21. Zamknij oczy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jeden z przemieńców ciągnął nieprzytomną Dolorę w kierunku lasu. Pobiegłam za nimi. Stwór był zaskakująco szybki i nawet ciężar wysokiej i dobrze zbudowanej dziewczyny zdawał się mu nie przeszkadzać. Jej głowa podskakiwała na nierównościach. Widziałam, że zaraz wejdą między drzewa. Przyspieszyłam.

Za mną rozległ się krzyk Klary. Obróciłam się odruchowo i zobaczyłam Daniela rzucającego się na przemieńca, który trzymał w paszczy materiał spodni dziewczyny. Sytuacja wyglądała na opanowaną. Mogłam tylko mieć nadzieję, że sobie poradzą. Wpadłam do ciemnego lasu. Rozejrzałam się. Wokół mnie panowała cisza i bezruch, ale czułam, że jestem obserwowana. Mogłam wyczarować światło, ale tym samym pokazałabym, gdzie jestem. Zamiast tego przymknęłam oczy i wysłałam subtelny impuls Mocy w poszukiwaniu mojej Strażniczki i bestii, która ją uprowadziła. Zmarszczyłam brwi. Tam coś było...

Poczułam czyjąś dłoń na ustach. Chciałam krzyknąć, ale napotkałam znajomy zapach i aurę magii, którą nauczyłam się już kojarzyć z konkretną osobą.

- Cicho - szepnął Gerard prosto do mojego ucha. Jego głos był cichszy niż szelest jesiennych liści pod naszymi stopami.

Skinęłam głową. Odjął rękę od mojej twarzy i chwycił moją dłoń.

Poczułam iskrę magii, która do mnie wróciła.

Bez słowa wskazałam kierunek. Staraliśmy się stąpać jak najciszej. Bałam się głębiej oddychać, by nie zdradzić naszej pozycji. Czułam, że jesteśmy coraz bliżej. W końcu wychyliliśmy się zza drzewa. Pomiędzy kilkoma starymi dębami była maleńka polana. Na jej środku stał przemieniec, a tuż obok niego leżało ciało Dolory. Nie widziałam, czy oddycha, ale mogłam wyczuć jej Moc, chociaż zagłuszała ją aura złej magii bijąca od potwora. Spojrzałam pytająco na Gerarda.

Dotarło do mnie, że Haller wciąż jest w samych spodniach. Delikatne światło księżyca przebijające się przez korony drzew uwypuklało każdy jego mięsień. Rozwichrzone włosy tworzyły wokół jego twarzy ciemną aureolę, a w oczach czaiła się zapowiedź zemsty. Czułam jego zapach, w którym łączył się aromat wetywerii, mchu i naturalna woń jego skóry. Mimo rozpaczliwej sytuacji uderzyła mnie jego bliskość. Na moment straciłam dech.

- Nie mogę go spalić - szepnął mężczyzna, zupełnie nieświadomy targających mną uczuć. Na całe szczęście. - Skrzywdziłbym Dolorę.

Chciałam powiedzieć, że odwrócę uwagę przemieńca, ale ugryzłam się w język. Coś mi podpowiadało, że Gerard nigdy by się na to nie zgodził. Właśnie dlatego nachyliłam się ku niemu, pocałowałam go w usta, bojąc się, że to może być pierwszy i ostatni raz, po czym błyskawicznie podniosłam się i wbiegłam na polanę.

- Zostaw ją! - krzyknęłam i odbiegłam na tyle daleko, by kreatura musiała odwrócić się od Dolory, co da Gerardowi okazję do uratowania kuzynki. - To mnie chcieliście, prawda? Czujesz to? - zapytałam i wysłałam ku bestii impuls magii.

Wilkopodobne stworzenie zaczęło intensywnie niuchać, zwracając się w moją stronę i porzucając niedoszłą zdobycz. Zrobiło krok w moim kierunku. Jego oczy jarzyły się niepokojącym blaskiem. Miałam ochotę postawić wokół siebie barierę, ale bałam się, że wtedy przemieniec straci zainteresowanie mną.

- No, chodź do mnie - powiedziałam i wyciągnęłam sztylet. - Zatańczmy.

Światło sierpa księżyca zalśniło na ostrzu.

Kątem oka widziałam ruch na środku polany. Nie chciałam patrzeć na Dolorę i Gerarda, by nie ściągnąć na nich zainteresowania kreatury. Jednak miałam nadzieję, że mężczyzna szybko odciągnie Strażniczkę w bezpieczne miejsce i wróci po mnie.

Wtem przemieniec niespodziewanie rzucił się na mnie. Nic nie poprzedziło tego ruchu - żadne napięcie mięśni czy ugięcie nóg. W jednej chwili stał parę metrów dalej, w kolejnej przewracał mnie na ziemię.

Głupia, mogłam szybko postawić tarczę..., pomyślałam jeszcze, choć wiedziałam, że i tak bym nie zdążyła.

Przetoczyłam się na bok, prawdopodobnie urażając żebro na wystającym korzeniu, ponieważ poczułam silny ból w boku. Usłyszałam dźwięk rozdzieranego materiału. Moja opończa była w strzępach. Na szczęście w ręku kurczowo ściskałam broń. Jednak kiedy przemieniec skoczył drugi raz, kłapiąc zębiskami i bryzgając ohydną śliną, nie wyciągnęłam ostrza na to spotkanie. Zamiast tego wysłałam ku niemu pocisk czystej Mocy i znów przetoczyłam się, by uniknąć zderzenia.

- Nie! - usłyszałam głos Gerarda.

Czar trafił do celu. Pocisk uderzył w wychudzony kark przemieńca. Bestia zachybotała się na nogach, a potem wydała z siebie przeciągły dźwięk. Kiedy skończyła wyć, dostrzegłam, że jej sylwetka się zmieniła. Nogi wydłużyły się, barki poszerzyły, oczy - te niepokojące, ludzkie oczy - zalśniły. Jeśli byłyby osadzone w ludzkiej czaszce, należałyby do zwykłego człowieka, takie spojrzenie świadczyłoby o stanie najwyższego upojenia.

Zadrżałam. Ten widok mnie przerażał. Całe moje ciało pokryło się gęsią skórką.

Potwór zawarczał gardłowo, jak gdyby się śmiał.

Gerard mówił, że trudno je zabić. Już wiedziałam, z jakiego powodu. Większość obdarzonych mogła używać Mocy, ale tylko część z nas posiadała ją w takiej ilości, by przywoływać na przykład siłę żywiołów. Najwidoczniej każdy pocisk magii wzmacniał te pokraczne, zdeformowane stwory, dodając im potęgi.

Co ja zrobiłam...

Bestia poderwała się do ostatniego skoku, który miał zakończyć się moją śmiercią. Zanim na mnie upadła, zdołałam wbić jej sztylet między żebra. Poczułam, jak ostrze ześlizguje się po kości. Ciężka łapa przywaliła moją rękę do ziemi.

To koniec.

Potwór otworzył pysk. Poczułam jego paskudny oddech. Obrzydliwa ślina skapywała z za długich kłów. W ludzkich oczach była już tylko nienawiść.

To były moje ostatnie chwile. Nie chciałam umierać.

Widocznie niebiosa miały mnie w swej opiece, ponieważ ostre kły zamknęły się na milimetr przed moją twarzą. Ciało stwora szarpnęło się i spadło ze mnie. Natychmiast zerwałam się do góry. Wtedy zobaczyłam, co mnie uratowało. Na środku polany Gerard siłował się z bestią. Chwycił za szczęki i nie pozwalał im się zamknąć, podczas gdy ostre pazury orały jego skórę. Krew Hallera spływała po jego ciele na trawę. Przemieniec robił wszystko, by jej zakosztować. Język stworzenia ruszał się w paszczy niczym wygłodniały wąż. Wiedziałam, że nigdy nie zapomnę tego widoku.

Pochyliłam się, by unieść sztylet. Ból w boku robił się coraz bardziej dokuczliwy. Mimo to z bronią w ręku zrobiłam krok w stronę walczących.

Przemieńcowi udało się zrzucić z siebie Gerarda. Mężczyzna upadł u moich stóp, ale podniósł się, nim zdążyłam wziąć głębszy oddech. Staliśmy teraz we troje - dwoje ludzi i bestia rodem z koszmarów. Jej warczenie wypełniało niewielką przestrzeń polany.

Gerard szybkim ruchem szarpnął mnie tak, bym stała przed nim, stanowiąc tarczę między mężczyzną a kreaturą. Chciałam się wyrwać, sądząc, że Haller wyżej ceni swoje życie nad moje i zamierza uczynić ze mnie osłonę przed atakiem, ale wtedy przyciągnął mnie mocno do siebie i powiedział tylko:

- Nie patrz.

Zasłonił mi oczy dłonią.

Może byłam głupia, ale postanowiłam mu zaufać. Jeśli zrobiłabym błąd, to i tak nie miałabym czasu, by go żałować.

Poczułam, jak pod jego skórą zbiera się czysta Moc. Komórki jego ciała przetwarzały ją w coś innego, coś pierwotnego, silnego niczym energia błyskawicy. Jego siła znów mnie zaskoczyła. Wreszcie czar został ukierunkowany i magia wypłynęła z Gerarda wartkim strumieniem. Moja aura błyskawicznie na nią zareagowała.

Tyle Mocy!

To było niesamowite.

Zachwyt prędko zmienił się w coś diametralnie innego, gdy usłyszałam nieludzki krzyk, a po nim nienaturalną ciszę przerywaną trzaskaniem ognia. Dobiegł mnie swąd palonych włosów, a potem gotowanej krwi. Raz weszłam do kuchni, gdy kucharki przygotowywały danie z krwi i podrobów. To był podobny zapach. Wtedy wystarczyło, bym wybiegła z pomieszczenia, teraz jednak nie było ratunku. Żołądek mi się wywracał. Walczyłam, by nie zwrócić obiadu.

Wtuliłam się mocniej w Gerarda. Wydawało mi się, że to wszystko trwa wieki. Nareszcie poczułam, że zła magia znika. Spodziewałam się, że mężczyzna wreszcie pozwoli mi patrzeć, lecz zamiast tego on obrócił mnie ku sobie i pocałował mnie.

To był pocałunek osoby, która ledwo uszła z życiem. Była w nim pasja, siła i namiętność. Gerard wsunął palce w moje włosy i mocniej przyciągnął mnie do siebie. Objęłam go, uważając, by nie spotęgować jego bólu. Czułam, że wciąż krwawi, ale nie mogłam i nie chciałam przerywać tej chwili. Kiedy poczułam jego język w swoich ustach, nogi się pode mną ugięły. Przytrzymał mnie jedną ręką, drugą zdzierając ze mnie porwaną opończę. Uświadomiłam sobie, że dzieli nas już tylko cienki materiał.

Czekałam, aż ją ze mnie zerwie.

Chyba oszalałam.

Gerard zacisnął dłoń na moim biodrze.

Gerard zacisnął dłoń na moim biodrze. Pewnie zostaną ślady, ale nie dbałam o to. Czułam jego podniecenie, pasję, z jaką mnie całował, czułam jego boski smak i chciałam więcej. Przylgnęłam do niego całą sobą. Jego silne ciało napierało na moje. Wiedziałam, do czego zmierza ten pocałunek.

Najwidoczniej on też sobie to uświadomił, bo jego uścisk zelżał, a usta ostatni raz musnęły moje. Ogarnął mnie nagły irracjonalny smutek. Przytuliłam się do niego, próbując uspokoić swoje serce i ciało.

- Co się zmieniło? - zapytałam wreszcie, podnosząc wzrok ku niemu.

Miałam wrażenie, jak gdyby Gerard patrzył na mnie i całował mnie inaczej, niż przed dzisiejszym wieczorem.

- Nie zostawiłaś jej - odparł.

Musiałam zastanowić się, o co mu chodzi.

- Masz na myśli Dolorę?

- Tak - powiedział, kiwając głową. Czułam jego podbródek na swoim czole. - Wiele osób zostawiłoby ją na pastwę bestii. Ty sama ruszyłaś jej na pomoc.

Nadal nie rozumiałam. Przecież nie zrobiłam nic takiego. To on zabił przemieńca. Musiał wyczuć moją konsternację, bo odsunął się nieco ode mnie i dodał, patrząc mi w oczy:

- Wielu władców w takiej sytuacji pozostawiłoby ją na pastwę losu. Ty pobiegłaś, by ją uratować, mimo że jest tylko Strażniczką, a ty zaś - następczynią tronu.

- Nie mogłam inaczej.

Nie wybaczyłabym sobie, gdybym nawet nie spróbowała pomóc Dolorze.

Gerard chciał coś dodać, ale zawahał się. Spojrzał w niebo. Obserwowałam go w milczeniu. Zaczął mówić, nie patrząc na mnie, lecz na wąski sierp samotnego księżyca:

- Kiedy prosiłem Królową o twą rękę, wiedziałem tyle, że posiadasz wielką Moc, jesteś silna i piękna oraz że nasz związek przysłużyłby się północy. Nie miałem pojęcia, jaką jesteś osobą, co naprawdę lubisz albo jak traktujesz innych.

Przerwał na chwilę, a ja poczułam, jak na moje policzki wstępuje rumieniec.

- Zaskakiwałaś mnie każdego dnia, gdy cię obserwowałem - podjął znowu. - Dowiedziałem się między innymi, że jesteś silnie związana z matką, że dbasz o służących i że wyraźnie dusisz się w pałacowych murach. Właśnie dlatego zaproponowałem tę wyprawę. Mówią, że ludzi poznaje się w podróży. Ty wybrałaś konie zamiast powozu, nie skarżyłaś się na niewygody, zachowałaś zimną krew w chwilach, które tego wymagały. A teraz pokazałaś, że jesteś zdolna poświęcić własne życie, by uratować drugiego człowieka.

Nie sądziłam, że jest w stanie dostrzec to wszystko po tych tygodniach, które upłynęły od naszych zaręczyn.

Wreszcie spojrzał na mnie. Księżyc odbijał się w jego oczach ciemniejszych niż nocne niebo. Pierwszy raz zamiast tajemnicy dostrzegłam w nich coś zupełnie innego, coś, co bałam się nazwać w obawie,by nie znikło.

- Miałem pewne wątpliwości. Moi rodzice wzięli ślub z miłości i chciałem iść w ich ślady, lecz wiedziałem, że muszę porzucić te plany, ponieważ nasz mariaż byłby korzystny dla północy i dla moich ludzi, a to było dla mnie najważniejsze. - Ujął mnie za ręce. - Jeśli tylko się zgodzisz, chciałbym, by nasz ślub odbył się jak najszybciej. Pragnę oddać ci moje serce, moje ciało i moje życie.

Patrzyłam na niego i nie mogłam znaleźć odpowiednich słów. Czułam między nami napięcie, które nie pozwalało mi spać po nocach, kazało szukać jego wzroku, gdy był daleko, sprawdzać, czy patrzy na mnie, kiedy myśli, że tego nie widzę. Podobała mi się gra między nami. Ekscytowała mnie myśl, że kiedyś on stanie się mój, a ja jego. Każdy cal jego ciała sprawiał, że nie mogłam oderwać od niego spojrzenia. Jednak w czasie ostatnich tygodni zaczęłam go poznawać i to, czego się o nim dowiadywałam, powodowało, że nie tylko go pragnęłam, ale także zaczynałam czuć do niego coś więcej. Czy na tyle, by całkowicie mu się oddać, aby nierozerwalnie złączyć swój los z jego życiem? Wciąż szukałam odpowiedzi na to pytanie.

Nagle spomiędzy drzew napłynęły wołania:

- Laura! Laura, gdzie jesteś? Gerardzie? Doloro? Jesteście tam?

Głosy Klary i Daniela unisono przerywały ciszę.

Nareszcie dostrzegłam leżącą nieopodal Strażniczkę. Jęknęła cicho. Puściłam Gerarda i podeszłam do niej.

- Tutaj jesteśmy! - zawołał Haller.

- Klaro, Dolora potrzebuje pomocy - rzekłam, gdy przyjaciółka pojawiła się obok mnie.

Obrzuciła nasze trio uważnym spojrzeniem, a potem zabrała się do leczenia Dolory.

- Ale jesteście pokiereszowani.

Odwdzięczyłam się tym samym.

- I kto to mówi? Twoje ubrania są w strzępach!

- Ja przynajmniej mam ubrania - odcięła się. - Ty latasz po lesie w samej koszuli niczym leśna nimfa.

Punkt dla niej.

Rozkręcamy się :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro