Medyka!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zerknęłam na nieprzytomnego Gerarda. Potem przeniosłam wzrok na wóz, na którym ułożono Daniela. Wahałam się tylko przez moment. Zeskoczyłam z klaczy, a lejce przekazałam Strażnikowi.

- Jedźcie do pałacu - poleciłam Strażniczkom. - Za chwilę was dogonię.

Ruszyły bez słowa. Popatrzyłam za nimi i tylko dlatego dostrzegłam dziwne spojrzenie Dolory. Nie miałam czasu zastanawiać się, co mogło oznaczać. Zamiast tego wskoczyłam na wóz. Mojego przyjaciela ułożono na zwykłym sienniku i przykryto go jasnym kocem. Powoli przesuwałam wzrok od przykrytych materiałem nóg, poprzez ledwie unoszący się tors, leżące na kocu poszarzałe, pozbawione życia ręce, by jęknąć, kiedy moje oczy pokonały ciemność nocy i dostrzegły twarz młodego Strażnika. Skóra Daniela była jeszcze bledsza niż zwykle, niemalże biała, jakby pozbawiono go znacznej ilości krwi. Oczy miał podkrążone, opuchnięte powieki opadnięte. Widziałam, że oblewają go zimne poty. Dotknęłam jego karku, który okazał się zaskakująco gorący. Choroba musiała trawić go od dawna, bo kości policzkowe niemal przebijały skórę. Włosy zlepione potem przyklejały mu się do czaszki. Wyglądał strasznie. Jak ktoś, kto od długiego czasu cierpi i nic nie może złagodzić jego bólu, który wykrzywiał mu twarz. Zauważenie tego wszystkiego zajęło mi parę sekund.

Zbliżyłam się do przyjaciela. Z lekkim zawahaniem położyłam dłoń na jego rozpalonym czole. Wysłałam pierwszy impuls. Wrócił do mnie szybko, zbyt szybko, jakby magia Daniela była zbyt słaba, by odpowiedzieć na ten sygnał. Choć noc była ciepła, ogarnął mnie chłód.

- Jedźmy - powiedziałam do Strażnika. - Prowadź do Białego Pałacu.

Mężczyzna zeskoczył z siodła, przywiązał lejce mojej klaczy do wozu, a później ruszyliśmy. Nagłe szarpnięcie sprawiło, że straciłam równowagę i upadłam na nieheblowane deski. Przez kilka cennych sekund leżałam bez ruchu, oddychałam głęboko i dawałam sobie czas na zgromadzenie sił potrzebnych do rozpoczęcia leczenia Daniela. Nie byłam najlepsza w uzdrawianiu. Nie byłam tak dobra, jak Klara czy Główna Medyczka. Ale potrafiłam dzielić się własną Mocą, magią płynącą w żyłach członków królewskiego rodu. To teraz musiało wystarczyć. Z każdym kolejnym mijanym drzewem oddech Daniela było coraz płytszy, ale musiał wytrzymać. Po prostu musiał.

Nie brałam nawet pod uwagę, że tej nieszczęsnej nocy mogłabym stracić dwój najbliższych mi mężczyzn. Nie mogłam stracić żadnego z nich.

Właśnie dlatego zebrałam się w sobie, by uklęknąć obok mojego Strażnika. Nie mojego - Gerarda, Księcia Małżonka. Jednak dla mnie Daniel na zawsze pozostanie mój. Nic na to nie poradzę.

Położyłam ręce na jego ramionach. Przez wilgotny materiał ubrania czułam wystające kości. To nic, przekonywałam samą siebie, wyliże się z tego. Będzie jadł mięso, będą go poić miksturami uzdrowicieli. Po wszystkim pójdziemy kupić pyszne ciastka. Te z suszonymi owocami z południowych krain, które Daniel tak lubił. Skoncentrowałam się na tym, by delikatnie, impuls za impulsem wysyłać swoją Moc do jego organizmu. Po walce z wężami nie zostało mi jej zbyt wiele, dlatego trzeba było ją odpowiednio dozować, jeśli miała utrzymać Daniela przy życiu do chwili, gdy nie zajmą się nim pałacowi Medycy.

Oddech, oddech, impuls.

Oddech, oddech, impuls.

Boże, oby Gerard był już w domu. Proszę, miej go w swojej opiece.

Oddech, oddech, impuls.

W uszach mi szumiało. Krew uderzała mi do głowy. Byłam taka zmęczona...

- Księżniczko... Księżniczko...

Nie usłyszałam go, dopóki Strażnik mną nie potrząsnął. Popatrzyłam nieprzytomnie w jasne oczy mężczyzny. Widziałam w nich zatroskanie. Kim - Danielem? Mną? Nie wiedziałam.

- Jesteśmy na miejscu, Księżniczko - powiedział.

Rozejrzałam się dookoła. Zanim wejdziemy do Białego Pałacu, będziemy musieli pokonać wiele, wiele schodów. Chyba ze dwadzieścia. Jednak teraz równie dobrze mogło być ich dwieście. Ledwo powłóczyłam nogami. Jak tak dalej pójdzie, będę musiała się czołgać.

- Ty tam! - zawołał Strażnik. - Sprowadź Straż królewską! I Medyków! Szybko!

Zaczepiona dziewczyna prychnęła, patrząc na pokrytego pyłem mężczyznę. Nie zwróciła uwagi na mnie ani na Daniela. Dostrzegła tylko nieznajomego podróżnika. Westchnęłam głęboko i zeszłam na ziemię. Nogi uginały się pode mną. Musiałam podtrzymać się wozu.

- Zrób, co ci kazał - warknęłam, wkładając w rozkaz resztki Mocy.

Dziewczyna zrobiła wielkie oczy i pobiegła do pałacu ile sił w nogach.

Powoli podążyłam za nią.

- Weź go na ręce i chodź - wychrypiałam do Strażnika. - Nie mamy czasu. Serce bije coraz słabiej.

Musiałam dotrzeć do środka. Tam czekał na mnie mój małżonek. Mój odważny mąż, który kolejny raz mnie uratował. Czy to o tym mówiło proroctwo matki? Czy mogło chodzić o serię ataków, które zawsze zagrażają władcom? Na nie byłam przygotowana - a przynajmniej tak mi się wydawało. Na szczęście Gerard był obok, gdyby okazało się, że przeceniam swoje możliwości.

A gdyby go zabrakło? Jakbym się z tym czuła? Czy chodziło tylko o poczucie bezpieczeństwa? Nie, dotarło do mnie natychmiast. Jego odejście zostawiłoby w moim sercu dziurę głęboką i przepastną niczym Czarna Otchłań, najgroźniejszy wąwóz Pierwszego Świata.

- Laura...

Zamarłam, usłyszawszy znajomy głos. Odwróciłam się powoli. Strażnik niósł Daniela niczym dziecko. Mój przyjaciel rozchylił powieki, a jego zielone oczy, te wspaniałe, pełne ciepła, przypominające leśny mech oczy, były skierowane na mnie.

- Daniel! - ni to krzyknęłam, ni zapłakałam z niekwestionowanej ulgi.

Jego blade wargi wykrzywił lekki uśmiech. Zaraz po tym stracił przytomność.

- Księżniczko, musimy się pospieszyć - napomniał mnie Strażnik.

Nawet nie wiedziałam, jak mu na imię.

- Orios, Wasza Wysokość - odparł zapytany. - Nazywam się Orios.

- Dziękuję ci, Oriosie - powiedziałam szczerze. - Przyjdź do mnie, kiedy sytuacja się uspokoi.

Nie czekając na jego reakcję, zwróciłam się z powrotem ku wejściu do pałacu.

Tik-tak, tik-tak.

Czas mijał. Mieliśmy go coraz mniej.

Gdzie moje Strażniczki? Czy dotarły tu przed nami?

Wreszcie stanęłam przed wysokimi, dwuskrzydłowymi drzwiami. Niestety, nie otworzyły się pod wpływem mojego groźnego spojrzenia. W wolnej chwili będę musiała je poćwiczyć. Może poproszę Dolorę o pomoc. Ona była w tym dobra. Albo Daniela, jak się wykuruje.

„Jak". Nie „jeśli". „Jak".

Nagle drzwi zaczęły się otwierać. Zgłupiałam. Czyżby spojrzenie jednak zadziałało?

- Nareszcie! - zawołała Dolora.

Wciągnęła mnie do środka, po czym otworzyła szerzej. Zaraz poderwało się kilku żołnierzy, by jej pomóc. Za nimi stała blondwłosa dziewczyna, której wcześniej nakazaliśmy wezwanie Strażników. Było w niej coś znajomego, ale w tym stanie nie umiałam sobie przypomnieć, skąd ją kojarzę. Miałam mroczki przed oczami. Ciemne plamki fruwały we wszystkich kierunkach.

- Gdzie on jest? - spytałam.

- Główna Medyczka i Królowa zabrały go do skrzydła uzdrowicieli - wyjaśniła Dolora. - Klara straciła przytomność, kiedy dotarłyśmy na miejsce. Straciła zbyt wiele Mocy. Ją też zabrano. A co z Danielem? - zapytała rudowłosa, zerkając na Strażnika niesionego przez Oriosa.

- Będzie żył. Trzeba go szybko przetransportować do Medyków.

Machnęłam ręką na dwóch żołnierzy, który ujęli ciało Daniela pod ramionami i kolanami, po czym oddalili się tak pospiesznie, jak to było możliwe.

Odwróciłam się do Oriosa, który patrzył za Danielem. W jego oczach widziałam autentyczną troskę. Najwidoczniej w ciągu miesięcy, które mój przyjaciel spędził poza Białym Pałacem, dwaj Strażnicy zdążyli się zżyć. Orios wyglądał, jakby martwił się o Daniela bardziej niż jego własny ojciec.

Właśnie, gdzież to podziewał się Félicien?

- Dziękuję - powiedziałam do Oriosa.

Tylko na tyle było mnie teraz stać. Nogi wreszcie odmówiły mi posłuszeństwa. Od uderzenia w posadzkę uratowały mnie silne ręce Dolory. Jak przez mgłę docierały do mnie jakieś dźwięki i nawoływania. Nie pamiętam, co działo się dalej.

Kiedy odzyskałam przytomność, pierwszym, na co zwróciłam uwagę, był zapach. W pomieszczeniu unosił się aromat ziół. Słodkawa jasnota walczyła z gorzkim dziegciem, czułam też coś przypominającego miętę, lecz o wiele silniejszego, to coś wwiercało się w moje drogi oddechowe, wprawiając je w dziwną lekkość. Uniesiono moją głowę, a do ust wlano mi jakąś mieszankę ziołową. Zakrztusiłam się, napar pociekł mi po brodzie.

- Obudziła się! - zawołał ktoś cicho.

Wreszcie rozchyliłam powieki. Byłam w miejscu stanowiącym domenę Medyków. Umieszczono mnie w jednej z mniejszych sal. Widziałam, że każda z nich jest urządzona w bardzo podobny sposób. Pod jedną ścianą znajdowały się regały z rozmaitymi słoiczkami i pudełkami, w których przechowywano maści i lekarstwa. Pod sufitem wisiały zioła, których zapach czułam w powietrzu. Z lewej strony miałam solidny, drewniany stół o wielu zastosowaniach. Można było na nim badać, operować, przyrządzać nowe medykamenty. Ściany obłożone były jasnym, niemal miodowym drewnem lipalowym, ponieważ posiadało ono właściwości oczyszczające. Przez okna wpadały promienie popołudniowego słońca, nadając wszystkiemu miękkości.

- Żyją? - spytałam, ale sama ledwo dosłyszałam własne słowa.

Miałam zachrypnięty głos, jak gdybym przez długi czas krzyczała. Kiwnęłam głową na Medyczkę, która natychmiast podała mi napar. Z ulgą przełknęłam płynne lekarstwo. Podziękowałam jej i powtórzyłam pytanie. Uniosłam się na łokciach, czekając na odpowiedź. Serce waliło mi jak szalone.

Kobieta w trudnym do określenia wieku miała jasnobrązowe oczy i bardzo ciemne brwi. Jej włosy zlewały się z kolorem drewna lipalowego. Bił od niej aromat ziół i trudna do ukrycia Moc Medyka. Miała na sobie oliwkowozielone szaty pałacowej uzdrowicielki, choć byłam pewna, że nigdy wcześniej jej tu nie widziałam. Obdarzona wpatrywała się we mnie przez chwilę, zanim odpowiedziała:

- Żyją.

Zalała mnie fala nieopisanej ulgi. Opadłam z powrotem na posłanie.

Żyją.

I wracamy do normy, czyli akcja znowu się rozkręca :) Przypominam, że z każdym kolejnym rozdziałem jesteśmy coraz bliżej końca tej historii! W komentarzach pojawia się coraz więcej teorii, ale spokojnie - nie będę trzymać Was w niepewności w nieskończoność.

Dziękuję wszystkim, którzy dotarli aż tutaj!

Jak zawsze jestem wdzięczna za każdy komentarz, każdą gwiazdkę i polecenie <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro