XXXI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Harry

- Skarbie, długo jeszcze!? - krzyknąłem błagalnie, aby Sam się pospieszyła, czekając na nią w salonie, podczas gdy siedziała w swojej sypialni.

- Dwie minuty! - odpowiedziała, a ja usiadłem na krześle przy stole.

Sam od mojego przyjścia zachowywała się jakoś inaczej. Przypuszczam, że mogło to mieć związek z tym, że dziś pierwszy raz wsiada w siodło po tej przerwie. Była chodzącym kłębkiem nerwów, to określenie pasuje do niej dzisiaj idealnie. Codziennie przez ostatni miesiąc byliśmy w szpitalu odwiedzać Ed'a. Ostatnio jego stan nieco się pogorszył, lecz lekarze w dalszym ciągu utrzymują nas w przekonaniu, że z tego wyjdzie. Nie wiedzą tylko ile to wszystko potrwa. Do Sam też często przychodziła Angela. Mam wrażenie, że zżyły się ze sobą. Oby pomogło im to w jakiś sposób przeczekać okres, gdy Ed jeszcze jest w śpiączce.

Kilka razy zostawałem z Sam na noc w jej domu, szczególnie na początku, ponieważ powiedziała mi, że źle czuję się, gdy wie, że jest w domu zupełnie sama. Po części jestem w stanie ją zrozumieć, choć wiadomo, że nie będę w stanie zrozumieć jej całkowicie, nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Przez ten miesiąc, mam nadzieję, że pomagałem jej jak najlepiej przejść przez ten trudny okres. Chciałbym, aby wiedziała, że ma we mnie wsparcie cokolwiek się dzieje i cokolwiek zrobi, czy postanowi. Ostatnio zauważyłem, że jej negatywne emocje i obawy nieco ucichły, lecz przez to, że Ed tak długo się nie obudził zaczęło powoli do niej wracać.

- Gotowa - odezwała się, schodząc szybko po schodach i łapiąc za rączki swojej torby, położonej na kuchennym blacie. Przy okazji wzięła w dłoń czekoladowy baton proteinowy i zaczęła zakładać buty w przedpokoju.

Otworzyłem drzwi wejściowe i przepuściłem w nich Samanthę, po czym zamknąłem je na klucz i skierowałem się do samochodu. Od razu po uruchomieniu silnika byłem przygotowany na to, że dziewczyna za moment włączy radio i ustawi je najwyższy poziom głośności. Zapinając pas zaśmiałem się z jej reakcji, gdy usłyszała Shape of you i zaczęła tańczyć oraz śpiewać. Wyglądała wtedy naprawdę uroczo.

Odczekałem, aż piosenka się skończy, bo wiem doskonale jaka byłaby jej reakcja, gdybym ściszył radio i zaczął rozmowę w trakcie wokalu Sheeran'a. Prawdopodobnie nie dotarłbym do stadniny żywy.

- Jak emocje przed powrotem na Finesse? - zapytałem, zerkając na moment na dziewczynę.

- Mieszane - zaśmiała się. - Chyba nigdy się tak nie denerwowałam przed wejściem na własnego konia. I mam nadzieję, że Finesse aż tak bardzo się do Ciebie nie przyzwyczaił.

- Szczerze nawet nie wiesz jak się cieszę, że już na niego nie wsiądę - odparłem ze śmiechem.

- Nie mów hop - bąknęła. - Dlaczego? Jest dobrym koniem.

- Jest świetnym koniem - powiedziałem od razu. - Ale to jak bardzo jest niewygodny, nie mogę porównać do niczego innego - dodałem, a dziewczyna wybuchnęła śmiechem.

- Mogłam Cię w sumie uprzedzić, ale chyba tragedii nie ma, co?

- Żartujesz sobie, mała? Cofam i przepraszam za wszystkie mogę uwagi, że trzepiesz dupą o siodło - odparłem i położyłem dłoń na klatce piersiowej. - W ramach rekompensaty wsiądziesz kiedyś na Magic.

- A kto powiedział, że chce na niej jeździć?

- Sama to zdradziłaś, gdy zainteresowałaś się nią bardziej, niż swoim koniem przed naszym pierwszym spotkaniem.

- Niech Ci będzie - zaśmiała się. - Jest śliczna, przyciąga uwagę.

Kilkanaście minut później siedziałem w swoim biurze i przeglądałem dzisiejszy grafik. Pierwszą jazdę miałem z Sam, następnie Nicole, później dziewczyna, która dołączyła do klubu całkiem niedawno oraz dwie inne osoby. Pod koniec dnia chciałem jeszcze porządnie poskakać na Magic.

Po sprawdzeniu wszystkich potrzebnych mi informacji udałem się pod boks, przy którym stała Sam, czyszcząc Finesse. Na bramie boksu konia leżało jej siodło, a pod nim podkładka i czaprak, a obok popręg, ochraniacze i ogłowie, zaś na ziemi obok pudła ze szczotkami jej kask oraz rękawiczki. Dziewczyna uśmiechnęła się, zobaczyła mnie obok siebie. Odwzajemniłem gest, a następnie zacząłem majstrować przy jej sprzęcie.

- Co robisz? - zapytała, stając przy mnie.

- Dbam o twoją stopę - odpowiedziałem z uśmiechem i wyciągnąłem strzemiona wraz z puśliskami, po czym posłałem dziewczynie szeroki uśmiech i pocałowałem ją w policzek.

- Chyba żartujesz, panie Styles - powiedziała zirytowana, lecz odczułem wrażenie, że troszkę ją to rozbawiło. Przez moment patrzyłem na nią poważnym wzrokiem, chowając strzemiona za plecami. - Stopa stopą, ale moje mięśnie ud też potrafią boleć - Zaśmiałem się na jej słowa.

- Nie tylko uda będą cię bolały, skarbie - dodałem i skierowałem się z powrotem do mojego gabinety i położyłem własność Sam na szafce, przed tym informując ją jeszcze, że ma być gotowa za dwadzieścia minut.

Po tym czasie czekałam już na nią na hali i zaczynałem rozstawiać stojaki i drągi po całej jej powierzchni. Nie chciałem jej bardzo męczyć. Planowałem ustawić jej kilka niewysokich przeszkód i drągi po łuku.

- Styles, błagam Cię - usłyszałem rozbawiony głos Samanthy, wchodzącej na halę. - Jeszcze mi powiedz, że ustawisz je na sto pięćdziesiąt centymetrów - zaśmiała się, wskazując na stojaki i drągi.

- Zależy jak będzie Ci szło - odparłem i podszedłem do niej, aby pomóc jej wejść na grzbiet konia. Dziewczyna przerzuciła wodzę przez szyję Finesse i złapała za oba łęki siodła. Podniosła jedną nogę, którą złapałem i na trzy podrzuciłem ją do góry. - Jak się czujesz?

- Trochę się boję, mam nadzieję, że zaraz mi przejdzie - odpowiedziała i pogłaskała konia po gniadej szyi. - Nie zabij mnie krowo, proszę - mruknęła, na co zaśmiałem się pod nosem.

- Rozgrzej go - poleciłem jej i kontynuowałem przygotowywanie treningu.

- Tak jest, trenerze - bąknęła i zaczęła stępować na całkowicie luźnej wodzy.

- Poczekaj moment - odezwałem się szybko i stanąłem przed nią z poważną miną, przyglądając się jej stopom.

- Co się stało? - zapytała, nie wiedząc o co chodzi.

- Masz krzywe strzemiona, popraw je - powiedziałem z uśmiechem. Sam tylko wywróciła oczami i ruszyła do przodu.

- Nienawidzę Cię - mruknęła, gdy przejeżdżała obok mnie.

- Wiem, że mnie kochasz.

Widziałem kątem oka jej szczery uśmiech i radość z tego, że znów może jeździć. Cieszyłem się chyba tak bardzo jak ona, tylko nie wiem co końca z czego. Z tego, że znów mogę ją trenować, z tego, że widzę jej szczęście, czy z tego, że nie muszę już non stop wysłuchiwać marudzenia, że chce już zacząć trenować.

- Drągi po kole - poleciłem i patrzyłem jak Sam kieruje konia na zadanie. - Jeszcze raz, tylko tym razem anglezuj! - zaśmiałem się pod nosem, jak widziałem jej wyraz twarzy.

Po godzinie treningu pozwoliłem Sam zacząć stępować z Finesse. Spacerowałem obok niej dopóki oddech konia się uspokoił.

- Jesteś bardzo zmęczona? - zapytałem, na co dziewczyna położyła się bezwładnie na szyi jej rudego zwierzęcia. - Mogę odwieźć cie wcześniej do domu - zaproponowałem.

- Nie trzeba, zostanę z Tobą - odparła i posłała mi mały uśmiech, po czym podniosła się i gdy zatrzymała konia zeskoczyła na ziemię. Podszedłem do niej, jednocześnie zdejmując wodze i podając je dziewczynie.

- Nieźle się dziś spisałaś. Sądziłem, że będziesz w znacznie gorszej formie, Harvey - powiedziałem i zbliżyłem się do Sam, całując ją w usta oraz obejmując w talii.

- Macie wielkie szczęście, że odesłałam dyrektora z powrotem do stajni, gdy tutaj szedł - usłyszałem głos Nicole tuż za mną. Odwróciłem się do niej i odsunąłem od Sam. Chwilę później do moich uszu dotarł śmiech mojej dziewczyny.

Blondynka przyprowadziła swojego konia bardziej w głąb hali i wskoczyła na swojego siwka, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia z Samanthą. Pozwoliłem brunetce wrócić do stajni i zabrać z jego gabinetu strzemiona wraz z puśliskami, po czym rozpocząłem trening jej przyjaciółki.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro