XXXVI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szybko wstałem z kanapy i założyłem na siebie kurtkę, do kieszeni której włożyłem telefon. Wyszedłem z mieszkania, uprzednio je zamykając i ruszyłem szukać drzwi z numerkiem 78. Zajęło mi to może kilka chwil. Stojąc przed drzwiami zaczęły mnie łapać wyrzuty sumienia w związku z tą całą sytuacją. Nie wiem czy to do końca w porządku, że w urodziny mojej Sam spędzam czas z Angelą w jej mieszkaniu, a nie z nią. Jednak gdy brunetka stanęła przede mną z szerokim uśmiechem na ustach moje obawy wyparowały. W końcu Samantha sama powiedziała, że nie chce mnie widzieć, prawda?

Przywitałem się z dziewczyną uściskiem i wszedłem do środka. Zostawiłem w przedpokoju kurtkę i przeszedłem do salonu, przy okazji oglądając mieszkanie.

- Chcesz coś do picia, Hazz? - zapytała wchodząc do kuchni. - Woda, herbata, kawa, wino?

- Poproszę wina. - Miałem straszna ochotę na alkohol. Może dzięki niemu będę w stanie się rozluźnić i nie myśleć o Sam. Uśmiechnąłem się do brunetki, a ta odwzajemniając mój gest wyciągnęła z szafki dwa kieliszki.

Usiadła obok mnie na szarej kanapie i postawiła na stoliku wino oraz paterę z szarlotką. Salon nie był duży, bardzo przytulny. Ściany były nieco jaśniejsze niż sofa. Całe pomieszczenie było utrzymane we właśnie takich odcieniach. Duże okna były do połowy przysłonięte grubymi zasłonami, a jedyne światło jakie się paliło to mała stojąca lampa w rogu pokoju. Tworzyło to na pewien sposób spokojny nastrój.

- Częstuj się. Mam nadzieję, że ci posmakuje - odezwała się, nakładając mi ciasto na talerz. - Pierwszy raz piekłam szarlotkę.

- Na pewno świetnie Ci wyszła. - Uśmiechnąłem się. - Smakowicie wygląda. 

Dziewczyna łyknęła odrobinę czerwonego słodkiego wina i odkaszlnęła.

- A więc? Co się stało? - zaczęła i położyła dłoń na moim kolanie, zataczając przy tym kciukiem małe kółka.

- Sam dokładnie nie wiem, Angela... Starałem się zrozumieć co było powodem naszej kłótni, ale szczerze to wiem jedynie tyle co powiedziała mi w samochodzie. Ale wiesz, nie łączy się to w żadnym stopniu z tym, jak ja widzę tę sytuację. Przykro mi, że tak Cię dziś potraktowała. Przepraszam Cię za nią...

- Nie ma o czym mówić, Harry. Mówiłam Ci już, że jest na pewno bardzo zdenerwowana. Mam ogromną nadzieję, że Ed wkrótce się obudzi, a wtedy zobaczysz, że ona i Ty będziecie się śmiać z tego wszystkiego, co teraz się dzieje. Daj jej czas, niedługo wszystko się zmieni.

- Mam taka nadzieję. Ostatnio jest bardzo denerwująca.

- Zaufaj mi. Przyjdzie taki czas, że będziecie to wspominać ze śmiechem - powiedziała z uśmiechem i łyknęła wina. Zrobiłem to samo.

Nie mam pojęcia dlaczego Samantha ma o niej takie złe zdanie. Angela jest naprawdę bardzo miła i pomocna. Ciężko jest nie doceniać tego co robi. Bije od niej życzliwość. A ona postrzega ją jako osobę pokroju Taylora! Będę musiał z nią o tym porozmawiać. Zbliżyłem się do brunetki i  nie pozwolę, aby Sam tak ją traktowała! Przecież jej zachowanie jest zupełnie bezsensowne.

- Twoje zdrowie - powiedziałem i uniosłem w górę kieliszek.

- A tak w ogóle - odezwała się. - Dlaczego nie jesteś teraz u Sam? Myślałam, że będziecie świętować jej urodziny.

- Tak, takie były plany. Ale powiedziała mi, że nie chce mnie już dzisiaj oglądać.

- Słucham? Naprawdę Ci to powiedziała?

- W akompaniamencie innych obelg i oskarżeń wykrzyczanych w moją stronę...

- Wybacz, że to mówię, ale Samantha zachowała się poniżej jakiegokolwiek poziomu. Nie miała żadnego powodu, aby Cie tak potraktować! - przerwała na moment i przez kilka sekund patrzyła w moje oczy. - Przepraszam, ale wydaje mi się, że nie zasługuje na kogoś takiego jak Ty, Harry. Mam wrażenie, że Cie wykorzystuje.

- Nie wiem jak powinienem to wszystko odbierać... Bardzo Ci dziękuje za rozmowę, potrzebowałem tego - uśmiechnąłem się do niej, a ona przybliżyła się, aby mnie przytulić. Objąłem ją mocno i siedziałem tak kilka dłuższych chwil.

- Przyniosę widelce do ciasta, zapomniałam ich tutaj dać - odezwała się i wstała, zabierając swój kieliszek ze sobą. Chwilę później stała za mną i nachyliła się nade mną, kładąc widelec obok mojego talerzyka.

Nagle poczułem na moim karku, ramionach i brzuchu zimna ciecz. Szybko wstałem z miejsca i starałem się strzepnąć z mojej białej koszuli wylane wino.

- Cholera! Bardzo Cię przepraszam! - krzyknęła Angela i stanęła przede mną. Odłożyła kieliszek na stół i sprawdziła jak bardzo moja koszula jest czerwona.

- Daj spokój, to zwykły wypadek - uspokajałem ją, chociaż nie bardzo odpowiadała mi moja aktualna sytuacja.

- Zdejmij ją szybko, bo zostanie plama - powiedziała i zaczęła rozpinać jej guziki. - Zasypie ją sodą.

- Niepotrzebnie się kłopoczesz.

- To moja wina, wiec pozwól mi to naprawić - upierała się i wyciągnęła mi już rozpiętą koszulę ze spodni, jeszcze chwilę przed pójściem do kuchni patrząc na mój brzuch.

Wyciągnęła z szafki to, co było jej potrzebne i rozłożyła ubranie na blacie. Posypała je białym proszkiem i przyklepała materiał.

- Nie wiedziałam, że masz tatuaże - odezwała się.

- Nigdy nie rozmawialiśmy na ten temat - uśmiechnąłem się i stanąłem obok dziewczyny. - A Ty? Masz jakieś?

- Owszem - odpowiedziała i osunęła lekko materiał na swojej łopatce, ukazując kolorowa mandalę, sporych rozmiarów. W środku była duża czerwona róża.

- Wow - szepnąłem. - Nie spodziewałem się tego po tobie.

- Tak? Dlaczego? - zapytała, patrząc na mnie z małym uśmieszkiem.

- Sprawiasz wrażenie delikatnej. Bardziej spodziewałbym się po tobie czegoś małego, a nie mandali na prawie połowę pleców - Zaśmiałem się cicho.

- Jeszcze mało o mnie wiesz. - Puściła mi oczko. - Słuchaj, może weźmiesz prysznic? Wiesz, to wino...

- Nie ma potrzeby, serio. To miło z twojej strony, ale...

- Nalegam - przerwała mi i położyła dłoń na klatce. - Chodź, dam Ci ręczniki.

Zaprowadziła mnie do łazienki, gdzie podała dwa puchowe ręczniki i pokazała co gdzie się znajduje. Podziękowałem jej i zamknąłem za nią drzwi.

Samantha

- Przysięgam, że jak go spotkam to...

- Nie, Will. Przestań. Teraz po tym wszystkim mam wrażenie, że to rzeczywiście moja wina.

- Chyba żartujesz, mała! - odezwał się i przyciągnął mnie do siebie. -  Ślepy idiota! Gdzie on teraz jest?

- Pewnie u siebie.

- Daj mi jego numer - powiedział szybko.

- Co? Dlaczego? Co Ty chcesz zrobić?

- Zadzwonię do niego i go opieprzę, że nie jest teraz z Tobą, do cholery!

- Will, przesadzasz - powiedziałam, lecz po wzroku chłopaka, jakim mnie obdarzył wyciągnęłam komórkę i podałam mu numer Styles'a.

Patrzyłam jak wpisuje go na klawiaturę swojego telefonu i włącza tryb głośnomówiący. Wychyliłam się jeszcze do salonu, aby zobaczyć co robi Nicole, ale była zajęta oglądaniem Meridy Walecznej i dojadaniem paczki chipsów.

- Halo? - odezwał się w słuchawce damski głos. Nachyliłam się, aby sprawdzić czy to na pewno numer Harry'ego. Wszystkie cyfry się zgadzały...

- Z kim mam przyjemność? - zapytał Will.

- Mogę zapytać o to samo.

Nie! To nie może być ona! Dlaczego do cholery ma telefon Harry'ego!?

- Jestem przyjacielem Harry'ego. Chciałem z nim pogadać.

- Właśnie bierze prysznic. - Że co robi? I potrzebuje do tego ochrony w postaci Angeli? Co się tu dzieje? - Mam coś przekazać?

Chciałam już krzyknąć do telefonu, żeby mi wszystko wyjaśniła, ale usłyszałam w tle otwieranie drzwi.

- Angela, możesz podać mi jakąś koszulkę?

- Tak, jasne. Ktoś do Ciebie, Hazz - powiedziała wesoło.

- Halo? Kto mówi?

- Jesteś pierdolonym idiotą, Styles!

- Słucham? Kto mówi? - Usłyszałam tylko krzyk Will'a, zanim trzasnęłam drzwiami mojej sypialni.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro