18. Pod Jednym Skrzydłem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy parę godzin później leżałam na ziemi, owinięta peleryną i wpatrzona w niebo, nie mogłam uwierzyć, że jeden dzień wystarczył, by życie pokazało mi drugą stronę medalu.

- Problemy ze snem? - zapytał Gerard, przysiadając nieopodal mnie.

- Może trochę - przyznałam.

- Jak się czujesz?

Byłam zaskoczona, że w jego głosie brzmiała autentyczna troska. Nie znaliśmy się długo i chociaż kiedyś mieliśmy się pobrać, to przecież nadal byliśmy sobie zupełnie obcy.

- Mam mętlik w głowie - powiedziałam cicho. Słyszałam spokojny oddech Klary i głośne posapywanie Dolory. Nie chciałam ich obudzić. Daniel poszedł sprawdzić konie, więc tymczasowo tylko ja i Gerard nie spaliśmy. - Nadal czuję na sobie jego ręce. - Wzdrygnęłam się i odruchowo zasłoniłam się ramieniem. - A to, co wydarzyło się później... zapamiętam to do końca życia.

- Nie tak wyobrażałaś sobie początek podróży, prawda?

Mężczyzna delikatnie wziął mnie za rękę i zaczął gładzić ją kciukiem. Rysował na mojej skórze to mniejsze, to większe kółka. Ten dotyk mnie uspokajał. Wbrew sobie rozkoszowałam się nim, zamiast wynajdywać milion powodów, by nie ufać Hallerowi. Zamknęłam oczy.

- Zupełnie nie tak. Zostałam obrażona, ubłocona, przełknęłam coś, czego pochodzenia wolę się nie domyślać, zaatakowano mnie i byłam świadkiem wymierzenia najsroższej kary. W mojej głowie imaginowałam sobie raczej cwał, w czasie którego wiatr będzie mi świszczeć w uszach, snucie opowieści przy ognisku i wszystkie cuda, o jakich wspominałeś.

Haller milczał przez chwilę.

- Eregia jest piękna. Jednak prawa rządzące Pierwszym Światem są bezlitosne. No i nie wszyscy ludzie są dobrzy. Zawsze trzeba mieć się na baczności i uważać, komu się ufa. Poza tym świat jest naprawdę wspaniałym miejscem.

A czy tobie mogę ufać? Nie zadałam tego pytania. Zamiast tego uniosłam powieki. Popatrzyłam na mężczyznę. Płomienie z ogniska oświetlały jedną część jego przystojnej twarzy, kryjąc jej drugą stronę w mroku nocy. Pomyślałam, że to doskonale oddaje dwoistą naturę Gerarda.

- Czy na północy często byłeś świadkiem podobnych rzeczy? - zapytałam wreszcie. - Nie wyglądałeś jak ktoś, kto pierwszy raz musi kogoś... - słowo „spopielić" jakoś nie chciało przejść mi przez usta - ukarać.

Obawiałam się, że nie odpowie, a tymczasem odparł niemal natychmiast:

- Tak.

To słowo opuściło jego usta, zanim zdążyłam dokończyć pytanie. Stalowe tony, jakie w nim zabrzmiały, dały mi do myślenia. Mocniej ścisnęłam jego rękę.

- Przykro mi.

Uniósł kącik ust.

- Na północy szybko przekonujemy się, że życie to nie bajka.

Uniosłam się na łokciu. Nasze oczy się spotkały.

- Naprawdę mi przykro.

Jego wzrok przedostał się przez moją niepewność, mój sceptycyzm i moje rozczarowanie. Miałam wrażenie, jak gdyby spojrzenie Gerarda sięgało wprost do mojej duszy. Poruszało cząstkę mnie, o której nie miałam pojęcia. Budziło uśpioną Moc, która zaczynała śpiewać, pragnąc przyciągnąć do siebie magię mężczyzny. Chciałam go poznać i zrozumieć, a kiedyś - w odpowiednim czasie - pokochać. Racjonalna część mnie ganiła mnie za ten poryw szaleństwa, ale nie mogłam nic poradzić na fakt, że kiedy dochodziło między nami do jakiegoś niespotykanego porozumienia, moje serce biło jak szalone.

- Powinnaś spać.

Z krzaków wyszedł Daniel. Stanął kilka metrów od nas. Wyczuwałam jego zdenerwowanie. Płomienie wyostrzały jego rysy i cienie pod oczami. Dziwne, rano ich nie miał. Czyżby i na niego wpłynęły dzisiejsze wydarzenia?

- Rozkazujesz mi? - spytałam z uniesieniem brwi.

Daniel zignorował mnie i obszedł prowizoryczne obozowisko. Oparł się o pień, po którego obu stronach spały Strażniczki. Podciągnął nogę bliżej siebie. Jego poza miała wyglądać nonszalancko, ale wyczuwałam, że jest spięty. Trudno się było dziwić.

- Spać. Już - rzucił. - Niewyspana jesteś nieznośna.

Prychnęłam cicho. Nie chciałam go słuchać, ale byłam wyczerpana po całym dniu. Ułożyłam się z powrotem na ziemi. Gerard dalej siedział obok i trzymał mnie za rękę. Nagle coś mnie olśniło. Jakim cudem wcześniej nie zwróciłam uwagi, że mężczyzna z każdym ruchem palca wysyła do mojego ciała ledwie wyczuwalne impulsy magii? Byłam aż tak zaaferowana atakiem w lesie czy po prostu straciłam czujność?

Nie zdążyłam się nad tym zastanowić. Powieki ciążyły mi okropnie. W otoczeniu przyjaciół i skryta za barierą czułam się bezpieczna. Popatrzyłam jeszcze po twarzach obu mężczyzn, których powoli zaczynała łączyć tajemna nić porozumienia, po czym zasnęłam.

Kolejne dni mijały nam zdecydowanie spokojniej. Jechaliśmy powoli przez las, cieszyliśmy się widokami i staraliśmy się nie zbaczać z traktu. Choć wokół nas znajdowały się same drzewa, końskie kopyta stukały o bruk. Droga była pozostałością po szlaku handlowym, który prowadził tędy, zanim Sallister stał się stolicą królestwa. Poprzednie miasto centralne zostało zrównane z ziemią w trakcie przewrotu, w którym wzięli udział najpotężniejsi obdarzeni tamtych czasów. Gdy uczyłam się o tym w pałacu, wszystko wydawało się odległe. Teraz, kiedy byłam świadkiem czyjejś śmierci, znane mi opisy bitwy nabrały przerażających kolorów.

- Gospoda! - wykrzyknęła radośnie Klara, wskazując na znak wbity przy drodze. Podjechała do niego. - Przy najbliższym rozwidleniu jest gospoda Pod Jednym Skrzydłem. Brzmi zachęcająco, prawda? Myślicie, że serwują drób? Zjadłabym... - Rozmarzyła się.

- Jedziemy tam - powiedziałam stanowczo. - Marzę o ciepłej kąpieli.

Skierowaliśmy się w stronę gospody. Znajdowała się na rozwidleniu dróg. Dwukondygnacyjny budynek idealnie wkomponował się w przestrzeń między nimi. Przywiązaliśmy konie do odpowiedniej barierki, Gerard nalał im wodę do koryta i już mogliśmy wejść. W środku panował przyjemny dla oka półmrok rozpraszany przez ciepłe światło płynące z licznych lamp ustawionych na stolikach oraz palący się w kominku ogień. Przy drewnianych, polakierowanych stołach znajdowało się niewielu podróżnych. Domyślałam się, że największe oblężenie gospoda przeżywa wieczorami, ponieważ wielu z nich z pewnością zostawało tu na noc.

Zajęliśmy jeden ze stołów mieszczących się w rogu sali. Zaraz podeszła do nas dziewczyna w fartuchu gdzieniegdzie ubrudzonym tłustymi plamami.

- Co podać?

- Ciemne piwo - powiedzieli jednocześnie Gerard i Dolora, a mężczyzna dodał: - Pięć dużych kufli. Co macie dziś do jedzenia?

- Jest zupa cebulowa, kasza, duszona gęś i pieczone warzywa. Pasuje?

- Pasuje - potwierdził Haller. - Najpierw podajcie piwo, jesteśmy spragnieni.

Ledwie dziewczyna znikła za drzwiami prowadzącymi najprawdopodobniej do kuchni, za kontuarem mieszczącym się nieopodal nas pojawił się mężczyzna. Był średniego wzrostu, w bliżej nieokreślonym wieku i nosił strój karczmarza. Nie miałby w sobie nic dziwnego, gdyby nie fakt, że zamiast lewej ręki miał... łabędzie skrzydło. Nie zdawałam sobie sprawy, że gapię się na niego, dopóki nie złowił mojego spojrzenia. Mrugnął do mnie. Przeskoczył przez kontuar i podszedł prosto do nas. Przysiadł na blacie stolika stojącego tuż obok tego, który zajęła nasza grupa.

- Witajcie, podróżni! - przywitał nas. - Na imię mi Cygnus i jestem właścicielem tego przybytku. - Ludzką ręką wskazał na wszystko, co nas otaczało. - Nie ukrywam, że zobaczyłem zainteresowanie w oczach tej tu pięknej damy - powiedział i znowu do mnie mrugnął. - Pewnie jesteście ciekawi, jak to się stało, że jestem posiadaczem tak wyjątkowej kończyny. - Tym razem podniósł łabędzie skrzydło.

- Ile będzie nas kosztować ta wspaniała opowieść? - spytała podejrzliwie Dolora.

- Takie urodziwe panny mogą liczyć na rozrywkę całkowicie za darmo. - Cygnus posłał Strażniczce szeroki uśmiech, w którym kryło się coś drapieżnego.

W tej chwili pojawiła się dziewczyna. Na ogromnej tacy pyszniły się kufle pełne ciemnego piwa. Złotawa pianka skapywała po ściankach. Miałam tak zaschnięte usta, że chętnie wypiłabym pół piwa naraz, ale zamiast tego wpatrywałam się w stojący przede mną trunek, zastanawiając się, czy w ogóle powinnam się go napić. Służąca odeszła, a ja wciąż nie byłam pewna, co zrobić.

- Jeśli cię to zastanawia - szepnęła mi do ucha Klara - to wszyscy poza stolicą piją piwo już od szesnastych urodzin. Lepiej nie dawać nikomu powodów do dociekań, dlaczego robimy inaczej. Nie musimy się wychylać już na pierwszym przystanku.

Kiwnęłam głową. Nie byłam całkowicie przekonana, ale tak bardzo chciało mi się pić, że przemogłam wewnętrzne opory i skosztowałam napitku. Zakaszlałam. Jakie to mocne!

- Ciemne jest mocniejsze od jasnego - szepnął siedzący z drugiej strony Daniel, a w jego oczach igrały rozbawione ogniki.

Cygnus odchrząknął, rozsiadł się na blacie, rozprostował skrzydło i rozpoczął opowieść:

- Dawno temu miałem pięciu braci i siostrę. Mieszkaliśmy w pięknym domu, mieliśmy kochających rodziców i silną Moc płynącą we krwi. Należeliśmy do Średniej Szlachty - powiedział i mrugnął do nas. Podejrzewam, że chciał nam zaimponować przynależnością kastową. Cóż, źle trafił, przynajmniej jeśli o mnie chodzi. - Niestety sprawy potoczyły się źle. Moja matka zachorowała i w krótkim czasie zmarła. Mój ojciec nie udźwignął ciężaru jej śmierci i wychowywania siedmiorga dzieci. Zaczął robić rzeczy, o których nie chcę mówić, nie chcąc plamić pamięci o nim.

Mężczyzna spuścił na chwilę głowę, zapewne wspominając dawny smutek. Zrobiło mi się go żal. Słyszałam, jak Klara pociąga nosem, walcząc ze wzruszeniem.

- Nie mieliśmy rodzica, który by nad nami czuwał. Właśnie dlatego po jakimś czasie ojciec postanowił, że ożeni się ponownie. Kobieta, którą wybrał, miała mniejszą Moc niż matka, jednak była piękna i wydawała się dobrą kandydatką na macochę. Pech chciał, że ojciec zginął w wypadku zaledwie miesiąc po ślubie. Wkrótce okazało się, że macocha jest straszną osobą. Głodziła nas, kazała nam wykonywać najcięższe prace. Najbardziej zaś dręczyła moją młodszą siostrę, naszą największą radość po śmierci mamy. Moi starsi bracia początkowo próbowali przeciwstawiać się macosze, ale wszystkich nas zamieniła w łabędzi. Myśleliśmy, że to najgorsze, co mogło nas spotkać, ale rychło przekonaliśmy się, że nie.

Otarł palcami pojedynczą łzę płynącą po jego policzku. Klara tymczasem płakała w najlepsze. Dolora zaciskała usta, nie chcąc dać porwać się emocjom. Twarz Daniela była nieprzenikniona, za to oblicze Gerarda wyrażało jedynie zaciekawienie.

Czy jest Moc, która jest w stanie zmienić ludzi w ptaki?, zastanowiłam się. Nigdy nie słyszałam o podobnym przypadku.

- Macocha ogłosiła polowanie. Główną nagrodę miał zdobyć ten, kto ustrzeli najwięcej łabędzi. W taki sposób straciłem kolejno wszystkich braci. - Znowu umilkł na chwilę. Jego głos drżał lekko, gdy podjął opowieść: - W tym samym czasie siostra przypadkiem podsłuchała, że sposobem, by przywrócić mi dawną postać, jest uszycie koszul z rzadko spotykanych czerwonych pokrzyw. Szukała ich długo, chodziła wiele dni, by zerwać choć kilka roślin. Mimo to udało jej się uszyć prawie całą koszulę, do dokończenia został tylko jeden rękaw. Kiedy myśleliśmy, że już wkrótce znów będę człowiekiem i zaczniemy życie na nowo, z dala od macochy i jej złej magii, podczas jednej z wypraw po pokrzywy moja siostra poślizgnęła się i spadła ze skarpy. Nie zdążyłem jej uratować.

Zawiesił głos. Odchrząknął głośno. Kiedy na nas popatrzył, w jego oczach lśniły łzy.

- Cóż mi pozostało? Założyłem niedokończoną koszulę i od tamtej chwili żyję jako człowiek ze skrzydłem zamiast ręki.

Uniósł rzeczone skrzydło.

Gerard wstał i zaklaskał kilka razy. Popatrzyłam na niego zdumiona.

- Brawo! - rzekł. - Dawno nie oglądałem tak przejmującego przedstawienia.

Zamiast zaprzeczyć lub wpaść w złość, gospodarz roześmiał się serdecznie i ludzką ręką poklepał Hallera po plecach. Potem skłonił się przed Klarą i Dolorą.

- Piękne panny wybaczą to małe przedstawienie. Rzadko kiedy mam okazję do popisania się swoim kunsztem oratorskim, a wy wydałyście się doskonałym materiałem na współczującą widownię. Nie rozczarowałem się!

Posłał im szeroki uśmiech. Następnie zwrócił się do mnie:

- A czemuż to panienka nie wzruszyła się jak jej drogie przyjaciółki?

Ciąg dalszy nastąpi :)

Dziś możecie zobaczyć moodboard Daniela. Co uważacie? Dostaję sygnały, że jest lubianym przez Was bohaterem :) Czy tak go sobie wyobrażacie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro