20. Atak w ciemnościach

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Chyba pora już wyjść.

Uparcie nie obracałam się do tyłu, by nie musieć spojrzeć na Gerarda.

- Nie mam nic przeciwko - szepnął prosto w moje włosy.

Zrobiło mi się gorąco, jeszcze goręcej niż wcześniej, ale musiałam postawić wyraźną granicę.

- Pójdź łaskawie sprawdzić, co z Klarą, proszę.

Zaśmiał się.

- Klara przeżyje. Śpi. Daniel jej pilnuje.

Kątem oka zauważyłam, że Haller machnął ręką, a w ślad za tym ruchem pofrunął ku nam drewniany stołek, na którym leżały moje rzeczy i ręcznik, na szczęście ciemny, uzmysłowiłam sobie, a na końcu niewielki parkan. Co prawda zasłoni mnie on tylko przed Gerardem, ale trudno. Skoro widziałam Dolorę nago, ona też zniesie widok moich kształtów. Wyskoczyłam z wody, owinęłam się szybko ręcznikiem i założyłam koszulę, bieliznę i opończę. Zerknęłam ponad parkan. Gerard stał w samych spodniach. Dzięki temu mogłam podziwiać jego silne ramiona, umięśniony tors i płaski brzuch. Nad spodniami wystawały kości biodrowe. Razem z Klarą podglądałyśmy czasem Strażników. Z racji szkolenia większość tych chłopców i młodych mężczyzn była dobrze umięśniona, ale widać było, że muskulatura jest efektem ćwiczeń sportowych. W wypadku Gerarda było inaczej. Jego sylwetka należała do wojownika, który nawykł do wykorzystywania umiejętności walki w praktyce. Biła z niego siła - zarówno fizyczna, jak i czysta, kłębiąca się pod skórą Moc. Dostrzegałam ją swoim wewnętrznym zmysłem za każdym razem, gdy na niego patrzyłam. Haller przeciągnął się. Chłodny, jesienny wiatr poruszał jego wilgotnymi włosami. Niecierpliwym ruchem odsunął je sprzed oczu.

Rany julek, pomyślałam, stojąc na palcach i gapiąc się na niego. Potrząsnęłam głową i schowałam się za parkanem. Ogarnij się!

Obróciłam się w stronę Dolory. Częściowo skryta w balii dziewczyna uśmiechała się od ucha do ucha. Jej rudy warkocz zwisał wzdłuż zbiornika.

- Mają tu piękne widoki, co nie? Aż mi czasem żal, że to rodzina.

Prawie udławiłam się własnym śmiechem.

- Dolora, wychodź - odezwał się nagle Gerard.

Jego ton był całkiem inny niż jeszcze przed chwilą. Czyżby zezłościł się na kuzynkę? Dziwne. W czasie podróży dziewczyna nieraz z niego kpiła, a on nic sobie z tego nie robił. Co się zmieniło?

Wyszłam zza parkanu. Gerard stał, a jego mięśnie napięły się, jakby szykował się do ataku. Jego Moc walczyła, by się uwolnić, ale trzymał nad nią kontrolę. Wyglądał niczym pradawny wojownik, brakowało mu tylko rytualnych znaków namalowanych na skórze.

- Wyłaź - syknął.

Dziewczyna płynnym ruchem wyskoczyła z balii i natychmiast sięgnęła po broń, bez której nigdzie się nie ruszała. Sondowała wzrokiem otoczenie. Szarpnęła swoje ubrania i założyła je błyskawicznie.

Teraz też to poczułam. W naszą stronę zmierzało coś złego. Coś tak obrzydliwego, że skóra mi cierpła od woni zakazanej magii. Włoski na karku stanęły mi dęba. Przesunęłam się w stronę Gerarda, Dolora również. Stanęliśmy blisko, obróceni do siebie plecami. Dolora miała miecz, ja znalazłam sztylet ukryty w kieszeni opończy. Na razie lepiej, by tam pozostał. Nad dłońmi Gerarda pojawiły się dwa płomienie. Otoczyłam nas elastyczną barierą, którą mogłam modyfikować, gdyby jedno z nas chciało wyprowadzić cios.

Pośród otaczających nas drzew coś się poruszało. Coś na długich nogach, które stąpały lekko i cicho, jakby były przystosowane do skradania się w ciemnościach. Gdzieniegdzie błyskały żółte i czerwone ślepia. Nie widziałam stworzeń, ale wiatr przynosił zapach rozkładu, którym były przesiąknięte. Przeciwnicy otaczali nas powoli, niespiesznie. Jedyną drogą ucieczki była ta prowadząca do gospody, ale czy zdążylibyśmy do niej dobiec? I, jeśli kreatury były nastawione na walkę, czy nie pociągnęłoby to za sobą więcej ofiar? Staliśmy więc w miejscu, śledziliśmy stworów i czekaliśmy.

- Dobry Boże - szepnęła Dolora i przeżegnała się. - Myślałam, że to strachy dla dzieci.

- O czym ty mówisz? - spytałam.

- To przemieńcy - wyjaśnił Gerard, jakby wypluwał to słowo.

Teraz naprawdę zaczęłam się bać. Przemieńcy byli niegdyś ludźmi, którzy sięgnęli po złą magię, poświęcili swoje dusze, by zyskać Moc i zmienili się w coś, co nie było już ani człowiekiem, ani zwierzęciem, lecz bestią o ludzkiej inteligencji i nader wyczulonych zmysłach. Bardzo trudno było je zabić, ponieważ zakazana magia zapewniała im szybką regenerację.

Zadrżałam.

- Pamiętajcie, że to już nie są ludzie - powiedział ostro Haller. - Dawno temu zatracili swoje człowieczeństwo. Teraz to już tylko potwory łaknące krwi i więcej Mocy. Dolora, za wszelką cenę chroń Księżniczkę.

- Nie musisz mi tego powtarzać - odparła hardo dziewczyna.

Stanęła na lekko ugiętych nogach, jej sylwetka była nieznacznie pochylona do przodu, ostrze skierowała w stronę czających się w mroku bestii.

- Nie dajcie się zranić - dodał mężczyzna i wysłał między drzewa lekki impuls magii.

W odpowiedzi na niego spomiędzy drzew wyszły cztery kreatury. Miały długie pyski, szczeciniaste futro, nienaturalnie długie kończyny i, co odnotowałam z przerażeniem, całkowicie ludzkie oczy okolone rzęsami. Na ten widok mój żołądek wywinął koziołka. Potwory okrążały nas, zbliżały się, od czasu do czasu kłapiąc długimi zębami, które wydawały się zbyt duże, by mogły się zmieścić w ich pyskach.

Pierwsze monstrum rzuciło się w naszą stronę, ale zanim zderzyło się z barierą, zostało otoczone przez ognisty krąg. Usłyszałam dźwięk brzmiący jak coś pomiędzy warczeniem a śmiechem. Dźwięk przybierał na sile, aż wreszcie przeszedł w przeciągłe wycie mrożące krew w żyłach. Pozostałe bestie dołączyły do przerażającego chóru.

Gerard wystawił rękę przed siebie. Opuściłam chroniącą go tarczę. Haller zacisnął dłoń w pięść, a ogień otaczający uwięzionego przemieńca dosłownie wybuchł na trzy metry w górę. Temperatura w środku kręgu musiała być nie do zniesienia dla jakiegokolwiek żywego organizmu. Wycie zmieniło się w ujadanie, by pod koniec przypominać już jak najbardziej ludzki krzyk.

Widziałam, jak na czole Gerarda perlą się krople potu.

Trzy bestie rzuciły się na nas. Jedna skoczyła w kierunku Hallera, a dwie - w moim. Zderzyły się z moją barierą. Zaczęły drapać ją pazurami i wyć, a ich wycie było przesiąknięte złą magią. Zrobiło mi się niedobrze, kiedy ich Moc uderzyła w moją.

- Puść mnie - rozkazała Dolora.

- Zwariowałaś? - syknęłam.

Wystawiłam przed siebie ręce. Kontakt fizyczny wzmacniał tarczę, ale była niewidoczna gołym okiem, więc kłapiące zęby przemieńców próbowały dosięgnąć mojego ciała. Dowód na to, że żaden z nich nie był już człowiekiem. Obdarzeni wiedzieliby, że chroni mnie Moc i dopóki tak będzie, podobne działanie nie przyniesie oczekiwanego skutku.

- Puść mnie! Mam plan!

Zerknęłam okiem na Gerarda. On lepiej znał możliwości Dolory.

- Wypuść ją - powiedział cicho, nie patrząc na nas.

Jego oczy były utkwione w pierścieniu ognia. Ciemne tęczówki rozjaśniał blask pożogi. Twarz miał pozbawioną wyrazu. Wysiłek, jaki musiał wkładać w podtrzymywanie ognistej klatki, był widoczny wyłącznie w napięciu mięśni i sposobie, w jaki zaciskał szczękę.

Nagle poczułam, jak jego ciało emanuje wielką Mocą. Niewiele myśląc, pozwoliłam jej przejść nad barierą.

Stworzenie uwięzione w ogniu krzyknęło ostatni raz i zamilkło. Płomienie opadły, odsłaniając spalone szczątki. Ciało było zdeformowane, ale definitywnie ludzkie.

Jęknęłam z grozy.

Jeszcze trzy.

- Teraz! - zawołała Dolora.

Błyskawicznie opuściłam barierę. Strażniczka rzuciła się na bestię z głośnym wrzaskiem. Cięła ciało najbliższego potwora. Ciemna krew zabarwiła trawę. Dolora odparła atak i ponownie zamachnęła się mieczem, ale chybiła. Odskoczyła i przeturlała się, więc straciłam ją z oczu, ale dobiegały mnie jej krzyki i powarkiwanie kreatury. Czułam, jak Strażniczka korzysta ze swej Mocy, więc wiedziałam, że żyje. Miałam ogromną nadzieję, że tak będzie do końca walki.

Skoncentrowałam się na bestii przede mną.

Ludzkie oczy, ciemnozielone, przypominające kolorem oczy Daniela, patrzyły na mnie z wyrazem najwyższej nienawiści i takiego pożądania, że poczułam się brudna. Odczułam też nagłą potrzebę zgładzenia tego wynaturzenia.

- Chcą twojej Mocy - powiedział Gerard, obserwując dwa stworzenia, które znów zaczęły obchodzić nas dookoła. - Uważaj, by nie dać się zranić. Nie mogą zakosztować twojej krwi.

Kiwnęłam głową, ale zamarłam.

Krew. Moja krew. Obróciłam się i popatrzyłam na trawę, na której stałam, gdy się ubierałam po kąpieli.

Bestia najbliżej mnie wydała z siebie dźwięk łudząco przypominający śmiech i powoli ruszyła w tamtym kierunku. Głęboko wciągała powietrze. Domyślałam się, że delektuje się zapachem krwi.

- Gerard... - szepnęłam słabo. Nie wierzyłam, że mówię to właśnie jemu: - Ja krwawię.

- Co? Zraniłaś się? - spytał.

Powoli pokręciłam głową.

- W takim razie o co... - zaczął, ale szybko urwał. Widziałam, że zbladł i podążył wzrokiem za jednym z potworów. - Utop go. Prędko.

Brzmiało to jak plan.

Uniosłam rękę i sięgnęłam magią po gorącą wodę znajdującą się w balii, w której kąpała się Dolora. Wzięłam ją i nadałam jej kształt.

- Co się dzieje?!

Usłyszałam krzyk Klary i przekleństwa Daniela, ale w tej chwili to nie miało znaczenia. Nie mogłam dopuścić, by bestia zakosztowała mojej krwi. Uderzyłam w nią wodnym pociskiem. Potwór wytrzymał początkowy napór, ale w końcu cofnął się o kilka kroków. Musiałam trzymać go z daleka od tych kilku kropel, które upadły na trawę.

- Zdychaj - wydyszałam.

Sięgnęłam po więcej - więcej magii i więcej wody.

- Klara, zmuś go, by otworzył pysk! - krzyknęłam.

Strażniczka pobiegła bliżej kreatury. Dotknęła ziemi i szepnęła kilka słów. Z gleby wyrosły grube korzenie, które spróbowały pochwycić przemieńca. Uciekł przed pierwszym i drugim, ale trzeci go dopadł i przyszpilił do ziemi. Potwór wierzgał, drapał i gryzł w nadziei, że się wydostanie.

- Nic z tego - powiedziałam.

Skoncentrowałam się. Jeszcze nigdy nikogo nie zabiłam. Drżały mi ręce i kolana, ledwo trzymałam się na nogach. W ustach poczułam kwaśny smak. Musiałam przypomnieć sobie, dlaczego to robię i czym jest stworzenie wijące się na ziemi. Oplatające je korzenie ściskały żebra stwora. Inne powoli rozwierały jego szczękę.

Jeszcze chwila. Czekałam, aż rozwarcie będzie na tyle szerokie, by woda wartkim strumieniem zalała wnętrzności tej chodzącej degeneracji.

Jeszcze moment.

Moje ciało drżało w napięciu. Niczego nie słyszałam, nie zwracałam uwagi na nic poza jednym.

W końcu zadałam cios.

Fala siłą wlała się do otwartego pyska przemieńca. Słyszałam obrzydliwy bulgot, gdy jego płuca wypełniały się gorącą wodą. Potwór dławił się, próbował wypluwać ciecz, lecz to było niewykonalne. Wlewałam ją w niego tak długo, aż spuchł. Klara w tym czasie przygotowała ostrze wąskiego miecza.

- Teraz! - zawołałam.

Strażniczka rzuciła się do ciosu i jednym płynnym ruchem przebiła serce kreatury.

Na ziemię wylała się woda i czarna, cuchnąca jucha.

Poczułam mdłości.

Dwa za nami.

Rozejrzałam się po polu walki, w jaki przemieniła się polana. Oczy same rozszerzyły mi się ze strachu.

Podoba Wam się taki cliffhanger? To nie koniec walki! Jak myślicie, co tak przestraszyło Laurę?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro