Jaskinia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przypomniałam sobie o czymś. Obróciłam się na pięcie i wróciłam do sklepu Ailyn. Po chwili wyszłam, ukrywając pod opończą dodatkowy pakunek. Nikt nie musiał o nim wiedzieć. Popatrzyłam jeszcze raz na ciemne niebo, z którego sypały się płatki śniegu. Uśmiechnęłam się. Tam, dokąd teraz się wybierzemy, będzie jeszcze chłodniej. W końcu byliśmy u progu zimy.

Nazajutrz ruszyliśmy w dalszą drogę. Dotarliśmy już do południowej części Eregii, więc teraz mieliśmy przemierzyć zachód i skręcić na północ, by dotrzeć do domu Gerarda. Podróżowaliśmy powoli, ponieważ dni były coraz krótsze. To kazało nam szybciej zarządzać nocny postój, ale z drugiej strony – dawało więcej czasu na snucie opowieści i czytanie książek, które kupowałam w czasie całej wyprawy. Poznawałam też różnych ludzi, a oni chętnie opowiadali nam o sobie i swoim życiu. Cieszyło mnie to, że ich losy upewniały mnie w tym, że Eregia pod rządami mojej matki rozkwita.

Tamte wieczory były dobre, pełne ciepła, śmiechu i wzruszających historii. Nie chciałam tego przyznać, ale Gerard fascynował mnie coraz bardziej. Od czasu walki z przemieńcami – i jego pamiętnego wyznania – otwarcie mnie adorował. Dawał mi kwiaty, upewniał się, czy podróż przebiega komfortowo, wypytywał o anegdoty z mojego życia. Niektórymi się z nim dzieliłam, inne pozostawiałam dla siebie, a także bardzo chętnie słuchałam tego, co on miał do powiedzenia. Przyglądał mi się, szczególnie kiedy myślał, że nie patrzę, choć niemal zawsze byłam wręcz namacalnie świadoma jego spojrzenia, jakby coś nas do siebie przyciągało. Powoli i konsekwentnie budowaliśmy wspólne porozumienie. Na razie było kruche i oparte na, jakby się wydawało, nieuniknionym ślubie i wspólnych doświadczeniach ostatnich miesięcy podróży, lecz miałam w głowie słowa Hallera o małżeństwie z miłości. Ja również takiego pragnęłam.

Zanim się zorientowałam, zawędrowaliśmy w góry. Złapała nas śnieżyca, którą mieliśmy przeczekać w jednej z licznych jaskiń. Nigdy nie byłam w jaskini i nocleg w takim miejscu był dla mnie wyjątkowym przeżyciem. Z trzech stron otaczały nas surowe ściany, a jedyne wyjście prowadziło wprost w bezlitosną, białą zamieć. Zebrałyśmy z Klarą śnieg i rozpuściłyśmy go, by mieć co pić. Aby ogrzać jamę, Daniel postawił barierę, a Gerard rozpalił ognisko z drewna, które zebraliśmy po drodze. Dolora przygotowała skromny posiłek, po którym poczuliśmy się błogo. Byliśmy najedzeni, bezpieczni, było nam ciepło. Czego więcej chcieć? Uczyłam się doceniać proste przyjemności.

– Pierwsza obejmę wartę – powiedziała Dolora, opierając się o skalistą ścianę.

– Nie wierzę, że to mówię – odezwał się Daniel – ale wydaje mi się, że dziś warta nie będzie potrzebna. Jesteśmy dobrze chronieni, a przy takiej pogodzie nikt nie przetrwa na zewnątrz. Chyba tej nocy wszyscy możemy spokojnie iść spać.

Moje brwi same powędrowały do góry. Wymieniłam z Klarą zdumione spojrzenie. To był ten sam Daniel, który nie opuszczał warty nawet w pałacu i całą noc czuwał pod moimi drzwiami?

– Nie będę oponować – ucieszyła się Dolora.

Postawiliśmy dodatkową barierę oddzielającą nas od śnieżycy, po czym położyliśmy się spać. Zasnęłam niemal natychmiast. Górskie powietrze dobrze na mnie działało.

Obudził mnie straszliwy ból. Przenikał moje ciało, wbijał się w nie tysiącem igieł. Czułam, jak wypływa ze mnie życiodajna krew. Podniosłam rękę i natrafiłam na ostrze tkwiące w moim boku. Przecięłam sobie rękę. Ból fizyczny połączył się z bólem spowodowanym przez magię. Nie mogłam nawet krzyknąć – ktoś rzucił na mnie zaklęcie, przez które nie mogłam wydać z siebie żadnego dźwięku.

– Kretynie! – usłyszałam szept. – Ostrze przeszło po żebrze! Kto uczył się wymachiwać mieczem? Ślepa świnia?

Dlaczego nikt poza mną się nie obudził?

Czy oni już nie żyją?

Ta myśl przeraziła mnie bardziej niż rana. Nie mogłam się ruszyć. Ból się wzmagał. Moje ciało powoli stawało się czystym kłębkiem cierpienia.

– Ciemno tu jak w grobie – obruszył się właściciel drugiego głosu.

– Zabijemy wszystkich, to sobie poświecisz – odezwał się znów pierwszy. – Na razie mieliśmy się upewnić tylko co do tego, która dziewczyna jest Księżniczką.

Chodziło im o mnie. Czyli to nie był przypadkowy atak.

– Wiesz, czemu musimy ją zabić? – spytał drugi głos. Jego właściciel prawdopodobnie był młodszy od kompana. – Przyjrzałem się jej twarzy. Taka ładna i już do trumny? Nawet nie można się będzie z nią zabawić.

– Nasz pan nie spowiada mi się ze swoich pobudek – warknął pierwszy. – Zabijemy tę tutaj i tamtych – domyśliłam się, że miał na myśli Gerarda i Daniela – to poużywasz sobie z pozostałymi. Dwie ci nie wystarczą?

Jemu jednemu?

– Podobają mi się brunetki.

Czyli młodszy był zwykłym człowiekiem, a starszy posiadał Moc.

Poczułam, jak ostrze nagłym szarpnięciem wysuwa się z mojego ciała. Bolało jak diabli. Zacisnęłam zęby tak mocno, że aż zgrzytnęły.

– Celuj jeszcze raz – polecił starszy. – Tylko tym razem traf prosto w serce. Tak, jak cię uczyłem. Moja magia niedługo przestanie działać. Czuję, jak tamci walczą – warknął.

Czyli jego zaklęcie da się pokonać. Musiałam się skoncentrować. Co nie było łatwe z raną w boku i igłami Mocy wbijającymi się w moją skórę. Wysłałam impuls magii. Odbiła się od spowijającego mnie czaru. Spróbowałam drugi raz, tym razem wysyłając o wiele więcej Mocy. Wiedziałam, że to moja jedyna szansa. Kiedy starszy napastnik wyczuje, co robię, być może sam weźmie miecz i dokończy dzieła.

Pomodliłam się w duchu i wypuściłam Moc. Była jasna, dobra i świetlista. Rozbiła wiążącą mnie barierę i na moment oślepiła moich niedoszłych morderców. Wreszcie odzyskałam możliwość wydania z siebie głosu. Krzyknęłam głośno – z bólu i złości.

– Bierz ją!

Uciekłam pod ścianę, ale nie dość, że od utraty krwi zakręciło mi się w głowie, to jeszcze przewróciłam się o leżące bezwładnie ciało Daniela. Bez namysłu dotknęłam go i uwolniłam tak samo, jak siebie kilka sekund temu. Strażnik w ułamku sekundy dobył miecza i uniósł go. Mężczyzna, który się za mną rzucił, praktycznie sam nabił się na ostrze.

– Gafin! – krzyknął drugi.

Czułam, że szykuje czar. Na szczęście Daniel był szybszy. W wątłym świetle magicznej latarni zwieszającej się u pasa żywego napastnika nie zauważyłam nawet momentu, w którym Strażnik stanął tuż przy nim i zaatakował. Najpierw ogłuszył go uderzeniem w głowę, a potem znokautował gołymi rękami. Kiedy nieznajomy runął na ziemię, Strażnik chciał związać mu ręce, ale mężczyzna ostatkiem sił wyszeptał jakieś nieznane mi słowo i wsadził sobie coś do ust.

– Nie! – warknął Daniel i spróbował wyciągnąć mu to spomiędzy zębów.

Za późno. Obcy zacisnął mocno szczęki, które momentalnie oblepiła ciemna maź. Chwilę później już nie żył. Wewnętrznym zmysłem wyczuwałam, jak magia opuszcza jego umysł. Daniel podniósł się i w złości kopnął świeże ciało leżące u jego stóp.

Musiałam go odciągnąć, a nie miałam siły się z nim szarpać. Na nic nie miałam siły. Adrenalina spadła i zaczynałam widzieć mroczki przed oczami.

– Danielu – powiedziałam zbolałym tonem. – Obudź Klarę. Potrzebuję pomocy.

Dopiero wtedy Strażnik obrócił się, wyczarował światło i spojrzał na mnie. Przyciskałam ręce do boku, a spomiędzy moich palców ciekła krew. Chcąc nie chcąc krzywiłam się z bólu. Mężczyzna rzucił się ku mnie.

– Co się stało?!

– Przebił mnie mieczem – wydyszałam. – Klara – przypomniałam mu. – Obudź Klarę. Szybko. Potrzebuję Medyka.

Daniel przypadł do mojej przyjaciółki, złamał wiążące ją zaklęcie i potrząsnął nią. Dziewczyna zamarudziła. W magicznym świetle wyglądała na niemożebnie zmęczoną.

– Obudź się! – rozkazał Daniel.

Potrząsnął nią ponownie.

– Coś jest nie tak – powiedziałam, starając się mocno przyciskać ranę. – Obudź pozostałych.

Chciałam zgiąć się z bólu, ale bałam się, że przez to zacznę jeszcze mocniej krwawić.

Dolora jęknęła, gdy Daniel nią potrząsnął. Podniósł jej powiekę, a ona natychmiast opadła z powrotem. Na koniec podszedł do Gerarda. Haller otworzył szeroko oczy i zerwał się na równe nogi. Zachwiał się, ale udało mu się ustać. Potrząsnął głową i rozejrzał się wokół siebie. Gdy mnie zobaczył, natychmiast uklęknął obok mnie. Rozchylił materiał moich ubrań, ale nie udało mu się zmusić mnie do odjęcia rąk od rany.

– Nie jestem tak dobry jak Klara – powiedział – ale dopóki ona nie oprzytomnieje, nie masz lepszej opcji. Połóż się – polecił i podtrzymał mnie, inaczej zwaliłabym się na ziemię jak kłoda. – Weź ręce.

– Nie – rzuciłam, krzywiąc się z bólu.

– Laura! Przestań użalać się nad sobą – warknął.

Chwycił moje ręce i na siłę odsunął je od rozcięcia. Coraz trudniej mi się oddychało, byłam coraz słabsza. Uświadomiłam sobie, że ta przygoda może się bardzo źle skończyć. W głowie mi się zakręciło.

– Myślę, że mogłabym cię pokochać, gdybyśmy mieli więcej czasu – szepnęłam.

Chciałam, żeby to wiedział. Na wszelki wypadek.

Kątek oka widziałam, jak Daniel tężeje. Stał nade mną, a światło nadawało jego twarzy upiornego wyglądu. Czułam jego Moc kłębiącą się pod skórą. Mój przyjaciel był świetnym Strażnikiem, ale zupełnie nie radził sobie z leczeniem. W tej chwili nie radził sobie również z ukrywaniem emocji. Poczucie winy wyciekało z niego każdym porem skóry.

Gerard w reakcji na moje słowa patrzył na mnie przez pełną sekundę, a potem pocałował mnie. Pocałunek był krótki, ale czułam w nim jego desperację – i coś jeszcze. Lęk. Gerard bał się o mnie.

– Lauro, leż spokojnie – rzekł. Delikatnie przyłożył palce do skóry tuż obok rany. Wysłał do mojego ciała znajomy impuls magii. Nie był nieprzyjemny, ale przypominał coś pomiędzy szturchnięciem a przykładaniem lodu. Dziwne uczucie. – Rozcięcie jest dość głębokie – powiedział. – Zaleczę to, co dam radę, ale i tak będziemy potrzebowali Klary.

– Krew – szepnęłam zdrętwiałymi wargami. – Zatamuj krew.

Spod wpół przymkniętych powiek przyglądałam się działaniom Hallera. Potem przeniosłam wzrok na Daniela.

– Wiedzieli, kogo atakują. Szukali Księżniczki. Wiesz, co to oznacza?

– Ktoś chce cię zabić.

Domyślacie się, komu (najbardziej) może zależeć na śmierci Laury?

Bardzo dziękuję idylliczna za wspaniałą okładkę! <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro