3. BONUS Wewnętrzna walka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zaraz miało rozpocząć się wydarzenie, które zdecyduje o całym moim dalszym życiu. Ale jeszcze przez chwilę mogłam stać sama w sypialni i rozkoszować się otaczającą mnie ciszą. Podeszłam do lustra, aby pierwszy raz zobaczyć się w sukni, którą zaaprobowała matka.

Wyglądałam jak wojowniczka. Mimo że miałam na sobie elegancką, królewską, biało-srebrną suknię, nikt nie pomyliłby mnie z delikatnym kobiecym kwiatem. Mocno wykrojony gors z białego złota przypominał zbroję. Długie, rozszerzające się ku dołowi rękawy były białe i lekkie, niemal półprzeźroczyste. Spódnica sięgająca ziemi wykonana była z bardzo drogiego, sprowadzanego z daleka materiału i także była biała. Artystka upięła moje niemal czarne włosy w wysoki kok, zwieńczony przez wykonaną na specjalne zamówienie tiarę przypominającą coś pomiędzy królewską koroną a ufortyfikowaną górską twierdzą, której flanki są skute lodem. Tylko moja matka mogła wpaść na taki pomysł. Oczy miałam mocno podkreślone ciemnym węgielkiem, powieki połyskiwały niczym skrzydła ważki, a usta wymalowano mi na kolor krwi.

Królowa ogłaszała wszem wobec, że jestem jej bronią.

Nagle ktoś zapukał do drzwi. Byłam zaskoczona, ale wysłałam impuls magii zezwalający na wejście.

Do sypialni wślizgnął się Bres.

— Co ty tutaj robisz? — spytałam oszołomiona. — Nie możesz tu być. Nikogo nie może tu być. Każdy szlachetnie urodzony powinien być teraz na dole i czekać na moje przyjście.

Mężczyzna uśmiechnął się drapieżnie i ruszył ku mnie pewnym krokiem urodzonego drapieżnika.

— Nie mogłem się doczekać — szepnął z ustami przy moich.

Położyłam mu palec na wargach.

— Rozmażesz mi makijaż — powiedziałam. — Ktoś coś zauważy.

— Niech widzą — odparł, przyciągając mnie mocno do siebie. — I tak w końcu będziesz moja.

Nie zdążył mnie pocałować, kiedy ktoś zapukał cichutko i, nie czekając na zaproszenie, wszedł do środka. Kalya popatrzyła na nas oczami wielkimi jak spodki.

— Panie — odezwała się drżącym głosem. — Księżniczka nie powinna teraz podejmować żadnych gości...

Nim te słowa wybrzmiały, Bres błyskawicznie obrócił się i posłał w jej kierunku ognisty pocisk, który trafił w szyję i dekolt dziewczyny. Moja dama dworu wrzasnęła głośno. Ogień spalił jej skórę i część włosów, która wcześniej luźno opadała na jej ramię. Kalya osunęła się na ziemię i zaczęła skomleć z bólu.

— Co ty robisz?! — krzyknęłam, odpychając mężczyznę.

Podbiegłam do dwórki i padłam na kolana tuż przy niej. Siłą odsunęłam jej rękę, którą przyciskała do skóry blisko rany. Była Artystką, nie potrafiła sama się uleczyć, więc musiałam jej pomóc. Zgromadziłam Moc i zaczęłam przelewać ją do ciała Kalyi, która teraz popłakiwała cicho.

— Zostaw ją — rzucił beznamiętnym głosem Bres. — To tylko służąca. Nie jest warta twojej magii.

— Czy ty siebie słyszysz?! — wycedziłam przez zęby, nie przerywając leczenia dziewczyny. — To moja dama dworu, wybrana przez moją matkę, Królową. Nie miałeś prawa jej tak potraktować!

W porządku, nie przepadałam za Kalyą. Irytowała mnie, była okropnie zmanierowana i musiałam się przy niej pilnować, gdyż była szpiegiem Concordii, ale to nie oznaczało, że mogłam bezczynnie patrzeć, jak cierpi.

— Przesadzasz. — Bres wyraźnie ignorował mój punkt widzenia. — Byle służka nie może wchodzić do królewskich komnat bez pozwolenia. Sama się o to prosiła.

Byłam o krok od tego, by wstać i go grzmotnąć. I mimo pięknej sukni pewnie bym to zrobiła, gdybym nie musiała koncentrować się na leczeniu dziewczyny. W końcu nie byłam najlepszą Medyczką. Mimo wszystko musiałam się postarać, by Kalyi nie zostały blizny. Nie zasługiwała na to. Dziewczyna w końcu straciła przytomność. To był częsty efekt uboczny uzdrawiania.

Smród palonego ciała sprawiał, że wywracało mi się w żołądku, ale wiedziałam, że nie mogę pozwolić sobie na chwilę słabości, bo jej ceną będzie dobro damy dworu.

— Wynoś się — rozkazałam, wyraźnie wypowiadając każdą sylabę. — Natychmiast.

— Chyba nie mówisz poważnie? — zdziwił się mężczyzna.

— Jak najbardziej poważnie — oznajmiłam. — Nie chcę cię widzieć. Wynocha!

Kątem oka widziałam, jak Bres patrzy na mnie z wściekłością w oczach. Przez moment zastanawiałam się, czy mnie nie zaatakuje. Na wszelki wypadek otoczyłam siebie i nieprzytomną dwórkę magiczną barierą. U innych obdarzonych była ona przezroczysta, ale moja była srebrnawa i ozdobiona zachwycającymi wzorami. Nikt nie miał pojęcia, skąd wynikała ta unikatowa cecha, ale nie narzekałam. Widok solidnej bariery zwykle mnie uspokajał. Nie inaczej było tym razem.

Wreszcie Bres niechętnie opuścił pomieszczenie.

Zaciągnęłam dziewczynę na szezlong stojący nieopodal balkonu i delikatnie zakryłam ją kocem. Po oparzeniu nie powinno być śladu, a przynajmniej taką miałam nadzieję. W każdym razie dla niej wieczór już się skończył.

Jednak dla mnie miał się dopiero zacząć. Poprawiłam się szybko przed lustrem i już miałam wychodzić, kiedy zamarłam z ręką na klamce.

Odkąd pamiętam, byłam narzędziem w rękach ambitnych i apodyktycznych rodziców. Szybko nauczyłam się, że nieposłuszeństwo oznacza cierpienie i ból. Nie mogłam się do nikogo przywiązać, ponieważ Królowa każdego wykorzystałaby przeciwko mnie. Za każde najmniejsze potknięcie płaciłam wysoką cenę. Król nie wahał się mnie uderzyć, a czasem nawet torturować, jeśli nie spełniłam jego oczekiwań. Z zewnątrz wydawali się surowymi rodzicami, którzy robili wszystko dla mojego dobra. Nikt nie wiedział o tym, jacy są naprawdę. Jak często używali na mnie Przymusu, jeśli nie chciałam wykonać ich poleceń. Za każdym razem czułam się upokorzona i zniewolona. Nienawidziłam czaru, który zmuszał mnie do robienia rzeczy, które sprawiały, że nie spałam po nocach, dręczona koszmarami na jawie.

Wielokrotnie płakałam i przeklinałam ich oraz bolałam nad faktem, że nie starcza mi siły, by im się sprzeciwić.

Czy nigdy nie uda mi się przerwać tej spirali cierpienia?

Ręka mi zadrżała.

Opóźnianie nieuchronnego niczego nie zmieni.

Odetchnęłam głęboko i wyruszyłam na spotkanie mojego przeznaczenia.

Zerknijcie, proszę, na grafikę u góry i sami powiedzcie... czy ten obraz nie wyszedł po prostu doskonały? Wydaje mi się, że idealnie oddaje wojowniczego ducha Emerencji :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro