Nie przyjechali

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Światło zimowego słońca wdzierało mi się pod powieki. Obróciłam głowę. Na szafce nocnej przy łóżku stała kryształowa szklanka z wodą. Podniosłam się na łokciu, by upić trochę. Moje spojrzenie natrafiło na stolik, którego w nocy nie zauważyłam. Był pięknie rzeźbiony, a na błyszczącym blacie stał wazon pełen białych róż. Wyglądały jak te, które zaledwie wczoraj zdobiły pałac. Zapewne ktoś przyniósł je, gdy spaliśmy.

Coś szarpnęło i nagle znowu leżałam na wznak. Jedynym, co zobaczyłam, były ciemne włosy mężczyzny, gdy nachylił się nade mną i zaczął całować mnie po szyi, piersiach i brzuchu. Wsunęłam palce między czarne fale i ochoczo poddałam się pieszczotom.

Kiedy parę godzin później byliśmy gotowi opuścić sypialnię, słońce stało wysoko na niebie. Po kąpieli wreszcie zerknęłam na zegar znajdujący się w części bibliotecznej. Zbliżało się południe.

– Myślisz, że ktoś będzie nas dziś potrzebował? – zapytał Gerard wychodząc z łazienki.

Obróciłam się w jego stronę. Mój mąż miał na sobie tylko luźne spodnie. Właśnie wycierał włosy ręcznikiem. Przez chwilę sterczały na wszystkie strony, lecz kiedy użył Mocy, by je wysuszyć, ułożyły się w jego codzienną fryzurę. Uśmiechnęłam się na ten widok. To było tak domowe i rozczulające.

Zanim zdążyłam mu odpowiedzieć, rozległo się pukanie do drzwi.

– Wejdź – powiedział Haller głośno.

Klara wsadziła głowę pomiędzy drzwi a futrynę. Oczy miała zasłonięte ręką.

– Bezpiecznie? – spytała. – Można patrzeć?

– Można – roześmiałam się.

Strażniczka ostrożnie weszła do środka.

– Widzę, że niczego nie zniszczyliście – zauważyła z niejakim zaskoczeniem.

– A czego się spodziewałaś? – odezwał się Gerard i stanął obok mnie. Na szczęście już w koszuli, bo nie ręczyłabym za swoją reakcję.

Klara zaczerwieniła się mocno. Odchrząknęła. Zrobiła krok do przodu. I wtedy do środka wbiegła kolejna osoba.

– Kuzynie, dałeś radę! – krzyknęła Dolora.

Popatrzyłam na Gerarda, a on na mnie. Wzruszył ramionami. Żadne z nas nie wiedziało, o co chodzi Strażniczkom. Dolora wymownie wzniosła oczy ku niebu.

– Rany... wszystko trzeba wam tłumaczyć jak dzieciom! Pamiętacie, jak mówiłam o tym, że skonsumowanie małżeństwa w rodzinie królewskiej niesie ze sobą wybuch Mocy? No! – wykrzyknęła, patrząc na nasze głupie miny. – To sądząc po tym, co poczuli wszyscy w pałacu, dobrze wam poszło! Kto był na górze? Dobrze zgaduję, że Gerard?

Zawstydzona Klara zaczęła się śmiać. Początkowo cicho, pod nosem, potem coraz głośniej, aż wreszcie stała zgięta i trzymała się za brzuch. Jej twarz była cała czerwona. Ja starałam z nieelegancko otwartą buzią i kompletnie nie wiedziałam, co powiedzieć, a kiedy popatrzyłam na męża, by szukać u niego ratunku, okazało się, że jego mina wyraża ni mniej, ni więcej – tylko głębokie zadowolenie. Ukryłam twarz w dłoniach.

Dom wariatów!

– Jest jakiś szczególny powód waszego najścia? – spytał Gerard.

Klara powoli się uspokajała.

– A co, wolałbyś mieć więcej czasu? – Dolora wyszczerzyła zęby w uśmiechu. – Spokojnie, jeszcze się sobą nacieszycie.

– Królowa was wzywa – powiedziała Klara, poważniejąc. – Jest w bibliotece. Czeka razem z państwem Haller.

Popatrzyliśmy po sobie. Naszły mnie niejasne przeczucia, że wydarzyło się coś niedobrego.

– Dajcie mi chwilę – poprosiłam.

Klara podążyła za mną, by pomóc mi się zebrać. Włosy upięłam wysoko, zgodnie z moją nową pozycją mężatki. Przyjaciółka założyła mi biżuterię, którą przyniosła ze sobą, a kiedy zapinała guziki mojej sukienki, spytała szeptem:

– Opowiesz mi później wszystko?

Zachichotałam.

– Jasne!

Potem we czworo ruszyliśmy do biblioteki. Dolora co chwilę żartowała z naszej nocy poślubnej, Klara śmiała się pod nosem, ja przewracałam oczami, a Gerard, co zaskakujące, grał w grę kuzynki. Wreszcie stanęliśmy przed bogato zdobionymi odrzwiami. Miały ponad trzy metry, były zrobione z ciemnego drzewa o miodowym połysku, a rzeźbienia, które na nich wykonano, przedstawiały wydarzenia z historii Eregii. Mężczyzna otworzył ciężkie skrzydło.

Przywitaliśmy się z osobami zebranymi w środku. Wśród nich była moja matka, Hallerowie i Félicien. Na ustach naszych rodziców igrał lekki uśmiech. Nasze matki wymieniły porozumiewawcze spojrzenia. Byłam wdzięczna, że żadna z nich nie skomentowała wydarzeń z ostatniej nocy.

– Dobrze, że już jesteście – powiedział Amalgun. – Obawialiśmy się, że będziemy musieli długo na was czekać.

A jednak nie uniknęliśmy komentarza, pomyślałam.

Dolora powstrzymała śmiech. Życzyłam przyjaciółce, by jej twarz zrobiła się czerwona z wysiłku.

– Coś się stało? – zapytał Gerard, by zmienić temat.

– Pamiętacie atak na Skalny Zamek? – zaczęła Remia. – Laura odkryła, że napastnicy byli zaopatrzeni w dziwne amulety z czarnego kamienia, które blokowały naszą magię. Ustaliliśmy później, że po tym, jak nasi ludzie zbadają owe wytwory, prześlemy je do Białego Pałacu. Zrobiliśmy to. – Zrobiła pauzę. Cisza zabrzmiała złowieszczo. Intuicja podpowiadała mi, że dalszy ciąg może nie być radosny. – Dziś otrzymaliśmy informację, że znaleziono zmasakrowane ciała naszych wojowników. Zabrano ich broń oraz to, co przewozili.

– Gdzie ich znaleziono? – zapytał natychmiast dowódca Strażników.

– W Ciemnym Borze, na ostatnim odcinku drogi oddzielającej region północny od centralnego – odpowiedział Amalgun. – Niedaleko miejscowości Arres. Tam miał dołączyć do nich jeszcze jeden mężczyzna. To on znalazł ciała. Wyruszył na poszukiwania, kiedy grupa nie stawiła się na miejscu spotkania.

– Ilu ludzi? – dopytywał Gerard, a w jego głosie słychać było napięcie.

– Piętnastu.

Piętnaście istnień zostało brutalnie przerwanych, by ktoś wszedł w posiadanie amuletów blokujących nadludzkie Moce obdarzonych. Piętnaścioro ludzi nie wróci już do domów, do rodzin, ponieważ ktoś postanowił poświęcić ich życie dla realizacji swojego planu, którego nie znaliśmy. Poczułam, jak to brzemię opada na moje ramiona. Usiadłam na wyłożonym granatowym aksamitem fotel.

– Wiemy, jak działały amulety. Przez nie byliśmy bardzo osłabieni – rzekłam. – Ile z tych, które zgromadziliśmy po ataku w waszym domu, zostało przejętych przez wroga?

– Wszystkie – odparła natychmiast Remia. – Ponad trzydzieści kamieni. Mamy wyniki naszych badań, ale miałam nadzieję, że Naukowcy z Sallisteru rzucą więcej światła na pochodzenie i właściwości amuletów.

– Czarne kamienie? – Nieoczekiwanie ożywiła się Dolora. – Z całym szacunkiem, ale wydaje mi się, że mogę dysponować jednym takim.

– W jaki sposób? – spytała ostro Remia. – Jak mogłaś wejść w jego posiadanie?

– Wtedy nie zwróciłam na to uwagi, ale jak tak teraz o tym myślę, to zauważam pewne podobieństwo pomiędzy kamieniem, który zabrałam z jaskini w górach – wyjaśniała. – Tej jaskini, w której nas zaatakowano...

Zerknęłam szybko na mamę. Nie mówiłam jej o tej stronie naszej podróży. Widziałam, że to błąd, ponieważ teraz Królowa nachyliła się ku mojej Strażniczce, mrużąc oczy. Aż za dobrze znałam ten grymas.

– Jak to: zaatakowano was? – zapytała powoli.

Dolora chyba zrozumiała, że znalazła się w opałach.

– Podczas podróży kilka razy natknęliśmy się na wrogów – odezwałam się szybko. – Ale wyszliśmy cało z każdego ataku.

– A ile ich było? – Moja matka nie dawała za wygraną. – I dlaczego żaden ze Strażników mi tego nie zaraportował?

– Niech pomyślę – odezwała się cicho Klara i zaczęła liczyć na palcach. – Dziwne zdarzenie zaraz po opuszczeniu pałacu, atak w lesie, potem spotkanie z przemieńcami... – Na te słowa Emerencja, Remia i Amalgun wyprostowali się z wrażenia. – Następnie atak w górach, a w końcu w Skalnym Zamku... – urwała i spojrzała przepraszająco na Królową.

Mama była wściekła, choć dla nieuważnego obserwatora musiała stanowić wcielenie spokoju i dystynkcji. Zwróciła się ku mnie. W jej oczach błyszczał gniew i coś gorszego. Zawód.

– Później przyjdziesz do mnie i opowiesz mi dokładnie, co się wydarzyło.

– Królowo – odezwał się Gerard i położył mi rękę na ramieniu. – Jeśli pozwolisz, ja również się stawię. Nasze wspólne obserwacje mogą być bardziej pomocne.

Emerencja skinęła głową.

– Strażniczko, idź po kamień, o którym mówiłaś – rozkazała Dolorze.

W czasie oczekiwania na jej powrót mama rozmawiała z ojcem Daniela. Rozejrzałam się, uzmysławiając sobie, że brakuje mojego przyjaciela. Nagle doszło do mnie, że zaraz po moim ślubie miał opuścić pałac. Poczułam ukłucie w sercu.

– Mam! – wykrzyknęła Dolora, kiedy tylko weszła do biblioteki.

Dziewczyna niosła przedmiot na rozłożonej na płasko dłoni, zupełnie jakby trzymała na niej jadowite stworzenie. Ciemny kamień połyskiwał niewinnie, jednak wiedzieliśmy już, że jest wyjątkowo niebezpieczny. Wpatrywaliśmy się w kroczącą ku nam Dolorę. Dopiero kiedy przeniosłam wzrok z kamienia na twarz Strażniczki, zauważyłam widniejące na niej napięcie i krople potu perlące się na jej czole.

– Połóż go na stoliku – poprosiłam ją.

Dolora z ulgą pozbyła się brzemienia.

– Nie wygląda groźnie – zauważył Félicien.

Może byłam przewrażliwiona, ale w jego głosie brzmiało ledwie wyczuwalne lekceważenie.

– Jego wygląd o niczym nie świadczy – powiedział Amalgun. – Przekonaliśmy się o jego sile. Doloro, jesteś pewna, że z takiego właśnie kamienia stworzono amulety?

– Nie byłam pewna – przyznała Strażniczka. – Ale droga z mojej komnaty do biblioteki, a raczej to, co czułam w międzyczasie, utwierdziło mnie w przekonaniu, że mam rację.

Moja mama wstała, podeszła bliżej stolika i przypatrywała się kamieniowi. Wyciągnęła rękę i posłała w jego kierunku słaby impuls Mocy. Kiedy to nie wywarło żadnego efektu, powtórzyła zabieg, używając więcej magii. Na jej czole pojawił się mars.

– Pochłania Moc – powiedziałam, gdy do niej podeszłam.

– Nie – nie zgodziła się ze mną. – Anihiluje ją.

– Co to znaczy, Królowo? – spytała Klara, patrząc mi przez ramię.

– Unicestwia magię – wyjaśnił Félicien.

Mężczyzna przypatrywał się kamieniowi z mieszaniną fascynacji i pożądania w ciemnozielonych oczach. Gdy wyczuł na sobie mój wzrok, posłał mi wrogie spojrzenie, a gdy ponownie popatrzył na kamień, jego twarz nie zdradzała już żadnych emocji.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro