Całun

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Chcę ich zobaczyć – powiedziałam, podnosząc się na łokciach. – Przyprowadź ich.

– Jesteś pewna? – zapytał Daniel. – Masz na to siły?

– Znajdę je. Jestem to winna Dolorze.

Stażnik westchnął i skinął głową.

Znałam Dolorę niespełna rok, ale w tym czasie zdążyłam obdarzyć ją przyjaźnią i zaufaniem. Nauczyła mnie trudnej sztuki ostrych ripost i tego, że trzeba sobie radzić w każdej sytuacji albo zginąć, próbując. Jej śmierć mną wstrząsnęła. Tym bardziej, że po części za nią odpowiadałam. To przeze mnie Gerard opuścił komnaty. To ja pozwoliłam, by Dolora sama poszła sprawdzić tajemnicze szmery w salonie. Umarła w czasie służby.

Musiałam porozmawiać z jej rodzicami.

Rodzice Dolory, Lirma i Pasar, przybyli do pałacu przez portal. Byli zaszokowani, ale oboje byli wojownikami. Widziałam, że mieli złamane serca. W oczach Lirmy lśniły łzy, chociaż nie chciała ich ronić w mojej obecności. W końcu zrozumiałam, co to oznacza – być człowiekiem północy. Zrobiłam, co w mojej mocy, by godnie podziękować im za wierną służbę ich tragicznie zmarłej córki i zapewniłam ich, że nigdy nie zapomnę jej oddania oraz że cokolwiek by się nie działo, mogą liczyć na pomoc Białego Pałacu. Pozwoliłam im zabrać ciało, by pochowali je w swoich stronach. Wcześniej dopilnowałam, by owinięto je w całun z materiału, który był zarezerwowany dla członków rodziny królewskiej i bohaterów wojennych.

Po tym nie było już niczego do dodania.

Właśnie dlatego leżałam teraz na łóżku, a po moich policzkach spływało morze łez. Przełykałam je w ciszy, targana niemym szlochem. Wiedziałam, że w biblioteczce stoją Klara i Daniel i byłam im wdzięczna za przestrzeń, którą mi dawali. W końcu zapadłam w niespokojny sen.

Obudziło mnie z niego głaskanie po włosach. Na chwilę znów poczułam się jak mała dziewczynka. Otworzyłam opuchnięte oczy.

Na skraju łóżka siedziała piękna kobieta o kruczoczarnych włosach upiętych w niedbały kok. Miała na sobie ciemną suknię podróżną. Na jej szyi wisiał jej ulubiony medalion, z którym rzadko się rozstawała. Oczy Królowej patrzyły na mnie z troską i cieniem smutku, którego nigdy wcześniej nie dostrzegałam. Jej jasna twarz wydawała się jeszcze bledsza niż zwykle.

– Mamo... – wychrypiałam. Odchrząknęłam, by oczyścić głos. – Jesteś.

Mistrzyni stwierdzania oczywistości – to ja.

– Jak się czujesz, kochanie? – spytała Emerencja, nie przestając mnie głaskać.

Wzruszyłam ramionami w odpowiedzi.

– Byłaś daleko – zaczęłam – a tutaj wydarzyło się wiele rzeczy. Przyszedł Bres. Musiałam iść z nim i jego poplecznikami do Jaskini Mocy. Wszyscy poza nim zginęli – mówiłam szybko, jakbym bała się, że nie wystarczy mi czasu. – No i poza Allyią. Kazałam ją uwięzić i przesłuchać, ale nie wiem, czy ktoś to zrobił po tym, jak... – urwałam. Musiałam wreszcie powiedzieć to na głos. – Po tym, jak Dolorę zamordowano.

Mama powoli kiwnęła głową.

– Słyszałam o śmierci Strażniczki. To straszne. Zrobimy wszystko, by znaleźć mordercę i pomścić krzywdę Dolory. A co do Jaskini Mocy... doskonale sobie poradziłaś, Laurencjo.

Westchnęłam. Te słowa wiele dla mnie znaczyły.

– Co robiłaś na wschodzie?

Królowa się zawahała. Rozejrzała się dookoła, a następnie otoczyła nas barierą. Magia połyskiwała srebrem. Od dziecka to uwielbiałam.

– Powiem ci coś, co musisz zapamiętać – powiedziała mama. – Od pewnego czasu obawiam się buntu grupy osób niewiernych koronie. Właśnie dlatego zebrałam zaufanych ludzi i nakazałam im stworzenie ukrytych bunkrów, w których zgromadzono kosztowności i zapasy na wypadek walk. Jutro pokażę ci dokładne lokalizacje.

Wiedziałam, co chce mi powiedzieć. Moja matka miała wizje, w których widziała owe walki. Posmutniałam jeszcze bardziej, bo to oznaczało, że śmierć zbierze żniwo. Zawsze obawiałam się wojny, a teraz stało przede mną jej widmo.

– Kocham cię, mamo – rzekłam. – Mam nadzieję, że ten jeden raz się mylisz.

Choć obie wiemy, że to niemal niemożliwe.

– Ja też cię kocham, córeczko – odpowiedziała Królowa, po czym dodała ze łzami w oczach: – Nie mogłabym wymarzyć sobie lepszego dziecka.

Wzruszenie odebrało mi głos. Przytuliłyśmy się mocno. Potem ona wyprostowała się, a ja znów zaległam na łóżku. Coraz gorzej się czułam. Nie sądziłam, że to w ogóle możliwe.

Mama patrzyła na mnie, a intensywność jej spojrzenia była oszałamiająca. W jej ciemnoniebieskich oczach nagle pojawiło się odbicie wszechświata. Niezliczone konstelacje czarowały mnie swym niezgłębionym urokiem. Mgławice przetaczały się po ciemnym niebie rozświetlonym niezliczoną ilością gwiazd. Pomyślałam, że już kiedyś oglądałam ten widok. Byłam nim oczarowana. To była jedna z najpiękniejszych rzeczy, jakie widziałam w życiu.

Nagle zakaszlałam, zasłaniając ręką usta. Gdy spojrzałam na swoją dłoń, znajdowały się na niej krople krwi.

Mama popatrzyła na nią z bólem. Opuściła barierę i powiedziała zmienionym głosem:

– Klaro, natychmiast poślij po Nadirę. Danielu, sprowadź Gerarda. Ja zostanę z Laurą. Idźcie natychmiast i wróćcie jak najszybciej.

Zakasłałam ponownie. Krwi było coraz więcej. Chwilę potem wokół mojego łóżka zebrał się wianuszek ludzi. Gerard trzymał mnie mocno za rękę, jakby bał się, że nagle zniknę. Badała mnie Mistrzyni Nadira, a Klara wlewała we mnie strumienie magii leczniczej.

Uśmiechnęłam się słabo, choć miałam coraz mniej sił.

Ręka, którą trzymał Gerard, była coraz słabsza i zimniejsza. Nie potrafiłam odwzajemnić jego uścisku. Czułam na skórze ciepło jego warg, gdy całował moją dłoń. To było takie miłe...

– Królowo, nie wiem, co jeszcze mogłabym zrobić – powiedziała nadworna Medyczka. – Próbowałyśmy już wszystkiego...

Klara ponownie ujęła mój nadgarstek.

– Puls słabnie – mówiła drżącym głosem. – Już zupełnie nie potrafię wyczuć Mocy Księżniczki, jakby coś ją blokowało. Wcześniej pustka obejmowała tylko podbrzusze, teraz... – urwała.

Wiedziałam, że nie zostało mi wiele czasu. Czułam to.

Mój oddech był coraz płytszy, a z każdą chwilą ubywało mi sił. Nawet powieki były coraz cięższe, jakbym nie spała przez wiele godzin i nie umiała już dłużej powstrzymywać senności. Jeszcze raz powiodłam wzrokiem po osobach zgromadzonych w naszej małżeńskiej sypialni.

Po prawej stronie stała moja matka. Była blada i zdenerwowana, ale nie poddawała się rozpaczy, widocznie licząc na cud. Za nią, blisko drzwi, stał Daniel i jego ojciec. Mój dawny Strażnik wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczyma, jakby nie wierzył w to, czego jest świadkiem.

Obserwowałam moich najbliższych. Zastanawiałam się, co mogłabym im powiedzieć, aby choć trochę ukoić ich ból.

Gerard bezgłośnie płakał, ale wciąż trzymał mnie mocno za rękę, jakby myślał, że dzięki temu zdoła utrzymać mnie przy sobie.

Chciałabym, żeby tak było. Uśmiechnęłam się do niego.

Mogłabym zapewnić ich o swojej miłości do nich, ale przecież wiedzieli, ile dla mnie znaczą.

Mogłabym przyznać, że nie chcę umierać i boję się śmierci, ale to nie przeszłoby mi przez gardło, a w dodatku nie pomogłoby im.

Do komnaty wpadło światło słoneczne. Zatańczyło na kolorowych bibelotach, musnęło płatki pachnących kwiatów, rozświetliło włosy i twarze mojej rodziny i przyjaciół, przez co wydali mi się piękniejsi niż kiedykolwiek.

Odetchnęłam chrapliwie, zwracając na siebie uwagę. Gerard jeszcze mocniej chwycił moją dłoń, a mama ujęła drugą. Czułam, że nie mam już czasu, bo każdy oddech sprawiał mi ból, a w klatce piersiowej zaległ nieznośny ciężar. Wysiłkiem woli uśmiechnęłam się do mojej matki, do męża i przyjaciół. Byłam taka szczęśliwa, że Jedyny mi ich zesłał. Ta myśl nakierowała mnie na właściwe słowa:

– Do zobaczenia.

Spojrzałam prosto na moją mamę i tylko dlatego zobaczyłam, że drgnęła, jakbym trafiła w czuły punkt. Klara jęknęła płaczliwie, Daniel wstrzymał oddech i ukrył twarz w dłoniach, a Gerard pocałował mnie w czoło, do którego potem przytulił własne.

Boję się, pomyślałam, gdy moje usta stały się ciężkie niczym ołów.

Popatrzyłam w oczy Gerarda – te jego piękne, ciemne oczy, przez które widziałam jego duszę. Widziałam w nich miłość, rozpacz i niezgodę na nieuniknione. Tak bardzo go kochałam.

Dlaczego to musiało się już skończyć? Dlaczego nie mieliśmy więcej czasu?, myślałam gorączkowo.

Nagle przy drzwiach zrobiło się zamieszanie. Strażnicy natychmiast przyjęli pozycje bojowe. Do pomieszczenia wpadł jakiś mężczyzna, który zderzył się z błyskawicznie postawioną barierą.

– Królowo! – zawołał nowo przybyły, przerywając ciężką ciszę towarzyszącą mej agonii. – Zostaliśmy zaatakowani!

Moje poszarzałe dłonie zrobiły się niemożliwie ciężkie. Klatka piersiowa zastygła. W chwili, w której ostatni oddech opuścił moje ciało, zabierając ze sobą esencję mojej magii,  kiedy opadły mi powieki, wszystko zakrył całun ciemności.

Wybaczcie ewentualne błędy (będę wdzięczna za wskazanie ich!). Nie sądziłam, że napisanie tego rozdziału będzie dla mnie tak trudne. Czy ktoś się tego spodziewał?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro