𝐂𝐡𝐚𝐩𝐭𝐞𝐫 𝐨𝐧𝐞

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział pierwszy: „Wychodzę za mąż i nawet o tym nie wiedziałam?!”

°°°

Właśnie szłam przez korytarz do biura mojego ojca, Christopher'a Santana. Dzisiaj rano, gdy wracałam ze spotkania z Mayą, już, Monet, zadzwonił do mnie i prosił, abym od razu do niego przyszła, mówiąc, że ma ważną informację do przekazania mi. Nie powiem, że się nie zdziwiłam, ale w końcu dopiero co skończyłam studia , na pewno miał wiele ważnych spraw, o których chciał ze mną porozmawiać.

— Proszę. — usłyszałam jego głos, gdy zapukałam do drzwi. — Oh, kochanie, witam. — uśmiechnął się do mnie, co odwzajemniłam. — Siadaj, proszę — wskazał na fotel przed biurkiem.

— Cześć, tato — powiedziałam, gdy usiadłam.— Chciałeś mnie widzieć. O co chodzi? — nie jestem osobą, która lubi owijać w bawełnę, więc od razu zapytałam, nie chcąc przez całą rozmowę czuć niepewność.

— Chciałbym z tobą porozmawiać — zaczął. — Skończyłaś studia z najlepszymi wynikami, gratuluję, córeczko — uśmiechnął się do mnie szczerze. — Wiesz... Cóż, nie do końca wiem, od czego zacząć — zaśmiał się zdenerwowany.

— Najlepiej od początku, ale może być również od końca, jeśli ci łatwiej.

Znowu się zaśmiał. Zdenerwowanie było nad wyraz wyczuwalne.

— Tak...wiesz, gdy się urodziłaś nasze rodziny...

— Nasze? — uniosłam brew do góry. Jakie to zabawne, że przy swoich córkach nigdy nie potrafił być taki silny i zdeterminowany, jak przy swoich pracownikach i wspólnikach.

— Znaczy nasza i Monetowie — skinęłam głową, na znak, że rozumiem. — Tak więc zawarliśmy umowę...

— Jaką umowę? — niemalże krzyknęłam.

W tym momencie byłam przestraszona nie na żarty. Znałam te "umowy" ojca. W takie dwie wkręcił moje obie siostry. Grace i Keira'e. Grace wyszła za syna Williamsów, Tezeusza (równie zbzikowatego, co ona), a Keira za syna Torrensów, Klemensa. Obu tych panów poznałam już w dzieciństwie, bardzo dobrzy z nich mężczyźni, no przynajmniej Klemens. Dziewczyny nie miały jednak zbytnio do gadania w tej kwestii, nawet z ich silnym charakterem, dlatego bałam się, że ja z moją uległością, nie podołam ojcu. Dziewczyny zmusił do tych związków dzięki zagrożeniu odcięciu od pieniędzy, a że żadna nie miała w planach jeszcze pracować, zgodziły się. U mnie jednak czułym punktem nie jest brak środków, ponieważ z skończonymi studiami doktoranckimi z historii nie trudno byłoby zatrudnić się w jakiejś uczelni o wysokich standardach i mieć własne pieniądze. Tym czułym punktem byłby brak kontaktu z ojcem i wiedza, że nie pomogłam mu. Wiedziałam więc z miejsca, że jestem na przegranej pozycji, jeśli o to chodzi, co nie znaczy z kolei, że nie będę się kłóciła i robiła afery. To wszystko jest chore i nie pozwolę, aby nie miał chociażby wyrzutów sumienia.

— Chcieliśmy powiązać się z Monetami, bardzo tego pragnęliśmy. Jako, że urodził im się rok przed twoimi narodzinami syn, uznaliśmy za mądre, iż obiecam mu rękę mojej córki. — wytłumaczył łagodnie. — Wiedziałem, że to dobry chłopak, kochanie, od kiedy tylko go zobaczyłem... — próbował się usprawiedliwiać, gdy zobaczył mój zdenerwowany, jak nigdy, wzrok.

— Wiedziałeś? Powiedz mi, proszę, od kiedy można poznać po rocznym dziecku, że będzie dobrym mężem! — krzyknęłam.

Tutaj niechętnie muszę jednak przyznać rację ojcu. Chodziłam przez dwa lata do liceum z Vincentem Monetem. To bardzo inteligenty chłopak. Traktuje wszystkich z szacunkiem, przynajmniej tych, którzy na to zasłużyli. Do tego grona osób wliczałam się ja. Z siostrą w tej jego paczce (z którą, co warto napomknąć, na ten czas miałam dobre relacje) miałam taryfę ulgową i przez jakiś czas nawet rozmawialiśmy. Nie był dla mnie taki lodowaty i oschły. Może nawet zaczęłam się w nim zakochiwać. Po wyjeździe natomiast wszystko się zmieniło i nim coś się zdążyło zacząć, skończyło się. Nie udało nam się utrzymać kontaktu. Ciężko przeszłam ten okres, pamiętam. To był mój ostatni rok, do dzisiaj w głowie widzę obraz Mai, pocieszającej mnie, gdy wypłakiwałam jej się z tego powodu w ramię. Wtedy zaczęłyśmy się przyjaźnić. Jestem ciekawa, czy Vincent już wtedy widział, że czeka nas wspólna przyszłość.

Po wyjeździe na studia łatwiej było mi zapomnieć. Zakopałam się w książkach, zapomniałam o wszystkim, prócz nauki. Kochałam to. Było to coś w rodzaju odskoczni, jak alkohol, używki, których nie potrafiłam przestać brać.

Aż do dzisiaj. Po ośmiu latach. Ja, dwudziestoośmioletna Elizabeth Santan, dowiedziałam się, że moja ręka została oddana mężczyźnie, przez którego nie mogłam pozbierać się przez rok.

Do cholery, żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku, nie w średniowieczu!

— Ja... — spojrzałam na swoje dłonie, nie mogąc spojrzeć człowiekowi siedzącemu na przeciwko w oczy. Zmarszczyłam brwi, uzmysławiając sobie to, czego właśnie się dowiedziałam.

To niemożliwe...

— Wychodzę za mąż i nawet o tym nie wiedziałam?!

— Tak — wyraz twarzy ojca, jak i jego ton, zmieniły się na nieco stanowcze. Ważnym jest, aby podkreślić, że dla ojca zawsze najbardziej liczyły się interesy naszej rodziny, która sama była odstawiona na drugie miejsce. Ja, Adrien, Grace i Keira już do tego zdążyliśmy przywyknąć. Zwłaszcza dziewczyny. I chociaż, że, szczerze mówiąc, byłam pewna, że w końcu nastąpi dzień, w którym będę musiała oddać się w ręce jakiegoś obcego mężczyzny (oczywiście dramatyzuję, ponieważ mimo, że nie wybieram sobie samodzielnie męża, to ten nie będzie miał nade mną zauważalnej władzy), to i tak miałam nadzieję, że skończę, jak mój brat. Dla ścisłości, on dostał ten przywilej, że ma zdolność wybrania sobie samodzielnie żony.

— Skarbie, doskonale wiesz, że ważne jest, aby nasza rodzina powiązała się z Monetami.

— Ale dlaczego akurat poprzez mnie? — jęknęłam błagalnie, opadając bezsilna na oparcie fotela, aby za chwilę zadać najgłupsze, pozbawione całkowicie sensu pytanie. — Dlaczego to Adrien nie może wyjść za jedną z Monetów? Hailie, prawda? To tylko dziewięć lat różnicy, poza tym...

— Lizzy, skończyłaś studia historyczne na stopniu doktoranckim, wymagałem od ciebie troszkę szybszego myślenia — spojrzał na mnie z troską, która ledwo maskowała jego poirytowanie. — Gdy zawieraliśmy umowę z rodziną Vincenta nie było mowy o żadnej młodszej siostrze. Bez względu na to, kiedy by się objawiła, twój ślub z tym mężczyzną był zaplanowany od twoich pierwszych dni. — tu na chwilę przerwał, a ja kompletnie nie wierząca w to, że uda mi się z nim wygrać (spójrzmy na to tak, że nie jestem słaba, tylko nawet silna, jak nikt inny, Grace, nie potrafiła odmówić ojcu), czekałam, aż znowu zabierze głos. — Uwierz mi, drogie dziecko, że gdyby Vincent Monet nie był odpowiednim mężczyzną dla ciebie, zerwał bym ten pakt. — wiedziałam, że mówił szczerze. Patrzył mi w oczy. Nie zająknął się ani razu. Poza tym ta jego lojalność wobec mnie i, co najważniejsze, szacunek biły od niego, jak od nikogo innego.

Być może to sprawiło, że zaczęłam się godzić z myślą wyjścia za prawie obcego mężczyznę i w pewien sposób nawet niecierpliwić ponownego zobaczenia go, co było z kolei przyczyną mojego następnego pytania.

— Kiedy będzie uroczystość zaręczynowa?

***

Witam was, Perełki!
Oto najnowsza książka, tym razem o tematyce „Rodziny Monet”!
Jako, że uwielbiam starszych, bogatych i władczych mężczyzn, oto książka o zaaranżowanym ślubie Vincenta z siostrą Santanów.
Jest to pierwszy rozdział, mający ponad tysiąc słów, następny będzie dłuższy!
Jeśli książka dobrze się przyjmie, drugi rozdział wstawię albo dzisiaj, albo jutro.
Piszcie, co o tym sądzicie 💗
Przesyłam buziaczki i do zobaczenia, Perełki 💗

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro