Zdrada mnemosyne⭐14⭐

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nadszedł w końcu dzień, w którym miałam wypić miksturę maskującą mój zapach. Od rana instynkt podpowiadał, że to niebezpieczne. Ale nie mogłam narazić prawie całego świata, mogli by mnie wytropić, nasłać wojska, zabić tysiące niewinnych. Nie mogłam na to pozwolić.

Skierowałam się do Miiko, a ta wysłała mnie do Ezarela mówiąc, że Erica prawdopodobnie jeszcze się spóźni. Przyszłam do sali Alchemicznej gdzie napotkałam skupionego elfa. Niespecjalnie chciałam go zdekoncentrować ani przeszkadzać, więc przyglądałam się w ciszy co robi. Gdy w końcu uniusł się znad fiolek spojrzał na mnie.

Weszłam na jego terytorium. Sama.

Przełknęłam ślinę i miałam już coś powiedzieć, ale Ezarel mnie uprzedził.

- A gdzie Erica? - Zapytał z znudzonym wyrazem twarzy, a może zmęczonym...

- Miiko powiedziała, że się może spóźnić. - Moja odpowiedź chyba niespecjalnie go zadowoliła bo jego mina stała się jeszcze bardziej smętna.

- No nic. Jesteś gotowa wypić ten eliksir?

- Chyba... W końcu i tak nie mam wyboru. Miiko z resztą już to powiedziała.

- W porządku. - Było coś nie tak, bez obrażania, bez wyzwisk, bez sarkazmu i złośliwości. Czy naprawdę był aż tak bardzo zmęczony? Czy on w ogóle spał tej nocy? Z resztą czemu się przejmuję, ja go nie lubię, a on mnie. Wzięłam od niego niepewnie napój i powąchałam. Zapach miał całkiem ładny, to pewnie przez pistacjowe truskawki, które dodałyśmy. W razie czego i tak mnie nie otruje bo jestem odporna na trucizny. Wzięłam łyk potem kolejny i następny, aż w końcu wypiłam mieszankę, smakowało trochę jak koktajl truskawkowo-pistacjowo-kawowy z lekką goryczą.

Nagle do sali wleciała Erica, jak rozśwcieczony byk.

- Ezarel!

- Dobrze, że jesteś. Wow wyglądasz gorzej niż wściekły Balckdog. Dalej, chodź wypić swój napój, zobaczysz, że wszystko będzie lepiej później

- Zadziwiasz mnie Ezarelu! Jak mogłabym lepiej wyglądać gdy wszystko mam zapomnieć!?

Słuchałam krzyków dziewczyny z niezrozumieniem. Nie miałam pojęcia o czym mówi, ale to było bardzo niepokojące.

- Słucham? - Elf też nie był do końca przekonany o co chodzi.

- Wiem o waszym "napoju zagłuszenia obecności". Wiem, że woda Lethe jest jednym z komponentów napojów zapomnienia.. Byłam taka głupia, żeby wam wierzyć! - Głośne stłuczenie szkła odwróciło uwagę Erici od Ezarela i oboje spojrzeli na mnie z zdezorientowaniem w oczach. Przyłożyłam dłoń do ust wydając z siebie cichy szloch. Odsunęłam się kilka kroków, przerażona faktami, które teraz do mnie dotarły.

- Nie, to nie jest to, co uważacie... - Elf jeszcze próbował się tłumaczyć lecz nie potrafiłam tego przyjąć do siebie. Erica podeszła do mnie i drżącymi z nerwów dłońmi przytuliła mnie do siebie.

- Star... Będzie dobrze. Zaraz pójdziemy do Miiko i wszystko nam wytłumaczy. - Zaczęłyśmy opuszczać salę, ale Ezarel zamknął drzwi przed nami.

- To nie jest to... To nie wy jesteście tymi, kto musi zapomnieć.

- C-co!? - W końcu łamiącym się głosem i z chaosem w głowie zapytałam nie dowierzając w to co się teraz dzieje. To wydaje się być jak sen... Koszmar, z którego nie da się wybudzić.

- Przykro mi, że musieliśmy was okłamywać... ale poważnie, jeślibyśmy przyszli mówiąc: "Hej, żeby chronić nasze plecy, chcielibyśmy, żebyście zaakceptowały mały czar. To nic poważnego, tylko, że wszystkie osoby, które były wam znajome, blisko lub daleko, zapomną o waszym istnieniu. To będzie tak, jak gdybyście nigdy nie istniały!" Zaakceptowałybyście to? - Stałam jak kołek nie mogąc uwierzyć, że mogli zrobić coś tak okropnego... A ja właśnie wypiłam to świństwo. Nie było wyboru, nie wiedziałam o tej wodzie!

- Osoby, które znałam... Zapomną mnie? - Dziewczyna nie potrafiła uwierzyć tak jak ja, obie byłyśmy tym wszystkim zmieszane, zagubione. To było zbyt nierealne by było prawdziwe. W końcu nie wytrzymałam i odetchnęłam od siebie Ericę i przeteleportowałam się do swojego pokoju. Ona już wiedziała, co robi ten napój więc niezgodzi się, ale ja... Wypiłam ten ochydny eliksir dobrowolnie.

Słyszałam kłótnię na korytarzu, a potem walenie w drzwi. Nawoływanie. Krzyki. Płacz. Czyli... Ona też. Zmusił ją by wypiła. Zakryłam uszy dłońmi jak dziecko licząc na to, że odetnę się od wszystkiego co jest złe.

Nastał mrok, a wszystko ucichło. Po wielu próbach dostania się do mojego pokoju, starania się o rozmowę, aż w końcu poddali się.

Skuliłam się na łóżku, cicho łkając. Nie chciałam w to wierzyć, poprostu odsuwałam to od siebie, że moja wataha mnie nie pamięta, wszystko co po mnie zostało, teraz to tylko moje wspomnienie. Zniknełam, zostałam wymazana z umysłów osób, które były dla mnie ważni. To było zbyt nierealne by tak się stało, a jednak. Oszukali nie tylko mnie, ale i Erice, która również miała nadzieję na powrót do domu. Ona również miała swoje życie, swoich przyjaciół, a teraz zostało nam to odebrane. Zostałyśmy tu zatrzymane przez tą zdradziecką lisicę i jej bandę.

Ale nikt inny o tym nie wiedział.

Otworzyłam okno i spojrzałam na księżyc w pełni. Zamknięcie się w pokoju nie jest najlepszym pomysłem ale przez to co stało się wcześniej, czułam się jak śmieć... Nie istniejący, zapomniany przez wszystko i wszystkich...

Oparłam czoło na kolanach zamykając oczy, pozwalając spływać łzom na moje policzki.
Nie mam gdzie się udać, nie zostało mi nic prócz tego świata, do którego teraz jestem przywiązana łańcuchem. No bo gdzie indziej mam się udać? Teraz tylko to mi zostało.

Mocniejszy wiatr wraz z pewnym osobnikiem wdarł się do mojej strefy i rozgościł się jakby był u siebie. Nie chciałam nawet na niego patrzeć wiedząc, że miał rację. Powiedział, że mnie oszukają i to zrobili, bez większych skrupułów. Zacisnęłam mocniej oczy czując go dosłownie obok i skuliłam się bardziej.

- Więc, śnieżynka się poddała? Nie chcesz mnie już zabić?

Nie odezwałam się licząc na to, że sobie pójdzie. Tak bardzo tego chciałam, ale nawet moja aura go nie odpycha, mimo że na pewno ją czuje.

- Teraz to już nawet nie tylko atakować, ale i odezwać się nie łaska.

- Odejdź... Poprostu zostaw mnie.

- A jednak masz języczek w pyszczku. - Zaśmiał się jakby z swojego żartu. A ja wciąż siedziałam nie ruszając się z miejsca. Po chwili jednak mój nieproszony gość usiadł obok mnie na łóżku. - I nic?

- Miałeś rację. - W końcu się odezwałam. A Ashkore westchnął ciężko. - Jestem naiwnym, głupim szczeniakiem, który wierzy w wszystko co mu się powie.

Odważyłam się spojrzeć w górę na niego, oczy miałam czerwone od wycierania łez tak samo policzki, które były jeszcze mokre.

- Teraz jesteś z siebie dumny? Przynałam ci rację więc czego jeszcze chcesz? - Nie miałam już siły, byłam teraz nikim. Może najlepiej będzie jak zniknę i z tego świata, skoro nie mam już nawet celu. - Zabij mnie. - Wypaliłam opierając znów czoło na kolana.

Jednak on nie drgnął, jakby czekał na coś, cholera wie na co. Poprostu tu siedział, widział, słuchał.

- Nie. - Dlaczego to jedno słowo tak boli, takie krótkie, niewinne, a tak bardzo bolesne. - Nie zabiję cię. Głupi dzieciak. - Położył swoją dłoń na mojej głowie.

- Czemu nie możesz skrócić mojego cierpienia? I tak umrę albo z własnej ręki albo z powodu klątwy. To już nie ma znaczenia.

- Bo jesteś głupim dzieciakiem. Gdzie podziała się twoja wola walki? Gdzie podział się ten szczeniak, który szarżował na mnie byle bym nie wszedł do kwatery? Gdzie jest teraz twoja odwaga?

- To wszystko zostało zniszczone. Teraz już została jedynie skorupa, która jest pusta. Nie mam celu by istnieć.

- Więc pokonaj mnie. - Zaskoczyło mnie to, nie wiedziałam co odpowiedzieć, ani co zrobić. Po chwili wymyśliłam coś głupiego. Zacisnęłam pięść i szturchnełam go w ramię.

- Pokonany. - Prychnęłam i minimalnie uśmiechnęłam się pod nosem.

- O nie, dzieciak mnie pokonał. - Powiedział to z teatralnym westchnięciem, aż zaczęłam wątpić w to co mówiła o nim Miiko i wszyscy, racja jest silnym wojownikiem. W walce nie mam z nim szans, ale widząc jego reakcje, nie mogę uwierzyć w te wszystkie złe rzeczy, które odwala.

- A tak na serio, po co tu jesteś? - Zapytałam, skoro tu jest to musi być w tym jakiś cel. A ja jestem ciekawa jaki.

- Zaintrygowałaś mnie. Szkoda było by stracić... Coś tak wartego. - Nie koniecznie zrozumiałam co miał na myśli, ciężko przewidzieć jego ruchy, zamiary wobec tego co się dzieje. Jest nieprzewidywalny.

To zdecydowanie za wiele jak na mnie.

Nie odezwałam się, musiałam teraz to wszystko przemyśleć.
Zamaskowany widząc, że nie mam już nic do dodania w końcu odpuścił i już zamierzał wyjść przez okno, lecz przez chwilę się zawahał jakby chciał coś dodać.

Jednak mimo zawahania odszedł w ciszy, a ja została sama... Z resztą jak zawsze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro