Dwa pokoje

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zamknęłam oczy. Byłam taka senna i słaba... Dziwne, powinnam już dochodzić do siebie. Może zużyłam więcej Mocy, niż byłam w stanie się do tego przyznać.

Ponownie obudziłam się dopiero wieczorem. Słońce zdążyło już zajść, by ustąpić miejsca księżycom. Ostrożnie uniosłam się na posłaniu. Rozejrzałam się wokół w poszukiwaniu Medyczki, która wcześniej poiła mnie naparem, ale nikogo nie było. Zapomniałam zapytać, jak się nazywa. Ostatnio zbyt często mi się to zdarza. Zwykle starałam się przyswoić sobie imiona osób pracujących w pałacu. Nie wiem, co podała mi kobieta, ale czułam gorzkawy posmak w ustach. Nie znałam ziół, z których zrobiono lekarstwo.

Drgnęłam, bo do pomieszczenia zajrzała osoba o rudej czuprynie.

– Obudziłaś się!

Dolora wbiegła do środka. Kilka sekund później trzymała mnie w mocnym uścisku. Początkowo byłam spięta, ale jej reakcja była tak ciepła i przyjazna, że chętnie ją odwzajemniłam.

– Witamy ponownie wśród żywych – powiedziała Strażniczka. – Cieszę się, że nic ci nie jest, Księżniczko – dodała, a mój tytuł w jej ustach wcale nie zabrzmiał formalnie, raczej pieszczotliwie. Odsunęła się ode mnie. – Spieszę z informacjami: Klara otrzymała pomoc i doszła do siebie kilka godzin temu. Daniel i Gerard śpią, Medycy podają im leki nasenne, by organizmy koncentrowały się na leczeniu. Jeśli chodzi o Daniela, to udało się obniżyć gorączkę. A dokładniej – tu Dolora spojrzała mi w oczy – ty to zrobiłaś. Wtedy, po drodze, gdy zaczęłaś leczyć go swoją Mocą. Twój ulubiony Strażnik dojdzie do siebie.

Nie wiem, z jakiego powodu, ale ostatnie słowa, a szczególnie określenie „twój ulubiony Strażnik", zabrzmiały dwuznacznie. Jak gdyby Dolora podejrzewała... no właśnie, co mogłaby podejrzewać? Jedyny domysł runął na mnie jak grom. Kuzynka mojego męża myślała, że oddałam serce komuś innemu? Komuś, kto ponownie znalazł się w moim zasięgu?

Patrzyłam na Dolorę oczyma bez wyrazu. Jej domniemania mnie obrażały. Nie dlatego, że były bezpodstawne. Wiedziałam, że moja Strażniczka domyślała się, że Daniela i mnie coś kiedyś łączyło. Nie, nie o to chodziło. Bolała mnie myśl, że Dolora mogłaby podejrzewać, że pokusiłabym się o zdradę. A przecież Pierwszy Świat był bezwzględny. Zdrada nie wchodziła w grę, zwłaszcza w rodzinie królewskiej, ponieważ kiedyś przejmę obowiązek matki i to ja będę odpowiedzialna za utrzymywanie magii Eregii w równowadze. Gdyby Dolora cokolwiek zasugerowała, musiałaby podejrzewać, że zrobię coś, by pozbawić Gerarda życia i zostać wdową. A ja wiedziałam, że prędzej umarłabym, niż zrobiła coś takiego. Zawrzała we mnie złość. Zdusiłam w sobie emocje. Może byłam przewrażliwiona, a może miałam rację – jednak w żadnym wypadku w tej chwili nie był odpowiedni moment na konfrontację.

– A co z Gerardem? – zapytałam.

Twarz Dolory spochmurniała.

– Cieszę się, że pytasz. Wąż, który go ukąsił, wstrzyknął mu bardzo groźną toksynę. Blokowała działanie magii, która w wypadku obdarzonych jest po prostu niezbędna do życia, jak zresztą sama dobrze wiesz. Gdyby nie natychmiastowa pomoc Klary i twoja, nie przeżyłby kilku godzin. Zahamowałyście truciznę, by przestała się rozprzestrzeniać. Klara zużyła całą swoją Moc dokładnie w chwili, w której stanęłyśmy u wrót pałacu.

Wzdrygnęłam się. Udało nam się zahamować rozprzestrzenianie trucizny, ale gdybyśmy znajdowali się dalej od Białego Pałacu, to by nie wystarczyło. Wstrzymałam oddech, czekając, aż Dolora powie coś więcej.

– Natychmiast wysłałam kogoś po Królową i Główną Medyczkę. Jej Wysokość od razu nakazała przenieść Gerarda do części, w której teraz się znajdujemy, a potem zamknęła się z nim w sali dla chorych. Pozwoliła wejść tylko Mistrzyni. – Domyśliłam się, że chodziło o Nadirę, Główną Medyczkę. – Nie wiem, co robiły, w jaki sposób mu pomogły, wiem tylko, że żyje. I że dojdzie do siebie za jakiś czas. Podsłuchałam rozmowę, w której Medycy rozmawiali między sobą, że Gerard będzie miał jakiś ślad po tym przejściu, ale nie mam pojęcia, co mieli na myśli.

Wypuściłam powietrze.

– Najważniejsze, że żyje. Z całą resztą sobie poradzimy.

Wstałam ostrożnie. Zakręciło mi się w głowie, Dolora podtrzymała mnie. Spojrzałam w niewielkie lustro leżące na stoliku obok łóżka. Byłam bledsza niż zwykle, wargi także miałam bardzo jasne, a z kolei pod oczami pojawiły się lekkie cienie, ale poza tym nie wyglądałam inaczej niż zwykle. Włosy zaczesałam ręką, bo chciałam ładnie wyglądać, na wypadek, gdyby Gerard się obudził. Dopiero teraz zobaczyłam, że na sobie mam tylko długą, jasną koszulę, jaką zwykle nosili chorzy przebywający w części Medyków. Było ciepło, więc to mi nie przeszkadzało, ale pasowałoby osłonić stopy. Rozejrzałam się za butami. Dolora znalazła je pierwsza i pomogła mi je założyć. Podziękowałam jej i wyszłam z pokoju.

W długim korytarzu znajdowało się wiele drzwi, ale tylko niektóre z nich były otwarte. Szłam powoli, zastanawiając się, gdzie może być mój mąż. Byłam słaba, ale zdeterminowana, dlatego stawiałam krok za krokiem. Wreszcie doszłam do miejsca, w którym po obu stronach były dwie pary otwartych drzwi. Stanęłam pośrodku i zajrzałam do obu sal.

W tej po prawej leżał Gerard, po lewej zaś – Daniel.

Zakołysałam się na palcach. Do którego miałam pójść najpierw? Czy to normalne, że nie wiedziałam? Moje serce wyrywało się do nich obu.

Dyskretnie zerknęłam do tyłu. Dolora stała w oddali, nonszalancko oparta o ścianę, i patrzyła na mnie wyczekująco.

Kątem oka zarejestrowałam ruch. To wystarczyło. Zerwałam się i pobiegłam do mężczyzny. Zanim się zorientowałam, siedziałam na łóżku i tuliłam się do rekonwalescenta.

– Tak się martwiłam! – powiedziałam w jego szyję, zaciągając się zapachem męża.

Delikatnie objął mnie ramieniem.

– Ostrożnie – napomniał mnie Gerard. – Wciąż jestem słaby jak dziecko.

– I równie kruchy? – Nie mogłam się powstrzymać.

– Na razie chyba tak – jęknął, kiedy niechcący trąciłam go łokciem.

Usiadłam obok i przypatrzyłam się mu. Widać było, że Haller miał za sobą ciężkie chwile. Miał ziemistą cerę i nienaturalnie błyszczące, jakby rozgorączkowane oczy. Jasna koszula, w którą go ubrano, była trochę przepocona. Jednak nie to zwróciło moją uwagę.

Gerard przyglądał mi się, gdy wiodłam spojrzeniem od rany po ukąszeniu aż po prawą stronę żuchwy. Kiedy ostatni raz go widziałam, widziałam dokładnie, którymi żyłami płynie trucizna. Linie były ciemne, niemal czarne. Teraz, już po wielogodzinnym leczeniu, ich kolor się zmienił. Teraz były srebrnawe. Nie wyróżniały się bardzo, ale ja nie przeoczyłabym najmniejszej zmiany na ciele mojego męża.

– Przeszkadzają ci? – spytał wreszcie cicho.

Pocałowałam go w policzek, uważając, by nie sprawić mu bólu.

– Absolutnie nie.

– A jak ty się czujesz? – zapytał, a ja wiedziałam, że naprawdę chce się tego dowiedzieć.

– Wiesz w ogóle, co się stało po tym, kiedy ukąsił cię wąż? – odwdzięczyłam się pytaniem. Kiedy Gerard pokręcił głową, powiedziałam: – Dobra, opowiem ci. – Umościłam się wygodniej obok niego. – Zabiłam tego węża. Magia uszła z niego jak z pozostałych. – Czy on to zauważył? – Widziałeś, że kiedy uśmiercaliśmy te poczwary, przez moment unosiły się nad nimi dziwne opary?

– Zauważyłem to – przytaknął Haller. – Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś podobnego.

– Zastanawiałam się, czy jak walczyliśmy z przemieńcami... czy wtedy nie było podobnie? Może to przeoczyliśmy? Może te dwa ataki coś łączy? W końcu to nie były normalne węże. Nigdy nawet o takich nie czytałam.

Gerard ostrożnie pokręcił głową.

– Nie, jestem pewien, że wtedy, nieopodal gospody Cygnusa, nie było czegoś takiego. Któreś z nas zwróciłoby uwagę na taką anomalię.

– Też mi się tak wydawało – przyznałam. – W każdym razie – podjęłam wątek na nowo – po ukąszeniu po twoim ciele zaczęła rozprzestrzeniać się trucizna. Była jak zła magia, czułam to. Niemal natychmiast od rany aż do twarzy zaczęły wić się czarne linie, jakby to spaczona Moc zostawiała swój ślad. Klarze udało się zahamować toksynę. – Umilkłam, słysząc w głowie głos przyjaciółki. „Chyba nie dojdzie do serca. Lepiej, żeby nie doszła..." – Przeniosłyśmy cię w miejsce, gdzie zostawiliśmy konie. Na szczęście Strażniczki również przywiązały tam swoje. Nie jesteś zbyt lekki – powiedziałam i szturchnęłam go palcem w bok. – W każdym razie posadziłyśmy cię na koniu Klary, a ona cały czas cię leczyła. Starczyło jej Mocy, by utrzymać się przy życiu. Kiedy dojechaliście pod pałac, straciła przytomność. Ciebie przeniesiono tutaj. Moja matka i Mistrzyni Nadira się tobą zajęły. – Zrobiłam pauzę, nim dodałam na koniec: – Tym razem było naprawdę blisko.

Wiedziałam, że zrozumie. Niewiele brakowało, a Gerard umarłby. Po tym, jak ponownie uratował mi życie. Znowu pocałowałam go w policzek i przytuliłam się do niego najdelikatniej, jak potrafiłam.

– Dziękuję – szepnęłam. – Jesteś moim bohaterem.

W odpowiedzi musnął ustami moje włosy. Nic nie mówił, ale czułam, że coś go trapi.

– Powiedziałaś – zaczął cicho – „kiedy dojechaliście pod pałac". Jakby nie było cię tam wtedy. Dlatego zastanawiam się... gdzie byłaś?

Nie wiedzieć czemu nagle poczułam się, jakbym straciła grunt pod stopami.

– W czasie drogi w lesie – rzekłam i przerwałam, by odchrząknąć, bo nagle zaschło mi w gardle – spotkaliśmy Strażnika. Zatrzymał nas. Okazało się, że wiózł kogoś, kto również wymagał natychmiastowej pomocy...

– Daniela – Gerard wszedł mi w słowo.

To imię zawisło między nami.

– Tylko dla niego mogłabyś mnie zostawić – dodał zmienionym tonem.

– Umarłby. Nie mogłam do tego dopuścić.

Cisza.

– Wiem.

Nagle w ustach poczułam gorzki posmak naparu ziołowego. Zerwałam się i wybiegłam na korytarz. Zobaczyłam jakieś puste wiadro i zwymiotowałam do środka. Natychmiast podbiegła do mnie Dolora. Przytomnie przytrzymała mi włosy, bo wpadłyby do pojemnika.

– Laura? Co się dzieje?

Nie odpowiedziałam, bo poczułam kolejną falę. Dopiero kiedy było po wszystkim, usiadłam na ziemi i oparłam się plecami o ścianę. Otarłam usta wierzchem dłoni. Dolora popatrzyła na mnie niepewnie, ale wyniosła wiadro i potruchtała do pokoju Gerarda po wodę. Zaraz za nią wyszedł mój mąż.

– Nie powinieneś... – dyszałam – wstawać...

Poruszał się powoli, ale podszedł do mnie.

– Co się stało? – spytał.

Wzruszyłam ramionami.

– Może to efekt uboczny... po wykorzystaniu Mocy? – zastanowiłam się.

– Raczej nie. Klara nie rzygała jak kot – usłużnie podsunęła Dolora, zduszając teorię w zarodku.

Popatrzyliśmy na siebie z Gerardem. Zmarszczyłam brwi, bo nasunęło mi się tylko jedno wyjaśnienie takiej reakcji organizmu. Ale przecież to było niemożliwe.

– A może jesteś w ciąży? Będę ciocią?

Dolora jak zwykle nie bawiła się w subtelności. Trzepnęła Gerarda w ramię, w które ukąsił go wąż. Haller syknął cicho.

– Czyżbyś tak szybko się spisał, kuzynku?

– Co tu się dzieje?

Uniosłam wzrok. Nad nami stał Daniel. Stał oparty o futrynę. Przytrzymywał się jej jedną ręką. Miał na sobie standardowy strój osoby przebywającej pod opieką Medyków: jasną koszulę i ciemniejsze spodnie. Był na bosaka. Uderzyło mnie to, bo nigdy wcześniej nie widziałam go bez butów. Wyglądał tak słabo i bezbronnie... Przeniosłam spojrzenie na jego twarz. Nadal miał cienie pod oczami i wystające kości policzkowe, ale w jego zielonych oczach było więcej życia niż wczoraj w nocy.

– Coś mi się wydaje, że niedługo po pałacu mogą biegać małe stópki! – szepnęła Dolora konfidencjonalnym tonem.

Daniel otworzył i zamknął usta. A potem popatrzył prosto na mnie. Poczułam się jak rażona piorunem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro