11. Mroczne tajemnice

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Po uzyskaniu błogosławieństwa od głów obu rodzin mogliśmy zacząć rozmawiać z pozostałymi gośćmi. Niektórzy chłopcy, których już znałam, żartowali, udając, że decyzja Królowej złamała im serca. Inni byli całkowicie niezainteresowani mariażem z Księżniczką, więc rzeczywiście ograniczali się do lakonicznych gratulacji. Kilku co ambitniejszych młodych mężczyzn co prawda składało nam życzenia, ale widziałam, że mierzą Gerarda co najmniej nieprzychylnymi spojrzeniami. Znajome dziewczęta, które doceniały fakt, że zostały zaproszone na bal w pałacu, robiły maślane oczy do mojego nowego narzeczonego, ale w przypadku kilku z nich wiedziałam na pewno, że tylko się zgrywają. W końcu nikt nie byłby na tyle szalony, by uwodzić przyszłego Księcia Małżonka. A przynajmniej gorąco chciałam w to wierzyć, bo chociaż byłam silnie obdarzona, ładna i pewna siebie, w głębi duszy porównywałam się czasem do innych przedstawicielek Szlachty.

Jednak o ile podczas interakcji z młodszymi reprezentantami tej kasty obyło się bez niespodzianek, o tyle zupełnie inaczej było w wypadku rozmów ze starszymi członkami ich rodzin. Niektóre rody omijały nas szerokim łukiem, dobitnie dając wyraz swej dezaprobaty. Nie przejmowałam się tym nadto, ponieważ doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że jakikolwiek wybór podejmie moja mama, zawsze znajdą się ludzie, którym się on nie spodoba. Unikanie świeżo zaręczonej pary było i tak lepsze od tego, co robili inni. Bywali tacy Szlachcice, którzy odzywali się tylko do mnie, totalnie ignorując stojącego obok Gerarda. Dwa razy zdarzyło się, że ktoś wprost powiedział, że nic z tego – to znaczy z naszego związku – nie wyjdzie dobrego. Cóż, mieli prawo do swojej opinii. Ja miałam prawo się z nimi nie zgadzać.

W końcu ufałam intuicji matki. Po śmierci mojego ojca byłam jedyną osobą na świecie, która znała jej sekret. Królowa Emerencja posiadała słabą magię Widzącej, co oznaczało, że miała częściowy wgląd w przyszłość. Gdyby ta tajemnica wyszła na jaw, na nasze królestwo natychmiast najechaliby wszyscy wrogowie, jednocząc się, by osiągnąć tylko jeden cel: zabić moją mamę.  Istnienie Widzących zawsze było problematyczne, ponieważ możni robili, co w ich mocy, by przeciągnąć tych niezwykłych obdarzonych na swoją drogę. Jeżeli zaś im się to nie udawało, woleli raczej zabić taką osobę niż puścić ja wolno. W każdym razie, skoro mama zgodziła się oddać moją rękę Gerardowi, musiała wiedzieć, że to dobra decyzja. 

Jednak najbardziej zaskoczyła mnie reakcja jednej kobiety, na oko trzydziestoletniej, która wydzielała z siebie taką ilość negatywnych emocji, że aż mnie zmroziło. Przekonałam się szybko, że nie były one skierowane w stronę moją, lecz Gerarda. Mężczyzna stał przed nieznajomą i bez słowa czekał na jej ruch. Po blisko pięciu minutach siłowania się na spojrzenia kobieta po prostu odeszła. Gerard odprowadził ją nieodgadnionym wzrokiem.

Kolejna zagadka dzisiejszego wieczoru. Czułam, że nie wypada pytać, o co chodziło, ponieważ ktokolwiek mógł nas podsłuchać, a brak umiejętności utrzymania tajemnicy był bardzo źle widziany nie tylko w wypadku bycia następczynią tronu, ale także w związku. A przynajmniej tak mi się wydawało.

Gdy porozmawialiśmy już ze wszystkimi, którzy wyrazili taką chęć, byłam już bardzo zmęczona. Mimo to, kiedy Gerard poprosił mnie o taniec, nie mogłam odmówić. Uwielbiałam tańczyć. Dołączyliśmy do pozostałych par. Orkiestra rozpoczęła nowy utwór. To była muzyka do mojego ulubionego tańca. Odetchnęłam głęboko.

Tylko po to, by stracić dech, kiedy mój narzeczony – wbrew modzie panującej w stolicy, nakazującej parom subtelny kontakt, w efekcie którego niemal w ogóle się nie dotykali – przyciągnął mnie mocno do siebie. Zamrugałam szybko. Serce zabiło mi jak ptakowi uwięzionemu w klatce. Miałam wrażenie, że zaraz wyrwie mi się z piersi. Zastanawiałam się, czy Gerard czuje jego bicie. Byliśmy tak blisko, że to wydawało się możliwe.

– Co... – Oczyściłam gardło. – Co robisz?

– Tańczę z tobą – odparł Gerard, posyłając mi kusicielski półuśmiech.

Zaczęliśmy tańczyć. Dokładnie czułam każdy ruch mężczyzny, każde drgnienie mięśni. Jego dłoń spoczywała na mojej odsłoniętej skórze. Drugą ściskał moją rękę. Nikt nigdy tak ze mną nie tańczył. W pewnej chwili Gerard odchylił mnie do tyłu. Przestraszyłam się, że upadnę. W odruchu zahaczyłam stopą o nogę mężczyzny, przy okazji skandalicznie odsłaniając udo.

Gerard przytrzymał mnie w tej pozycji przez kilka sekund, które wydawały się wiecznością. W tym czasie patrzyłam w jego czarujące, niemal czarne oczy, w których czaiło się coś, czego nie potrafiłam określić, ale podskórnie czułam, że by mi się to spodobało.

Nagle znowu stałam na własnych nogach. Ruszyliśmy ponownie, mieszając się z innymi tańczącymi. Piosenka skończyła się stanowczo za szybko. Nim się obejrzałam, stałam już naprzeciw mojego narzeczonego. Odruchowo dygnęłam, dziękując za taniec.

Chociaż właściwie wciąż nie docierało do mnie, co tu się stało. Może to sprawka nerwów, może emocji, może ponczu. A może nieodpartego uroku pana Hallera.

Czekolada. Na gwałt potrzebowałam cukru we krwi.

Nagle jak spod ziemi wyrosła Klara. Chwyciła mój łokieć, ukłoniła się Gerardowi i pociągnęła mnie w stronę bocznego korytarza prowadzącego do saloniku, w którym rano spotkałam się z Mistrzem Eklanem. W korytarzu było nieco chłodniej, co mi dobrze zrobiło.

– Łał – powiedziałam cicho do siebie.

– No faktycznie, łał – sarknęła moja Strażniczka. – Widzę, że jesteś oczarowana narzeczonym, ale kiedy jesteście razem, wyglądacie, jakbyście się chcieli na siebie rzucić – rzekła z naganą w głosie.

Przeraziłam się nie na żarty.

– Myślisz, że on uzna, że jestem... no wiesz... – zniżyłam głos, chociaż nikogo wokół nas nie było – łatwa?

W Pierwszym Świecie to była jedno z najgorszych określeń, jakim można było nazwać młodą osobę niepozostającą w związku małżeńskim. A ja zastanawiałam się nad tym już drugi raz tego wieczoru.

Klara rozłożyła ręce.

Poczułam, jak moje policzki robią się gorące niczym piec zimą. Przyłożyłam do nich chłodne dłonie. Rany, czekałam na dzień, w którym przestanę się rumienić z byle powodu. Z tym, że teraz to nie był byle jaki powód, a poważna sprawa.

Strażniczka położyła mi dwa palce na karku i wysłała impuls magii. Poczułam lekki wstrząs i nieznaczny ból.

– Za co to?! – spytałam oburzona, rozmasowując porażone miejsce.

– Za żywota – syknęła ruda. – Fajnie, że wybranek ci się spodobał, ale jesteś Księżniczką, musisz trzymać fason, a nie tańczyć jak skandalistka i pokazywać nogi na balu zaręczynowym. Nie jesteś zwykłą osobą z Ludu, na litość! Jesteś chodzącym wcieleniem setek lat naszych praw i tradycji. Weź się w garść! Inaczej obiecuję ci, będę obecna jako przyzwoitka przy każdym waszym spotkaniu aż do ślubu!

– Myślisz, że ktoś to zauważył? Wiesz... taniec? I resztę?

– Tak jakby wszyscy.

Jęknęłam i ukryłam twarz w dłoniach.

Nagle usłyszałyśmy kroki paru osób zmierzających w naszą stronę. Porozumiałyśmy się wzrokiem i ukryłyśmy się w saloniku. Udało nam się na czas. Uchyliłyśmy drzwi, by podglądać przez szparę, kto zakłócił nasz spokój. Okazało się, że teraz w miejscu, w którym stałyśmy jeszcze pół minuty temu, stał odwrócony do nas plecami Félicien i mówił coś do Daniela, który słuchał tego z pokerową twarzą. Znałam ją aż za dobrze.

Mój Strażnik miał kłopoty.

Félicien perorował dalej.

– Co ty sobie wyobrażasz? – Choć nie podnosił głosu, to jego ton sprawił, że poczułam na karku gęsią skórkę. – Coś ty sobie myślał, głupcze!

Daniel nie odpowiadał. Cały zamarł. Nawet jego oczy były wpatrzone tylko w jeden punkt. Wyglądał jak zamieniony w kamień.

– Chcesz, żeby wszyscy się dowiedzieli? – kontynuował jego ojciec. – Jesteś Strażnikiem! Zawsze będziesz tylko Strażnikiem!

– Wiesz coś o tym, prawda? – powiedział Daniel tak cicho, że nie byłam pewna, czy dobrze usłyszałam.

Za to doskonale słyszałam kolejny dźwięk.

Félicien z całej siły uderzył Daniela w twarz, zostawiając mu na policzku czerwony odcisk palców, który szybko zaczął puchnąć.

Siłą woli powstrzymałam się od krzyku. Zasłoniłam sobie usta, by nawet nie pisnąć. Wiedziałam, że Klara również była w szoku. Moja przyjaciółka zacisnęła dłonie w pięści. Tak mocno, że ramiona jej drżały.

Daniel tymczasem ani drgnął. Félicien przeklął cicho i odszedł, rzucając na odchodnym:

– Pamiętaj, kim jesteś.

Dopóki odgłos jego kroków nie stał się wspomnieniem, Daniel stał na baczność. Dopiero, gdy upewnił się, że ojciec naprawdę odszedł, spuścił nisko głowę i przyłożył palce do śladu po uderzeniu. Syknął cicho.

– Zostań tu – szepnęła do mnie Klara, wpychając mnie dalej do saloniku.

Sama wygładziła suknię i bezszelestnie opuściła pomieszczenie. Ukryła się za rzeźbą przedstawiającą jedną z poprzednich Królowych, moją antenatkę.

– Wiem, że tam jesteś – westchnął mój Strażnik.

Klara wyszła z ukrycia. Szybko podeszła do Daniela i dotknęła jego twarzy. Najpierw szarpnął się lekko, ale odetchnął z ulgą, gdy dziewczyna wysłała swoją Moc, by go uleczyć. Na koniec pogładziła go po policzku. Kiedy odjęła rękę, śladu po uderzeniu już nie było.

– Nie chcesz o nic zapytać? – spytał mężczyzna.

– To twoje prywatne sprawy – odparła Strażniczka. – Jak będziesz chciał pogadać, to wiesz, gdzie mnie znaleźć.

Daniel nieco się rozluźnił. Widziałam to po jego postawie. Było mi go tak bardzo żal... Nie wiedziałam, że ojciec tak źle go traktuje. Wychowywano mnie w poczuciu bezwarunkowej miłości. Gdy straciłam tatę, moja mama – mimo królewskich obowiązków – robiła wszystko, byśmy były blisko. Dotarło do mnie, że nie wszyscy mieli w życiu tyle szczęścia.

Klara zrobiła krok w stronę Sali Reprezentacyjnej. Daniel chwycił ją za nadgarstek.

– Nie mów jej, dobrze? – poprosił.

– Jasne.

I odeszła. Strażnik poszedł w drugą stronę. Widocznie chciał sprawdzić, czy inni strzegący bezpieczeństwa i porządku są na swoich stanowiskach. W końcu do Sali Reprezentacyjnej prowadziły aż trzy wejścia.

Odczekałam, aż Daniel będzie wystarczająco daleko i dopiero wtedy udałam się w ślad za Klarą. Dla mnie ten wieczór już się skończył. Do końca balu byłam nieobecna myślami. Może to i dobrze, bo dzięki temu nie miałam okazji, by ponownie się zbłaźnić.

Słowo daję, że dotychczas nie zdarzało mi się to tak często.


To tyle na dziś! Będę wdzięczna za Wasze komentarze, gwiazdki i polecenia <3

Podoba Wam się ta historia? Obiecuję, że dopiero się rozkręca :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro