Baśniowy sklepik

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Miałeś rację – wyszeptałam, rozglądając się po przytulnym wnętrzu. Zaciągnęłam się wszechobecnym aromatem korzennych przypraw. Przepadałam za nimi. – Tu jest fantastycznie.

Przestrzeń zajmowały półki uginające się od różnych rozmiarów słoików wypełnionych gwiazdkami anyżu, laskami cynamonu, malutkimi goździkami. Niektóre były niewielkie, jak choćby te, w których mieścił się złocisty proszek lub maleńkie pręciki będące zapewne szafranem, inne zaś, te stojące na podłodze lub niskich stolikach, były ogromne, wypełnione gęstą, ciemną, na wpół przezroczystą masą. Widziałam karmelowe lizaki o fantastycznych kształtach, ciastka wyglądające jak żywe kwiaty i buteleczki z różnokolorowymi płynami. Na niektórych z nich były napisy – wskazujące, że zawartość stanowi na przykład wino cynamonowe – inne stanowiły kompletną zagadkę. Wystroju dopełniały trzy okrągłe stoliki, przy których stały krzesła obite tkaniną w złoto-kremowe pasy. W rogu znajdowała się jeszcze mała sofa kształtem i kolorem przypominająca ciasto, które podawano w pałacu z okazji zimowych świąt. Nastrój potęgowała nastrojowa muzyka, której źródła nie udało mi się ustalić.

Czułam się jak w baśni.

Gerard uśmiechał się. Nie chciał tego okazywać, ale widziałam, że jest z siebie dumny.

– Panie Haller! – rozległo się radosne wołanie.

Podeszła do nas niska, korpulentna kobieta o pięknej twarzy, w której wyróżniały się wielkie, ciemne oczy obwiedzione czarną kredką. Brązowe włosy o cynamonowym odcieniu miała spięte w wysoki kok, z którego uciekło parę krótszych pasemek. Jej egzotyczny wygląd podkreślała wielokolorowa tunika i liczne bransoletki mieniące się na jej nadgarstkach. Kobieta skrzyżowała ręce na piersiach i ukłoniła się głęboko przed Gerardem. Z niejakim zaskoczeniem zarejestrowałam, że taki ukłon przeznaczony był dla członków rodziny królewskiej. Uniosłam brwi do góry.

No tak, chodziło przecież o księcia północy.

Mój narzeczony zgrzytnął zębami i pociągnął kobietę do góry.

– Ailyn – odezwał się z ledwo wyczuwalnym napięciem w głosie. – Wiele razy prosiłem, byś witała się ze mną jak z każdym innym klientem.

– Ależ, panie Haller, pan nie jest zwykłym klientem! Gdyby nie pan...

– Doceniam gest, Ailyn, ale naprawdę nie ma o czym mówić.

Przysłuchiwałam się ich rozmowie, ciekawa, o co chodziło sklepikarce.

– Zastanawiałem się, czy masz na dziś umówionych klientów, czy też mogłabyś podjąć moich przyjaciół i mnie – kontynuował Gerard. – Razem pięć osób.

Ailyn, cała w skowronkach, zawołała:

– Dla takich osób zawsze stworzę dogodne okoliczności! Gdzie pozostali? Widzę tu tylko tę śliczną dziewczynę. – Mrugnęła do mnie.

– Zanim zawołam naszych towarzyszy... – rzekł Haller, uśmiechając się. – Pozwól, że przedstawię ci moją narzeczoną.

Ailyn zrobiła wielkie oczy, spurpurowiała, zakryła rękami usta, potem chwyciła się za głowę, by na końcu znowu się ukłonić – tym razem mnie. Ku mojemu zaskoczeniu kobieta upadła na kolana.

Czyli nici z anonimowości.

– Księżniczko! – zawołała, nie patrząc na mnie. – Twoja obecność w moim sklepie to prawdziwy zaszczyt!

Nie do końca wiedziałam, jak zareagować na taki wybuch emocji. Popatrzyłam na Gerarda, a on chwycił kobietę Ailyn za łokcie i znów nakazał jej wstać.

– Widzę, że wieści szybko się rozchodzą – zauważył.

Ailyn dalej patrzyła to na mnie, to na niego.

– Cała Eregia wie o waszych zaręczynach, panie Haller. Zamążpójście dziedziczki tronu to nie byle co. Nawet tutaj, w naszym miasteczku, odbyły się uroczystości po ogłoszeniu decyzji Królowej.

– Miło mi cię poznać, Ailyn – powiedziałam, dotykając ramienia kobiety i wysyłając lekki impuls Mocy. – Będę naprawdę wdzięczna, jeśli będziesz traktować mnie jak każdą inną osobę, która odwiedza to miejsce. Gerard opowiadał mi o twoim sklepie i pysznościach, których można u ciebie skosztować. Chętnie kupię też prezent dla mojej matki, jeśli polecisz mi coś szczególnego.

Kobieta znowu przyłożyła ręce do ust i kilkukrotnie przeskoczyła z nogi na nogę. Widywałam takie zachowanie u dzieci przechodzących Przebudzenie – czyli moment, w którym budziła się uśpiona w nich Moc – ale nigdy u dorosłych. Efekt był dość zabawny.

– Spakuję specjalny kosz dla Królowej, Księżniczko! A teraz zapraszam, zapraszam – objęła mnie i skierowała ku sofie. – Usiądź wygodnie.

Zerknęłam zza ramienia na rozbawionego Gerarda. Mężczyzna obrócił się i wyszedł ze sklepu, by zawołać troje Strażników. Słuchałam monologu Ailyn i patrzyłam na zachwyt malujący się na twarzach każdej osoby, która przekraczała próg. Klara chłonęła widok oczami, Dolora otworzyła buzię, nawet po Danielu było widać, że podoba mu się to miejsce. Strażniczki usiadły przy stolikach blisko sofy, Daniel zajął strategiczne miejsce przy wejściu, a Gerard spoczął tuż obok mnie, kiedy już przedstawił sklepikarce nowo przybyłych. Objął mnie ramieniem.

–Zaczniemy od karmelowego szkła – oznajmiła Ailyn i postawiła przed nami talerzyki z cieniutkimi listkami mieniącymi się drobinkami złota. – Potem przejdziemy do ciasteczek anyżowych, syropu goździkowego, wina korzennego...

Zachwycaliśmy się wszystkim, co lądowało przed nami. Dzieła Ailyn nie dość, że były piękne i stworzone z największą starannością, to w dodatku stanowiły istny raj dla podniebienia. Karmelowe szkło rozpuszczało się na języku, czekolada oblekająca praliny chrupała rozkosznie, będąc idealnym preludium dla słodko-słonego wnętrza, wino uderzało do głowy, a syropy doskonale pasowały do twardych, kruchych ciasteczek, które trzeba było w nich zamaczać, by dało się je zjeść. Sklepikarka co jakiś czas podsuwała nam wodę i gorzką kawę, by odświeżyć nasze kubki smakowe. Na koniec zostawiła kawę, o której opowiadał mi Gerard.

Kiedy kobieta postawiła przede mną niewielką filiżankę z parującym napojem z dodatkiem mleka, bitej śmietany i posypki w kolorze różowego złota, żałowałam, że nie mam ze sobą niczego, by utrwalić to dzieło sztuki kulinarnej. Zamieszałam wszystko złotą łyżeczką i zgodnie z instrukcją Ailyn wcisnęłam zawartość pipety leżącej na spodku. Zamieszałam ponownie i uniosłam filiżankę.

– To najlepsza rzecz, jaką miałam w ustach – mruknęła Klara.

– Ani za słodka, ani zbyt gorzka, idealny balans – potaknął Daniel.

– Jestem w niebie - dodała Dolora i opróżniła naczynie. – Mogę dokładkę?

Ailyn zaśmiała się i poszła przygotować kolejną porcję.

Gdy poczułam smak tej kawy, westchnęłam z zachwytu. Nie wiedziałam, że coś może być tak dobre.

– A nie mówiłem? – szepnął mi Gerard do ucha, a jego oddech musnął moją skórę.

Moje serce na moment chyba zapomniało o biciu.

– Dziękuję – powiedziałam, próbując zignorować nieznośne gorąco, które nagle mnie ogarnęło. – Nauczę się ufać twojemu rozeznaniu w kwestii miejsc, które trzeba odwiedzić.

– Do usług – odparł, przypatrując mi się, jakby był świadomy tego, co się ze mną dzieje. Na moment przeniósł wzrok na moje usta, by potem znów spojrzeć mi w oczy. – Nie zapominaj, że przyszliśmy tu jeszcze po cukierki. Poprosimy Ailyn, by spakowała je na wynos.

– O ile damy radę się stąd kiedykolwiek ruszyć. Nie wiem, czy po tym wszystkim dam radę się podnieść.

– Zanieść cię? – spytał z szelmowskim uśmiechem.

Nie idź tą drogą, upomniałam się. Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, pojawiła się Ailyn z największym koszem prezentowym, jaki był dostępny w sklepie.

– To dla Królowej i dla was na dalszą drogę – mówiąc to, wyciągnęła zza pleców drugi, nieco tylko mniejszy pakunek. – Pamiętajcie o mnie i przyjedźcie jeszcze kiedyś.

– Bardzo chętnie – powiedzieliśmy szczerze.

Kiedy wreszcie wyszliśmy na świeże powietrze, okazało się, że zmierzch już zapadł, a z nieba zaczął sypać śnieg. Uniosłam twarz do góry i pozwoliłam płatkom pieścić moją skórę. Klara i Dolora wystawiły języki, by łapać śnieżynki. Śmiały się i dowcipkowały. Wszyscy byliśmy najedzeni i rozgrzani, więc humory nam dopisywały. Gerard i Daniel byli obładowani prezentami od Ailyn, ale i oni cieszyli się z pierwszego w tym roku śniegu.

– Pamiętasz, jak wymykaliśmy się, żeby porzucać się śnieżkami? – spytał nieoczekiwanie mój były Strażnik.

– Jak mogłabym zapomnieć! – Zaśmiałam się. – Miałam niesamowite szczęście do wrzucania ci kulek za kołnierz.

Mężczyzna udał, że trzęsie się z zimna i także się zaśmiał.

– Wiele bym dał, by wrócić do tamtych chwil.

Zaskoczyła mnie nagła powaga w jego głosie. Spojrzałam na przyjaciela, ale nie umiałam odgadnąć, o czym myśli. Daniel przybliżył się do mnie. Zapomniałam już, jaki jest wysoki. Staliśmy teraz ramię w ramię. Strażnik wyciągnął dłoń i delikatnie pogładził mnie po policzku. Jego palce pozostawiały na mej skórze prawdziwy żar. Nagle świat się zatrzymał i byliśmy tylko my dwoje. Zupełnie jak kiedyś.

Wkrótce zacznie się magiczny sezon świąteczny, a ja już powoli zaczynam czuć klimat (co zapewne wiąże się z tym, że odświeżam świąteczną komedię kryminalną, którą także znajdziecie na moim profilu), choć obecnie wciąż cieszę się piękną, złotą, polską jesienią :) Jednak sklepik, który dzisiaj opisałam, jest po prostu kuszący i nastrojowy, więc myślę, że i Wam się spodoba :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro