Dziewczyńska pogawędka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Myślałam, że po tak obfitującym w nagłe zwroty akcji wieczorze nie będę mogła zasnąć, ale prawda była taka, że moja głowa ledwo dotknęła poduszki, a ja już spałam. Nic mi się nie śniło. Kiedy się obudziłam, w komnacie nadal panowała ciemność, którą rozpraszał tylko ogień palący się w kominku. Kotary były zaciągnięte, nie paliła się żadna świeca ani lampa. Nie wiedziałam, która jest godzina ani, na dobrą sprawę, jaki mamy dzień. Mogłam przespać kilka godzin lub kilka dni. Biorąc pod uwagę ostatnie doświadczenia, druga opcja wcale by mnie nie zdziwiła.

Leżałam w miękkim łóżku otulona lekką jak puch kołdrą. Było mi ciepło i dobrze, więc początkowo nie wiedziałam, skąd bierze się źródło tlącego się we mnie poczucia niepokoju. Uniosłam rękę, by wygładzić pościel, a na moim palcu zalśnił pierścionek. Nagle wczorajsze – czy aby na pewno to wszystko zdarzyło się zaledwie wczoraj? – wydarzenia powróciły do mnie z pełną mocą i brutalnie kopnęły mnie w twarz, aż na moment straciłam dech.

Zaręczyny, uczta, walka, zwycięstwo. Wszystko do mnie wróciło. Mimo to dziś byłam spokojniejsza. Nikt nie umiał cofnąć przeszłości, dlatego nie mogłam wyrzucać sobie śmierci niewinnych ludzi. Wczoraj zapłakałam nad ich martwymi ciałami, dzisiaj musiałam pomyśleć, jak ich pomścić. Wiedziałam, że to nie przypadek, że najemnicy z dziwnymi amuletami zaatakowali właśnie tego wieczoru. Domyśliłam się już, że odkąd opuściliśmy pałac, ktoś musiał nas śledzić. To, co nas spotykało, nie mogło być niezaplanowane. Zbyt wiele zbiegów okoliczności. Niezbędnym do powtórzenia truizmem było to, że komuś zależało na mojej śmierci.

Tylko komu? Czy to rzeczywiście mógł być Bres? Czy podwójne odrzucenie przez moją matkę mógł przeżywać na tyle, by chcieć się zemścić poprzez zabicie mnie, córki Emerencji? Czy powód naprawdę mógł być tak prozaiczny, jak złamane serce czy duma? A jeśli nie, co naprawdę się za tym kryło? I czy byłabym w stanie udowodnić winę tego arystokraty? Bres wywodził się z silnej rodziny o ustabilizowanej pozycji i jeśli udałoby mu się wejść do rodziny królewskiej, już nigdy nikt nie wystąpiłby przeciw niemu. Może właśnie tego obawiała się moja mama, gdy odrzucała jego kandydaturę?

A ja, zastanowiłam się, czy czegoś się obawiam, kiedy myślę o swoim przyszłym mężu?

Przed oczyma stanęła mi twarz Gerarda. W ciągu kilku ostatnich miesięcy spędzonych razem w podróży nauczyłam się cenić jego towarzystwo. Był zorganizowany, zaradny i lubił czasem zaryzykować. Od pewnego czasu otwarcie okazywał mi uczucia, co wciąż mnie odrobinę zawstydzało. Jednak tym, co mi się naprawdę w nim spodobało, nie był wygląd, Moc czy kradzione pocałunki. Wiedziałam, że przepadłam tego wieczoru po walce z przemieńcem, kiedy Gerard wyznał mi swoje obawy co do naszego ślubu i był ze mnie dumny, że nie bałam się położyć na szali swojego życia, by ochronić Strażniczkę, którą znałam od niedawna. Po ataku tutaj, w Skalnym Zamku, także nie skrytykował tego, że ryzykowałam, by ocalić Klarę ani że sama walczyłam z przeciwnikami. Wręcz odwrotnie, miałam wrażenie, jak gdybym zdobywała w ten sposób jego szacunek.

Co naturalnie skierowało moje myśli ku całkowitej opozycji młodego Hallera – Danielowi. Wiedziałam, że zadaniem Strażnika jest chronić osoby z rodziny królewskiej nawet za cenę własnego zdrowia i życia. I dotychczas Daniel śpiewająco wywiązywał się z tego obowiązku. Jednak jego wczorajsze słowa, jego prośba, bym nigdy więcej nie ryzykowała dla dobra kogokolwiek, narażając tym samym siebie, zabolały mnie. Zrozumiałam, że mój oddany przyjaciel, mój najlepszy Strażnik widzi we mnie kruchą lalkę.

Jako przykładna, delikatna i ułożona Księżniczka Laurencja przeżyłam szesnaście długich lat. Uśmiechałam się, dbałam o etykietę, pilnie się uczyłam. Tłamsiłam swoje uczucia, byle nie wystawiać na szwank reputacji ciepłej i rozważnej następczyni tronu Eregii. Jednak od ostatnich urodzin, a potem od chwili, w której opuściłam pałac, nareszcie naprawdę zaczęłam żyć. I wiedziałam, komu mogłam to zawdzięczać.

Nagle przypomniała mi się chwila, w której Daniel trzymał mnie w ramionach. Zrobiło mi się gorąco. Byłam pewna, że chciał mnie pocałować. Ja też tego chciałam – przez kilka ostatnich lat, odkąd się poznaliśmy. Na samą myśl o tym, że kiedy rano wstanę, za drzwiami będzie czekał właśnie Daniel, budziłam się z uśmiechem na ustach. Jednak teraz, kiedy zamiast docenić zachowanie zimnej krwi w chwili, w której to było potrzebne, poprosił mnie, abym zbędnie nie ryzykowała, moje uczucia uległy diametralnej zmianie. Nie wiedziałam nawet, czy nowe uczucie do Gerarda miało z tym coś wspólnego, czy to po prostu nie było rozczarowanie poprzednią sympatią.

Przetarłam twarz dłonią. Po co ja w ogóle o tym myślę? Jaki to ma sens?

Rozległo się pukanie do drzwi. Poczułam znajomą Moc.

– Wejdź! – zawołałam.

Kiedy Dolora znalazła się już w środku, podeszła do mojego łóżka z tacą ze śniadaniem, położyła ją na najbliższym stoliku, po czym bezceremonialnie sięgnęła po świeży chleb. Posmarowała kromkę grubą warstwą masła. Uśmiechnęłam się na ten widok. Nic nie mogło sprawić, by Dolora straciła apetyt.

– Głodna? – spytałam.

– Jak wilk – przyznała z pełnymi ustami. – A ty?

– Niezbyt.

Przyjrzała mi się badawczo.

– Czy to ma jakiś związek z męską częścią naszej wesołej kompanii? Czy też dalej przeżywasz wczorajsze wydarzenia? Jeśli to drugie, wiedz, że takie ataki przy granicy nie są niczym niezwykłym. Niecodzienne były tylko amulety napastników. Kosztowały nas życie kilkunastu osób. Jednak kiedy wuj znajdzie kryjówkę tych bandytów, wybije ich co do nogi. Prawie żałuję, że mnie tam nie będzie.

– Nie znałam cię od tej strony – wyznałam, patrząc na Dolorę z lekkim zaskoczeniem.

– Widziałaś kobietę w ciąży? Byłyśmy spokrewnione. Kilka lat wraz z mężem starali się o dziecko. Gdybym tylko mogła, nabiłabym padalca, który ją zabił, na nieoszlifowany pal, a potem słuchała, jak wyje z bólu. I podobałoby mi się to.

Zanotowałam w myślach, by nigdy nie podpaść Strażniczce. Niby miała mnie chronić, ale kto wie, co mogłoby jej strzelić do głowy...

– A jeśli jednak chodziłoby o to pierwsze – podjęła ruda. Łudziłam się, że pominie ten wątek. – To wiem, że jesteś Księżniczką, ale mam nadzieję, że nie wytniesz żadnego numeru mojemu kuzynowi. On naprawdę cię kocha. Nigdy nie widziałam, żeby patrzył na kogoś z taką mieszaniną zachwytu, szacunku i pożądania, jak to ma miejsce w twoim przypadku.

Zakrztusiłam się herbatą. Moje policzki ponownie musiały przyjąć barwę pąsowej róży. Dolora usłużnie poklepała mnie po plecach.

– Mając w pamięci to, co mówiłaś przed chwilą, nawet bym nie próbowała.

Strażniczka roześmiała się głośno. Chyba pomyślała, że nie mówiłam poważnie. Potem podsunęła mi jedzenie. Dopiero teraz, gdy poczułam zapach śniadania i zobaczyłam jedzącą Dolorę, dotarło do mnie, jaka jestem głodna. Jadłyśmy w przyjemnej ciszy, każda zatopiona we własnych myślach, kiedy ponownie rozległo się pukanie do drzwi. Otworzyły się, nim zdążyłam się odezwać.

Wyskoczyłam z łóżka i rzuciłam się na szyję nowo przybyłej osoby.

– Jak dobrze cię widzieć – powiedziałam we włosy Klary.

Moja przyjaciółka się roześmiała i przytuliła mnie mocno.

– Podobno gdyby nie ty, już nikt nie zobaczyłby mnie żywej – powiedziała. – Dziękuję.

– Po powrocie zaczniesz ponowne szkolenie – zadecydowałam. – Tym razem pod okiem Mistrzyni Rinny. I żadnego „ale". Nie chcę musieć się martwić, że nie poradzisz sobie z jakimś szemranym typem.

– Właściwie ja bym mogła ją podszkolić – wtrąciła Dolora, delektując się herbatą. – Jeśli się nie boi, oczywiście – dodała i uśmiechnęła się drapieżnie.

– Przemyślę to – obiecała Klara. – Jestem głodna jak wilk. Macie coś dla mnie?

W taki właśnie sposób spędziłyśmy cały poranek. Później Dolora poszła po obiad, a przy okazji ukradła dwie butelki wina, więc przed zmierzchem miałyśmy pełne brzuchy i szumiało nam w głowach. Dawno nie spędziłam tak miłego, beztroskiego dnia.



Dziewczyny zasłużyły na chwilę wytchnienia :)

Jak Wam się podoba taki spokojniejszy rozdział? Według mnie całą uwagę skradła Dolora :D 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro