię!

Taylor: Nie tylko jutro, kochanie

Ja: Słucham?

Policjant i psycholog cały czas podpowiadali mi co mam odpisywać. Kazali zgadzać się na wszystko co zaproponuję, ponieważ i tak jutro będzie siedział tutaj. Dlaczego nawet siedząc w zupełnie bezpiecznym miejscu trzęsłam się ze strachu z jego powodu? 

Taylor: Będziesz robić co zechcę przez dwa tygodnie

Taylor: Bez żadnych sprzeciwów, księżniczko

Ja: Zgoda

Taylor: Grzeczna dziewczynka

Taylor: Czekam na Ciebie

 W pewnym sensie źle poczułam się z faktem, że nie powiedziałam o tym Harry'emu. Zasłużył na to, aby wiedzieć. 

Przesłuchanie się skończyło. Nadal siedziałam w sali wraz z psychologiem, umierając ze strachu. Znałam Taylora na tyle dobrze, że nie miałam prawa czuć się teraz bezpiecznie. Nie miałam nawet prawa tak myśleć, szczególnie, że jego groźby dotyczące Ed'a mogą okazać się prawdziwe. Jak głupia wpatrywałam się w telefon przede mną z nadzieją, że lada moment zadzwoni do mnie Harry z informacja, że wszystko jest w porządku. Dzwonek rozległ się po pomieszczeniu jednak dopiero po około godzinie. Zaczęłam już myśleć, że Harry'emu też mogłoby się coś stać, ale chyba za bardzo przeżywam tą całą sytuację. Przecież Taylor nie wie kim dla mnie jest Styles i wątpię, aby zapamiętał jego twarz.

Muszę się uspokoić, bo zaczynam bredzić. Rzuciłam się na mój telefon i w sekundzie przesunęłam w bok zieloną słuchawkę. 

- Harry!? - odezwałam się.

- Nikogo nie ma w domu, Sam - powiedział spokojnie.

Przysięgam, że robiłam wszystko co w mojej mocy, aby nie zacząć panikować. 

- P-pamiętasz gdzie jest zapasowy klucz? - wydukałam do telefonu.

- Tak.

- Wejdź, zaraz wzywam taksówkę.

- Przyjadę po Ciebie - zaoferował.

- Nie ma na to czasu, Harry! - rzuciłam  i rozłączyłam się. Pożegnałam się z Abby i wychodząc z komendy wybrałam numer mojego brata.

Po każdym kolejnym sygnale moje serce zaczynało szybciej bić. Czy naprawdę uwierzyłam w to, że Taylor zrezygnuje ze swoich planów, dlatego, że zgodziłam się na układ? Skoro mógł upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, to na pewno z tego skorzysta. Jak ja mogłam być taka głupia i nie zgłosić tego wcześniej!? Nienawidzę samej siebie!

Zadzwoniłam do niego kolejny raz. Potem kolejny i kolejny. I za każdym razem kończyło się na tym samym. W taksówce dzwoniłam do niego chyba dwadzieścia razy. Teraz dopiero umieram ze strachu! Następne kilka nieodebranych połączeń później weszłam do mojego domu. 

Harry zerwał się z fotela, widząc mnie zapłakaną w wejściu. Podbiegł do mnie i przycisnął do swoich piersi. 

- Skarbie, co się dzieje!? - zapytał, patrząc mi w oczy.

- O-on mi groził - zapłakałam. - Boję się, H-harry...

- Kto Ci groził, Sam? O co chodzi?

- O Ed'a - bąknęłam. - Nie wiem co mam robić. On nie odbiera - dodałam i podałam mu mój telefon. 

- Spokojnie, może jest zajęty. Zadzwoń jeszcze raz - polecił.

- Do cholery, Styles! Dzwoniłam już z trzydzieści razy! - krzyknęłam zrozpaczona.

- Więc oddzwoni, uspokój się - złapał mnie za dłonie. - Wszystko bę...

- Nie będzie! Nie wiesz co się dzieje, Harry! Nie mów mi, że będzie dobrze! - przerwałam mi, zabrałam od niego komórkę i wdrapałam się na górę do mojego pokoju, po czym rzuciłam się na łóżko. Nie minęło dużo czasu, a do środka powoli wszedł Harry i usiadł obok mnie na łóżku. 

- Nawet nie wiesz jak bardzo się teraz o Ciebie martwię - szepnął. Podniosłam się do siadu i przybliżyłam do niego. 

- Wiem, Hazz. Wybacz. Ja po prostu... - przerwałam, gdy zobaczyłam imię mojego brata na ekranie telefonu. 

- Ed! - krzyknęłam i stanęłam, opierając się jedna dłonią o krzesło przy biurku.

- Cześć, mała - odezwał się radośnie. - Jesteś na głośniku.

- Hej, Sam - przywitała się Angela.

- Wszystko dobrze? Gdzie byłeś?

- Z Angelą w kinie. Coś się stało? Jak zobaczyłem ilość połączeń to nieco się przestraszyłem.

- Gdzie jesteście?

- Przed tym wielkim skrzyżowaniem koło galerii. Jesteś przestraszona, co się dzieje, Sam?

- Wracaj szybko do domu!

- Ed, czerwone - odezwała się dziewczyna.

- Wiem, nie mogę zahamować!

- Ed, uważaj!- krzyknęła, a ja miałam ochotę w tym momencie zrobić to samo.

- Co się dzieje!? - odezwałam się, a chwilę później usłyszałam tylko kolejny krzyk dziewczyny, okropny huk i dźwięk zakończonego połączenia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro